Nie łudzę się, że się wam spodoba. Zakończenia są trudne, nie wiem, czy ktoś je lubi. Publikuję po baaaardzo długiej przerwie, tym gorzej.
Rozdział nie jest betowany.
Po pierwsze myślę, że nie ma sensu przedłużać (w końcu to i tak ostatni rozdział). Umawiałam się z moją betą, A.,, na wakacje, niestety pisać skończyłam dopiero teraz. A są ważniejsze rzeczy od sprawdzania BB, więc nie chciałabym zabierać A., czasu wolnego, na tak karkołomne zadanie. Jeżeli będzie chciała zbetować - znajdzie chwilę, żeby to zrobić - z przyjemnością podeślę jej tekst. Jeżeli nie - musicie zadowolić się taką jego wersją. W wersji surowej publikuję więc już teraz, żeby mieć tę sprawę zakończoną.
Amen.
Zapraszam na rozdział!
Zdjęcie
nie było duże, ani niezbyt dobrej jakości. Jak się okazało, przyłapał ich
fotoreporter amator. Świetnie prawda? Ich wybuch namiętności dał mu pracę w
gazecie. Niestety skubaniec był sprytny i wysłał fotkę do wszystkich
plotkarskich brukowców, które liczyły się w USA.
Co
było pierwsze? Jak łatwo się domyślić telefon od Fugaku Uchihy. Jego ojciec nie
krzyczał, miał przeraźliwie spokojny głos, jednak jego ton był tak ostry, że
Sasuke słuchając go, miał wrażenie, że mógłby przeciąć go i jego deskę na pół.
Właśnie, snowboard. Fugaku po raz pierwszy powiedział mu, że będzie musiał się
zastanowić, co zrobić z jego karierą, że tak dłużej być nie może, że jego
zachowanie jest niedopuszczalne. Sasuke doskonale wiedział, że wywołał skandal.
Przez ostatnie dwadzieścia cztery godziny rumienił się tyle razy, że jeszcze
chwila i ten kretyn Uzumaki pomyli go z rakiem. Jeszcze nigdy w swoim życiu nie
był tak długo zażenowany, zawstydzony i wściekły. Miał ochotę komuś przywalić,
mocno, szybko i do skutku. Niech to szlag, miał ochotę przywalić wszystkim
wokół.
Po
rozmowie z Fugaku, przyszła pora na pierwszy wywiad. Kilku fotoreporterów spotkał już w windzie. Ze stoickim
spokojem znosił pytania, nawet zdjęcia, które mu zrobili. Bo równie dobrze mógł
ich uderzyć, albo roztrzaskać ich aparaty. Nie zrobił z tego. Najlepszą reakcją
jest brak reakcji – właśnie to powtarzał sobie przez cały czas. Wysiadł na
drugim piętrze i skorzystał ze schodów, na którym na szczęście spotkał tylko parę
kochanków, obściskujących się, jakby miał nastąpić koniec świata. Może
rzeczywiście tak się stanie?
W
restauracji wszyscy przyglądali mu się z zaciekawieniem, słyszał szepty i
chichoty ludzi, ale dopiero kiedy wyszedł na zewnątrz i zobaczył stado
fotoreporterów, nie wytrzymał. W momencie, w którym chciał uszkodzić jednego z
nich, pojawił się Kakashi, odciągając go na bok.
—
Zgłupiałeś? Chcesz wylecieć z zawodów?
Nie
chciał. Zamiast tego chciał pokazać wszystkim, że mimo że jest pedałem, jest
też najlepszym zawodnikiem snowboardu na świecie.
—
Gdzie Naruto? — Zadał kolejne pytanie Kakashi, patrząc na niego uważnie.
—
Pewnie w swoim pokoju — mruknął, wzruszając ramionami. Po tym, jak wczorajszej
nocy ten cholerny fotoreporter zrobił im zdjęcie, pokłócił się z Uzumakim.
— Nie
ma go tam.
Sasuke
zignorował te słowa.
—
Dzwonił do mnie ojciec.
—
Czego chciał? — Kakashi pociągnął go na parking. Wsiadł do jakiegoś samochodu i
spojrzał na Sasuke wyczekująco.
—
Wynająłeś wóz?
— A
chcesz iść z tymi bestiami aż do samego stoku?
Sasuke
kiwnął głową, przyznając mu rację.
— Co
mówił twój ojciec?
— Nie
jest pewien, czy powinien kontynuować swoją sportową karierę po tym, co
zrobiłem.
Jego
trener nie odpowiedział, sprawiał wrażenie, jakby w ogóle go nie słuchał,
jednak Sasuke znał go zbyt dobrze.
— To
wymknęło się spod kontroli, Kakashi — mruknął w końcu z poirytowaniem, chowając
twarz w dłoniach.
—
Twój związek z Uzumakim, czy cyrk wokół niego? — zapytał tamten, mrużąc oczy.
Jego głos zawsze był nieco stłumiony przez szale, którymi się opatulał.
— Nie
było żadnego związku! — warknął wściekle Sasuke, poruszając się niespokojnie na
fotelu pasażera. — To była pieprzona pomyłka, nie powinienem w ogóle pakować
się w ten syf.
Sasuke
tak nie myślał, nie uważał przyjaźni z Uzumakim za syf, to co razem przeszli nie było porażką. Chciał jednak, żeby
inni tak właśnie na to patrzyli, żeby wiedzieli, że Sasuke nie jest gejem. Nie
mógł nim być, do cholery!
—
Musisz zdecydować, co jest dla ciebie ważniejsze — zakomunikował mu Kakashi,
dojeżdżając do podnóża stoku.
—
Między czym?
—
Między Naruto a sportem — odpowiedział mu trener, wyłączając silnik samochodu,
kiedy w końcu dojechali.
*
Naruto
siedział w hinduskiej knajpce, którą znalazł w drodze na stok. Aktualnie zawody
trwały w najlepsze, ale on nie miał ochoty tam iść. Obżerał się hinduskimi potrawami,
łudząc się, że pełny żołądek może mu w czymkolwiek pomóc. Knajpa, do której
poszedł była niewielka, tania i brudna. Sprzedawał w niej dziwny, podejrzliwie
wyglądający stary kurdupel, który najprawdopodobniej był jeszcze kucharzem.
Wniosek był jeden — Naruto, kiedy stąd wyjdzie, będzie rzygał jak kot. Miał
tylko nadzieję, że kiedy spotka Uchihę, uda mu się puścić pawia prosto na jego
buty, ewentualnie na snowboard.
Nie
wiedział, czy był bardziej wściekły, czy rozbawiony cyrkiem wokół Uchihy i jego
domniemanego homoseksualizmu. A może ta cała sytuacja go też trochę przerażała?
Tak, ciężko się do tego przyznać, ale chyba tak było. Dzięki hinduskiemu
jedzeniu wątpliwej jakości zebrał się również na to, żeby przyznać się przed
sobą, że był idiotą. Albo zaraz, poprawka — on i Uchiha byli idiotami i przez
te kilka miesięcy zachowywali się jak podniecone, rozkochane nastolatki.
Sądzili, że ile pociągną to… to… no, kurwa, co?!
Z
nienawiścią rozgniótł warzywo, które sprytnie wyskoczyło mu z talerza, upadając
z cichym plaskiem na podłogę. Spojrzał na karłowatego kucharza, który w
dyplomatycznym milczeniu gromił go spojrzeniem. W tle słychać było niewyraźne
dźwięki hinduskiej muzyki.
Naruto
z rozdrażnieniem odwrócił wzrok, wgapiając się ponownie w swój talerz. Ciekawe,
co by powiedział Uchiha, gdyby zaprosiłby go do takiego miejsca? O mało nie
parsknął śmiechem, wyobrażając sobie jego minę. Kiedy usłyszał głośne
pociągnięcie nosem, wzdrygnął się. Spojrzał na wciąż obserwującego go kurdupla.
— No
co? — zapytał zirytowany. Może ten stary pryk czytał gazety i ma jakieś zastrzeżenia
do niego?
—
Spadło ci jedzenie. Powinieneś podnieść — powiedział facet z dziwnym, na pewno
nie hinduskim akcentem i ponownie pociągnął głośno swoją czerwoną purchawą.
Naruto
zacisnął zęby, podnosząc się z krzesła i pochylając się nad podłogą.
—
Jesteś leniwy — usłyszał komentarz, kiedy podnosił warzywo. — Dam ci szmatę i
powycierasz.
—
Co?! — wrzasnął oburzony Naruto, patrząc na faceta z niedowierzaniem. — Jestem
tu gościem, to ty powinieneś sprzątać! — warknął i w geście protestu teatralnym
gestem usiadł na krześle. Założył ręce na piersi.
—
Jesteś tym chłopcem, z pierwszej strony gazety — powiedział po chwili facet,
sięgając za ladę, żeby wyciągnąć szmatę. Zeskoczył ze swojego wysokiego stołka
i podszedł do Naruto. Położył ścierkę na podłogę. Facet był tak niski, że
ledwie sięgał stołu. W drugiej ręce trzymał gazetę plotkarską, podał ją mu.
—
Świetnie, dzięki, że uświadomiłeś mnie, że jestem sławny — burknął Naruto,
przyglądając się swojej niezbyt wyraźnej podobiźnie na tytułowej stronie
brukowca. Gdyby nie miał tych cholernych blizn na policzkach, nikt by go na
pewno nie rozpoznał! Zaklął brzydko, ignorując groźny wzrok starszego pana
kurdupla.
Sasuke
był pieprzoną gwiazdą sportu, cholerną nadzieją Ameryki i teraz nagle okazało
się, że jest gejem. Naruto był bardzo prostym typem człowieka i nienawidził
niejasnych sytuacji. Pójdzie do Uchihy i wszystko sobie z nim wyjaśni. Miał do
dyspozycji trzy bronie. Pierwszą była perswazja i rozsądek. Czyli jego dwie
pięści, które zaciskał teraz na szmacie. Jeśli zawiedzie argument siły, miał w
zanadrzu coś innego. Naruto był urodzonym dyplomatą, naprawdę! Jego język (bardzo
wszechstronnie uzdolniony trzeba dodać) był prawdziwym skarbem i Sasuke musiał
się poddać. A jeśli wszystko inne zawiedzie zostaje jeszcze inna broń. Sekretna,
ukryta głęboko w spodniach. Uchiha po prostu jej ulegnie.
Właśnie
z tak rewolucyjnymi myślami Naruto dzielnie szorował podłogę. To był plan
idealny, który po prostu musiał się udać.
W
nocy, kiedy przyłapał ich fotoreporter, powiedzieli sobie kilka mocnych słów.
Nie miał pojęcia, jak ten zidiociały dziennikarz mógł ich po tym wziąć za
przykładną, kochającą się parę pedałów, ale jednak to zrobił. Naruto oficjalnie
został okrzyknięty chłopakiem jednego z najseksowniejszych sportowców USA. No
dobra, przyznajmy się do tego głośno, Uchiha chyba jest tchórzem, no nie? Małym
czy dużym, do diabła, to nie ma znaczenia! A Naruto nie ma zamiaru tracić
swojego najlepszego przyjaciela tylko dlatego, że ktoś ich przyłapał na
niewinnym flircie, całowaniu, ewentualnie pieprzeniu się. Czy to miało
jakiekolwiek znaczenie? Jasne że nie! Naruto był przecież prostym facetem i
wyznawał proste wartości. Uchiha jeszcze padnie na kolana i będzie go
przepraszał za swoje zachowanie. Może Uzumaki zrobi z niego seksualnego
niewolnika? Cóż, wszystko przed nimi.
*
Sasuke
nie padł na kolana. Próżno było tak samo oczekiwać, że zostanie seksualnym
niewolnikiem Naruto. Snowboardowa gwiazda była wściekła. Naruto zdał sobie
sprawę zbyt późno z tego, że podjął fatalną decyzję. Nie powinien pojawiać się
na stoku. Fotoreporterzy i dziennikarze zaatakowali go. Jeden, który
przeprowadzał z nim wywiad trzymał go za ramię, żeby Naruto tylko się nie
wyrwał.
- Jak
długo jesteście już razem? Jak go poznałeś? Czy wiedziałeś, kim jest Sasuke?
Jakim jest kochankiem? – padały kolejne pytania, a Naruto tylko stał jak głupi
i myślał, co powinien na nie odpowiedzieć.
-
Dobry. Uchiha to dobry kochanek – wychrypiał w końcu, pochylając się nieco nad
puchatym mikrofonem. Nie miał pojęcia, dlaczego wyglądał jak jądro Yeti, ale
wolał się nad tym nie zastanawiać. Nie, kiedy znajdował się właśnie na wizji i
patrzyło na niego kilka, kilkanaście, kilkaset tysięcy ludzi. Fanów i antyfanów
Sasuke. Losy tego dupka leżały teraz w jego pięknych rączkach. Co powinien
zrobić? Wszystko działo się tak szybko, że nie miał czasu się nad tym
zastanowić. Przecież, bądźmy na Boga poważni, nigdy tego nie robił! Zawsze
działał, później myślał. Dlaczego teraz chciał nagle zrobić inaczej? Kiedy nie
miał czasu na żadne przemyślenia?!
- Czy
jesteście w otwartym związku?
-
Otwartym? – Naruto spojrzał na dziennikarza w zdziwieniu. – Chyba nie chcesz go
przelecieć – rzucił, co mu ślina na język przyniosła i to był chyba strzał w
dziesiątkę, bo dziennikarz zrobił wielkie oczy, spłonął rumieńcem, zaciął się i
dał znać kamerzyście, żeby wyłączył kamerę. Naruto zwęszył więc możliwość wymknięcia
się. Nie reagował już na zaczepki, definitywnie stwierdzając, że sława była do
dupy. Zwłaszcza, kiedy było się chłopakiem znanej sportowej gwiazdy, w której
kochało się pół Ameryki. Nie. Naruto dziękuje za coś takiego. Czemu nie było na
odwrót? Czemu to on nie był tym sławnym sportowcem? Miał przecież wszystkie
predyspozycje do bycia gwiazdą! Na przykład surfingu!
Niestety
nie miał czasu zastanawiać się nad tym, jak świetnym surferem byłby, gdyby nie
przygoda w zimowym miasteczku. Miał znacznie poważniejsze problemy. W końcu
musiał odebrać telefon od swojej matki i odpowiedzieć, że tak, jest gejem, że
tak spotykał się z Sasuke, że nie, nie ma HIV. Rozmowa oczywiście była tak
żenująca, że najchętniej waliłby głową w ścianę, ale ostatnie godziny pokazały
mu, że nie miał czasu na odpoczynek (odreagowanie?). W hotelu, w którym się
schował, zjawił się w końcu Uchiha ze swoją świtą. Naruto dostał polecenie
natychmiastowej wizyty w pokoju Kakashiego. Z pewnym ociąganiem, ale musiał się
tam dowlec. A że szczęście go opuściło, na korytarzu spotkał Sasuke. Jego
„chłopak” zmierzył go takim spojrzeniem, że coś w brzuchu Naruto (i nie było to
hinduskie żarcie) się przewróciło. Zacisnął usta, żeby nic nie powiedzieć.
Spokój Naruto! spokój, nawet jeżeli Sasuke jest dupkiem.
W
środku czekał na nich Kakashi. Westchnął, kiedy na nich spojrzał, a później
przyznał, że obaj są do niczego.
-
Sprawa jest poważna – stwierdził. Mówił zdecydowanym, rzeczowym tonem. – Przez
wasze gównanie nastoletnie hormony wszyscy mamy spory problem. Nie
potrafiliście się pohamować i wybuchnął skandal. Zamknij się, Sasuke, teraz ja
mówię. – Kakashi posłał swojemu uczniowi surowe spojrzenie, kiedy tez chciał
się odezwać. – Musicie się między sobą dogadać co dalej. Sasuke musi podjąć
decyzję. Ty też Naruto. Media nie dadzą wam spokoju, będą żyły tą historią
przez najbliższe tygodnie – nie owijał w bawełnę – chciałbym, żeby Sasuke
jeszcze dzisiaj wydał oficjalne oświadczenie. Albo się przyznasz, że wolisz
męskie tyłki, albo będziesz udawał głupiego. Decyzja należy do was. Miłej
rozmowy. – Z tymi słowami opuścił swój pokój. Zaraz jednak wrócił. – A jeśli
mielibyście się pogodzić, nie róbcie tego na moim łóżku – zastrzegł i ponownie
zamknął drzwi.
*
Sasuke
podszedł do okna i wyjrzał na zewnątrz. Naruto rozejrzał się po pokoju, nie
zauważając niczego ciekawego. Odchrząknął. Raz, drugi, w końcu zakaszlał i
kiedy już chciał coś powiedzieć, a raczej rzucić coś złośliwego, Sasuke w końcu
się odezwał.
-
Dzwonił do mnie ojciec i kazał mi wybierać. Między tobą a sportem. Wszyscy każą
mi teraz wybierać. – Spojrzał na niego i zaraz odwrócił wzrok. – Nie mam na to
ani siły, ani cierpliwości.
Naruto
skinął głową, słuchając go w napięciu. Był zdenerwowany. Tak bardzo, że miał
wrażenie, że zaraz zwymiotuje. Chyba wiedział, do czego Sasuke zmierza i w
najmniejszym stopniu mu się to nie podobało.
-
Sasuke ja…
-
Zamknij się – uciszył go ostro. – To wyszło w najgorszym z możliwych momentów. Nie
powinno wyjść. – Tym razem jego spojrzenie było pewne, dziwnie ciężkie. Naruto
mimowolnie się zgarbił, skulił w sobie, paradoksalnie jakby chciał osłonić się
przed ciosem. – Nie wiem, co o tym myśleć.
- To
nie myśl! – wszedł mu w słowo Naruto, już nie mogąc wytrzymać napięcia. Nie
będzie biernie czekał na to, co postanowi Sasuke. On przecież też ma coś do
powiedzenia. – Nie zachowuj się jak skrzywdzona księżniczka. Lubisz facetów,
jesteś gejem, do cholery! – krzyknął, czując przypływ niekontrolowanego gniewu.
Wstał z łóżka i podszedł do Uchihy. Pchnął go zaczepnie. – Musisz się do tego
przyznać, chyba nie chcesz od tego uciec? – zapytał, nie mogąc ukryć
niepewności. Zdradziła go ona, a Sasuke to perfekcyjnie wyczuł i wykorzystał.
-
Przed niczym nie będę uciekał. Muszę wybrać. Muszę, Naruto, dokonać wyboru –
powiedział i brzmiał bardzo wyniośle i bardzo oficjalnie.
-
Pieprzenie! – syknął Naruto, podświadomie wiedząc, że Sasuke już chyba go
dokonał. – Nie uważasz mnie za przyjaciela? – zapytał nagle, starając się nie
spłonąć rumieńcem, kiedy Sasuke spojrzał na niego z zaskoczeniem.
-
Teraz to nie ma znaczenia. – Sasuke uśmiechnął się lekko i Naruto miał ochotę
mu przyłożyć. – Daj sobie powiedzieć, idioto. Gdybyśmy byli tylko ty i ja
wszystko byłoby prostsze. Ale, kurwa, nie jesteśmy – warknął i pokręcił głową,
starając się wyrzucić tę wizję z głowy. – Nie jesteśmy sami. Ja nie jestem, bo
jestem zawodowym sportowcem. Rozumiesz? –Zastukał palcem w głowę, coraz
bardziej poirytowany tą rozmową. – Muszę wygrać te zawody. Po to tyle czasu
trenowałem. Za sukces nie jestem odpowiedzialny tylko ja, sam wiesz. Widziałeś,
ile ludzi pracuje na to. Nie zawiodę ich.
- A
mnie możesz? – zapytał Naruto, czując jak, cholera jasna, oczy mu łzawią. Miał
zaciśnięte gardło.
-
Nigdy ci nic nie obiecywałem. Przecież wiesz, że… byłeś tylko moim rywalem.
Nawet w seksie ze sobą walczyliśmy. – Twarz Sasuke stężała i Naruto nie
wiedział, co tak naprawdę myślał. Sasuke był tak trudny w odgadnięciu. Człowiek
pieprzony zagadka.
-
Jasne. Przecież się nienawidziliśmy. Zawsze byłeś dupkiem. A ja zawsze byłem
idiotą – dodał szybko i zaśmiał się. Chciał tym obudzić swoją arogancję i
zagłuszyć smutek. Wolał gniew, chociaż nie czuł go teraz. Byli już dorośli, no,
prawie. Nie reagowali jak rozwydrzeni gówniarze. Naruto uśmiechnął się, bo zdał
sobie sprawę, że Sasuke go zmienił. Chyba na niekorzyść. Kiedyś pewnie by mu
przyłożył, nakrzyczał na niego i przekonał, że to jednak ma sens. Ale teraz nie
był w stanie. Był zraniony.
-
Zawsze byłeś…
- Ważny?
– dopytał. – Nigdy by nam nie wyszło to… coś. Prędzej byśmy się pozabijali, niż
mogli razem być. W związku – powiedział to na głos i poczuł się jak bohater. Zwłaszcza,
że mina Sasuke była świetna. – Powodzenia, Uchiha. Znajdź jakąś fajną dupę i
pokaż światu, że możesz ruchać wszystko, co się rusza. Szybko zapomną, jeśli
wywołasz kolejny skandal. – Mrugnął do niego.
-
Zamknij się – prychnął Sasuke a w jego głosie, a to niespodzianka, nie było już
tej niezachwianej pewności co wcześniej. Naruto uśmiechnął się kpiąco. Raz na
wozie, raz pod wozem.
-
Trzymaj się. – Naruto poklepał go po ramieniu. Chciał zrobić coś jeszcze, ale w
końcu skończyło się na krzywym uśmiechu i opuszczeniu pokoju Kakashiego.
Nie
miał humoru, nie zauważył trenera Sasuke, który próbował go zaczepić, ani
Nejiego, ani nikogo. Wszedł do swojego pokoju i pierwszym co zrobił, było
wyjęcie torby. Już wiedział, że górski sen się skończył i trzeba wrócić do
rzeczywistości. Jego rzeczywistość znajdowała się z dala od zimowego
miasteczka, taki był fakt.
Nie
miał wcale tak wielu ubrań, większość i tak upychał na siłę w torbie. W końcu
usłyszał pukanie do drzwi. Nie odpowiedział, poprosił, żeby dali mu spokój, ale
jego gość był nieustępliwy. Ze złością musiał otworzyć drzwi.
-
Kakashi – stwierdził, a mężczyzna wyminął go i bez zaproszenia wszedł do
środka. Zerknął na jego torbę.
-
Chcesz wyjechać?
-
Chyba nie mam innego wyboru – parsknął śmiechem i schował ręce w kieszeniach,
żeby ukryć nerwowość. – Po co przyszedłeś?
Przez
chwilę był na tyle głupi, że liczył, że to Sasuke do niego przyszedł. Ależ był
naiwny!
-
Rozmawiałem z Sasuke.
-
Świetnie, to już wiesz, że mnie spławił – warknął, wracając do pakowania.
Kakashi
nie odpowiedział. Obserwował przez chwilę, jak Naruto upycha ubrania w torbie.
-
Teraz jest w ciężkiej sytuacji, postaraj się go zrozumieć.
- W
ciężkiej sytuacji?! – Naruto wybuchnął. – Co tu jest trudnego? Uchiha jest
pedałem, pieprzył mnie przez ostatnie miesiące i było zajebiście. Teraz
wszystko wyszło na jaw i ten cholerny idiota nagle chowa za siebie uszy. Jaka
tu jest ciężka sytuacja?! On po prostu jest pieprzonym, pierzonym tchórzem.
Kropka. – Zastukał palcem w skroń. Nie mógł zrozumieć, jak Sasuke może się tak
łatwo, tak po prostu wycofywać z tego, co… było między nimi. On by tak nie
zrobił. Nigdy by nie stchórzył tak jak Uchiha.
-
Sasuke działa pod presją. Ojca, związku sportowego, fanów. Wszyscy na niego
patrzą – zaczął Kakashi, ale Naruto nie słuchał. Nie obchodziło go, jak sławny
był Uchiha. Nie zostawia się ludzi, których się… lubi. Których uważało się za
przyjaciół. Nie zostawia się i koniec. – Chcesz wrócić do miasteczka? – zapytał
w końcu Kakashi, kiedy Naruto zamknął torbę i rzucił ją na podłogę.
-
Tak. Chcę stąd wyjechać. Z waszą pomocą czy bez niej – uniósł się honorem, ale
nie musiał kombinować. Ekipa Sasuke zadbała o to, żeby jak najszybciej opuścił
miejsce zawodów. Szybciej nawet niż zamierzał, bo nawet nie zobaczył się z
Sasuke. Nie żeby chciał, bo nie chciał. Był na niego wściekły. I wcale nie
liczył na to, że ten głupi Uchiha zmieni zdanie.
*
Sasuke
przegrał zawody. Zajął najgorsze czwarte miejsce, skandal nie ucichł, a on
wracał do domu na tarczy. Wściekał się na wszystko, stał się tykającą bombą, a
dodatkowo szlag go trafiał, kiedy pomyślał, że w miasteczku będzie czekał
Naruto i ojciec. I że będzie się musiał z nimi skonfrontować. Nie miał
cholernego pojęcia, co zrobi, co powinien zrobić, a perspektywa rozmowy w ojcem
go przerażała. Bał się jak małe dziecko. Nie chciał rozmawiać z nim o Naruto, o
tym, co łączyło ich łączyło, że czasami (czasami!) go pieprzył. Najchętniej
zakopałby się w śniegu i przeczekał całą zimę. Jak niedźwiedź zapadł w sen
zimowy.
Niestety
rzeczywistość nie była taka łaskawa. Przeżył konfrontację z ojcem, i owszem,
ale po Naruto w zimowym miasteczku nie było śladu. Odetchnął z ulgą.
Uzumaki
wyjechał, jak dowiedział się od jego matki. Nie pytał gdzie, ona też nie była
zbyt wylewna. Chyba uważała, że złamał mu serce (skąd tak absurdalne
przypuszczenia?!). Sasuke naprawdę się czuł, jakby przeżywał deja vu. Zraniona
nastolatka i jej matka, wściekła, że Sasuke, tak ten zimny, nieczuły drań,
skrzywdził jej małą dziewczynkę. Cholerny Naruto i jego humory.
Sasuke
żeby odwrócić uwagę od swojego domniemanego homoseksualizmu zaczął romansować
na potęgę. Z płcią piękną, oczywiście. Czasami znajdował jakieś rzeczy Naruto,
których chłopak zapomniał zabrać z jego pokoju. Sasuke tłumaczył się przed
samym sobą, że bluza, którą Uzumaki zostawił jest wygodna, dlatego w niej spał.
Nikt nie ośmielił się żartować na temat Sasuke. Może po tym, jak zmasakrował
Kibę, ludzie woleli z nim nie zadzierać. Nawet nie przejął się tym, że Inuzuka
straszył go pozwem sądowym. Zrezygnował z tego głupiego planu po interwencji
Kakashiego.
Sasuke
czuł, że w końcu wszystko wróciło do
normy. Znów był królem zimowego miasteczka, mistrzem snowboardu – na następnych
zawodach już się zrehabilitował i zajął pierwsze miejsce. Pracował dużo ciężej,
ćwiczył intensywniej i był bardzo, bardzo zdeterminowany. Skupiał się tylko na
sporcie i romansach. W końcu wszystko wróciło do normy.
*
Piasek
wchodził do butów, a skwar lał się z nieba. W Miami było tak duszno, że ledwo
się oddychało. Tłum ludzi na plaży wcale niczego nie ułatwiał. Ktoś biegał,
ktoś krzyczał, śmiał się, a jakieś dziecko płakało, jakby obdzierali je ze
skóry.
Zmrużył
oczy, ukryte za wielkimi okularami i spojrzał na wybrzeże. Zobaczył masę ludzi
w wodzie, na deskach surfingowych, windsurfingowych, skuterach wodnych i innych
atrakcjach, które wydały mu się głupie. Stał przez dobre kilka minut i
obserwował surferów.
- O,
sorry! – usłyszał, kiedy ktoś przyłożył mu czymś twardym i upadł w piach. –
Wybacz, odwróciłem się i deska musiała cię… u…Uchiha?
Sasuke
spojrzał w górę, na Naruto. Zdjął z nosa okulary i podniósł się. Otrzepał
spodnie, starając się wyglądać jak najgodniej. Wcale nie było to takie proste,
chociaż Uzumaki był tylko w spodenkach. I był opalony bardziej niż zwykle.
- Co
ty tu, cholera, robisz?
-
Trudno cię było znaleźć – powiedział Sasuke wyniosłym tonem, mierząc go uważnym
spojrzeniem. Wyglądał dobrze, z opalenizną i wynegliżowanym ciałem nawet lepiej
niż Sasuke zapamiętał.
-
Więc po co mnie szukałeś? – syknął Naruto, marszcząc brwi. Nie miał jeszcze
mokrych włosów, więc Sasuke pomyślał, że dopiero szedł surfować.
- W
tę zimę jest olimpiada w Rosji.
-
Zajebiście. – Naruto wzruszył ramionami. – A mnie to tyle interesuje co nic.
-
Chcę, żebyś… - zawahał się i zaczerwienił bardziej niż zwykle. Dopiero teraz
zdał sobie sprawę, jak niekomfortowo było być bladym, nieprzyzwyczajonym do
upału miłośnikiem syberyjskich temperatur w samym centrum pieprzonego Miami.
- Co
chcesz?
-
Żebyś tam ze mną pojechał.
Naruto
zrobił wybitnie głupią minę, nawet jak na niego.
-
Pieprz się.
- Z
tobą.
-
Jesteś idiotą! – syknął Naruto i pchnął go zaczepnie. – Zostaw mnie w spokoju.
Usłyszeli,
jak ktoś wołał Naruto i Sasuke zobaczył, jak w jego stronę zbliża się banda
jego kumpli. Świetnie, pomyślał. W końcu teraz to on był na terenie Uzumakiego.
-
Problem w tym, że nie chcę – zaczął, modląc się, żeby Naruto zrozumiał
sugestię, uśmiechnął się, wyzwał go od nieczułych dupków, ale w końcu
stwierdził, że mu też brakowało Sasuke. Niestety, Uchiha ulokował swoje uczucia
w niezbyt domyślnej osobie.
-
Chciałeś kilka lat temu, więc po co teraz wróciłeś? Zabrakło ci dupy do
pieprzenia? – zapytał ostro, a twarz Sasuke stężała, bo właśnie dotarli do nich
kumple Naruto.
-
Wszystko w porządku? – zapytał jeden z nich. Naruto skinął głową.
-
Jasne. Ten pan chyba mnie z kimś pomylił, ale już sobie tę sprawę wyjaśniliśmy
– powiedział i chciał odejść, ale Sasuke złapał go za nadgarstek.
- Przemyślałem
sobie wszystko.
-
Fajnie, że zajęło ci to pięć lat.
-
Przepraszam. Naprawdę. Za wszystko – wydusił z siebie, a Naruto spojrzał na
niego zaskoczony. Tego się chyba nie spodziewał.
-
Zostawcie nas samych – rzucił do kumpli, a kiedy odeszli odezwał się ponownie.
– Dlaczego wróciłeś? Myślałem, że o mnie zapomniałeś. – Wcale nie brzmiał,
jakby miał do Sasuke żal, nie brzmiał jak zraniona nastolatka, za którą Sasuke
go miał kilka lat temu, kiedy się rozeszli.
-
Nie. – Nie zapomniał, nigdy tego nie zrobił, ale prędzej by się wykastrował,
niż do tego przyznał głośno. – Przez ostatni czas zrozumiałem wiele rzeczy.
- To
świetnie, ale co ja mam z tym wspólnego? – Naruto wydawał się nieco
zniecierpliwiony. Sasuke zignorował ten fakt. Musiał myśleć trzeźwo. Nie
rozpraszać się, żeby powiedzieć to, co sobie przygotował. Wiedział, że to nie
będzie łatwa rozmowa, ale nawet nie brał pod uwagi przegranej. Nie był z tych,
którzy przegrywali.
-
Zrozumiałem, że… yy… - westchnął i znowu się zaczerwienił. Ależ mu się pociły
ręce. – Byłeś… jesteś moim przyjacielem. Rozumiesz? – zapytał wściekły, jakby
to Naruto był czemuś winny. Przecież nie rozumiał tylu rzeczy! Oczywiście, że
był winny!
-
Nie.
-
Masz kogoś teraz? – O tak, Sasuke zawsze był mistrzem taktu. Dzielnie zniósł
spojrzenie Naruto.
-
Nie, nie mam – westchnął chłopak, a Sasuke nie mógł powstrzymać uśmiechu.
- To
bądź ze mną.
-
Jasne, Uchiha – prychnął Naruto i poruszył się nerwowo. – Cokolwiek rozkażesz.
-
Jestem w hotelu Hiltona. Przyjdź do mnie, będę czekał.
- O,
teraz to ty będziesz czekał? Miła odmiana, doprawdy – zakpił, a Sasuke ugryzł
się w język. Musiał.
-
Przy nikim nie czułem się tak dobrze – wyznał i miał ochotę schować głowę w
piasek. Odwrócił wzrok, bo nie miał już na tyle odwagi, żeby znieść spojrzenie
Naruto.
- Ale
z ciebie idiota.
- Z
ciebie też – odparował natychmiast.
Naruto
zaśmiał się i żołądek Sasuke aż się skurczył na ten dźwięk. Brakowało mu głosu
Naruto. Teraz sam poczuł się jak głupia, zakochana nastolatka.
-
Umiesz surfować, Uchiha?
- Co?
-
Pytam, czy umiesz surfować. Ogłuchłeś przez te kilka lat?
Nie
odpowiedział, a Naruto skwitował to uśmiechem. Podał mu deskę.
- To
wyskakuj z gatek. Pokażę ci, kto jest prawdziwym królem surfingu.
KONIEC
siedzę na jakis schodach w centrum na mrozie, ale nie mogłam czekać z czytaniem na powrót do domu. aż mi sie łza w oku kręci. to już koniec! Odkryłam Cie z rok temu na fanfiction, a bloga znalazłam kilka miesięcy temu. od razu trafilas na listę tych ulubionych. dziekuje, ze stworzylas tego fika. i gratuluje. na serio, będę tęsknić :) pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńOstatni rozdział.. Za szybko, ale cieszs sie ze jes w ogole. Szkoda mi Naruto, musial czekac na Sasuke piec lat, za dlugo, choc obaj cierpieli.
OdpowiedzUsuńCiesze sie ze sa razem, to miod na moje serducho.<3
Dziekuje za cale Bom Bom. :3
Nie wierzę, że to koniec. To jest zdecydowanie jedno z najgenialniejszych opowiadań sasunaru jakie czytałam. Chłopaki są tutaj świetnie wykreowani, a ich charaktery nie zmieniają się po tym, jak zaczynają ze sobą "chodzić". W większości opowiadań początkowa nienawiść zamienia się w gorącą miłość pełną słoneczek i lukrowych pierniczków, a u Ciebie oni dalej pozostają tymi samymi buntownikami, którzy zrobią naprawdę wiele, by dokopać sobie nawzajem. Jasne, z czasem ich relacja przeradza się w coś innego, nie jest to już bezwzględna chęć zniszczenia siebie nawzajem. Dochodzi przyjaźń i zaufanie, na koniec coś co można by uznać za miłość (Uchiha po pięciu latach nie zapomniał o Naruto i odszukał go - to musi coś znaczyć, nie ważne jak mogą się tego wypierać). Jednak nie zmieniają się w stereotypowych gejów, za co jestem Ci ogromnie wdzięczna. W pewnym momencie wspominałaś, że komuś się nie podobało, że tak wszystko przeciągasz. Cóż. Bez urazy dla tego kogoś, ale mi się właśnie to przeciąganie podobało (chociaż gdybym miała to czytać w czasie publikowania rozdziałów, pewnie bym śpiewała inaczej). Gdy powiedziałaś, że pierwszy dzień trwał 9 rodziałów, dopiero wtedy to zauważyłam, a i tak musiałam się najpierw zastanowić, czy faktycznie tak było, bo przy czytaniu jakoś nie rzuciło mi się to w oczy. Jednocześnie jestem szczęśliwa, że dotarłam już do końca tego opowiadania, bo za każdym razem, gdy musiałam oderwać się od tekstu, ściskało mnie w żołądku ze zniecierpliwienia, ale z drugiej strony żal mi się rozstawać z takim Naruto i Sasuke, bo wiem, że ciężko mi będzie znaleźć teraz coś na podobnym poziomie (o ile w ogóle uda mi się to zrobić). Ta historia zwaliła mnie z nóg. Zarówno jeśli wziąć pod uwagę charaktery postaci (i nie mówię tu tylko o naszych głównych gołąbeczkach), wykreowany przez Ciebie świat i relacje bohaterów pomiedzy sobą nawzajem, począwszy od tej między Naruto i jego rodzinką, na tą pomiędzy nim a Sasuke kończąc. Dodatkowo każda postań była inna, miała swoją własną przeszłość, wizję świata, wady i zalety. Niektóre cechy mogły mieć wspólne, no ale szczerze mówiąc w prawdziwym życiu wcale nie jest inaczej.
OdpowiedzUsuńMam okropne wrażenie, że ten komentarz jest strasznie chaotyczny. Rozwodzę się nad jedną rzeczą, później nad drugą, by zaraz wrócić do tej pierwszej. Mogę jedynie zwalić winę na opowiadanie, które zrobiło na mnie aż takie wrażenie. Nie wątpię, że jeszcze do niego wrócę, by ponownie zagłębić się w historię Naruto i Sasuke opisaną w "Bom! Bom!". Po cichu także liczę, że może kiedyś zrobisz jakiś omake do tego opowiadania.
Woh, naprawdę mi ciężko zamknąć to opowiadanie i nie mieć z nim kontaktu nawet przez pisanie komentarza. Jeszcze raz - genialne opoeiadanie. Odwaliłaś kawał naprawdę dobrej roboty :)