sobota, 30 marca 2013

Bom Bom! 11 — Wielki brat

Itachi Uchiha miał to do siebie, że lubił zaskakiwać. Wśród wielu wad, którymi dysponował, jego nieustanna chęć uprzykrzenia życia bratu była z pewnością największym minusem. Łączyła ich dziwna relacja, opierająca się w połowie na wzajemnej rywalizacji, w połowie na trudnej do zdefiniowania symbiozie. Można ją było jednak dostrzec nadzwyczaj rzadko i na co dzień odczuwalna była przede wszystkim nienawiść, jaką bracia do siebie żywili.

— Syn marnotrawny powrócił do domu — powiedział Sasuke, uśmiechając się cynicznie. Pochylił głowę, chcąc, żeby grzywka zasłoniła mu częściowo twarz, na której wciąż znajdowały się przecież siniaki.

Itachi nie odpowiedział, uważnie obserwując brata. Miał ciężki charakter, niektórzy twierdzili, że cięższy nawet od Sasuke czy ich ojca. Bipolarność sprawiała, że z wesołego mężczyzny stawał się zimną bryłą lodu. Do tych niespodziewanych zmian nastroju zdążył przywyknąć jedynie Sasuke, ponieważ on, bez względu na stan, w jakim aktualnie znajdował się jego brat, nienawidził go wciąż tak samo.

— Wróciłbym wcześniej — podjął Itachi i uśmiechnął się do niego beznamiętnie — gdybym wiedział, że mojego brata ktoś tak pobił. — Wyciągnął rękę w stronę twarzy Sasuke, ale ten uciekł od dotyku.

— To nie twoja sprawa — odpowiedział chłodno, starając się ukryć zirytowanie. — Dlaczego wróciłeś tak wcześnie? Interesy nie poszły?

— Wręcz przeciwnie. — Itachi zmrużył oczy. Z wyglądu byli do siebie podobni, ale starszy przez swoją subtelną, niemal kobiecą urodę bardziej przypominał matkę. Pociągłe, delikatne rysy twarzy, długie włosy i drobne dłonie nie pasowały do jego charakteru. Czasami, kiedy się go dobrze znało, można było odnieść wrażenie, że Itachi był potworem zamkniętym w ciele wrażliwego mężczyzny.

— Jestem zmęczony, idę na górę — powiedział Sasuke, jednak Itachi złapał go za nadgarstek, kiedy chciał odejść. 

— Zmęczony treningiem czy bójką? Rodzice wiedzą? Ojciec nic mi nie mówił.

— I nie powie — uciął młodszy — to moja sprawa.

— Skoro tak twierdzisz — prychnął Itachi z rozbawieniem. — Chciałbym jednak poznać imię bohatera, który cię pobił. Musi być naprawdę w porządku.

Sasuke nie odpowiedział. Stał tylko przed Itachim — wyprostowany, zdeterminowany i wściekły. Swój gniew starał się maskować, ale płomiennego spojrzenia nie mógł ukryć. Straszy z braci zaśmiał się cicho.

— Nie oburzaj się tak, chcę cię tylko chronić. W końcu jesteś gwiazdą sportu.

Itachi kpił z Sasuke w żywe oczy, a on nie mógł zrobić nic innego, jak tylko starać się uspokoić. Dzisiaj nie był jego najlepszy dzień, zwłaszcza po nieudanej konfrontacji z Naruto.  Ten chłopak wysysał z niego całą złośliwość i chłód, którymi na co dzień dysponował. Dopiero teraz, podczas spotkania z bratem, mógł to zauważyć. Przeklął w myślach.

— Idę do pokoju — warknął, wyrywając rękę z uścisku Itachiego i nie czekając na jego reakcję, skierował się w stronę schodów.

Itachi obserwował plecy oddalającego się brata, zastanawiając się, kto mógł go tak urządzić. Podejrzewał, że Sasuke nic mu nie powie, ale zupełnie zaskoczyło go, że jego brat tak szybko wycofał się z rozmowy. Nie wierzył, że Sasuke był po prostu zmęczony, musiało chodzić o coś więcej, a on dowie się o co. Nie, on zrobi wszystko, żeby dowiedzieć się o, co chodziło.

Pensjonat rodziny Uchiha urządzony był w nowoczesnym stylu. Pomimo że wybudowano go dobre dwadzieścia lat temu, nieustanne remonty i modernizacje, które przeszedł, sprawiały, ze wyglądał jak nowo powstały luksusowy hotel. I właśnie takie było jego przeznaczenie — zatrzymywali się w nim najbogatsi klienci. Fugaku niejednokrotnie podkreślał, że jego pensjonaty są perłą w koronie Utah. Dzięki renomie, którą przez lata udało mu się zdobyć, otworzył sieć hoteli, rozsianych w całych Stanach Zjednoczonych, a ostatnie projekty, zainicjowane dzięki Itachiemu, zakładały stworzenie pensjonatów również w Europie oraz Azjii — zwłaszcza w rodzinnej Japonii, z której pochodziło państwo Uchiha.

Sasuke zdążył się już przyzwyczaić do wielkości pensjonatu oraz tłumu, jaki  przez połowę roku w nim panował. Co nie znaczy jednak, że go łatwo znosił. Z natury był raczej samotnikiem i drażniło go przebywanie wśród ludzi, szczególnie tych, których nie znał. Tym bardziej wśród zauroczonych nim kobiet. Liczne treningi, zajęcia szkolne czy w końcu zawody całe szczęście ograniczały czas, który spędzał w pensjonacie. Często był tak zajęty w ciągu dnia, że wracał tylko, żeby się przespać. Ironia, że własny dom — bo w końcu nim był — traktował jak hotel.

Wspinając się po drewnianych schodach prowadzących na piętro, Sasuke zauważył pokojówkę, którą natychmiast zatrzymał. Kobieta spojrzała na niego zaskoczona, ale po chwili uśmiechnęła przyjaźnie i przywitała.

— Towar dla Orochimaru już jest? — zapytał nieco ostrzej niż zamierzał.

— Tak, zostawiłam go w magazynie. Mam go już przynieść?

— Tak. — Puścił ją, a pokojówka zbiegła po schodach, oglądając się jeszcze za nim kilkakrotnie. Była młodą, na oko trzydziestoletnią kobietą o dużych niebieskich oczach. Sasuke zupełnie nieświadomie odprowadził ją wzrokiem. Nawet nie miał pojęcia, że jej się podobał, dobrze się z tym ukrywała.

Klatka schodowa, na której się znajdował, była przeszklona i dawała dobry widok na panoramę górskiego miasteczka. Światła budynków rozjaśniały granatową noc, ale dopiero za kilka tygodni, jak spadnie śnieg, wieczorne światło wydobędzie prawdziwy urok górskiego miasteczka.

Sasuke przez dłuższą chwilę stał tak, wpatrując się w szybę. Jego sylwetka odbijała się w niej i mógł dostrzec niewyraźne sińce na twarzy. Zaklął w myślał, po raz kolejny przypominając sobie, jak Naruto Uzumaki go urządził. Nie pamiętał, że ktoś kiedykolwiek go tak ośmieszył, jak zrobił to ten kalifornijski idiota i pomimo że już udało mu się na nim zemścić, wciąż odczuwał niedosyt. Naruto nadal emanował tą irytującą pewnością siebie. Nadal był w stanie Sasuke sprowokować, wyśmiać, rozzłościć. „W końcu przestanie się opierać”, pomyślał Sasuke z irytacją. Złamie go tak jak był w stanie złamać każdego.

Naruto był synonimem problemów, które piętrzyły się nad Sasuke w zastraszającym tempie. Dzisiaj doszedł kolejny. Itachi będzie chciał dowiedzieć się, co się stało przez ostatnie kilka dni, w końcu nie na co dzień Sasuke pojawiał się z posiniaczoną twarzą. Jego brat był zbyt ciekawski i uparty, żeby odpuścić.

— Przesyłka — usłyszał nagle i zauważył na schodach zdyszaną pokojówkę. Skinął głową, odbierając od niej niewielką paczkę.

— Dzięki — mruknął, zatrzymując dłużej wzrok na jej twarzy. Kobieta uśmiechnęła się do niego i nawet nieco zarumieniła, ale Sasuke nie zwrócił na to uwagi. Zanim zdołała coś powiedzieć, odszedł.

Idąc do swojego pokoju, zaczął się zastanawiać, czy plotki — które, nie miał wątpliwości, rozniosą o nim pracownicy — dotrą do jego rodziców. Nie obchodziło go, co myśleli ludzie pracujący dla jego ojca, mogli mówić co chcieli, byleby nie miał przez nich później kłopotów z ojcem.

W korytarzu nie spotkał już nikogo, ani pracownika, ani turysty. Skrzydło, w którym wybrał swój pokój, należało do najmniej uczęszczanych, ze względu na niezbyt zachęcający widok z okien pokojów. Kto w końcu, przyjeżdżając do górskiego kurortu, chciałby oglądać tyły pensjonatu, szarą ulicę i stok dla początkujących? Nie było w tym widoku nic zachęcającego, nawet jeśli w oddali majaczyły łańcuch górskich szczytów. Turyści tylko w ostateczności wybierali pokoje mieszczące się w tej części. Kiedy pensjonat był oblężony, w sezonie zimowym, Sasuke miał mniej prywatności.



*



Naruto wszedł do domu, nieumyślnie głośno trzaskając drzwiami. Nie musiał długo czekać, aż zjawił się jego ojczym, urządzając mu kolejną awanturę. Jak się okazało jego przyrodnia siostra widziała jego kłótnie z Sasuke i Nejim, i nie zapomniała o wszystkim donieść rodzicom. Kushiny na nieszczęście nie było, ponieważ wyszła do przyjaciółki. Naruto przeprosił, a raczej go zbył, szybko znikając w swoim pokoju. Dopiero kiedy był sam i nikt nie mógł go zobaczyć, uśmiechnął się szeroko, roześmiał się do siebie i wskoczył na łóżko.

— Uchiha, ty głupi kretynie — prychnął, kręcąc głową. Trochę żałował, że mu dzisiaj nie dowalił, ale może to nawet i lepiej. — Następnym razem — powiedział sobie.

Zaczął gorączkowo szperać po kieszeniach, kiedy usłyszał, że dzwoni mu telefon. Uśmiechnął się, kiedy zobaczył, kto dzwoni. Kumple z L.A. Odebrał natychmiast ze słowami:

— I co słychać w wielkim świecie, kretyni?



*



Sasuke wjechał swoją terenówką na szkolny parking, który był już zapełniony po brzegi. Na szczęście jego miejsce stało puste. Zaparkował, po czym wyłączył silnik i zabrał plecak. Nie wyszedł jednak, chwilę zostając w samochodzie. Miał nadzieję, że dzisiaj to będzie jego szczęśliwy dzień, nie Uzumakiego i że koniec końców nie wylądują w areszcie, bo miał coraz większe wrażenie, że ta znajomość zmierzała tylko do tego.

Szkolny próg przekroczył o dziesiątej punkt trzy, jak zwykle zresztą. Nikt nie zainteresował się jego przybyciem. Sprzątaczki siedziały w swojej klitce, plotkując zawzięcie, woźny baraszkował z kucharką w… Sasuke od zawsze miał nadzieję, że jednak nie w kuchni. Reszta towarzystwa przyjemnie spędzała czas na zajęciach.

Sasuke ze względu na swoje poranne treningi zaczynał lekcje później niż wszyscy. W końcu tytuł jednego z najlepszych snowboardzistów na świecie do czegoś zobowiązywał. Pierwsze starcie z deską rozpoczynało się o siódmej, często gdy na zewnątrz było jeszcze ciemno, a kończyło po dwóch godzinach intensywnej jazdy. Wczesny ranek zazwyczaj spędzał w hali, pracując nad ewolucjami. Ze sztucznej rampy skakał do basenu pianek, ćwicząc nowe skoki. Później, gdy robiło się widniej, wraz z Kakashim jechali na lodowiec. Najpierw rozgrzewka na Big Air — przedsmaku HalfPipa, później kilka zjazdów po królewskiej rampie, aż w końcu przychodził czas na szybki prysznic i Sasuke musiał wracać do szkoły.

Więc oto i był. Sam, jeden, na wyludnionym korytarzu. Najpierw odwiedził szatnię, zostawiając kurtkę i zmieniając obłocone buty na adidasy, później skierował się do szafki, która — jak łatwo się domyślić — znajdowała się na uboczu, w ślepym zaułku, gdzie rzadko kiedy ktoś się zapuszczał. Jedynym minusem było to, że rozkochane w nim nastolatki mogły bez skrępowania wrzucać liściki miłosne do jego szafki.

Sasuke aż przystanął, kiedy zobaczył, kto kręcił się koło jego szafki.



*



Naruto udało się przeżyć w górskim miasteczku już trzy dni. Biorąc pod uwagę, jak bardzo go tutaj nienawidzili, odniósł sukces. Jeśli przeżyje i dzisiaj będzie to spektakularny sukces.

Wczorajsza rozmowa ze znajomymi z L.A. wbrew pozorom wcale nie poprawiła mu humoru. Opowiedział im o ojczymie, przyrodniej siostrze, snowboardzie a przede wszystkim o Sasuke Uchiha. Podkoloryzował, że ugania się za nim Sakura Haruno, reszta dziewczyn zresztą też, w co oczywiście znajomi nie uwierzyli. Nastrój pogorszył mu się, kiedy wspomnieli o surfingu. Wtedy spojrzał na swoją deskę wciśniętą między niskimi ścianami poddaszowego pokoju. Dałby wszystko, żeby znowu zanurzyć się w oceanie.

Na domiar złego kiedy ojciec wieczorem dał mu spokój, na nowo zaatakował z rana. Ostrzegł go, że jeśli jeszcze raz podniesie rękę na Uchihę, nie ręczy za siebie. „Pożałujesz tego”, groził mu i obiecywał, a Naruto roześmiał mu się w twarz w momencie, w którym pojawiła się Kushina, kończąc ich spór. Było jednak oczywiste, że po powrocie ze szkoły, czeka go druga runda. Ojczym tak łatwo nie odpuści.

Wyczuł nagle czyjąś obecność za sobą. Trwały lekcje, więc na korytarzu powinno nikogo nie być. On za zezwoleniem dyrektorki mógł urządzić się w nowej szafce, którą mu przydzielili.

Odwrócił się momentalnie, żeby spojrzeć na Uchihę.

— Co tu robisz? — zapytał z zaskoczeniem, a Sasuke zmarszczył brwi. Nie odpowiedział, podszedł do niego i pchnął go ramieniem, żeby podejść do swojej szafki. Naruto przeklął, momentalnie łapiąc go za bluzę. — Zadałem chyba pytanie, idioto, nie?!

— Wrzucasz mi do szafki miłosne liściki? — zapytał Sasuke chłodnym tonem, mrużąc swoje czarne, błyszczące oczy. Uśmiechnął się półgębkiem, z bliska obserwując zmianę na twarzy Naruto.

— Co? — Ten zamrugał, odsuwając się. — O czym ty pieprzysz? — Nie mógł uwierzyć, że ktoś był aż tak arogancki.

— Co robisz przy mojej szafce, Uzumaki?

— A nie widzisz? — prychnął poirytowany, ręką wskazując na swoją otwartą szafkę. Przełknął ślinę, patrząc na Sasuke z niespodziewanym dla siebie napięciem. Musiał mieć się na baczności — byli na korytarzu sami i z tego co zauważył, nie było tutaj kamer.

Sasuke zadziałał błyskawicznie, łapiąc Naruto za bluzę i przyszpilając do szafek. Dla zasady uderzył nim o nie kilka razy.

— Odwal się ode mnie! — warknął wściekły, starając się go od siebie odepchnąć , ale Sasuke pozostawał nieugięty.

— Nawet mi nie mów, że masz koło mnie szafkę.

— A jednak — prychnął Naruto i zmarszczył brwi. Nie miał pojęcia, co Sasuke zrobił, jakim szatańskim środkiem się natarł, ale pachniał tak, że trudno było się skupić. Zwłaszcza, kiedy znajdował się tak blisko. Starał się wyrwać, ale Sasuke był dzisiaj wyjątkowo mocny i uparty — nie puszczał.  Znowu chciał coś powiedzieć, gdy usłyszeli nagle hałas, więc spojrzeli w bok.

Woźny — gruby, pyzaty i zdrowo zarumieniony mężczyzna — stał na korytarzu, wpatrując się w nich z wyjątkowo dziwnym wyrazem twarzy. Pod jego nogami leżała skrzynka na narzędzia, którą upuścił, kiedy ich zobaczył.

— My nie! — chciał zaprotestować Naruto, ale woźny ulotnił się szybko, przepraszając, że im przerwał. Sasuke zaklął siarczyście, uderzając pięścią zaraz obok głowy Naruto.

— Świetnie! — warknął, a na jego policzkach pojawił się rumieniec. Naruto uśmiechnął się trochę głupio, widząc to.  — Przez ciebie ten stary pierdziel wziął nas za cioty.

— A nie jesteś? — Naruto udał zaskoczenie, w ostatniej chwili zsuwając się po szafce, zanim w miejscu, gdzie przez chwilą była jego głowa, wylądowała pięść Sasuke. Niefortunnie jednak — to raczej nie był szczęśliwy dzień dla Naruto — poślizgnął się, skutkiem czego jego twarz znalazła się prosto przed rozporkiem Uchihy.

Tym razem upadł mop, kiedy zauważyła ich sprzątaczka.

— Zabiję cię! — jęknął Sasuke, odskakując od klęczącego Naruto jak oparzony. — Naprawdę cię zabiję!

— Zanim ja cię w tym nie ubiegnę — prychnął Naruto, podnosząc się najszybciej jak umiał. Sam mimowolnie też się zarumienił.

Sasuke wyglądał jak tornado, tajfun, albo inny kataklizm, przed którym Naruto nie miał się gdzie schować. Nie, żeby chciał — stawi czoła nawet wściekłemu Lucyferowi jeśli będzie musiał.

— Pożałujesz tego — powiedział Sasuke, pochylając się nad nim. Z rumieńcem na twarzy i błyszczącymi oczami naprawdę wyglądał, jakby właśnie robił z Naruto coś niestosownego. — Wczoraj, na stoku, uratowałem twoją dupę. Coś mi się należy w zamian.

Naruto mógłby się w tym momencie roześmiać, zakpić, zacząć krzyczeć, ale zabrakło mu słów. Po raz pierwszy zabrakło mu słów. Najbardziej przerażające było to, że Sasuke naprawdę zabrzmiał poważnie.

Z trudem przełknął ślinę, podświadomie wciskając się mocniej w szafki.

 — Chyba nie… — zaczął Naruto, ale nie dokończył, ponieważ zabrzmiał dzwonek, a uczniowie wysypali się z klas, przerywając im konfrontację, która zaczęła schodzić na coraz bardziej intymne rejony. 

Sasuke dla pewności odsunął się od niego jeszcze o kilka kroków. Mina, którą zrobił Naruto była warta tych słów. Uśmiechnął się nonszalancko, ten uśmiech kradł kobiece serca, ale Naruto okazał się na niego nieco bardziej odporny.

— Rozdziewiczyłeś już niejedną dupę, co, Uchiha? — zapytał cicho. Sasuke nie odpowiedział, pokręcił głową, poprawiając swoją sportową bluzę.

— Jeszcze pożałujesz, że się tu pojawiłeś, Uzumaki — powiedział nagle, przybliżając się do niego. — Wkrótce poznasz, co to jest Bom Bom.

Naruto zamrugał. Był pewien, że się przesłyszał, ale po minie Sasuke uznał, że nie.

— Bom Bom? — wykrztusił, dławiąc się ze śmiechu. — A co to za debilna nazwa? Bawicie się tu w Indian, czy co, kurwa?

Sasuke już chciał zareagować, ale w ostatniej chwili powstrzymał się przed uderzeniem Naruto w twarz. Rzucił mu chłodne, pełne wyższości spojrzenie, jakby co najmniej ujawnił niewolnikowi jakiś szczegół z życia arystokracji. Przynajmniej Naruto tak się poczuł, czując na sobie to spojrzenie czarnych oczu. Poczuł się jak prywatny murzyn Sasuke.



Plan lekcji ułożył im się tak, że większość zajęć wypadło im osobno i, ku nieskrywanemu zadowoleniu obu, niewiele mieli ze sobą do czynienia. O ile Naruto miał zły humor rano, o tyle szczęście wyjątkowo dopisało mu później. Na biologii — trzeba to dodatkowo podkreślić — przydzielono go do pary z… Sakurą Haruno, przez co Naruto wprost tryskał dobrym humorem i gdyby Sasuke miał razem z nimi zajęcia, najchętniej pokazałby mu środkowy palec. To on, a nie Uchiha, mógł pracować z najładniejszą dziewczyną w szkole! Wprawdzie praca nie była zbyt wdzięczna, bo mieli przeprowadzić sekcje zwłok (nie tym razem nie żaby) małej świni.

— Lubisz to? — zapytał Naruto, uśmiechając się najbardziej czarująco jak umiał. Sakura spojrzała na niego poirytowana, trzymając w ręce ostry nożyk do przekrojenia nieżywego zwierzęcia. Gdyby Naruto miał instynkt samozachowawczy z pewnością bardziej by uważał.

— Babrać się z świńskiej krwi? Nie sądzę.

— A kto by lubił? — zaśmiał się, już chcąc podrapać się po karku, ale w ostatniej chwili przypomniał sobie, że miał na rękach rękawiczki umazane krwią. Odchrząknął więc, zażenowany i na domiar złego zaczerwienił się mocno. Sakura go nieco peszyła.

— Więc nie zadawaj głupich pytań i daj mi pracować. W przeciwieństwie do ciebie, chciałabym to zaliczyć.

— Ale kto powiedział, że ja nie chcę zaliczać? — oburzył się Naruto. — Zwłaszcza z Tobę! — zaśmiał się głośno, zwracając uwagę połowy klasy, w tym i nauczyciela.

— Zamknij się wreszcie, idioto! — syknęła Sakura, odwracając wzrok na nieżywe prosię. Zdecydowanym ruchem wbiła w jego różowy brzuch nożyk.

— Taka fajna dziewczyna jak ty pewnie też nieźle się uczy, no nie? Może pomogłabyś mi po szkole w lekcjach? Pokazałbym ci przy okazji swoje puchary z zawodów surfingowych.

Miał jeden, który kupił mu Iruka na zachętę, ale o tym Sakura nie musiała wiedzieć. Najważniejsza w końcu jest dobra reklama, resztą można martwić się później.

Nagle wyraz twarzy Sakury momentalnie się zmienił. Uśmiechnęła się do Naruto słodko i ten był już pewny, że wygrał. Odwzajemnił uśmiech, nie przejmując się krążącym wokół nich nauczycielem.

— Serio? — zapytała Sakura, a Naruto z nonszalanckim uśmiechem oparł się o blat obok prosiaka.

— Jasne, mała — powiedział niskim głosem, starając się brzmieć trochę jak Uchiha.

— Guzik mnie to interesuje — prychnęła z pogardą — myślisz, że jesteś w stanie konkurować z Sasuke?! Odczep się ode mnie i zacznij w końcu pracować, bo powiem nauczycielowi, że nic nie robisz! — warknęła nieco zbyt głośno, bo wykładowca usłyszał jej słowa i — niefortunnie dla Naruto — przeniósł go do grupy z Hinatą. Nawet nie miał czasu zaprotestować, a przede wszystkim, na czym mu bardziej zależało, zaprzeczyć. W końcu był lepszy od Sasuke Uchihy w każdym calu i Sakura musi to wiedzieć. Nie przyjmuje innej opcji.

Pracując w grupie z Hinatą również był myślami daleko od anatomicznych ćwiczeń. Pierwsze jego uwagę zwróciła nowa partnerka. Nie miał pewności kto był bardziej różowy — świnia czy ona. Szybko jednak przestał zaprzątać sobie tym głowę, bo całą uwagę poświęcił na układaniu planu, jak udowodnić Sakurze, że Sasuke nie ma z nim żadnych szans. Nie miał wątpliwości co do tego, że Haruno za nim szaleje. W końcu, jak to mówią, kto się czubi, ten się lubi. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę pisać komentarz pod najnowszą notką.