3.
Zack siedział przy barze
i popijał mocny alkohol. Chyba było już późno, może, nie wiedział.
Stracił poczucie czasu po piątym kieliszku. Uśmiechnął się szelmowsko do
barmanki i odpalił papierosa, zaciągając się nim mocno. Był już pijany,
szumiało mu w głowie, a jego świadomość płynęła przyjemnie, zupełnie
jakby pochłonął go Strumień Życia. Sephirot go zabije. Cóż, może dzięki
temu uchroni go również przed jutrzejszym kacem.
— Ciężki dzień? — zagadnęła go barmanka, polerując kieliszki. Kiwnął głową, gasząc papierosa.
— Za kilka dni wyjeżdżam do North Corel — zdradził.
—
Jesteś SOLDIER? — zapytała zaskoczona, mierząc go uważnym spojrzeniem
jasnobrązowych, błyszczących oczu. Zack sięgnął po kieliszek, ukrywając
uśmiech.
— Druga klasa —
dodał po chwili, wypinając dumnie pierś i stukając się po niej kciukiem.
Po alkoholu stawał się bardziej arogancki. — Wkrótce awansuje do
pierwszej. Jeszcze nie raz o mnie usłyszysz!
Pragnął
zostać bohaterem. Chciał, żeby świat się o nim dowiedział, żeby go
podziwiał — za siłę i odwagę, za brawurę, którą już zresztą miał aż w
nadmiarze. Przeszedł ciężką drogę, by znaleźć się w oddziałach Shinry.
Musiał walczyć, nieustannie próbując zwiększyć swoją siłę. Już wkrótce
stanie wśród najlepszych, będzie jednym z legendarnych żołnierzy
pierwszej klasy. Właśnie dlatego, dla marzeń i ambicji, musiał przeżyć.
Wiedział, co go czeka na przyszłej misji w North Corel. Dyrekcja
określała to mianem szkolenia. Tak naprawdę jednak były to
eksperymenty. Niebezpieczne i zagrażające jego życiu doświadczenia,
które przeprowadzali na nim szaleni, przerażający ludzie. Nie lubił ich,
nie lubił profesora Hojo, jego głosu i spojrzenia. Zimnych dłoni, kiedy
podpinał go do aparatury. Nie lubił paraliżującego uczucia, gdy doktor
wstrzykiwał mu do żył komórki Jenovy. Gdy go nimi zarażał.
Wgapił
się w jasnobrązowe oczy barmanki. Fascynowały go, nie mógł oderwać od
ich oczu i kobieta zapewne pomyślała, że ją podrywa. Pieprzenie. Nie
podobała mu się. Przyciągało go tylko jej spojrzenie. Kiedyś jego oczy
były szare, jak zachmurzone, poranne niebo, jeśli miałby się silić na
jakieś poetyckie sformułowania. Może nawet w głębi czuł jakąś potrzebę
artystycznego wyładowania się? Wszystkie podobne dzikie popędy budziły
się w nim po odpowiedniej dawce alkoholu.
Lubił
oczy Aeris ¬— ciemnozielone i głębokie — albo Clouda, w których czaiła
się ta niesamowita niewinność. Jakby ten chłopak był jeszcze dzieckiem,
które nie zostało skalane brudem panującym na tym świecie. Chciał
wierzyć w to, że Shinra nie zaraziła go swoją ideologią. Wyobrażał
sobie, że Cloud stoi ponad tym, ponad nimi i że nie chce zostać
bohaterem. Nie pragnie stać się taki jak Sephirot. Niestety — cholerny
fałsz. Cloud przesiąkł całym syfem, który serwowała Shinra. Chciał
zostać SOLDIER pierwszej klasy. Oczy Clouda były ciemnobłękitne,
spokojne i uważne. Będzie dobrym żołnierzem — wytrwałym i silnym.
Osiągnie znacznie więcej niż Zack czy nawet Sephirot.
Zack wstał,
rzucając na ladę więcej pieniędzy, niż wynosił jego rachunek.
Zignorował uśmiech barmanki, która przeliczyła banknoty, orientując się,
że właśnie dostała dość spory napiwek. Był w końcu SOLDIER, mógł sobie
pozwolić na takie rzeczy.
Zachwiał
się, kiedy wychodził w baru. Tylko dzięki pomocnej ręce jakiegoś
klienta, nie upadł jak długi, co skompromitowałoby go zapewne na wieki.
Na zewnątrz było już ciemno. Chłodne, nocne powietrze uderzyło w niego,
trochę go otrzeźwiając. Wytoczył się na ulicę, nawet nie patrząc, czy
coś jedzie. Zignorował trąbienie samochodów, pokazując kierowcom
środkowy palec. Bar, w którym się zatrzymał, znajdował się w piątym
sektorze, więc został mu spory kawałek drogi do mieszkania. Wcześniej
myślał, że mógłby się zatrzymać u Aeris, ale uznał ten pomysł za
absurdalny. Nie znali się na tyle dobrze, żeby mógł u niej nocować.
Ulice
rozbłysły zielonym światłem i Zack spojrzał w górę, widząc, jak
reaktory Mako zaczynają pracować. Zmrużył oczy, przystając na środku
ulicy i patrząc na siedzibę Shinry. Niektórzy ludzie twierdzili, że
energia czerpana z reaktorów zabija planetę.
Zatrzymał
się na chwilę, opierając się o witrynę jakiegoś sklepu. Zaczął wgapiać
się tępym wzrokiem w produkty na wystawie — pistolety, karabiny i
granaty. Trafił chyba w obszar Shinry. Cholera, nawet się nie
zorientował, kiedy tam zaszedł. Zacisnął wargi, powstrzymując mdłości.
Dzisiaj chyba przesadził. Ale musiał dojść do domu. Władze Shinry
zabiłyby go, gdyby zasnął na ulicy. Dziennikarze nie przepuściliby
takiego skandalu. Byłby skończony jako żołnierz i mógłby pożegnać się z
byciem bohaterem.
— Pieprzeni bohaterowie — wywarczał, obserwując własne odbicie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę pisać komentarz pod najnowszą notką.