Rozdział 5
betowała A., ;*
Kiedy
Jiraiya wrócił do domu, Naruto nie poświęcił mu odrobiny uwagi. W
hałasie i zamieszaniu, jakie towarzyszyło pojawieniu się opiekuna,
Naruto siedział przy stole jak sparaliżowany. Nawet nie drgnął,
wpatrując się w Uchihę szeroko otwartymi oczami. W jego spojrzeniu kryło
się coś dziwnego. Coś, czego Sasuke nie potrafił rozpoznać.
Kiedy
Uchiha wyczuł na swoim ramieniu dużą, ciężką rękę, odwrócił się w stronę
Jiraiyi. Szeroką twarz mężczyzny wykrzywił uśmiech, pogłębiając
zmarszczki wokół oczu. Znajdujące się w nieładzie, białe jak śnieg włosy
sięgały połowy pleców.
— Ale wyrosłeś! — powiedział głośnym,
huczącym głosem i poklepał Sasuke po plecach, zapierając mu dech w
piersi. Uchiha uśmiechnął się z chłodną uprzejmością, ściskając dłoń
mężczyzny w geście powitania. Jiraiya górował nad nim dobre dziesięć
centymetrów, a jego potężne ramiona były prawie dwa razy szersze niż
barki Sasuke.
— Naruto ciągle o tobie opowiadał. — Zaśmiał się
donośnie i spojrzał przekornie na swojego podopiecznego. Twarz Naruto
stężała.
— Spóźniłeś się dwadzieścia minut — zauważył Uzumaki,
ignorując zawstydzający komentarz swojego opiekuna. Sasuke zmrużył oczy,
kiedy blondyn spojrzał prosto na niego.
— Nasz indyk czeka w piecu prawie godzinę! — zasyczała poirytowana Tsunade i kazała usiąść wszystkim do stołu.
Sasuke odsunął krzesło i zajął miejsce naprzeciwko Naruto.
— Brakowało ci tego? — zapytał cicho blondyn, od niechcenia bawiąc się
widelcem. Sasuke uśmiechnął się jedynie, nie odpowiadając.
—
Kiba dostał wejściówki do Rube Skye — oznajmił Gaara, przekraczając
próg mieszkania na Grove Street. Oparł mokry parasol o ścianę przy
wejściu tuż pod wieszakiem na ubrania i ściągnął buty.
„Deszczowa zima za niedługo się skończy. To ostatnie miesiące tak intensywnych opadów”, pomyślał Naruto, po czym zapytał:
— Chcesz coś do picia?
Zauważył,
jak Gaara rozgląda się po salonie świdrującym, uważnym spojrzeniem.
Naruto miał wrażenie, że przyjaciel przenikał wzrokiem bałagan panujący w
mieszkaniu i widział sportową bluzę Uchihy zsuwającą się z siedzenia
kanapy albo japońskie gry na konsolę, które były schowane na półce pod
telewizorem.
— Wodę mineralną — mruknął Gaara, odsuwając krzesło i siadając przy kuchennym stole.
— Nie chcesz piwa? — Naruto odwrócił się do niego z dwoma zielonymi
butelkami w ręku, jednak Gaara przecząco pokręcił głową. — Na pewno?
— Na pewno.
— Nie wiesz, co tracisz — oznajmił Naruto, rzucając w stronę
przyjaciela butelkę półlitrowej wody mineralnej. Sprawnie otworzył swoje
piwo, celnie rzucając kapslem do kosza.
— Ino wciąż się nie odzywa?
Naruto pokręcił przecząco głową, upijając łyk chłodnego, przyjemnie orzeźwiającego piwa.
— Powiedziała, że po ślubie się do niego przeprowadzi i zostawi mi swojego mustanga.
Gaara uniósł brwi, zdziwiony tymi słowami.
— Przecież ona kocha ten samochód.
— Wiem. Rzęży tak samo jak ona. I trzeba do niego dopłacać kupę kasy,
więc pod tym względem są do siebie bardzo podobni — powiedział Naruto i
zaśmiał się, patrząc na nieporuszonego tym żartem Gaare.
— I trzeba w nią wlać tonę paliwa, żeby ruszyła.
Naruto
zakrztusił się piwem, słysząc wypowiedziane niemal grobowym głosem
słowa swojego przyjaciela. Musiał przyznać mu rację. Ino posiadała
naprawdę mocną głowę, odporną na wysokoprocentowe napoje. Zazwyczaj
musiała wypić najwięcej, żeby osiągnąć stan, w jakim oni byli już po
pięciu piwach. I pomyśleć, że była jedyną kobietą w ich ekipie.
— Więc co z tą imprezą? — zapytał w końcu Naruto, dopijając swoje piwo.
— W sobotę o jedenastej, będziesz? — Gaara wstał, jasno dając do zrozumienia, że odpowiedź Naruto zakończy ich rozmowę.
— Jasne, że tak.
Ostatnie
kilka dni Sasuke spędził na rozlatującej się kanapie w mieszkaniu
Naruto. Nawał spraw związanych z przeprowadzką sprawił, że kiedy wracał
do mieszkania Uzumakiego, był już późny wieczór. Obiecał, że gdy załatwi
wszystkie sprawy związane z przeprowadzką Orochimaru, Itachiego, a w
końcu swoją własną, wyniesie się.
— Gdzie? Zamieszkasz z Sakurą w Lowelly Hill? — zapytał go wtedy Naruto.
— Nie — odpowiedział twardym głosem, który jasno sugerował, że nie chce
kontynuować tej rozmowy. Naruto doskonale to wyczuł, pomimo to brnął
dalej.
— Wiec gdzie? Nie będziesz mieszkał ani ze swoją dziewczyną, ani z Orochimaru lub Itachim. Kupisz mieszkanie?
Sasuke
doskonale wiedział, że za niedługo będzie musiał się wycofać.
Wynagrodzi Naruto jego przyjaźń i usunie się w cień. Nie widział sensu w
kupowaniu tutaj mieszkania. Nie chciał wiązać się z tym miastem. San
Francisco nie było miejscem dla niego i doskonale o tym wiedział. W tym
mieście kryło się za dużo wspomnień, przeszłości i Naruto. Jego
podświadomość podpowiadała mu, że niedługo może nie dać rady wyjechać. A
powinien.
Przez te osiem lat usamodzielnił się. Był silny. Nauczył
się być silnym bez pomocy Naruto. A teraz znów za dużo polegał na swoim
przyjacielu. Nie mógł pozwolić sobie na chwile słabości. Takie jak ta,
gdy przyjechał do mieszkania Naruto zaraz po wizycie w Hotelu Świętego
Franciszka.
Sakura położyła filiżankę z malinową herbatą przed Sai’em i zajęła miejsce naprzeciwko swojego przyjaciela.
— Dowiedziałaś się już, dlaczego od ciebie uciekł? — zapytał zgryźliwie
Sai, sięgając po świeżo wyjęte z pieca, owocowe babeczki. Nigdy nie
mógł odmówić sobie jej wypieków i Sakura doskonale o tym wiedziała.
Często przychodziła do apartamentu Saia, żeby zaszyć się w jego kuchni i
eksperymentować. Mieszkając w hotelu, nie musiała martwić się o
posiłki. Specjalnie dla niej kucharz gotował dietetyczne, wyrafinowane
potrawy. Często brakowało jej poczucia samodzielności.
— Już ci
mówiłam, że nie uciekł! — warknęła poirytowana, marszcząc przy tym nos w
zabawny sposób. — Już tysiąc razy powtarzałam ci, że jego brat i
Orochimaru wrócili do San Francisco, a on musi zająć się ich całą
przeprowadzką.
— Dlatego nie dzwonił do ciebie od kilku dni? — zapytał Sai, uśmiechając się złośliwie.
— Nie masz o nim żadnego pojęcia — prychnęła Sakura. — Nie znasz go.
Nawet nie wiesz, co on musiał zrobić, żeby móc przeprowadzić się ze mną
do San Francisco. Obiecał mi to. Jego opiekun jest ciężko chory, a
brat... — Przerwała na chwilę, szukając odpowiedniego słowa, ale w końcu
skapitulowała i westchnęła ze zrezygnowaniem. — To prawdziwy sukinsyn.
Nie mam pojęcia, co Sasuke powiedział mu, żeby skłonić go do przyjazdu
do San Francisco, ale mu się udało.
— Dlaczego więc nie wraca do
ciebie na noc, skoro to taki dobry facet? Może w czasie wolnym od
przeprowadzki testuje miastowe dziwki?
Sai z głuchym trzaskiem
odłożył filiżankę na spód. Wiedział, że powinien uważać, ponieważ była
to porcelana przywieziona prosto z Chin.
— Wiem, że go nie lubisz. — Sakura uśmiechnęła się łagodnie. — Na początku zawsze sprawia złe wrażenie.
— To gbur i prostak! — krzyknął poirytowany Sai. Bez przerwy słyszał
usprawiedliwienia pod adresem wyidealizowanego w oczach Sakury Sasuke.
Poznał
Uchihę. Dowiedział się, że nie lubi gejów, a nawet się nimi brzydzi.
Zapewne nie lubił również masy innych rzeczy. I był głupkiem. Jego
umiejętności łóżkowe nie zrobią z niego dobrego faceta!
— Dobrze
wiesz, że go kocham. Czuję, że to ten facet i chcę założyć z nim
rodzinę. Naprawdę, Sai. — powiedziała pewnym tonem, a na jej twarzy
widać było zaciętość. Cienkie brwi zmarszczyły się groźnie, a pełne usta
zacisnęły w geście determinacji. — On mi pomógł, kiedy nikt inny nie
chciał tego zrobić.
— Co to znaczy?
Sakura zaczerwieniła się i uśmiechnęła lekko, odwracając wzrok na trzymaną w ręce filiżankę kawy.
— Czy ja nie pomogłem ci, kiedy tego potrzebowałaś?
— To nie o to chodzi, Sai. Nieważne zresztą. Chcesz czy nie, możliwe, że jestem z nim z nim w ciąży.
Naruto
skrzywił się z niesmakiem, wkładając brudne naczynia do zlewu. Po raz
pierwszy w życiu bałagan panujący w kuchni zaczął mu przeszkadzać.
Przymknął oczy, wmawiając sobie, że nie czuje zapachu niedojedzonej
zupki instant sprzed czterech dni. A może sprzed tygodnia? Zazwyczaj
świeżość potrawy oceniał po tym, czy jej składniki się już ruszały.
Teraz jednak reszki makaronu na dnie plastikowej miski nie wykonywały
gwałtownych ruchów. W nadziei na to, że Sasuke nie przeszkadzają jego
kulinarno—biologiczne eksperymenty, wrzucił zupkę do kosza.
Kiedy
pozbył się nieprzyjemnego zapachu (pomijając smród tygodniowych naczyń
piętrzących się w zlewie), odwrócił się do Sasuke z uśmiechem na ustach.
Na zewnątrz było już ciemno, dochodziła dwudziesta pierwsza.
—
Sasuke — zaczął, odwracając uwagę bruneta od czytanej gazety. Kosmyki
czarnych włosów opadały na błyszczące oczy Uchihy. Naruto przełknął
ślinę, czując ciężkie, analitycznie spojrzenie Sasuke. Powoli zaczął się
już do niego przyzwyczajać, ale teraz robiło na nim dwa razy większe
wrażenie. Chciał zapytać się o coś ważnego. Denerwował się.
—
Itachi znalazł już mieszkanie? — zaczął ostrożnie, ponieważ wiedział, że
sprawy brata Sasuke nie są najbezpieczniejszym tematem do rozmów.
—
Tak. — Sasuke niemal warknął. Jego spojrzenie się zmieniło. Stało się
wrogie i nieufne. Naruto uśmiechnął się na myśl, że Sasuke nawet nie
podejrzewa, jakiego pytania może się spodziewać.
— A Orochimaru?
— Jego mieszkanie nie jest jeszcze gotowe — mruknął Uchiha i odwrócił
spojrzenie na czytaną wcześniej gazetę, zrywając tym samym kontakt
wzrokowy z Naruto. — Musi być ono odpowiednio przygotowane, skoro
Orochimaru chce mieszkać sam — wyjaśnił Sasuke spokojnie. — Jeżeli
przeszkadza ci moja obecność, mogę się w każdej chwili wyprowadzić —
powiedział, mierząc Naruto spojrzeniem spod czarnej grzywki.
— Nie. — Uśmiechnął się lekko. — Nie to miałem na myśli.
Oparł
się o stół, pochylając się na wysokość twarzy Uchihy. Poczuł, że się
czerwieni, kiedy jego przyjaciel zjechał wzrokiem na jego usta,
oczekując odpowiedzi.
— Więc co miałeś na myśli?
Naruto zawahał się, ale szybko udało mu się odzyskać pewność siebie.
— Nie chcesz mieszkać ani ze swoją dziewczyną, ani z Orochimaru, ani z
Itachim. Ino się wyprowadziła, więc możesz zostać tutaj — powiedział z
uśmiechem na ustach.
— Chcesz, żebym z tobą zamieszkał? — Sasuke wydał się zaskoczony tą propozycją.
— Ktoś musi dorzucać się do czynszu.
Naruto zaśmiał się cicho, słysząc pogardliwe prychnięcie Uchihy.
— Więc jak, Sasuke? Wchodzisz w to?
Patrzył
zaskoczony na Naruto, który stał przed nim otwarty i szczery. Zadał mu
to pytanie tak zwyczajnie i radośnie, że Sasuke nie wiedział, co
odpowiedzieć. Zmrużył jedynie oczy, chcąc ukryć w nich paniczny strach,
jaki go w tym momencie ogarnął.
Nie chciał się zgadzać. Nie chciał
ponownie budować z Naruto relacji takiej jak kiedyś, ponieważ wiedział,
że gdy to zrobi, nie będzie już chciał wyjeżdżać.
Naruto był jego
najlepszym przyjacielem, odkąd pamiętał. Odsunął cień przeszłości, jaki
zawisł nad nim, kiedy jego matka postanowiła się zabić. To dzięki Naruto
jego dzieciństwo nie było takie złe.
„Nie ma w tym stwierdzeniu nic
sentymentalnego”, pomyślał ze złością Sasuke. Chciał przekonać sam
siebie, że nie jest ckliwym, żałosnym facetem.
— Nie — powiedział w
końcu przez zaciśnięte gardło. Przez chwilę zastanawiał się, czy nie
lepiej byłoby zniszczyć tę przyjaźń. Może tak byłoby łatwiej dla nich
obu?
— Dlaczego? — zapytał Naruto ze złością i Sasuke musiał przygryźć wargę, żeby się nie uśmiechnąć.
Jasne,
mógł już wcześniej wpaść na to, że ma do czynienia ze zbyt upartym i
zdeterminowanym facetem, żeby mieć jakiekolwiek szanse powodzenia.
Naruto nigdy się nie poddawał, nienawidził porażek i Sasuke zaczął się
obawiać, że jego plan może zejść na panewce.
— Dlaczego nie chcesz ze mną zamieszkać?
— Ponieważ mam dziewczynę — odpowiedział twardym głosem, przypominając
sobie nagle o istnieniu Sakury, która stanowiła idealny argument.
Wstał, patrząc na zaskoczony wyraz twarzy Naruto.
— Od przyjazdu tutaj spotkałeś się z nią tylko raz! — wypalił nagle
blondyn. — Nie jesteś aż tak bardzo zajęty, żeby się z nią nie zobaczyć,
idioto! Myślisz, że jestem tak głupi, żeby nie zauważyć tego, jak ją
spławiasz? Kiedy tylko wysyła do ciebie sms—a albo dzwoni, widzę, jaki
masz wyraz twarzy. Znam cię zbyt dobrze, żebyś mnie mógł oszukać!
Sasuke nie mógł już powstrzymać łagodnego uśmiechu.
„Właśnie dlatego powinienem jak najszybciej się z tobą pożegnać”.
— Jeszcze się zastanowię, w porządku? — zapytał Sasuke, a w odpowiedzi otrzymał triumfalny uśmiech Naruto.
„On się chyba nigdy nie zmieni”, pomyślał jeszcze, zanim nie padła propozycja gry na konsoli, na którą bez wahania przystał.
Sasuke
szedł Gougth Street, kierując się w stronę parku Jefferson Square,
który oddalony był od mieszkania Naruto niecałe pięć minut drogi. Miał
się tam spotkać z Sakurą. Kobieta zadzwoniła do niego z samego rana,
oznajmiając, że musi powiedzieć mu o czymś ważnym. Nalegała, więc nie
miał innego wyboru — musiał się zgodzić. Zwłaszcza, że całej rozmowie
przysłuchiwał się Naruto. Sasuke widział błąkający się na jego ustach
uśmieszek, kiedy udawał, że czyta gazetę. Nie mógł dać mu tej
satysfakcji i ponownie odmówić Sakurze, wykręcając się czymś głupim. Nie
chciał dawać mu kolejnego powodu do tego, żeby kpił z jego związku z
Haruno. Zwłaszcza, jeżeli chciał ją zachować, jako dobry kontrargument w
sprawie wspólnego mieszkania z Naruto.
Zbliżało się południe.
Niebiesko—szare niebo poprzecinane było puszystymi, białymi chmurami,
przez które przedostawały się promienie słońca. Wiał chłodny, rześki
wiatr i Sasuke wiedział, że tylko kwestią czasu jest nadejście
gwałtownej ulewy.
„Ale już wkrótce zrobi się ciepło”, pomyślał.
Minie deszczowa zima i rozpocznie się suche lato. Przez najbliższe
miesiące nad zachodnią stroną miasta wisieć będzie gęsta mgła. W
centralnej części San Francisco, w której mieszkali, utrzyma się do
późnego poranka.
Kamienice po obu stronach ulicy były wyremontowane i
odnowione. Mijając drugą przecznicę, na końcu ulicy zobaczył podobny do
waszyngtońskiego Kapitolu wielki, biały gmach. Znajdowało się w nim
muzeum sądownictwa.
Mijał rzędy zielonych, wykrzywionych drzew o
twardych, mięsistych liściach. Będąc już prawie u celu, zobaczył
czerwony, niski szeregowiec wyróżniający się na tle wysokich, zadbanych
kamienic. Zbudowany był w duchu lat dziewięćdziesiątych. Widział
kremowe, ciężkie zasłony, które przysłaniały większość okien w budynku.
Kiedy dotarł na miejsce, przeszedł przez pożółkłe, zdarte pasy,
znajdujące się na załatanej drodze.
Sakura już na niego czekała.
Siedziała na drewnianej ławce pod drzewem. Uśmiechnęła się lekko na jego
widok, odgarniając bladoróżowe włosy za ucho. Zafarbowała je na taki
kolor, ponieważ chciała udowodnić sobie i reszcie modowego świata, że ma
prawo do własnego ciała. Nie była maszyną albo raczej manekinem, który
nadaje się tylko do reklamowania ubrań. Udało się jej to. Zyskała
szacunek i zwróciła na siebie większą uwagę. Teraz było jej pięć minut,
które starała się ze wszystkich sił wykorzystać.
— Cześć —
przywitał się i zmrużył oczy, patrząc na elegancką, modnie ubraną
kobietę, która podniosła się z ławki, pochylając w jego stronę. Objął ją
w pasie, całując krótko w usta. Pachniała kobiecymi perfumami. Nie
wiedział, czym dokładnie, może jaśminem, piżmem, albo lawendą? Nie znał
się na zapach, nie potrafił rozpoznać tak wyrafinowanej mieszanki. Może
jego zmysł węchu stępiły umiejętności kulinarne Naruto? To było bardzo
prawdopodobne. W mieszkaniu jego przyjaciela często było czuć wiele
nieprzyjemnych zapachów. Naruto nie przywykł do dbania o porządek.
—
Załatwiłeś już mieszkanie dla Orochimaru i swojego brata? — zapytała z
łagodnym uśmiechem, siadając ponownie na ławce. Nigdy nie używała
imienia Itachiego. Pogardzała i nienawidziła jego brata tak bardzo, że
gdyby tylko mogła, wymazałaby go ze swojego życia. Powiedziała to kiedyś
Sasuke, że chciałaby udawać, że Itachiego w ogóle nie ma. Twierdziła,
że tak byłoby lepiej.
— Nie. Powiedziałem ci, że gdy skończę,
zadzwonię do ciebie — warknął nieprzyjemnym głosem. Wiedział, że Sakura
już dawno przyzwyczaiła się do jego humorów. Uważała go za gbura, ale
uwielbiała to, jaki był. Sasuke od zawsze podejrzewał ją o skłonności
masochistyczne.
— Za tydzień lecę do Brazylii — powiedziała nagle,
patrząc na swoją dłoń. Bawiła się pierścionkami, które miała na palcach.
— Będę miała sesję zdjęciową na plaży Alter do Chao.
— W porządku.
Zapadła chwila ciszy. Sasuke z uporem obserwował kremowy mur oddzielający park od ulicy.
— Twój przyjaciel... Dobrze ci się u niego mieszka?
Sasuke,
nie odrywając wzroku od muru, uśmiechnął się. Ciekawe, co powiedziałaby
Sakura, gdyby dowiedziała się o propozycji Naruto?
— Tak —
odpowiedział i z zaskoczeniem stwierdził, że dużo lepiej mieszkało mu
się w małym, zagraconym mieszkaniu Uzumakiego. Tam nie musiał przejmować
się zachowaniem idealnego porządku, bo sam właściciel go nagminnie nie
przestrzegał. Bez ekstrawaganckich, drogich rzeczy, sprzątaczki i
kucharza, wielkiej szafy pełnej ubrań Haruno oraz obcych ludzi, który
ich co chwilę odwiedzali, czuł się swobodnie. Wcześniej mieszkał już z
Haruno w jej apartamencie w Japonii.
— To dobrze. Może w końcu mnie
z nim poznasz? — zapytała, uśmiechając się do niego przyjaźnie. Sasuke
nie powiedział jej, że przyjacielem, u którego aktualnie mieszka, jest
znerwicowany, nieokrzesany blondyn, którego miała przyjemność poznać na
lotnisku.
— Sasuke? — zapytała, wsuwając mu rękę we włosy.
Przysunęła się do niego, starając się odwrócić jego głowę w swoją
stronę. — Tęsknię za tobą. Już dawno tego nie robiliśmy — przygryzła
wargę, mrugając gwałtownie.
Sasuke zmrużył oczy, patrząc na jej pełne, zmysłowe usta.
— Idę dzisiaj do klubu, chodź ze mną. Poznasz moich znajomych,
zobaczysz, jak bawi się San Francisco — zaproponowała na pozór z
beztroskim, zaczepnym uśmiechem, ale Sasuke wiedział, że niecierpliwi
się, czekając na odpowiedź. Chciała przedstawić go swoim znajomym,
pochwalić się nim. Zawsze to robiła, a on zawsze zastanawiał się
dlaczego. Nie był jakimś pieprzonym, ósmym cudem świata. Może tak jej
imponował przez dzielącą ich różnicę wieku? Nie, to niemożliwe, Sakura
mogła mieć każdego. Czasami zastanawiał się, dlaczego wciąż z nim jest.
Nie był dla niej ani miły, ani nie okazywał jej miłości. Był zimnym,
zamkniętym w sobie draniem, nikim więcej.
— Może być? — zapytała w
końcu, zniecierpliwiona milczeniem Sasuke, który tylko z cichym
westchnieniem, skinął głową. Przyda mu się trochę rozrywki. Musiał
odreagować.
— Ja już pójdę — powiedział, uznając, że rozmowa jest już zakończona.
— Nie, zaczekaj — zatrzymała go szybko Sakura, łapiąc za nadgarstek. — Sasuke, czy ty... Ty nie masz nikogo, prawda?
Sasuke
spojrzał na z góry, zaskoczony i rozbawiony tym pytaniem. Haruno
uwielbiała być o niego zazdrosna. Czasami mówiła mu, że kręci ją, jak
inne dziewczyny pożerają go wzrokiem, jak z nim flirtują.
— Oczywiście, że nie.
— To dobrze — wyszeptała, uśmiechając się jakoś inaczej niż zwykle. — To do zobaczenia?
— Tak, do zobaczenia. — Zdołał burknąć tylko Sasuke, kiedy Sakura
wstała z ławki, pocałowała go krótko w usta i wyszła z parku.
— Cześć — przywitał się Naruto, kiedy tylko jego przyszły współlokator
wszedł do mieszkania. Uśmiechnął się radośnie, zauważając pochmurny
wyraz twarzy Uchihy.
Naruto był w doskonałym humorze, od kiedy
przeprowadził z Sasuke poważną rozmowę na temat ich wspólnego
mieszkania. Już wiedział, że wygrał. Jeśli Uchiha mówi, że się
zastanowi, znaczy to, że tak naprawdę się zgodzi. Prędzej czy później
ulegnie namowom i niezłomnemu uporowi Naruto. On wiedział najlepiej, jak
rozgryźć Sasuke.
— Jak ci minął dzień? — zapytał nonszalancko.
— Do dupy — burknął Uchiha, nawet na niego nie patrząc. Pochylił się nad oparciem sofy, szukając pilota.
— Może chcesz zupki? — zaproponował i uśmiechnął się złośliwie. Sasuke
spojrzał na niego groźnie, ale nie skomentował tej prowokacji. — Nie to
nie — mruknął Naruto, odwracając się w stronę czajnika.
— Chcesz
mnie otruć tym chemicznym gównem? — zapytał nagle Sasuke, pojawiając się
tuż obok niego. Naruto zaśmiał się cicho i wyłączył czajnik, zalewając
zupkę.
— Przejrzałeś mnie. Będę cię powoli truł zupkami instant, aż uznasz, że nie jesteś w stanie jeść nic innego.
Sasuke prychnął głośno, obserwując podejrzliwie plastikową miseczkę z zupką.
— Lepsze to niż zwęglenie od środka, gdybym jadł wszystkie twoje przypalone dania.
— Jeśli ci nie pasuje, sam możesz zacząć gotować — zripostował Naruto,
dziwiąc się, że Sasuke jeszcze nigdy tego nie zrobił. Czy naprawdę mógł
być gorszym kucharzem od niego? — Ty chyba potrafisz gotować, co?
Sasuke
nie odpowiedział. Otworzył lodówkę i wsadził do niej potarganą, czarną
czuprynę. Naruto wiedział, że wraz ze zniknięciem z mieszkania Ino, stan
ich lodówki uległ drastycznej zmianie. Sasuke nie miał w niej czego
szukać, chyba że gustował w nieświeżej wędlinie, albo gnijących
warzywach.
— Czyli nie umiesz gotować — westchnął w końcu Naruto,
siadając przy stole. Jego zupka pachniała przyjemnie, a nad jej
powierzchnią unosiła się para.
„Gdyby nie gotowe dania, zginęlibyśmy
na miejscu”, pomyślał, zaczynając jeść. Starał się ukryć uśmiech, kiedy
zobaczył, jak Uchiha zamyka lodówkę, ostatecznie kapitulując i sięgając
na półkę po zupkę instant.
— Szczerzysz się jak głupi — powiedział Uchiha, siadając do stołu z gotową już, parującą zupką.
— A ty strasznie głośno siorbiesz — zauważył Naruto, unosząc brwi do
góry. Nigdy nie podejrzewał Uchihę o taki brak manier. Może jego
przyjaciel był tak głodny, że nie był w stanie zachować się odpowiednio
przy stole?
— Tak się je w Japonii — powiedział złowrogim, cichym
tonem Sasuke, mrużąc przy tym groźnie oczy, jakby siorbanie było
niezbędne, kiedy bywało się na tokijskich salonach. Naruto wyobraził
sobie cesarza i jego żonę, którzy siedząc na wykwintnej kolacji wraz z
prezydentem, siorbią zupę tak głośno, że mogłaby to słyszeć nawet
Królowa Elżbieta siedząca w pałacu Buckingham, popijając popołudniową
herbatkę.
Nie wytrzymał i roześmiał się głośno, aż musiał złapać się za brzuch. Uspokoił się dopiero, kiedy Sasuke rzucił w niego gazetą.
— Och, zamknij się już, młotku.
„Młotku?”, powtórzył Naruto w myślach i ze zdziwienia aż uniósł brwi. Sasuke mówił tak do niego w dzieciństwie.
Nagle
uśmiechnął się do siebie, zdając sobie sprawę, że tak naprawdę pomimo
że tak bardzo się zmienili i wydorośleli, jakaś część tego, co ich
kiedyś łączyło przetrwała. Naruto pomyślał, że to musi być naprawdę
zabawne. Tak długo się z Sasuke nie widział, a wciąż uważał go za
swojego najlepszego przyjaciela. Uświadomił sobie to dopiero niedawno.
Wiedział, że na Gaare zawsze może liczyć, że może się mu zwierzyć, ale
to w towarzystwie Uchihy czuł, jakby wszystko było na właściwym miejscu.
Był spokojny, nawet jeśli dostawał gazetą w twarz.
Wyszedł z
sypialni, całą uwagę skupiając na podwijaniu mankietów swojej koszuli.
Odkąd Ino wyprowadziła się do swojego szalonego narzeczonego, miał całą
sypialnię wyłącznie dla siebie. Nie musiał się już gnieździć na
niewygodnej, skrzypiącej kanapie, którą oddał Sasuke.
Uśmiechnął się
pod nosem, kiedy przypomniał sobie, jak zastanawiał się, ile Uchiha
wytrzyma, śpiąc na rozlatującym się meblu. Sasuke okazał się jednak
twardym zawodnikiem. Wytrzymał na kanapie dłużej, niż zakładał.
„Jego
japońska dupa potrafi znieść naprawdę dużo”, myślał ze złością, kiedy
przez ostatnie dni widział, jak Sasuke krzywi się, starając rozmasować
obolałe mięśnie. Naruto był niemal pewien, że to doskonały dowód na to,
że jego przyjaciel naprawdę chce tutaj zamieszkać. Nikt mając wybór, nie
śpi dobrowolnie na tej kanapie. Może kiedy Sasuke oficjalnie zostanie
jego współlokatorem, pomyślą nad kupnem nowej, wygodniejszej sofy?
— Sasuke? — Naruto spojrzał na mężczyznę, który szykował się do wyjścia. — Wychodzisz dzisiaj?
— Tak — odburknął brunet, sznurując buty.
— Na randkę z tą twoją modelką? — zapytał wprost, widząc, jak Sasuke
dobrze wygląda. Nigdy nie zastanawiał się nad tym, jak bardzo jego
przyjaciel jest przystojny. Pamiętał, że nawet kiedy byli dziećmi, ich
koleżanki zabiegały o względy Uchihy. Ale dopiero, kiedy zobaczył go po
raz pierwszy od ośmiu lat na lotnisku, zdał sobie sprawę, że Sasuke
wyprzystojniał. Ostatnio jednak nie zwracał na to uwagi. Uchiha często
miał cienie pod oczami, wyglądał na zmęczonego i wyczerpanego, jego
blada cera czasami miała ziemisty, niezdrowy kolor. Każdego ranka
zastanawiał się, czy w czarną czuprynę na głowie Uchihy nie uderzył
jakiś piorun.
Tego wieczoru, musiał przyznać, Sasuke wyglądał
naprawdę dobrze. Mając na sobie tak zwyczajne klasyczne, sprane dżinsy i
czarny, bawełniany podkoszulek, prezentował się nonszalancko i
naturalnie.
— Nie wiem, czy dzisiaj wrócę na noc — odpowiedział mu Sasuke, prostując się. Zabrał z wieszaka sportową bluzę.
— Jasne, nie ma problemu. Mnie też nie będzie.
Sasuke spojrzał na niego zaskoczony, mierząc go uważnym, taksującym spojrzeniem, ale gdy Naruto nawet nie drgnął, odpuścił.
— W porządku — oznajmił lakonicznym tonem i wyszedł z mieszkania, głośno trzaskając za sobą drzwiami.
Naruto
westchnął ciężko, zabierając z szafki kluczę i ściągnął z wieszaka
kurtkę. Gdy miał już wychodzić, odwrócił się jeszcze za siebie, patrząc
na znajdujący się w chaosie salon. Wkurzało go to, że Uchiha poszedł się
zobaczyć ze swoją dziewczyną. Bał się, że może go ona namówić do zmiany
decyzji w sprawie ich wspólnego mieszkania.
Bardzo mi się podoba to opowiadanie i jestem ciekawa czy będzie ono kontynuowane. Bardzo mnie ciekawi czy czasem Naruto i Sasuke nie wylądują przez przypadek na jednej imprezie. No i Gaara, nurtuje mnie czy to zwykły przyjaciel Naru czy może kryje się za tym coś więcej. Czekam z niecierpliwością na kolejny wpis i życzę weny.
OdpowiedzUsuńCzytam to opowiadanie i uważam że jest świetne mam taką cichą nadzieję że je kiedyś zakończysz
OdpowiedzUsuń