Itachi Uchiha miał to do siebie, że
lubił zaskakiwać. Wśród wielu wad, którymi dysponował, jego nieustanna chęć
uprzykrzenia życia bratu była z pewnością największym minusem. Łączyła ich
dziwna relacja, opierająca się w połowie na wzajemnej rywalizacji, w połowie na
trudnej do zdefiniowania symbiozie. Można ją było jednak dostrzec nadzwyczaj
rzadko i na co dzień odczuwalna była przede wszystkim nienawiść, jaką bracia do
siebie żywili.
— Syn marnotrawny powrócił do domu —
powiedział Sasuke, uśmiechając się cynicznie. Pochylił głowę, chcąc, żeby
grzywka zasłoniła mu częściowo twarz, na której wciąż znajdowały się przecież
siniaki.
Itachi nie odpowiedział, uważnie
obserwując brata. Miał ciężki charakter, niektórzy twierdzili, że cięższy nawet
od Sasuke czy ich ojca. Bipolarność sprawiała, że z wesołego mężczyzny stawał
się zimną bryłą lodu. Do tych niespodziewanych zmian nastroju zdążył przywyknąć
jedynie Sasuke, ponieważ on, bez względu na stan, w jakim aktualnie znajdował
się jego brat, nienawidził go wciąż tak samo.
— Wróciłbym wcześniej — podjął Itachi
i uśmiechnął się do niego beznamiętnie — gdybym wiedział, że mojego brata ktoś
tak pobił. — Wyciągnął rękę w stronę twarzy Sasuke, ale ten uciekł od dotyku.
— To nie twoja sprawa — odpowiedział
chłodno, starając się ukryć zirytowanie. — Dlaczego wróciłeś tak wcześnie?
Interesy nie poszły?
— Wręcz przeciwnie. — Itachi zmrużył
oczy. Z wyglądu byli do siebie podobni, ale starszy przez swoją subtelną,
niemal kobiecą urodę bardziej przypominał matkę. Pociągłe, delikatne rysy
twarzy, długie włosy i drobne dłonie nie pasowały do jego charakteru. Czasami,
kiedy się go dobrze znało, można było odnieść wrażenie, że Itachi był potworem
zamkniętym w ciele wrażliwego mężczyzny.
— Jestem zmęczony, idę na górę —
powiedział Sasuke, jednak Itachi złapał go za nadgarstek, kiedy chciał
odejść.
— Zmęczony treningiem czy bójką? Rodzice
wiedzą? Ojciec nic mi nie mówił.
— I nie powie — uciął młodszy — to
moja sprawa.
— Skoro tak twierdzisz — prychnął
Itachi z rozbawieniem. — Chciałbym jednak poznać imię bohatera, który cię pobił.
Musi być naprawdę w porządku.
Sasuke nie odpowiedział. Stał tylko
przed Itachim — wyprostowany, zdeterminowany i wściekły. Swój gniew starał się
maskować, ale płomiennego spojrzenia nie mógł ukryć. Straszy z braci zaśmiał
się cicho.
— Nie oburzaj się tak, chcę cię tylko
chronić. W końcu jesteś gwiazdą sportu.
Itachi kpił z Sasuke w żywe oczy, a on
nie mógł zrobić nic innego, jak tylko starać się uspokoić. Dzisiaj nie był jego
najlepszy dzień, zwłaszcza po nieudanej konfrontacji z Naruto. Ten chłopak wysysał z niego całą złośliwość i
chłód, którymi na co dzień dysponował. Dopiero teraz, podczas spotkania z
bratem, mógł to zauważyć. Przeklął w myślach.
— Idę do pokoju — warknął, wyrywając
rękę z uścisku Itachiego i nie czekając na jego reakcję, skierował się w stronę
schodów.
Itachi
obserwował plecy oddalającego się brata, zastanawiając się, kto mógł go tak
urządzić. Podejrzewał, że Sasuke nic mu nie powie, ale zupełnie zaskoczyło go,
że jego brat tak szybko wycofał się z rozmowy. Nie wierzył, że Sasuke był po
prostu zmęczony, musiało chodzić o coś więcej, a on dowie się o co. Nie, on
zrobi wszystko, żeby dowiedzieć się o, co chodziło.
Pensjonat
rodziny Uchiha urządzony był w nowoczesnym stylu. Pomimo że wybudowano go dobre
dwadzieścia lat temu, nieustanne remonty i modernizacje, które przeszedł,
sprawiały, ze wyglądał jak nowo powstały luksusowy hotel. I właśnie takie było
jego przeznaczenie — zatrzymywali
się w nim najbogatsi klienci. Fugaku niejednokrotnie podkreślał, że jego
pensjonaty są perłą w koronie Utah. Dzięki renomie, którą przez lata udało mu
się zdobyć, otworzył sieć hoteli, rozsianych w całych Stanach Zjednoczonych, a
ostatnie projekty, zainicjowane dzięki Itachiemu, zakładały stworzenie
pensjonatów również w Europie oraz Azjii — zwłaszcza w rodzinnej Japonii, z
której pochodziło państwo Uchiha.
Sasuke zdążył się już przyzwyczaić do
wielkości pensjonatu oraz tłumu, jaki przez
połowę roku w nim panował. Co nie znaczy jednak, że go łatwo znosił. Z natury
był raczej samotnikiem i drażniło go przebywanie wśród ludzi, szczególnie tych,
których nie znał. Tym bardziej wśród zauroczonych nim kobiet. Liczne treningi,
zajęcia szkolne czy w końcu zawody całe szczęście ograniczały czas, który
spędzał w pensjonacie. Często był tak zajęty w ciągu dnia, że wracał tylko,
żeby się przespać. Ironia, że własny dom — bo w końcu nim był — traktował jak
hotel.
Wspinając się po drewnianych schodach
prowadzących na piętro, Sasuke zauważył pokojówkę, którą natychmiast zatrzymał.
Kobieta spojrzała na niego zaskoczona, ale po chwili uśmiechnęła przyjaźnie i
przywitała.
— Towar dla Orochimaru już jest? —
zapytał nieco ostrzej niż zamierzał.
— Tak, zostawiłam go w magazynie. Mam
go już przynieść?
— Tak. — Puścił ją, a pokojówka
zbiegła po schodach, oglądając się jeszcze za nim kilkakrotnie. Była młodą, na
oko trzydziestoletnią kobietą o dużych niebieskich oczach. Sasuke zupełnie
nieświadomie odprowadził ją wzrokiem. Nawet nie miał pojęcia, że jej się podobał,
dobrze się z tym ukrywała.
Klatka
schodowa, na której się znajdował, była przeszklona i dawała dobry widok na
panoramę górskiego miasteczka. Światła budynków rozjaśniały granatową noc, ale
dopiero za kilka tygodni, jak spadnie śnieg, wieczorne światło wydobędzie
prawdziwy urok górskiego miasteczka.
Sasuke przez
dłuższą chwilę stał tak, wpatrując się w szybę. Jego sylwetka odbijała się w
niej i mógł dostrzec niewyraźne sińce na twarzy. Zaklął w myślał, po raz
kolejny przypominając sobie, jak Naruto Uzumaki go urządził. Nie pamiętał, że
ktoś kiedykolwiek go tak ośmieszył, jak zrobił to ten kalifornijski idiota i
pomimo że już udało mu się na nim zemścić, wciąż odczuwał niedosyt. Naruto
nadal emanował tą irytującą pewnością siebie. Nadal był w stanie Sasuke
sprowokować, wyśmiać, rozzłościć. „W końcu przestanie się opierać”, pomyślał
Sasuke z irytacją. Złamie go tak jak był w stanie złamać każdego.
Naruto był
synonimem problemów, które piętrzyły się nad Sasuke w zastraszającym tempie.
Dzisiaj doszedł kolejny. Itachi będzie chciał dowiedzieć się, co się stało
przez ostatnie kilka dni, w końcu nie na co dzień Sasuke pojawiał się z
posiniaczoną twarzą. Jego brat był zbyt ciekawski i uparty, żeby odpuścić.
— Przesyłka — usłyszał nagle i
zauważył na schodach zdyszaną pokojówkę. Skinął głową, odbierając od niej
niewielką paczkę.
— Dzięki — mruknął, zatrzymując dłużej
wzrok na jej twarzy. Kobieta uśmiechnęła się do niego i nawet nieco
zarumieniła, ale Sasuke nie zwrócił na to uwagi. Zanim zdołała coś powiedzieć, odszedł.
Idąc do swojego pokoju, zaczął się
zastanawiać, czy plotki — które, nie miał wątpliwości, rozniosą o nim
pracownicy — dotrą do jego rodziców. Nie obchodziło go, co myśleli ludzie
pracujący dla jego ojca, mogli mówić co chcieli, byleby nie miał przez nich
później kłopotów z ojcem.
W korytarzu nie spotkał już nikogo,
ani pracownika, ani turysty. Skrzydło, w którym wybrał swój pokój, należało do
najmniej uczęszczanych, ze względu na niezbyt zachęcający widok z okien
pokojów. Kto w końcu, przyjeżdżając do górskiego kurortu, chciałby oglądać tyły
pensjonatu, szarą ulicę i stok dla początkujących? Nie było w tym widoku nic
zachęcającego, nawet jeśli w oddali majaczyły łańcuch górskich szczytów.
Turyści tylko w ostateczności wybierali pokoje mieszczące się w tej części.
Kiedy pensjonat był oblężony, w sezonie zimowym, Sasuke miał mniej prywatności.
*
Naruto wszedł do domu, nieumyślnie
głośno trzaskając drzwiami. Nie musiał długo czekać, aż zjawił się jego ojczym,
urządzając mu kolejną awanturę. Jak się okazało jego przyrodnia siostra
widziała jego kłótnie z Sasuke i Nejim, i nie zapomniała o wszystkim donieść
rodzicom. Kushiny na nieszczęście nie było, ponieważ wyszła do przyjaciółki.
Naruto przeprosił, a raczej go zbył, szybko znikając w swoim pokoju. Dopiero
kiedy był sam i nikt nie mógł go zobaczyć, uśmiechnął się szeroko, roześmiał
się do siebie i wskoczył na łóżko.
— Uchiha, ty głupi kretynie —
prychnął, kręcąc głową. Trochę żałował, że mu dzisiaj nie dowalił, ale może to
nawet i lepiej. — Następnym razem — powiedział sobie.
Zaczął gorączkowo szperać po
kieszeniach, kiedy usłyszał, że dzwoni mu telefon. Uśmiechnął się, kiedy
zobaczył, kto dzwoni. Kumple z L.A. Odebrał natychmiast ze słowami:
— I co słychać w wielkim świecie,
kretyni?
*
Sasuke
wjechał swoją terenówką na szkolny parking, który był już zapełniony po brzegi.
Na szczęście jego miejsce stało puste. Zaparkował, po czym wyłączył silnik i
zabrał plecak. Nie wyszedł jednak, chwilę zostając w samochodzie. Miał
nadzieję, że dzisiaj to będzie jego szczęśliwy dzień, nie Uzumakiego i że
koniec końców nie wylądują w areszcie, bo miał coraz większe wrażenie, że ta
znajomość zmierzała tylko do tego.
Szkolny próg
przekroczył o dziesiątej punkt trzy, jak zwykle zresztą. Nikt nie zainteresował
się jego przybyciem. Sprzątaczki siedziały w swojej klitce, plotkując
zawzięcie, woźny baraszkował z kucharką w… Sasuke od zawsze miał nadzieję, że
jednak nie w kuchni. Reszta towarzystwa przyjemnie spędzała czas na zajęciach.
Sasuke ze
względu na swoje poranne treningi zaczynał lekcje później niż wszyscy. W końcu
tytuł jednego z najlepszych snowboardzistów na świecie do czegoś zobowiązywał. Pierwsze
starcie z deską rozpoczynało się o siódmej, często gdy na zewnątrz było jeszcze
ciemno, a kończyło po dwóch godzinach intensywnej jazdy. Wczesny ranek
zazwyczaj spędzał w hali, pracując nad ewolucjami. Ze sztucznej rampy skakał do
basenu pianek, ćwicząc nowe skoki. Później, gdy robiło się widniej, wraz z
Kakashim jechali na lodowiec. Najpierw rozgrzewka na Big Air — przedsmaku HalfPipa, później kilka
zjazdów po królewskiej rampie, aż w końcu przychodził czas na szybki prysznic i
Sasuke musiał wracać do szkoły.
Więc oto i był. Sam, jeden, na
wyludnionym korytarzu. Najpierw odwiedził szatnię, zostawiając kurtkę i
zmieniając obłocone buty na adidasy, później skierował się do szafki, która —
jak łatwo się domyślić — znajdowała się na uboczu, w ślepym zaułku, gdzie
rzadko kiedy ktoś się zapuszczał. Jedynym minusem było to, że rozkochane w nim
nastolatki mogły bez skrępowania wrzucać liściki miłosne do jego szafki.
Sasuke aż przystanął, kiedy zobaczył,
kto kręcił się koło jego szafki.
*
Naruto udało się przeżyć w górskim
miasteczku już trzy dni. Biorąc pod uwagę, jak bardzo go tutaj nienawidzili,
odniósł sukces. Jeśli przeżyje i dzisiaj będzie to spektakularny sukces.
Wczorajsza rozmowa ze znajomymi z L.A.
wbrew pozorom wcale nie poprawiła mu humoru. Opowiedział im o ojczymie,
przyrodniej siostrze, snowboardzie a przede wszystkim o Sasuke Uchiha.
Podkoloryzował, że ugania się za nim Sakura Haruno, reszta dziewczyn zresztą
też, w co oczywiście znajomi nie uwierzyli. Nastrój pogorszył mu się, kiedy
wspomnieli o surfingu. Wtedy spojrzał na swoją deskę wciśniętą między niskimi
ścianami poddaszowego pokoju. Dałby wszystko, żeby znowu zanurzyć się w
oceanie.
Na domiar złego kiedy ojciec wieczorem
dał mu spokój, na nowo zaatakował z rana. Ostrzegł go, że jeśli jeszcze raz
podniesie rękę na Uchihę, nie ręczy za siebie. „Pożałujesz tego”, groził mu i
obiecywał, a Naruto roześmiał mu się w twarz w momencie, w którym pojawiła się
Kushina, kończąc ich spór. Było jednak oczywiste, że po powrocie ze szkoły,
czeka go druga runda. Ojczym tak łatwo nie odpuści.
Wyczuł nagle czyjąś obecność za sobą.
Trwały lekcje, więc na korytarzu powinno nikogo nie być. On za zezwoleniem
dyrektorki mógł urządzić się w nowej szafce, którą mu przydzielili.
Odwrócił się momentalnie, żeby spojrzeć
na Uchihę.
— Co tu robisz? — zapytał z
zaskoczeniem, a Sasuke zmarszczył brwi. Nie odpowiedział, podszedł do niego i
pchnął go ramieniem, żeby podejść do swojej szafki. Naruto przeklął,
momentalnie łapiąc go za bluzę. — Zadałem chyba pytanie, idioto, nie?!
— Wrzucasz mi do szafki miłosne
liściki? — zapytał Sasuke chłodnym tonem, mrużąc swoje czarne, błyszczące oczy.
Uśmiechnął się półgębkiem, z bliska obserwując zmianę na twarzy Naruto.
— Co? — Ten zamrugał, odsuwając się. —
O czym ty pieprzysz? — Nie mógł uwierzyć, że ktoś był aż tak arogancki.
— Co robisz przy mojej szafce,
Uzumaki?
— A nie widzisz? — prychnął
poirytowany, ręką wskazując na swoją otwartą szafkę. Przełknął ślinę, patrząc
na Sasuke z niespodziewanym dla siebie napięciem. Musiał mieć się na baczności —
byli na korytarzu sami i z tego co zauważył, nie było tutaj kamer.
Sasuke zadziałał błyskawicznie, łapiąc
Naruto za bluzę i przyszpilając do szafek. Dla zasady uderzył nim o nie kilka
razy.
— Odwal się ode mnie! — warknął
wściekły, starając się go od siebie odepchnąć , ale Sasuke pozostawał
nieugięty.
— Nawet mi nie mów, że masz koło mnie
szafkę.
— A jednak — prychnął Naruto i
zmarszczył brwi. Nie miał pojęcia, co Sasuke zrobił, jakim szatańskim środkiem
się natarł, ale pachniał tak, że trudno było się skupić. Zwłaszcza, kiedy
znajdował się tak blisko. Starał się wyrwać, ale Sasuke był dzisiaj wyjątkowo
mocny i uparty — nie puszczał. Znowu
chciał coś powiedzieć, gdy usłyszeli nagle hałas, więc spojrzeli w bok.
Woźny — gruby, pyzaty i zdrowo
zarumieniony mężczyzna — stał na korytarzu, wpatrując się w nich z wyjątkowo
dziwnym wyrazem twarzy. Pod jego nogami leżała skrzynka na narzędzia, którą
upuścił, kiedy ich zobaczył.
— My nie! — chciał zaprotestować
Naruto, ale woźny ulotnił się szybko, przepraszając, że im przerwał. Sasuke
zaklął siarczyście, uderzając pięścią zaraz obok głowy Naruto.
— Świetnie! — warknął, a na jego
policzkach pojawił się rumieniec. Naruto uśmiechnął się trochę głupio, widząc
to. — Przez ciebie ten stary pierdziel
wziął nas za cioty.
— A nie jesteś? — Naruto udał
zaskoczenie, w ostatniej chwili zsuwając się po szafce, zanim w miejscu, gdzie
przez chwilą była jego głowa, wylądowała pięść Sasuke. Niefortunnie jednak — to
raczej nie był szczęśliwy dzień dla Naruto — poślizgnął się, skutkiem czego
jego twarz znalazła się prosto przed rozporkiem Uchihy.
Tym razem upadł mop, kiedy zauważyła
ich sprzątaczka.
— Zabiję cię! — jęknął Sasuke,
odskakując od klęczącego Naruto jak oparzony. — Naprawdę cię zabiję!
— Zanim ja cię w tym nie ubiegnę —
prychnął Naruto, podnosząc się najszybciej jak umiał. Sam mimowolnie też się
zarumienił.
Sasuke wyglądał jak tornado, tajfun,
albo inny kataklizm, przed którym Naruto nie miał się gdzie schować. Nie, żeby
chciał — stawi czoła nawet wściekłemu Lucyferowi jeśli będzie musiał.
— Pożałujesz tego — powiedział Sasuke,
pochylając się nad nim. Z rumieńcem na twarzy i błyszczącymi oczami naprawdę
wyglądał, jakby właśnie robił z Naruto coś niestosownego.
— Wczoraj, na stoku, uratowałem twoją dupę. Coś mi się należy w zamian.
Naruto mógłby się w tym momencie
roześmiać, zakpić, zacząć krzyczeć, ale zabrakło mu słów. Po raz pierwszy
zabrakło mu słów. Najbardziej przerażające było to, że Sasuke naprawdę
zabrzmiał poważnie.
Z trudem przełknął ślinę, podświadomie
wciskając się mocniej w szafki.
— Chyba nie… — zaczął Naruto, ale nie
dokończył, ponieważ zabrzmiał dzwonek, a uczniowie wysypali się z klas,
przerywając im konfrontację, która zaczęła schodzić na coraz bardziej intymne
rejony.
Sasuke dla pewności odsunął się od
niego jeszcze o kilka kroków. Mina, którą zrobił Naruto była warta tych słów.
Uśmiechnął się nonszalancko, ten uśmiech kradł kobiece serca, ale Naruto okazał
się na niego nieco bardziej odporny.
— Rozdziewiczyłeś już niejedną dupę,
co, Uchiha? — zapytał cicho. Sasuke nie odpowiedział, pokręcił głową,
poprawiając swoją sportową bluzę.
— Jeszcze pożałujesz, że się tu
pojawiłeś, Uzumaki — powiedział nagle, przybliżając się do niego. — Wkrótce
poznasz, co to jest Bom Bom.
Naruto zamrugał. Był pewien, że się
przesłyszał, ale po minie Sasuke uznał, że nie.
— Bom Bom? — wykrztusił, dławiąc się
ze śmiechu. — A co to za debilna nazwa? Bawicie się tu w Indian, czy co, kurwa?
Sasuke już chciał zareagować, ale w
ostatniej chwili powstrzymał się przed uderzeniem Naruto w twarz. Rzucił mu
chłodne, pełne wyższości spojrzenie, jakby co najmniej ujawnił niewolnikowi jakiś
szczegół z życia arystokracji. Przynajmniej Naruto tak się poczuł, czując na
sobie to spojrzenie czarnych oczu. Poczuł się jak prywatny murzyn Sasuke.
Plan lekcji ułożył im się tak, że większość
zajęć wypadło im osobno i, ku nieskrywanemu zadowoleniu obu, niewiele mieli ze
sobą do czynienia. O ile Naruto miał zły humor rano, o tyle szczęście wyjątkowo
dopisało mu później. Na biologii — trzeba to dodatkowo podkreślić —
przydzielono go do pary z… Sakurą Haruno, przez co Naruto wprost tryskał dobrym
humorem i gdyby Sasuke miał razem z nimi zajęcia, najchętniej pokazałby mu
środkowy palec. To on, a nie Uchiha, mógł pracować z najładniejszą dziewczyną w
szkole! Wprawdzie praca nie była zbyt wdzięczna, bo mieli przeprowadzić sekcje
zwłok (nie tym razem nie żaby) małej świni.
— Lubisz to? — zapytał Naruto,
uśmiechając się najbardziej czarująco jak umiał. Sakura spojrzała na niego
poirytowana, trzymając w ręce ostry nożyk do przekrojenia nieżywego zwierzęcia.
Gdyby Naruto miał instynkt samozachowawczy z pewnością bardziej by uważał.
— Babrać się z świńskiej krwi? Nie
sądzę.
— A kto by lubił? — zaśmiał się, już
chcąc podrapać się po karku, ale w ostatniej chwili przypomniał sobie, że miał
na rękach rękawiczki umazane krwią. Odchrząknął więc, zażenowany i na domiar
złego zaczerwienił się mocno. Sakura go nieco peszyła.
— Więc nie zadawaj głupich pytań i daj
mi pracować. W przeciwieństwie do ciebie, chciałabym to zaliczyć.
— Ale kto powiedział, że ja nie chcę
zaliczać? — oburzył się Naruto. — Zwłaszcza z Tobę! — zaśmiał się głośno,
zwracając uwagę połowy klasy, w tym i nauczyciela.
— Zamknij się wreszcie, idioto! —
syknęła Sakura, odwracając wzrok na nieżywe prosię. Zdecydowanym ruchem wbiła w
jego różowy brzuch nożyk.
— Taka fajna dziewczyna jak ty pewnie
też nieźle się uczy, no nie? Może pomogłabyś mi po szkole w lekcjach?
Pokazałbym ci przy okazji swoje puchary z zawodów surfingowych.
Miał jeden, który kupił mu Iruka na
zachętę, ale o tym Sakura nie musiała wiedzieć. Najważniejsza w końcu jest
dobra reklama, resztą można martwić się później.
Nagle wyraz twarzy Sakury momentalnie
się zmienił. Uśmiechnęła się do Naruto słodko i ten był już pewny, że wygrał.
Odwzajemnił uśmiech, nie przejmując się krążącym wokół nich nauczycielem.
— Serio? — zapytała Sakura, a Naruto z
nonszalanckim uśmiechem oparł się o blat obok prosiaka.
— Jasne, mała — powiedział niskim
głosem, starając się brzmieć trochę jak Uchiha.
— Guzik mnie to interesuje — prychnęła
z pogardą — myślisz, że jesteś w stanie konkurować z Sasuke?! Odczep się ode
mnie i zacznij w końcu pracować, bo powiem nauczycielowi, że nic nie robisz! —
warknęła nieco zbyt głośno, bo wykładowca usłyszał jej słowa i — niefortunnie
dla Naruto — przeniósł go do grupy z Hinatą. Nawet nie miał czasu
zaprotestować, a przede wszystkim, na czym mu bardziej zależało, zaprzeczyć. W
końcu był lepszy od Sasuke Uchihy w każdym calu i Sakura musi to wiedzieć. Nie
przyjmuje innej opcji.
Pracując w grupie z Hinatą również był
myślami daleko od anatomicznych ćwiczeń. Pierwsze jego uwagę zwróciła nowa
partnerka. Nie miał pewności kto był bardziej różowy — świnia czy ona. Szybko
jednak przestał zaprzątać sobie tym głowę, bo całą uwagę poświęcił na układaniu
planu, jak udowodnić Sakurze, że Sasuke nie ma z nim żadnych szans. Nie miał
wątpliwości co do tego, że Haruno za nim szaleje. W końcu, jak to mówią, kto
się czubi, ten się lubi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę pisać komentarz pod najnowszą notką.