wtorek, 21 września 2010

Bom Bom! 15

Daimon, cieszę się, że mój Naruto tak Ci się podoba. Postaram się nie spieprzyć jego charakteru :) >W końcu wiele lokalnych "zabaw" już zobaczyliśmy, czas teraz na atrakcje z "zagranicy"< xD Zabiłaś mnie tym tekstem :D Haha, jak zwykle zresztą :D 19kisielek95, staram się narracje prowadzić w miarę schludnie, żeby było widać, kto co i kiedy. Zazwyczaj zaczynam od słowa 'Sasuke', lub 'Naruto', no nie wiem, czasami może być więc nieco chaotycznie, jednak wydaje mi się, że nie aż tak, by się pogubić :)Jeśli chodzi o yaoi, cóż na razie nie przewidują, żadnego harda w fabule :) Seks bez uczuć nie jest zły, jednak na chwilę obecną wydaje mi się, że byłby stanowczo nie na miejscu :) Jeśli chodzi o japońską drame, cóż, może kiedyś się skuszę, zobaczymy :)

Sanu, och wiem, że to straszne :D Potop jest straszną lekturą, ale poprawiłaś mi nieco humor. Jak na studiach przeszło streszczenie, to mam nadzieję, że i u mnie powiedzie się bez żadnych pał ;) Haha, ciszę się również, że udało mi się przebić Sienkiewicza ;D Haha, wiem jak bardzo Ty lubisz, gdy Sasuke mówi 'tym' głosem i nie mogę się powstrzymać, żeby tego w rozdziale nie napisać :D Jeśli chodzi o Neji`ego i Naruto - hmm, zobaczymy jak tam z nimi później będzie ;) A jeśli chodzi o rywalizację, nie ukrywam, że jest to mój jeden z ulubionych wątków w ff, jednak jeśli chodzi o snowboard, zdrowej, sportowej rywalizacji jednak nie przewiduję :D A jeśli już o recenzji mowa, cóż nie mam nic przeciwko... ;D

Vann, kochanie, do Hitchocka mi jeszcze duuuużo brakuję, niemniej dziękuję za komplement ;* I ochhh, nie doceniasz Sasuke, moja droga! :D



Imprezy jeszcze nie ma... Znając mój niezwykle irytujący zwyczaj przeciągania (przypominam, że pierwszy dzień trwał 9 rozdziałów), to imprezę pociągnę jeszcze przez jakieś pięć rozdziałów. Ale może nie będzie aż tak źle :)


Rozdział nie betowany, a także pisany podczas stanów depresyjnych, więc może wyjść dziwnie.
Cóż, miłej lektury? :)

Dokładnie siedemnaście lat temu o godzinie piątej dwadzieścia siedem na świat przyszedł Naruto Uzumaki. Jego matka, Kushina rodziła go w bólach ponad szesnaście chyba najdłuższych godzin w jej życiu. Zaraz po porodzie lekarze zawiadomili ją o tym, że wystąpiły jakieś komplikacje. I właśnie wtedy Kushina zrozumiała, że dla swojego pierwszego, nowonarodzonego dziecka jest w stanie oddać życie, byleby tylko Naruto był zdrowy.
O godzinie piątej czterdzieści stwierdzono, że jej dziecku nic nie jest.
Tydzień później Naruto Uzumaki znalazł się w sierocińcu.

Od zawsze człowiek zadaje sobie pytanie, jak wyglądałoby jego życie, gdyby dokonał innego wyboru. Czy byłby w życiu bardziej szczęśliwy? A może bardziej nieszczęśliwi? Niektórzy natomiast przez całe swoje życie zadręczają się wyrzutami sumienia. Doskonale wiedzą, że nie mogliby dokonać innego wyboru, że ich szczęście miałoby bardzo gorzki smak. Błędy przeszłości zaciskają się na sercu, nie dając wytchnienia. Widma dawnych czasów przychodzą, prześladują.
Kushina wiedziała, że to co zrobiła swojemu synowi jest straszne. Ona jest straszna, była potworem a nie matką.
Popełniła wielki błąd… Błąd? Raczej zbrodnię, której nie można było zapomnieć, ani się od niej uwolnić, a już na pewno nie wybaczyć. Jednak los dał jej drugą szansę. Odzyskała syna, którego dawno temu porzuciła.
Miała szansę odkupić swoje winy. Wierzyła, modliła się do Boga o to, by jej dziecko wybaczyło wyrodnej matce. Mogła oczyścić swoje sumienie, odkupić przeszłość i wszystko byłoby naprawdę cudowne, gdyby nie słowa Mikoto Uchihy, które wciąż dźwięczały jej w umyśle, o których nie mogła zapomnieć.
„Przyprowadziłaś go tutaj, by zapełnić pustkę po Minato”
Przerażała ją myśl, że w słowach jej przyjaciółki czuła prawdę. Ta kobieta znała ją jak nikt inny i jako jedyna wiedziała, jaką historię skrywa Kushina, jak bardzo kobieta jest nieszczęśliwa i jak tęskni za miłością swojego życia.
Ale Naruto był jej synem – nie osobą, która może jej zastąpić Minato. Był jej synem i właśnie tak miała o nim myśleć, za to miała go kochać.
To nie kopia Minato. To inny człowiek, lepszy człowiek.


Naruto z prawdziwym entuzjazmem sfrunął ze schodów i od razu skierował się do kuchni, gdzie czekało już na niego ciepłe, smaczne śniadanie.
Za kilka minut z pewnością zadzwoni do niego Iruka z urodzinowymi życzeniami, jego kumple z poprawczaka przy dobrych wiatrach, może tez przyślą mu jakiegoś e-maila, no i matka powinna mu złożyć gratulacje z okazji ukończenia siedemnastego roku życia.
Szczerze powiedziawszy na więcej nie liczył.
Ale…
No właśnie owe ‘ale’ miało go utwierdzić w przekonaniu, że mało jeszcze widział na tym świecie, a dzisiejszy dzień, wprost pęcznieje od niespodzianek, wielkich, nabrzmiałych i jakże twardych niespodzianek…
Zacznijmy jednak od początku.
Na dzień dobry, gdy tylko przekroczył próg kuchni, przywitały go w karkołomnym uśmiechu twarze wstrętnego ojczyma i dziwnej siostry. Młodszy brat najwyraźniej odpuścił sobie maskaradę, siedząc za stołem i z obrażoną miną jedząc najprawdopodobniej owsiankę. Naruto wywnioskował to z części kleiku na policzkach i ubraniach małego potwora. Kushina stała obok swojej rodziny, patrząc na nich spod byka. Było to z pewnością ostrzeżenie – mieli być dla Naruto mili.
- Jesteś już? – Gdy tylko rudowłosa kobieta zauważyła Uzumakiego w kuchni, od razu się rozpromieniła. – Wszystkiego najlepszego, synku! – Naruto zrobił tylko wielkie oczy na słowo ‘synku’ i dopiero po chwili zorientował się, że znajduje się w objęciach swojej matki. I jak na nieszczęście, zaraz po reprymendzie Kushiny, przestrzeń osobistą blondyna została naruszona przez ukochanego ojczyma oraz głupią siostrę. Najmłodszy członek ich szczęśliwej familii nie kwapił się, ze składaniem życzeń Uzumakiemu. Zamiast tego rzucił w biednego blondyna swoją owsianką. Naruto w tym właśnie momencie był wdzięczny, że horror, mała Apokalipsa, z którą był zmuszony egzystować, nie posiadała jednak dobrego cela, spektakularnie pudłując.
Zaraz po tym niewinnym incydencie rozpętała się mała kłótnia rodzinna. Matka krzyczała na najmłodszego mężczyznę w domu a ojczym z zacięciem bronił swojego syna. Jego zakompleksiona siostra natomiast, podjadała jakieś czekoladowe ciastka, mając wszystko w głębokim poważaniu. Czy mu się tylko zdawało, czy rzeczywiście od przyjazdu Uzumakiego do zimowego miasteczka, nastolatka nabrała trochę ciałka, wyposażając się w oponkę na brzuchu i dodatkowe amortyzatory z tłuszczyku na udach? Naruto nie wiedział.
W między czasie sprawca całego zamieszania tudzież, rodzinnej awantury najzwyklej w świecie się rozpłakał .
A Naruto na zakończenie pierwszej niespodzianki dzisiejszego dnia dostał ubity kubek od przyrodniej siostry , na dnie którego czarna czaszka otoczona była w litery, układające się w następujące słowo – ‘Wal się’. Młodszy, rozwydrzony brat podarował mu laurkę upaćkaną zielonymi glutami, owsianką i jeszcze jakimiś innymi, szkodliwymi środkami chemicznymi.
Na laurce znajdował się tyranozaur, zjadający właśnie jakiegoś nieszczęśnika.
I czemu Naruto nie dziwił fakt, że owy nieszczęśnik miał niebieskie oczy, blond włosy i blizny na policzkach? Krople krwi z odgryzionej ręki, albo nogi, albo czegoś jeszcze innego spadałby na uśmiechniętą, szczęśliwą rodzinkę w składzie małego gnoja, jego nie lepszej siostry, tyranicznego ojca oraz Kushiny. Naruto przeraziła myśl, że ten obrazek ma w sobie ‘to’ coś. Zupełnie jak jego karykatura Uchihy, którą niedawno narysował.
Ostatnim prezentem jaki dostał, była pomarańczowa kurtka zimowa, która wyglądała na naprawdę drogą i wypasioną. Do kompletu były spodnie z nieprzemakalnej membrany, idealnie nadające się na snowboard.
No. Ten prezent się akurat naszemu blond przystojniakowi spodobał.
I Naruto pomyślał sobie, że pierwsza niespodzianka nie jest taka najgorsza. Bez wątpliwości zostawało jednak to, że najlepszy prezent dzisiejszego wieczoru sprawi mu ten snobistyczny dupek.
Uzumaki w wyśmienitym humorze opuścił swoje nieprzyjazne gniazdko rodzinne i skierował się do szkoły.

Sasuke dzisiejszego dnia wyjątkowo nie mógł skupić się na porannym treningu. Snowboardowy mistrz dziękował w duchu, że wielki trener Kakashi był czymś cholernie zajęty i prawie w ogóle nie zwracał na swoich podopiecznych uwagi. Uchiha, więc mógł pozwolić sobie na luźniejsze zjazdy.
Naprawdę, po raz pierwszy od dawna jeździł nie po to, by stawać się jeszcze lepszym, by zadziwić wszystkich i poetycko mówiąc przeskoczyć swój cień. Jeździł dla samej przyjemności jeżdżenia, tak po prostu, tak zwyczajnie.
I nawet nie spostrzegł, gdy jego trening dobiegł końca, a on znalazł się pod prysznicem, przyjemnie zmęczony, zdrowo wyczerpany. Ciepła woda spływała po jego idealnie wyrzeźbionym, bladym, cholernie seksownym ciele i ścieżką zagłębiała się w jeszcze lepsze rejony, znajdujące się pod cenzurą wścibskich spojrzeń, zwłaszcza kobiecych.
W tym właśnie słodkim momencie odprężenia Sasuke pomyślał o Naruto. Zaczął się zastanawiać, jak wyglądało życie Uzumakiego zanim tutaj przyjechał.
Chłopak powiedział mu kilka tygodni temu, wtedy na stołówce, że wolałby wrócić do poprawczaka. Z pewnością tęsknił za Los Angeles.
Sasuke uśmiechnął się lekko, rozmasowując dłońmi mięśnie zesztywniałego karku. Przez głowę przeszła mu naprawdę głupia, naprawdę dziwna myśl – „Ciekawe jak ten kalifornijski blond-kretyn masuje?’ I z przerażeniem stwierdził, że chciałby to sprawdzić.
Odchylił głowę, przymykając oczy. Pozwolił, by ciepła, przyjemnie kojąca woda dotknęła jego twarzy, skutecznie odpędzając niebezpieczne myśli. Sasuke nie wiedział jednak, że takie myśli są jak bumerang. Ale już wkrótce miał się o tym przekonać. Doprawdy, rozbudowana wyobraźnia jest naprawdę niebezpieczną bronią.
Naruto z pewnością tęsknił za Los Angeles – za przyjaciółmi, klimatem, może nawet i za dziewczyną. Przede wszystkim tęsknił jednak za swoją pasją.
Mistrz zimowego szaleństwa nigdy nie surfował, nie miał pod pachą dziwnej, wielkiej deski i nie wbiegał do morza w porze malowniczego zachodu słońca. Nigdy również nie łapał fal. A w końcu najważniejsze – nigdy przenigdy jeszcze nie był w oceanie, morzu, czy jakimś innym części wielkiej, ziemskiej hydrosfery.
Czy wszechogarniająca woda mogła być lepsza niż wszechogarniający śnieg?
Sasuke uśmiechnął się niebezpiecznie, jeszcze nie wiedząc, że igra z ogniem. Gdzie znajdował sie owy ogień? Proszę się nie martwić, zagadka już wkrótce zostanie rozwiązana.
Kalifornijski przybłęda, Naruto Uzumaki był matołem, podstępnym kretynem i godnym Sasuke przeciwnikiem. Miał chłopak krzepę, cięty język i zły charakterek, ale jedno trzeba było mu przyznać.
Naruto był cholernie przystojny.
Sasuke zawsze miał słabość do blondynek, jednak Uzumaki miał w sobie ten rodzaj magnetyzmu, że nawet heteroseksualny ogier musiał przyznać, że lubił na niego patrzeć. A nawet więcej moi drodzy, czasami po prostu nie mógł oderwać od niego wzroku.
Kalifornijska uroda – złota skóra, lśniąca w promieniach tutejszego, surowego słońca, niebieskie, nie błękitne, a cholernie niebieskie oczy były czymś niesamowitym, hipnotyzującym. Blond włosy ekstra dodatkiem, który jeszcze bardziej dopełniał obraz przystojnego kretyna. Cienkie blizny na policzkach natomiast dodawały pikanterii.
Och, tak, Naruto był niegrzecznym chłopcem w stu procentach, który na pewno kocha niegrzeczne zabawy.
Sasuke nawet nie zarejestrował, kiedy oblizał swoje wargi. Szum wody stłumił ciche pomruki zadowolenia.
Sasuke lubił swoją wyobraźnię, która zaczęła podsuwać mu coraz śmielsze obrazki, a niebezpieczny ogień w jego ciele rósł i rósł.
Naruto w swoim naturalnym środowisku, na wolności. Naruto w akcji. Dokładniej – łapiąc fale na Oceanie Spokojnym.
Czy ciało tego kretyna była tak samo cholernie seksowne jak i buźka?
Pomimo tego, że blondyn mieszkał juz prawie miesiąc w zimowym miasteczku, Sasuke jeszcze nigdy nie widział go przebierającego się na wf. Zawsze bluzy z kapturem odgradzały go od podziwiania ciała tego kretyna.
A Sasuke był pewien, że było, co podziwiać.
Wyobraźnia podsunęła mu prawie, że pornograficzny obrazek.
Uzumaki stał na brzegu morza ze swoją deską surfingową.
Pff! Co tam deska?!
To ciało… Pozbawione zbędnych części garderoby, w samych, kolorowych spodenkach do pływania. Lśniące w ciepłym blasku słońca, którego mocne promienie toczyły prywatną grę na powierzchni jasnych kosmyków włosów Uzumakiego. Niebieskie oczy pochłaniały bezmiar oceanu.
I ten moment.
Naruto wbiega do wody. Krystaliczne krople zatrzymują się na jego opalonym ciele, mięśnie pracują pod złocistą skórą. Kaloryfer na brzuchu, od którego widoku Sasuke momentalnie robiło się cieplej. Z pewnością w zimowy wieczór rozgrzałby go lepiej, niż niejeden stacjonarny grzejnik z metalu, czy stali nierdzewnej.
Ręka pana Uchihy, kierowana własną świadomością dotknęła brzucha bruneta, by po chwili zsunąć sie nieco w dół, w równie twarde miejsce, co te kaloryfery naszych przystojniaków.
Och…
Ciekawe jakie kokosy skrywa Naruto za tymi swoimi kolorowymi spodenkami do pływania.
Kiedy ręka pana Uchihy, ta mająca własną świadomość, zacisnęła się na bananie swojego właściciela, Sasuke otworzył oczy.
Plaża, ocean i jasnowłose ciacho z idealnym ciałem zniknęło, rozpłynęło się na powierzchni surowych, prawie jasnych kafelek prysznicowych.
Dopiero wtedy nasza sportowa gwiazda zorientowała się, co jest grane.
Ręka straciła własną świadomość i przestała już trzymać świeczkę Uchihy.
Ach, po pierwsze chyba świecę. Świeczkę to może mieć jego brat w gaciach. A po drugie, świeca Sasuke była zapalona i to właśnie stamtąd wydobywał się płomień gorący i niefortunnie ograbiony ze swojej namiętności.
Uchiha swoją zdębiała jaźnią, patrzył na swoją drugą, zesztywniałą tym razem jaźń.
Powoli, kroczek po kroczku wszystko zaczęło do niego docierać.
- No opadaj, cholera! – Syknął na swojego potwora, który prężył się przed nim w całej, wielkiej okazałości.
Jego druga ręka, ta bardziej racjonalna sięgnęła odkręciła zimną wodę.
A świeca pana Uchihy momentalnie zgasła.
No i masz ci jeżdżenie dla samej przyjemności jeżdżenia. Doszłoby jeszcze do tego, że zacząłby sobie obciągać, myśląc o Uzumaki.
Uzumakim w akcji…
Teraz już z zawrotną szybkością odpędził zbędne, niebezpieczne myśli, które i tym razem zapaliłyby płomień.
Gdy zorientował się, że jego prysznic trwa dłużej niż zazwyczaj, postanowił nie przedłużać, przez karcenie swojej wybujałej wyobraźni i wziął się za pucowanie swojego równie cholernie seksownego, idealnego ciała.
Przez te dziwne myśli prawie zapomniał, że nienawidzi Naruto. A dzisiaj organizuje mu przyjęcie urodzinowe. Popadając ze skrajności w skrajność, miał nadzieję, że jednak jego prezent spodoba się naszemu kalifornijskiemu przystojniakowi.
Z niebezpiecznym uśmiechem – tym razem niebezpiecznym dla otoczenia – udał sie do szkoły.


Naruto siedział właśnie na auli, gdzie Tsunade - znana wszystkim doskonale - dyrektorka ich placówki edukacyjnej prowadziła właśnie wykład o systemie politycznym w USA. Był to niezwykle porywający, niezwykle ciekawy przedmiot o tym, że Ameryka jest mega mocarstwem, a żyjący w niej ludzie mają sie najlepiej na świecie. Naruto jednak miał umiejętność przenikliwego patrzenia na wiele spraw, no i czytania między wierszami. Jego wnioski po kolejnych godzinach słuchania wykładów Tsunade były następujące: Ameryka jest super-hiper-państwem, które zostanie wykończone przez kryzys, gwiazdy Hollywood uciekną do Bollywood, a pozostałe społeczeństwo będzie grube, brzydkie i nieszczęśliwe.
Uzumaki westchnął ciężko, patrząc na niższe rzędy. Z tej perspektywy nie miał dojścia do dekoltu Sakury, siedzącej kilka rzędów niżej. Dziewczyna z każdym kolejnym dniem przechodziła samą siebie pod względem doboru strojów i Naruto był pewny, że na dzisiejszą imprezę założy coś ekstra.
Postanowił, że w swoje urodziny ją poderwie. I żadna sportowa gwiazdka w postaci zadufanego, egoistycznego i złośliwego dupka mu w tym nie przeszkodzi.
Błogi uśmiech wpłynął na jego usta.
Sakura jeszcze będzie jego, a on pokaże Uchiha kto tu rządzi.
Będąc w krainie marzeń o przejmowaniu piekielnego królestwa tego cholernego drania, nawet nie zauważył, że na jego kolanach wylądowała idealnie biała, równo złożona na pół kartka papieru. Dopiero po kilku długich minutach, gdy już zapędził się myślami zdecydowanie za daleko, postanowił sięgnąć po skrawek spoczywający na jego kolanach.
Bądź co bądź, wizja wrzucenia Sasuke Uchiha do więzienia pod wspaniałym, wyimaginowanym pałacem należącym do Naruto, była wspaniałym pomysłem, jednak gdy tylko wyobraził sobie Uchihe w kajdanach, półnagiego i…
Nie.
Pokiwał energicznie głową, nawet nie zdając sobie sprawy z tego, jak podobne myśli dzisiejszego poranka miał na jego temat Książę Piekielny. Z pewnością było to spowodowane rosnącym napięcie.
Och, tak.
Stres, niecierpliwość, ekscytacja i te sprawy.
W końcu za niedługą każdy z nich ma pokazać swoją prawdziwą siłę. Na co naprawdę go stać.
Naruto z szelmowskim uśmieszkiem rozchylił brzegi białej kartki papieru, a jego radosny uśmiech przeniósł się na twarz kogoś innego.
„Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin, kochanie”.
Tuż za biednym, nieświadomym Uzumakim, siedział Książę Piekielny we własnej osobie. Seksowny brunet przejął zawadiacki uśmiech naszego blond rodzynka, naturalnie.

czwartek, 16 września 2010

Bom Bom! 14

shasti, powiedziane było, że gdyby Naruto nie poszedł na imprezę oddałby wygraną walkowerem :)

Dzisiaj krótki wstęp, bez odpowiedzi na komentarze, musicie mi wybaczyć :)
Jedna sprawa dotycząca Naruto.
Może i w poprzednim rozdziale stracił trochę krzepy, jednak nic się nie martwcie, każdy przecież może mieć zły dzień, a jak nie w tym to nadrobi w przyszłym rozdziale, prawda? Do końca postaram się zachować ich pierwotny charakter, jednak nie ukrywam, że chłopcy w swoim towarzystwie będą trochę mięknąć, by sztywnieć w innych rejonach, tak?
No, mam nadzieję, że jasne :)

Ach, no i dziękuję bardzo za wszystkie wasze komentarze, oczywiście :)

Jestem okropna, ale w tym rozdziale jeszcze nie będzie imprezy. 15 już się piszę, więc powinna się ukazać szybciej niż to coś, co stworzyłam teraz. Wszelkie potknięcia proszę mi wybaczyć, styl i humor Bom Bom! mógł utonąć w Potopie, który teraz niestety czytam.

Rozdział betowany przez wspaniałą kuroneko



Sasuke Uchiha nie lubił wielu, oj, naprawdę wielu rzeczy. A wachlarz jego, bądź, co bądź kontrolowanej nienawiści był barwny i szeroki. Wprawdzie istniała masa rzeczy, do których Sasuke z całą pewnością czuł zdecydowanie większą niechęć, jednak szkolna przerwa budziła w naszym przystojnym draniu zapędy socjopatyczne, dużo większe niż normalnie.
Po pierwsze, było stanowczo za głośno. Ilość decybeli, wytwarzanych codziennie na korytarzach szkolnych, z pewnością przekraczała stan bezpieczny dla zdrowia i słuchu.
Po drugie, Sasuke nienawidził tłumu ludzi, który w tych właśnie momentach przypominał raczej bydło, posłusznie podążające do zagrody. Wszyscy obijający się co rusz o bruneta byli tak irytujący, że czasami – ale tylko czasami – Uchiha pozwalał sobie na małą groźbę do mniejszych, czy nawet większych uczniów. I żaden, co pozostaje jasnym i klarownym, nie sprzeciwił się woli wielkiej sportowej gwiazdy.
Nikt mu się nie sprzeciwił, aż do dnia, w którym w tym małym miasteczku pojawił się pewien blondyn, o jakże drażniącym usposobieniu i cholernie pokręconej, ale dziwnie fascynującej w swej niezłomności osobowości.
I to był trzeci – ostatni powód, przez który Sasuke Uchiha tak bardzo nienawidził przerw.
Naruto jakby chciał upewnić bruneta w jego nienawiści.
Przechodząc akurat, zatopiony w tłumie ludzi, mogłoby się zdawać, że zupełnie przypadkowo potrącił Sasuke. Chociaż słowo ‘potrącił’ z pewnością nie jest adekwatne do tego, jakiej siły użył, gdy o mało nie wywrócił Uchihy na – dzisiejszego dnia – wyjątkowo śliskiej podłodze.
Sasuke zaklął szpetnie pod nosem, jedynie dzięki bożej opatrzności utrzymując się w pionie.
Spojrzał za siebie, bez najmniejszego trudu odnajdując blond czuprynę i niebieskie oczy, które patrzyły na niego przenikliwie. Z mieszanką kpiny, złośliwości i cieniem, zaledwie jednym małym gramem wyższości.
Ale dla Uchihy było to tak zaskakujące, że poczuł, jak jego duma zostaje przygwożdżona do ziemi przez wielki i ciężki zad powracającej pewności siebie Uzumakiego.
Zamrugał zdezorientowany, doznając krótko mówiąc dziwnego rodzaju olśnienia.
Ten pacan coś kombinuje. Z pewnością kombinuje coś niedobrego.
Zmrużył oczy, racząc oddalającego się chłopaka swoim najbardziej wyniosłym, pogardliwym uśmiechem. Nie ma wątpliwości, co do tego, że w dziedzinie arogancji Sasuke mógł udzielać wykładów na Harvardzie, o pisaniu prac naukowych już nie wspominając.
Wzrastało napięcie, a stawka w grze rosła z każdym kolejnym dniem.
Jeszcze cztery dni dzieliły ich od imprezy. Połowa szkoły, ta lepsza połowa dla ścisłości, ochoczo zadeklarowała, że pojawi się na małym przedstawieniu zadedykowanym specjalnie Naruto. Z myślą o nim, Sasuke zaprosił nawet trochę więcej ludzi, niż zazwyczaj.
Jednak coś było nie tak.
I złe przeczucia Uchihy pogłębiały się z każdym kolejnym dniem. Od zaproszenia Uzumakiego na imprezę, ten kretyn zachowywał się tak, jakby już podbił świat. A raczej miał to zrobić podczas piątkowej balangi. Jego pewność siebie przeżywała chyba kolejną młodość, bo Uzumaki zaskakiwał Sasuke dosłownie z lekcji na lekcję na co brunet postanowił, że musi być przygotowanym na wszystko. Naruto jest przecież przeciwnikiem, którego nie można lekceważyć.
Ale to i dobrze.
Dzięki temu gra stawała się jeszcze ciekawsza…


- Będziesz na imprezie organizowanej przez Sasuke?
Niebieskie oczy przyjrzały się badawczo dziewczynie, której twarz mogłaby posłużyć za płachtę na byka. Uśmiechnął się do niej łagodnie, chociaż wiedział, że jego niewinny uśmiech zostanie zupełnie inaczej zinterpretowany.
Był okrutnym dupkiem, że dawał jej nadzieję?
Nie, z pewnością nie. A nawet jeśli… To ten cholerny snobistyczny gwiazdor sportowy tak na niego wpływał.
- Mnie by nie było? – Naruto puścił do dziewczyny oko, śmiejąc się jednocześnie cicho. Cicho i dźwięcznie, naprawdę wesoło. Bez wątpienia jego śmiech mógłby zostać użyty w ścieżce dźwiękowej reklamy coca-coli, aż tak przyjemnie się go słuchało. I każdy mimowolnie również się uśmiechał, gdy tylko przechodził obok.
Uśmiechała się jakaś pierwszoklasistka, koleżanka jego głupiej siostry. Uśmiechnął się jakiś kujon, który po raz pierwszy zrozumiał, że to nie z niego się śmieją. Hinata, która spiekła raka i schowała głowę w ramiona, tak, że tym razem przypominała z kolei kraba, również wykrzywiła usta, starając się wyjść jak najbardziej naturalnie.
Na koniec zaś uśmiechnął się pewien brunet, który zupełnie niespodziewanie pojawił się za plecami nieświadomego zagrożenia Naruto. Dopiero mocny, pewny uścisk na ramionach sprowadził pana Uzumakiego na ziemię. Ziemię? raczej rozkoszne, gorące piekło w ramionach samego diabła.
- Możesz mi wierzyć… - usłyszał niski głos za sobą. Można by powiedzieć tak szatańsko niezwykłym, męskim.
- Nie jesteś osobą godną zaufania – zauważył Naruto, jednak Król Piekieł nie przejął się zbytnio tą uwagą.
- Możesz mi wierzyć, że będziesz na tej imprezie gwoździem programu.
Uzumaki wyczuł, że ten diabeł uśmiecha się ponownie. Tym razem z dużo większą ironią, przewrotną radością ale i czymś jeszcze…
Groźbą, może zapewnieniem?
Blondyn odwrócił się, by spojrzeć w oczy Królowi Piekieł we własnej, z pewnością nieskromnej osobie – jego wysokości Sasuke Uchiha.
Po chwili również się uśmiechnął.
Mecz sezonu już za kilka dni. Napięcie wraz z emocjami pięło się w górę, dosłownie doganiając ekscytację Naruto i słodką niecierpliwą niepewność.

Takie oto podchody chłopcy czynili dzisiejszego dnia nad wyraz często.
Przypominali trochę wojowników sumo, którzy przed walką tupią, klaszczą i patrzą z determinacją w swoje oczy, mając na celu przestraszenie przeciwnika, złamanie jego wiary w siebie. Jednak, jak wiadomo Sasuke i Naruto to cholernie twardzi, cholernie zawzięci faceci, którzy z pewnością nie odpuszczą tak łatwo.
Ani pan Uzumaki nie zdołał się dowiedzieć, co szykuje dla niego ten nadęty dupek, ani też panu Uchiha nie udało się wybadać z kolei, co przygotował ten kretyn.
Ale pozostaje pewnym, że każdy szykuje coś naprawdę super.
Te uśmiechy, te spojrzenia pełne kwiecistej, barwnej nienawiści…
W coraz chłodniejszym powietrzu unosił się słodki zapach napięcia.
Nawet dotyk, subtelne naprowadzenie, łaskawe ofiarowanie skąpej wskazówki, czyniło z niewinnej gry chłopców coś niezwykle fascynującego, prawie że osobistego.
Bo kiedy czasami Sasuke przybliżał się do Uzumakiego, by powiedzieć do niego coś tym swoim cholernie… tym cholernym głosem, biedny Naruto, aż dostawał wypieków.
Oczywiście sam outsider zimowego miasteczka również nie pozostawał biernym. W swoich małych gierkach odkrył, że skóra Uchihy jest zimna, miękka i niemiłosiernie miła w dotyku, a jego zapach…
Przychodziła tylko jedna, niezwykle głupia i naiwna myśl, jednak…
Sasuke pachniał wolnością. Zimną, surową, lecz jakże niezwykle pociągającą wolnością.
I Naruto nawet nie zorientował się, kiedy na jego ustach zaczął pojawiać się lekki uśmieszek, gdy tylko Mroczny Książę wchodził do klasy, lub co gorsza, Uzumaki po prostu o nim myślał.
Och, tak bardzo chciał już zobaczyć jego minę, gdy tylko blondyn zacznie swoje przedstawienie. Ciekawe czy spodobają mu się zabawy, jakie obowiązywały w Los Angeles?
Naruto westchnął cierpiętniczo. Cierpliwość nigdy nie była jego mocną stroną i powoli ten głupi czas zaczął ciążyć mu na duszy. A na deser krew go zalewała, gdy widział spokój tego dupka, bo on z pewnością również nie mógł się doczekać imprezy. Ukrywał to jednak w tak wyrafinowany sposób, że, zdaniem Uzumakiego, coś takiego powinno być bez wątpienia karalne.
Trzy dni. Trzy głupie znienawidzone dni dzieliły ich od imprezy.
Z ekscytacji, Naruto miał trudności ze skupieniem się na czymkolwiek. I z zażenowaniem musiał stwierdzić, że już naprawdę dawno nie czekał na cokolwiek tak, jak czekał na tą głupią imprezę, na której bądź co bądź, miało być naprawdę fajnie.
Odwrócił wzrok od tablicy, na której Shibi Aburame, ich nauczyciel biologii z zacięciem rysował jakiegoś owada, którego budowę z pewnością za kilka chwil im przedstawi. Z zażenowaniem trzeba było przyznać, że na lekcjach z tym nawiedzonym gościem, lepiej poznał świat insektów niż anatomię kobiecego ciała, co było chyba podstawowym tematem na lekcjach biologii, prawda?
A propos, w klasie biologicznej były ławki dwuosobowe, fajnie, no nie? Zgadnijcie, z kim Naruto siedział…
Nie, niestety nie był to Sasuke.
- Co się gapisz? – Warknął jego kolega z ławki. Naruto uśmiechnął się lekko i puścił oko do dziewczyny, która akurat się im przyglądała. I głuchy dźwięk łamanego ołówka był równie fajny, jak dzwonek obwieszczający przerwę, do której jednak trochę jeszcze zostało.
- Neji, spokojnie, stary, bo sobie jeszcze drzazgę wbijesz. – Blondyn spojrzał wymownie na ostry ołówek w ręce wściekłego Hyuugi i dopiero teraz go oświeciło, a obrazy wczorajszego kryminału, jaki oglądał ze swoją głupią siostrą i wrednym ojczymem, wróciły prawie jak żywe wspomnienia.
Rodzi się teraz pytanie, czy ten ołówek stanie się przedmiotem zbrodni?
Naruto wstrzymał powietrze, patrząc w napięciu na wkradający się na twarz Hyuugi spokój, niebezpieczny, zwodniczy spokój. Kuzyn Hinaty mocniej ścisnął złamany ołówek w ręce i…
- Naruto, skup się na lekcji – upomniał go Aburame, a jak zwykle w takich wypadkach wścibskie spojrzenia uczniów skierowały się w ich stronę. Wśród nic nieznaczących gał, Uzumaki zobaczył też czarne, zmrużone oczy, które przeszywały teraz blondyna. Usta ich właściciela wygięły się w kpiący uśmiech, by zaraz potem przenieść swoje spojrzenie na Hyuugę.
I Naruto sam nie wiedział, czy przed niechybną śmiercią z ołówkiem w głowie uratował go nawiedzony nauczyciel biologii, czy sportowa gwiazdka, której tak bardzo nienawidzi.
Postanawiając już nie drażnić wilka siedzącego obok niego, resztę lekcji spędził więc, na kontemplacji krajobrazu za oknem szkoły.
Śnieg musnął miasteczko swoim mroźnym językiem. Naruto wiedział, że to dopiero początek wielkich, mroźnych nawałnic, a już teraz czuł się niczym na Antarktydzie. Było mu tak cholernie zimno, że w nocy spał pod dwoma kołdrami i kocem pożyczonym od swojego przyrodniego brata. Koc był w fioletowe dinozaury, jednak najważniejsze, że dawał ciepło. W dzień nie odczuwał aż tak przejmującego zimna.
Po pierwsze – i może najważniejsze – dlatego, że istniała pewna osoba, której bezbłędnie udawało się podnieść ciśnienie u Naruto, doprowadzając go dosłownie do wrzenia.
A po drugie - temu, że przez tę osobę, a raczej gdy tylko znajdowała się ona w pobliżu - śnieg, mróz i wiatr przestały robić na Naruto jakiekolwiek wrażenie.
Och, tak. Właśnie tak.
Wiecie o kim mowa? Dlaczego Uzumaki wychodzi na ten straszny ziąb i systematycznie, z wielką namiętnością oraz pasją odmraża sobie swój seksowny, kształtny tyłek?
Jedno słowo.
Sasuke. I snowboarding gwoli ścisłości. Chociaż w zasadzie, te dwa wyrazy są swoimi synonimami.
Naruto od dwóch tygodni forsuje swoje biedne, acz nie wolno ukrywać faktu, iż wyćwiczone mięśnie, obija cztery litery i wypluwa duszę. Nasze kalifornijskie dziecię ściera deskę snowboardową równe czternaście dni.
Po tygodniu pobytu w tym diabelnym miasteczku Naruto podjął decyzję swojego życia, postanawiając rozpocząć trening na desce snowboardowej. Uznał, że to jedyny sport, który jest w stanie, w chociaż małym stopniu zastąpić mu ukochany surfing. Ale jak powszechnie wiadomo, każdy medal ma dwie strony.
W mniej oficjalnej, zdecydowanie bardziej osobistej wersji, doszukać by się mogło ambicji utarcia nosa pewnej sportowej gwiazdce, zrobienia jej na złość. Co gorliwsi śledczy znaleźliby nawet niepodważalne dowody takiego postępowania z bardziej moralnych powodów.
Jednak bez wątpliwości pozostaje to, że biedny Naruto nie radził sobie w snowboardingu najlepiej i z pewnością szkolna gwiazdka, wróg numer jeden, Sasuke Uchiha miał więcej powodów do śmiechu niż do złości. Uzumaki opanował wprawdzie skręcanie, rozwijanie prędkości, a przede wszystkim utrzymanie równowagi, jednak jego zjazdy z ciężkim sercem, naprawdę tylko dzięki dobrej woli można było nazwać zjazdami miernymi.
Ale co się dziwić, skoro Naruto cały czas miał wrażenie, jakby jeździł na desce do prasowania? Dziwnie było mieć nogi przymięte do kawałka pomalowanego i solidnie zakonserwowanego drewna.
Dziwnie było też mieć na sobie coś więcej, niż tylko kolorowe i radosne kąpielówki. W końcu takie ciało, jakim dysponował Naruto było numerem jeden na plaży, no nie? Nie zawsze docenianym, ale i tak numerem jeden.
Och, no i w końcu najważniejsze – dziwnie było czuć na sobie kpiące spojrzenia mieszkańców zimowego miasteczka. W surfingu może nie był mistrzem świata, jednak z całą pewnością był wystarczająco dobry, by budzić uznanie plażowiczów – bądź, co bądź wymagających widzów. Równie wymagających co fanatycy śnieżnego szaleństwa, aktualnie go obserwujący.
A może gdyby miał lepszy sprzęt szłoby mu lepiej? W końcu jeżdżenie na wypożyczonej, zniszczonej desce nie było najlepszym rozwiązaniem, zwłaszcza dla początkujących.
Jednak co robić? Naruto nie miał pieniędzy, a jego kieszonkowe starczało jedynie na zestaw pikantnych nóżek z kurczaka, które serwowano w KFC, jedynym dowodzie ucywilizowania miasteczka.
Ale Naruto należał do tej naiwnej grupy optymistów „mimo wszystko”. Wierzył… nie! On wiedział, że już wkrótce będzie lepiej.
- Będzie zajebiście lepiej, Sasuke, kochanie – powiedział do swojej deski surfingowej chwilę przed spakowaniem książek i wyjściem z pokoju do szkoły.
Był piątek, dziesiąty października.