Rozdział 1
betowała A., :*
Młody
mężczyzna uśmiechnął się do siebie, podciągając się na krawędzi
wysokiego budynku z taką łatwością, jakby ciężar jego ciała nie stanowił
dla niego żadnego problemu. Jedynie za pomocą siły ramion uniósł się,
stając na rękach. Odwrócił nieco głowę tak, żeby móc patrzeć na swoich
znajomych, stojących na szczycie sąsiedniego budynku, i powoli uniósł
jedną rękę ku górze, utrzymując na drugiej cały ciężar ciała. Zamachał
niebezpiecznie nogami, z satysfakcją słysząc krzyki przerażenia, które
był najlepszym dowodem aplauzu, jaki można było mu zapewnić. Uśmiechnął
się, z trudem łapiąc oddech, kiedy z najwyższą ostrożnością przechylił
nogi ku przepaści, balansując na krawędzi budynku.
— Naruto, idioto, złaź stamtąd! — usłyszał kobiecy głos, w którym wyraźnie słychać było nutę rosyjskiego akcentu.
— Ino! — odkrzyknął jej stłumionym głosem, czując, jak jego gardło było
nieprzyjemnie ściśnięte. Pozycja, w jakiej się znajdował, nie ułatwiała
konwersacji. — Patrz na to! — wykrzyknął niewyraźnie, po czym ponownie
położył dłoń na skraju dachu, pewnie stając na obu rękach i odchylił
nogi jeszcze bardziej ku przepaści. Jego tułów wygiął się w ostry łuk, a
czubki butów dotknęły głowy.
— Szaleniec! — skomentowała Rosjanka oburzonym tonem, jednak zagłuszył ją szczery śmiech pewnego Latynosa.
— Stary, jesteś najlepszy! — pochwalił go mężczyzna, bijąc brawo. — Laski będą miały z ciebie pożytek!
Naruto
uśmiechnął się, zadowolony z takiego przyjęcia jego ekstremalnych
wyczynów. Wyprostował nogi, chcąc już stanąć stabilnie na dachu
angielskiego pubu, jednak niespodziewanie jego ręka ześlizgnęła się.
— Naruto! — krzyknął ktoś z irlandzkim akcentem.
Uzumaki
w ostatniej chwili złapał się krawędzi, stękając głośno, kiedy ponownie
dźwignął się na nadgarstkach. Niefortunnie przy upadku uderzył się
boleśnie w łokieć, ale trzeba przyznać, że było to warte min, jakie
zrobili jego znajomi, kiedy w końcu stanął na szczycie „Elephant &
Castle” cały i zdrowy. Odwrócił się do nich, śmiejąc się głośno.
— Żartowałem! — zawołał w charakterystycznym tylko dla siebie geście triumfu, drapiąc się po karku.
Na
dachu sąsiedniego budynku stała pięcioosobowa grupa jego przyjaciół. To
właśnie z nimi dzielił swoją pasję, jaką był parkour. Od kilku dobrych
lat stanowili idealną ekipę, razem studiując, chodząc do klubów, a
przede wszystkim pokonując ścieżki San Francisco niedostępne dla
przeciętnych obywateli. Razem stanowili wybuchową mieszankę, również pod
względem etnicznym.
Gaara, jego najlepszy przyjaciel, pochodził z
Irlandii. Do Stanów przyjechał dwanaście lat temu wraz z ojcem i dwójką
starszego rodzeństwa, szukając tutaj lepszego życia. Ciężko odpowiedzieć
na pytanie, czy je znalazł. Ojciec Gaary był człowiekiem surowym i
zimnym, wciąż żyjącym tragedią, jaka ich spotkała, a przed którą uciekli
z europejskich wysp. Tak naprawdę Gaara uciekał przed nią nawet tutaj, w
USA. Dzień narodzin Gaary był jednocześnie dniem śmierci jego matki.
Zmarła podczas porodu przez okołoporodowy krwotok. Gaara nieustannie
musi mierzyć się z oziębłością swojego ojca, choć ten nigdy nie
powiedział mu w twarz, że obwinia go za śmierć żony. Chłopak doskonale
to jednak wyczuwał w gestach, spojrzeniach i sposobie, w jakim był
traktowany. Naruto podczas licznych wizyt w rodzinnym domu Gaary również
to zauważył. Podejrzewał, że to zapewne przez ojca jego przyjaciel stał
się zamkniętym w sobie, obojętnym człowiekiem, tworzącym wokół siebie
nieprzepuszczalny mur. Z tego względu Gaara nie pasował do ich ekipy,
ale mimo to, był jej nieodłączną częścią.
Ino przyjechała do USA z
odległej, zimnej Rosji z małym bagażem skromnych ubrań i ogromnym
marzeniem zostania modelką. W wieku zaledwie piętnastu lat udało jej się
wystąpić w kilku rozbieranych sesjach, jednak po romansie z jakimś
marnym fotografem gazety dla panów, zaszła w ciążę, tracąc przez to
szansę na podbicie świata mody. Kiedy wydawało się już, że wszystko
stracone, a ona zostanie na ulicy bez żadnych środków do życia i
jakiejkolwiek przyszłości, zupełnie przez przypadek znalazła bogatą
parę, która nie mogąc mieć własnego dziecka, zawarła z nią układ. Ino
przez dziewięć miesięcy miała zapewniony dach nad głową, ubrania,
jedzenie i edukację, a kiedy w końcu urodziła syna, wymieniła go na czek
o wartości dwunastu tysięcy dolarów. Dzięki tej kwocie mogła rozpocząć
nowe życie w Ameryce. Wynajęła małe, zapyziałe mieszkanie na Grove
Street, (Naruto aktualnie jest jej współlokatorem) i znalazła pracę na
zmywaku w mieszczącej się naprzeciwko jej domu restauracji „Blue Muse”.
Uzumaki zawsze zastanawiał się, jak dziewczyna poradziła sobie w tak
ciężkich warunkach, będąc jeszcze niepełnoletnia. Dopiero później
dowiedział się, że sfałszowała swoje papiery, a legalny pobyt w USA
załatwiła, wychodząc za jakiegoś czterdziestoletniego nieudacznika
mieszkającego w japońskiej dzielnicy, który niefortunnie dwa miesiące po
ślubie został potrącony przez autobus. Ino zachowała nazwisko po mężu,
udało się jej dostać jego oszczędności i samochód — rozlatującego się,
wiekowego Mustanga. Przez pięć lat pracowała ciężko w restauracji, w
weekendy zaś dorabiała jako hostessa w supermarkecie i chodziła do
szkoły wieczorowej. Nie udało się jej dostać na Uniwersytet w San
Francisco, gdzie studiowali chłopcy. Pracowała tam jednak jakiś czas jako
sekretarka, dzięki czemu poznała Shikamaru, a później resztę ekipy.
Aktualnie awansowała do roli sprzedawczyni ekskluzywnych wycieczek w
Castro Travel na Clay Street, ulicy, na której właśnie się znajdowali.
Kiba,
szalony kumpel Naruto, urodził się w USA, ale wychowany w Mission
District, dzielnicy meksykańskich emigrantów z głęboko zakorzenioną
kulturą Meksyku, był prawdziwym Latynosem z krwi i kości. Jego prababka
przyjechała tutaj, gdy zatrudniono ją przy budowanie Kanału Panamskiego,
w wyniku czego osiedliła się w San Francisco na stałe, zakładając
rodzinę.
Rock Lee, kolejny przyjaciel Naruto pochodził z Włoch, a
dokładniej z Sycylii i chociaż nie posiadał klasycznych gabarytów
włoskiego mafiozo, po swoich przodkach odziedziczył gęsty zarost. Naruto
uważał również, że Rock posiadał pewien zmysł Vito Corleone — małą,
głęboko ukrytą iskierkę mafijnego bosa, niedostrzegalną na pierwszy rzut
oka. Nie obawiał się jednak, że Lee niespodziewanie zawładnie San
Francisco, jak kiedyś jego sławny poprzednik, Al Capone, który miał w
garści całe Chicago. Rock był zbyt zajęty parkourem, żeby myśleć o
jakiejkolwiek przestępczości zorganizowanej.
Shikamaru był natomiast
rodowitym Amerykaninem. Pochodził z bogato postawionej rodziny
profesorów matematyki, sam zaś na przekór wszystkim studiował fizykę
kwantową. Ulubionym zajęciem Nary nie był parkour, lecz leżenie do góry
brzuchem i podziwianie chmur na jakiś wieżowcu na Nob Hill, jeden z
najbogatszych dzielnic San Francisco. Paradoksalnie Shikamaru uchodził
za dobrego i wytrwałego zawodnika. Udało mu się wymyślić kilka
zadziwiających tricków, które nie burzyły jednocześnie jego publicznej
opinii skończonego lenia. Prawda, że wydaje się to niemożliwe? Zabawnie
patrzyło się na siedzącego na betonowym murku Narę, który podpierając
łokcie na kolanach, niespodziewanie podskakuje, odbija się i wykonuje
salto w przód, lądując na wcześniejszym miejscu jak gdyby nigdy nic.
Ciężko uwierzyć w to, że Nara pomimo tego, jak mało ćwiczył, był w tak
dobrej formie. Naruto irytował fakt, że kiedy on wyciskał z siebie
siódme poty na hali treningowej, Shikamaru po prostu przychodził na
plac, robił kilka imponujących ruchów, a później po prostu siadał i
patrzył w niebo, odcinając się od otoczenia.
— Ja wiem, czemu
dzisiaj tak świrujesz! — zawołała Ino, wymachując groźnie pięścią w
powietrzu. Naruto zmarszczył brwi, patrząc na dziewczynę z zaskoczeniem.
Pod czaszką bezczelnie kołatała mu się odpowiedź na jej zarzut, ale
postanowił zignorować… co? Prawdę, głos rozsądku? Oblizał usta, czując
na wilgotnych wargach powiew chłodnego powietrza. Przyzwyczaił się już
do wciąż obecnego wiatru na półwyspie, więc niespodziewany dreszcz
zimna, który przebiegł po kręgosłupie, nieco go zdziwił.
— Dlaczego? — zapytał jak zwykle niczego nieświadomy Lee, marszcząc swoje wielkie brwi w geście zamyślenia.
— Ponieważ dzisiaj po południu przyjeżdża Sasuke — odpowiedział
Shikamaru znudzonym głosem, ziewając przy tym rozdzierająco, jakby mówił
o najnudniejszej rzeczy na świecie.
Naruto drgnął poirytowany,
zaciskając mocniej pięści. Zauważył, że Gaara odezwał się
niespodziewanie, niestety zbyt cicho, żeby Uzumaki mógł go usłyszeć,
stojąc na dachu pubu. Ino uśmiechnęła się w odpowiedzi na słowa
mężczyzny i sięgnęła do kieszeni dresowych spodni, by zerknąć na
wyświetlacz komórki.
— Radziłabym ci się pośpieszyć, kochanie,
jeśli chcesz zdążyć na lotnisko! — zawołała wesoło w kierunku Naruto i
ponownie wróciła do cichej rozmowy z Gaarą.
„O cholera, to już za
chwilę?”, pomyślał w panice, wyciągając swój telefon. Dziesięć po
czwartej. Uchiha przylatywał o szóstej, więc co prawda mają jeszcze dwie
godziny, lecz lotnisko jest oddalone od centrum San Francisco o
dwadzieścia kilometrów. Miasto aktualnie znajduje się w godzinach
szczytu, oblegane przez ludzi wracających z pracy, dlatego dotarcie do
lotniska może zająć im dłuższy czas niż zazwyczaj. Wziąwszy również pod
uwagę fakt, że będą jechać rozlatującym się gruchotem Ino, droga może
być ośmiokrotnie dłuższa. No i jeszcze śmierdzą od treningu. Naruto musi
doprowadzić się do ładu.
— Jasne! — odkrzyknął jej. Czy mu się
tylko wydawało, czy naprawdę miał nieco niepewny, może nawet przerażony
głos? Spojrzał uważnie na swoją ekipę, jednak nikt niczego nie zauważył,
wszyscy byli zbyt zaabsorbowani tym, co mówiła właśnie Ino.
Niech
to szlag, przemknęło Naruto przez myśl, kiedy wziął rozbieg, ponownie
lądując na dachu Cast Travel. Teraz lądowanie wyszło mu odrobinę gorzej
niż przy poprzednim skoku i o mało co rzeczywiście nie spadł z krawędzi.
— Nie widzieli się prawie osiem lat! — usłyszał, jak dziewczyna
mówi radosnym głosem do swoich towarzyszy. — Biedny Naruto prawie całą
noc nie spał, grając w te swoje głupie gry na konsoli, tak się
denerwował. Rano wypił chyba z pięć kaw!
— Wcale się nie
denerwowałem! — warknął wściekły, że dziewczyna komentuje jego nocny
maraton. Przecież często je sobie urządzał! Niektóre gry były tak dobre,
że nie mógł się od nich oderwać. Wszyscy wiedzieli, że Uzumaki jest
maniakiem Play Station, prawda?
„Prawda!”, krzyknął głośno w
myślach, zaciskając z jeszcze większą determinacją pięści i marszcząc
groźnie brwi, żeby wyglądać jeszcze bardziej przekonywująco.
—
Jasne, a kto niby cały poranek spędził na wybieraniu dzisiejszego
ubrania? — Ino uśmiechnęła się prowokująco, a jego kumple spojrzeli na
niego z głupimi wyrazami twarzy. Naruto przewrócił oczyma, już naprawdę
mocno wkurzony.
— Banda idiotów! — obraził swoich przyjaciół,
odwracając się do nich ostentacyjnie plecami. — Pośpieszcie się, bo
muszę się jeszcze wykąpać.
— I pomalować — mruknął złośliwie Kiba, który za co dostał kuksańca od Ino.
— Malować to ja się będę, chcę zrobić dobre wrażenie na Sasuke.
— Myślisz, że będzie cię chciał? — Inuzuka spojrzał na nią tak, jakby
dziewczyna właśnie oznajmiła, że będzie głosowała na Rocka Lee w
najbliższych wyborach parlamentarnych.
— Spadaj! Tacy jak on na pewno znają się na prawdziwym pięknie. Prawda, Naruto?
Uzumaki
siłą woli powstrzymał się przed głośnym prychnięciem. Nie chciał jednak
denerwować dziewczyny, ponieważ to ona zadeklarowała, że zawiezie go na
lotnisko. Jak na razie nie dysponował żadnym innym transportem, więc
był zmuszony być dla niej miły.
— Oczywiście — mruknął tak cicho, że nie miał pewności, czy dziewczyna go usłyszała.
— No dobrze, pośpieszmy się, bo naprawdę nie zdążymy!
— Zwłaszcza, że Ino potrzebuje trzech godzin, żeby doprowadzić się do
względnego względnie normalnego wyglądu — skomentował Kiba, który w
nagrodę otrzymał mocny cios w głowę, by w efekcie zamilknąć w
zupełności.
Naruto z głową opartą o szybę samochodu obserwował
monotonny krajobraz niskich, gęstych krzaków, które mijali po drodze,
jadąc autostradą James Lick Freeway. Po drugiej stronie drogi widać było
szarobłękitną taflę zatoki San Francisco. Niewielkie, mlecznobiałe
chmury przesuwały się szybko po niebie, a fale uderzały o piaszczysty
brzeg. Naruto z rozdrażnieniem patrzył na wszystkie mijające ich
samochody. „W takim tempie nie dotrzemy tam nawet za tydzień”, pomyślał,
z irytacją przecierając skronie. W radiu leciał jakiś smętny, jazzowy
utwór, który powoli zaczął doprowadzać go do szału. Poruszył się
niespokojnie na fotelu, patrząc na zegarek. Powinni być na lotnisku za
pięć minut, a tymczasem mają do pokonania jeszcze osiem mil! Warknął
poirytowany, z jeszcze większym rozdrażnieniem zauważając, że zaczynają
pocić mu się ręce.
— Nie panikuj. — Poczuł dłoń Ino na ramieniu. — Zobaczysz, wszystko będzie ok — zapewniła go, uśmiechając się pogodnie.
— Jeśli się spóźnimy, będzie to twoja wina! — burknął, patrząc na
kobietę gniewnie. Yamanaka zaśmiała się serdecznie, dodając jednak gazu.
Naruto uśmiechnął się, kiedy udało im się wyprzedzić jakiś samochód.
Odprężył się nieco, znów opierając głowę na szybie, i zaczął obserwować
mijany krajobraz.
— Tęskniłeś za nim? — Niespodziewanie pytanie wyrwało go z kontemplacji kalifornijskiej natury.
— Za Sasuke? Jasne, że tak — powiedział, nieco zaskoczony nagłą
ciekawością blondynki. Kiedy Uchiha zadzwonił do niego trzy dni temu z
krótką informacją, że wraca do San Francisco, Naruto na początku się
wściekł. Dopiero wczoraj uspokoił się na tyle, żeby opowiedzieć Ino o
swoim dawnym przyjacielu, który wyjechał osiem lat temu, do teraz nie
dając żadnych znaków życia.
— To z nim zacząłeś trenować parkour, prawda?
Naruto
kiwnął głową, uśmiechając się lekko. Ich pasję zapoczątkowała seria
jakichś głupich kłótni, przez które zaczęli gonić się po miejskiej
zabudowie. Dopiero później dowiedzieli się, że ich "zabawa w berka" to
tak naprawdę rozwijająca się dopiero dyscyplina sportowa, która
narodziła się na paryskich przedmieściach Lisses na początku lat
dziewięćdzięsiątych, a więc zaledwie kilka lat po tym, gdy zaczęli się
nią interesować. Od tamtego czasu parkour stał się najważniejszą rzeczą w
ich życiu, a oni oddali się mu całym sercem.
Naruto zmarszczył brwi,
ignorując pytanie. W głowie zaczęła kołatać mu się tylko jedna myśl:
czy Sasuke nadal trenuje parkour? Co jeśli przestał? Naruto od dawna się
nad tym zastanawiał, jednak po telefonie Uchihy wszystko potoczyło się
tak szybko, że nie zdążył zdać sobie nawet sprawy z tego, że ten
dwudziestodwuletni już mężczyzna mógł zmienić priorytety, pasję…
wszystko…
— Teraz Sasuke jest pewnie zupełnie innym człowiekiem —
stwierdził nagle, przerażony tą myślą. Spojrzał szeroko otwartymi oczyma
na Ino, która wydała się nie mniej zaskoczona.
— To oczywiste — powiedziała, uśmiechając się niepewnie.
— Nie. To nie jest oczywiste! — Naruto zmarszczył groźnie brwi,
oddychając ciężko. — Uchiha nie jest już moim przyjacielem, jest teraz
zupełnie obcą osobą, on… Kurwa! Nawet nie wiem, czy nadal trenuje
parkour! — wykrzyknął.
— Uzumaki! — poczuł mocny cios w okolicach
żeber. Jęknął zaskoczony tym niespodziewanym atakiem, patrząc pełnym
wyrzutów wzrokiem na kierowcę.
— Co robisz? — udało mu się wyksztusić.
— Jesteś naiwnym idiotą, Uzumaki! Naprawdę myślisz, że Sasuke nie jest już twoim przyjacielem?
— O przyjaciół trzeba dbać, a ten pacan nie odezwał się do mnie przez
osiem lat! — burknął obrażony. — Mam powody, żeby czuć się dotknięty,
nie uważasz?
— A jednak teraz jedziesz, żeby go przywitać ponownie, cały zdenerwowany i spocony jak świnia.
— Wcale nie pocę się jak świnia!
— No dobrze, może trochę przesadziłam — dziewczyna uśmiechnęła się
lekko, nie mogąc odmówić sobie tej małej złośliwości. — Ale denerwujesz
się tym spotkaniem. Wciąż zależy ci na Sasuke, prawda?
Naruto nie odpowiedział.
— Gdyby Uchiha nie chciał odnowić waszej znajomości, nie kłopotałby się
z dzwonieniem do ciebie. Pomyśl o tym. — Uśmiechnęła się lekko. — Na
jego miejscu nie pakowałabym się po raz kolejny w takie bagno, ale…
— Spadaj! — warknął, mimowolnie wyginając usta w lekkim uśmiechu. — Nie znasz się.
Ino roześmiała się w odpowiedzi.
— Głupia — skomentował, ale po chwili odpuścił, również śmiejąc się w głos.
Kiedy dojechali do South San Francisco, niebo pokryły gęste, białoszare chmury.
— Patrz, to tam! — zawołał nagle Naruto, kiedy zobaczyli potężny wiadukt, ciągnący za sobą serpentynę dróg.
— Gdzie teraz mam jechać? — zapytała lekko zdezorientowana dziewczyna, zwalniając.
— Nie wiem — Naruto zmarszczył brwi, rozglądając się. — W prawo —
zarządził w końcu, gdy przejeżdżali po drogami wiaduktu, podtrzymywanymi
przez grube, betonowe słupy.
— Widać terminale — oznajmiła po dłuższej chwili Ino. — Międzynarodowy, prawda?
Naruto kiwnął głową. Uchiha miał przylecieć do Hali G liniami lotniczymi pochodzącymi z Japonii.
Osiem
lat temu był już na tym lotnisku, przez co jak przez mgłę docierały do
niego urywki wspomień. Pamiętał niektóre z tych miejsc, jednak od czasu
jego ostatniej wizyty tutaj lotnisko niezwykle się rozbudowało. Terminal
Międzynarodowy, w którym się właśnie znajdowali, był wielki jak hala
sportowa. Tłum różnobarwnych ludzi mijał ich w pośpiechu. Naruto patrzył
to na Anglików, ubranych tak dziwnie, że wyglądali jakby właśnie
wrócili z balu przebierańców, to na Azjatów, reprezentujących największa
grupę podróżnych. Widział podekscytowaną grupę Chińczyków, którzy z
pewnością przylecieli odwiedzić swoich krewnych. Niektórzy z nich ubrani
byli tak skromnie, że Naruto zaczął się zastanawiał się, czy ci ludzie
nie wydali wszystkich pieniędzy, żeby tutaj przylecieć. Od czasu do
czasu przewinął się jakiś japoński biznesman w szykownym garniturze,
ciągnący niewielką walizkę podróżną. W Hali G było również dużo
Hindusów. Udało mu się nawet zobaczyć kobiety w tradycyjnych, kolorowych
strojach. Czoła niektórych z nich zdobiły czerwone kropki, jednak nie
miał pojęcia, co mogły one oznaczać.
Naruto stał jednocześnie
zdezorientowany i przytłoczony taką ilością tak dziwnie wyglądającym
tłumem obcych. W San Francisco było wielu emigrantów, jednak ci ludzie
tak bardzo różnili się od tych, których do tej pory spotkał.
— Japan Airlines? — zapytała Ino, patrząc na tablicę przylotów. — Samolot Sasuke jest już na miejscu.
Naruto rozejrzał się po hali, poszukując informacji, w którym sektorze mają czekać na Uchihe.
— Jest — mruknął do siebie po chwili i szybko skierował się do wyjścia numer pięć.
Kiedy
szedł w stronę bramki, słyszał szaleńcze bicie własnego serca. Hałas
mijanego tłumu nie robił na nim żadnego wrażenia. Wiedział, że jego ręka
drży lekko, dlatego zacisnął mocno pięść, nie chcąc dać po sobie
poznać, że naprawdę jest aż tak bardzo zdenerwowany.
Już za chwilę
go zobaczę, myślał, czując ogromne podekscytowanie, które mieszało się z
jakimś innym, nieprzyjemnym uczuciem niepokoju. Czy pozna swojego
dawnego przyjaciela? A co jeśli dawny przyjaciel nie rozpozna jego?
Z
roztargnieniem spojrzał na fantazyjnie skonstruowany, szklany sufit,
który pomimo brzydkiej pogody na zewnątrz, dawał zadziwiająco dużo
światła. Odbijało się ono na marmurowej, lśniącej posadzce. Ścianę
wejściową zdobił rząd drzew.
„Jest tutaj zupełnie inaczej niż osiem lat temu”, pomyślał jeszcze Naruto, kiedy Ino szturchnęła go niespodziewanie.
— Co? — zapytał, patrząc w kierunku wyjścia, gdzie mieli pojawić się
pasażerowie japońskiego lotu. Jak na razie nikogo tam nie było.
—
Patrz — dziewczyna dyskretnie wskazała na jakąś kobietę, która stała w
niewielkiej odległości od nich. Naruto uniósł brwi ze zdziwieniem na
widok delikatnie różowych włosów.
— Ładna — ocenił w końcu.
Rzeczywiście,
kobieta, którą pokazała mu Ino odznaczała się wyjątkową urodą na tle
pozostałych czekających. Jej duże, zielone oczy zdobił ciemny makijaż.
Naruto widział, jak światło odbija się od jej wyraźnie zarysowanych
kości policzkowych. Pełne, brzoskwiniowe usta wygięły się w lekkim
uśmiechu, gdy rozmawiała z kimś stojącym obok niej. Dzięki gładko
zaczesanych, wysoko spięty, włosom, jej szyja wydawała się jeszcze
dłuższa.
— To Sakura Haruno, modelka Victoria’s Secret —
poinformowała go Yamanaka cicho. — Reklamuje bieliznę i stroje kąpielowe
— dodała znacząco, kiedy zorientowała się, że nazwa tej luksusowej
marki nic mu nie mówi.
Naruto zmarszczył brwi, dokładniej
przyglądając się kobiecie. Wygląda na modelkę, przemknęło mu przez myśl,
kiedy patrzył na obcisłe dżinsy podkreślające jej długie i szczupłe
nogi. Przez granatową marynarkę na jej ramionach, Naruto pomyślał, że
kobieta jest tu w sprawach służbowych.
— O mój boże! To buty od
Ralpha Laurena! — wykrzyknęła Ino, miażdżąc jego ramię w morderczym
uścisku. Naruto syknął poirytowany, wyrywając rękę. Mimowolnie spojrzał
na wiązane buty wykonane z karmelowej skóry na niebotycznie wysokim
obcasie. „Kobiety”… Westchnął cierpiętniczo, przewracając oczami.
I właśnie w tej chwili zobaczył pasażerów niedawnego lotu z Japonii, którzy podążali wyjściem numer pięć prosto w ich stronę.
— Sasuke — szepnął cicho, piorunując wzrokiem tłum zmęczonych twarzy.
Jego źrenice rozszerzyły się, kiedy zobaczył czarne, lśniące oczy patrzące prosto na niego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę pisać komentarz pod najnowszą notką.