sobota, 26 czerwca 2010

Bom Bom! 5

Kuroneko, oj dziękuję za reklamowanie mojego opowiadania! :D

alien, szczerze powiedziawszy, to do fantastycznego stylu brakuje mi jeszcze dużo, ale naprawdę dziękuję za miłe słowa^_^ Jeśli chodzi natomiast o seks, w Refuge występował on bardzo często i teraz akurat trzeba czekać na odpowiedni moment, by znów zaczął się maraton, że się tak wyrażę. Dla mnie bogaty wątek erotyczny jest raczej zaletą, jednak dużo zależy od jego napisania, bo często jest strasznie nudny, więc wiem skąd bierze się twoja niechęć co do niego ;)

Black Lady, w przypływie łaskawości wybaczam ci, że nie komentowałaś... nie no żartuje oczywiście xD Zdaje sobie sprawę, że rodzina Naruto może irytować, jednak właśnie po to została wymyślona ;) Boję się tylko, żeby w tą irytacją nie przesadzić. Mam nadzieję, że uda nie przekroczyć mi się odpowiedniej granicy. Cieszę się natomiast, że główni bohaterowie się podobają, mam nadzieję, że z nimi również nie schrzanię.


Dedykuję Pazurkowi, która zawsze mi pomaga i na którą zawszę mogę liczyć (chociaż rozdział jest bez jej opinii, więc nie wiem czy się wam spodoba).
Może być nieco irytująco ^ ^


Kiedy wszedł do łazienki uśmiechnął się krzywo do swojego odbicia. Na dłuższą metę nie wyglądał tak źle, jak to sobie wyobrażał, jednak trochę brakowało mu do zwykłego – obezwładniająco niesamowitego wyglądu.
Opuszkami palców dotknął rozcięć na twarzy, które wciąż lekko szczypały. Z pewnością po zadrapaniach nie będzie żadnego śladu, żadnej blizny. Automatycznie zerknął w stronę policzków. Cienkie rysy teraz wydawały się zupełnie delikatne, jak po muśnięciu kolcem róży. Zupełnie delikatne… nie tak jak kiedyś. Przymknął oczy na wspomnienie sprzed sześciu lat. Głębokie blizny stały się jedynie zamierzchłym cieniem okrutnej przeszłości. Niczym więcej?
- Naruto! Na miłość boską pośpiesz się! Jak twoja siostra mogła obudzić cię godzinę temu, a ty jeszcze nie jesteś gotowy? – Jego matka zapukała zirytowana do łazienki.
Och, jego urocza młodsza siostra, zawsze służąca pomocą.
- Już idę! – Odkrzyknął jej nie mniej rozzłoszczonym tonem.
W ekspresowym tempie wykonał poranną toaletę. Przeczesał rękę blond włosy, które wciąż opadały mu na czoło. Niektóre postrzępione kosmyki odstawały zabawnie. Po zastanowieniu zabrał szczotkę i nieco staranniej rozczesał swoją czuprynę, chociaż i tak był pewien, że niesforne kosmyki zrobią, co im się będzie podobało. Podobnie zresztą jak i właściciel, temu wszyscy mogli być pewnie. A jeśli nie byli, z pewnością szybko się, co do tego przekonają.
Gdy już miał wychodzić z łazienki, ostatni raz spojrzał w lustro. Duże, lekko skośne, szalenie niebieskie oczy uśmiechnęły się do swojego właściciela zawadiacko. Och, tak. Oczy były jego największym atutem i kto wie, może dzisiaj ktoś złowi się na jego zniewalające spojrzenie?
Roześmiał się diabolicznie, wychodząc z łazienki i kierując się do salonu.
- A gdzie masz plecak? – Siostra spojrzała na niego smętnie, a jej zielone oczy przybrały jeszcze dziwniejszego wyrazu niż zazwyczaj. Tak z pewnością słowo „dziwny” było najmniej krzywdzącym wyrazem, opisującym przyrodnią wywłokę, znaczy siostrę. Dziwną siostrę.
- Cholera, zapomniałem – mruknął blondyn i szybko pobiegł do swojego pokoju na poddaszu. I jak to bywa, kiedy człowiek się śpieszy, kiedy zbiegał w dół, noga ujechała mu i boleśnie, choć efektownie wyrżnął na drewnianych, stromych schodach.
- No rzesz kurwa – jęknął cicho, ledwo łapiąc oddech. Z trudem podniósł się do pionu, rozmasowując sobie plecy, chociaż powinien sobie rozmasować więcej części ciała, które ucierpiały w tym niewielkim wypadku. A już w ogóle, to powinien rozmasować mu je ktoś inny, na przykład jakaś panienka w bikini z dużymi…
- Ała! – Syknął, kiedy coś twardego uderzyło w jego nogę. Odwrócił się do swojego mniejszego brata, który już celował w niego kolejną… pomarańczką. Naruto spojrzał na niego w zdziwieniu.
- W naszym domu się nie klnie, gnojku! – Czy zdawał sobie sprawę, że brzmiał prawie tak jak swój ojciec?
- Jedzeniem też się nie rzuca! – Warknął w odpowiedzi i nie zastanawiając się wiele, podszedł do małego bachora, łapiąc trochę, ale tylko trochę za mocno jego rękę. Dziecko pisnęło przerażone, wypuszczając owoc na podłogę. Pomarańcza potoczyła się leniwie po korytarzu, by następnie skulać się po schodach na parter. Uzumaki zignorował nawoływanie siostry. – Jeśli jeszcze raz czymś we mnie uderzysz, gwarantuje ci, że nie zaśniesz w nocy, jasne? – Powiedział cicho, tak lodowatym tonem, że mimowolnie przypomniał mu się Sasuke Uchiha.
Ciekawe czy jego młodszy brat również był jego fanem? Pewnie miał jego plakat na ścianie.
Zmarszczył brwi, gdy nagle doznał olśnienia.
Przez cały ten czas, ani razu nie zastanowił się nad tym, jaki też może ten cholerny dupek uprawiać sport. Jakoś nigdy o nim nie słyszał. Może, więc był tylko lokalną atrakcją?
Och.
Naruto uśmiechnął się bardzo, bardzo szeroko, po raz pierwszy będąc chyba wystarczająco szczęśliwym, żeby zapomnieć o nienawiści do tego miejsca.
Z pewnością Sasuke Uchiha uprawia jakiś pedalski sport, jak łyżwiarstwo figurowe. Podobno mają tutaj jedno z najlepszych lodowisk w stanie. Hmm… w tym z pewnością będzie dobry.
- Puść go! – Jego rozmyślania przerwała siostra. Dziewczyna odepchnęła go od dziecka, które kwiliło cicho, a na jego policzkach spływały krokodyle łzy. Naruto skrzywił się.
Nie zauważył, że przez cały ten czas wciąż trzymał rękę swojego brata, a im był bardziej szczęśliwy, tym jego uścisk stawał się mocniejszy.
- Nauczy go, że nie rzuca się do ludzi jedzeniem! – Syknął w ich stronę i kiedy już miał schodzić, zobaczył jak jego matka wdrapuje się po schodach. Jej rude włosy spięte były niedbale, a na zatroskanej twarzy pojawiło się więcej zmarszczek niż zazwyczaj.
- Co się dzieje?
- Wykręcił mu rękę! – Zawołała jego siostra, tuląc się do małego brata, niczym do miśka. Uzumaki przewrócił oczyma.
Jak on nienawidził tej rodziny.
Kushina spojrzała na winowajcę niepewnie, kompletnie nie wiedząc, co ma zrobić.
- Idźcie już do szkoły, spóźnicie się – wydusiła w końcu z siebie, podchodząc do najmłodszego i biorąc go na ręce. Zerknęła na jego nadgarstek, jednak nie skomentowała sinego śladu na jego dziecięcej skórze. – Na stole w kuchni jest śniadanie – dodała grobowo i zniknęła w pokoju młodszego z synów.
Naruto zapatrzył się na drewniane drzwi i westchnął cicho, choć z całego serca.
Powinien przeprosić? Nie, nie miał za co. To wina tego cholernego bachora i… i… no, jego matka jest mu zbyt wiele winna, aby rzucać się na takie szczegóły, prawda?
Przeklął cicho pod nosem, kiedy zimne, górskie powietrze uderzyło go w twarz.
Dlaczego czuł wyrzuty sumienia?
Zostawiła go tuż po urodzeniu, nie dawała znaku życia, był zdany tylko na siebie i kiedy w końcu myślał, że może być szczęśliwy, zjawia się ponownie i myśli, że może wszystko odbudować. Siedemnaście lat może po prostu zostać wymazanych.
To bezsensu. Jego życie jest bezsensu i ta kobieta, która… która jest jego matką.

Dzisiaj z pewnością nie był dobry dzień Naruto.
Los zachowywał się tak, jakby chciał poprawić mu humor, jednak blondyn okazał się wyjątkowo oporny.
Nastrój nie poprawił się mu, kiedy jego spóźnienie nie zostało zauważone, gdyż odbywały się jakieś zawody szkolne i wszyscy zgromadzili się na hali sportowej. Mógł swobodnie zwiedzić szkolę i przeżyć te najgorsze, pierwsze chwile upajając się słodką samotnością, gdzie nikt nie wytykał go palcami. A był pewien, że z pewnością najbliższa przyszłość niesie za sobą takie niespodzianki.
Jego humor wciąż pozostawał na minusie, kiedy usłyszał rozmowę swojej siostry i jej koleżanek, które po zobaczeniu Naruto, stwierdziły, że jest on chyba jeszcze bardziej przystojny niż numer jeden, Sasuke Uchiha.
Kolejnym powodem do uwierzenia w łaskawość losu stał się kompletny brak na horyzoncie lokalnej gwiazdy sportowej. I jego kumpli. To też wliczało się na listę cudów niemożliwych dzisiejszego dnia.
I zdawałoby się, że do trzech razy sztuka i już nic nie może poprawić humoru pana Uzumakiego. Nic bardziej mylnego! Pojawiło się bowiem coś, co zupełnie odmieniło bieg - zdawać by się mogło - ponurej dalszej egzystencji Naruto.
Na korytarzu, gdy nie był jeszcze wystarczająco uporczywie wytykany palcami, wśród szkolnych szafek i uczniów podążających na zajęcia, które właśnie miały się rozpocząć, zobaczył…
Mmm…
Zobaczył cień kalifornijskiej piękności. Och, znów nie taki cień.
Kiedy wkroczyła na korytarz, z jej zgrabnego, pięknego ciała biła aura jasności tak wielkiej, że mogłaby spokojnie oświetlać drogę szybkiego ruchu.
Anioł.
Długie, lekko różowawe włosy rozwiane wiatrem niewiadomo skąd, powiewały uroczo, prawie tak, jak na plaży.
Syrena.
Wysokie szpilki, obcisłe białe spodnie i bluzka z głębokim dekoltem, oraz dwie służące, stanowczo mniej urodziwe, depczące jej po piętach, utwierdzały Naruto w przekonaniu -
Królowa.
Chłopak uśmiechnął się bezwiednie, podążając za nieznajomą dziewczyną maślanym spojrzeniem. Szkolna piękność minęła go jednak, nie zwracając na delikwenta szczególnej, wróć, żadnej uwagi.
Tylko po korytarzu rozniósł się słodki zapach jej dziewczęcych, kwiatowych perfum.
- Kto to jest? – Zapytał, nie zdając sobie sprawy, że los przestał być już dla niego taki łaskawy. Powiódł za pięknością rozmarzonym spojrzeniem.
- Sakura Haruno, szkolna elita.
Dopiero, kiedy usłyszał słowo „elita” zobaczył, jak los okrutnie z niego zakpił.
Co dzieje się, gdy ciepłe powietrze styka się z zimnym?
Odpowiedź jest prosta - powstaje tornado.
Co się dzieje, gdy jasność spotyka się z mrokiem?
Odpowiedź jest prosta – wygrywa silniejsza z sił.
Tylko dlaczego, w przypadku Naruto silniejsza musiała okazać się ciemność?


Sasuke ze znudzeniem patrzył, jak Haruno podchodzi do niego, o mało nie sikając z radości na jego widok. Westchnął cierpiętniczo, doskonale zdając sobie sprawę, że po wczorajszym nieudanym wieczorze Sakury (jego był koszmarny), długo jeszcze będzie gnębiony przez tą lukrową panienkę bardziej niż zwykle.
- Cześć Sasuke! – Podeszła do niego wraz z dwójką młodszych od siebie dziewczyn, które podobnie jak ich przywódczyni, uśmiechały się do niego zalotnie. Przeklął w duchu.
- Hej – burknął tylko i kiedy już miał się odwracać zobaczył, że ktoś przypatruje się im uporczywie. Poczuł na sobie znajome spojrzenie oczu, których właściciel dokładnie wczoraj wieczorem nie dość, że go upokorzył na oczach kumpli, to jeszcze pobił, zostawiając przegranego na polu walki. Spojrzał prosto w równie posiniaczoną twarz Naruto Uzumakiego. Zdradziecki uśmiech wpłynął na jego usta.
- Jak tam trening?
- Dobrze. Bardzo dobrze – dodał po chwili i leniwym gestem odgarnął różowe włosy z wytapetowanej twarzy. Jego uśmiech poszerzył się, gdy zobaczył jak Naruto zamiera, a w jego niebieskich oczach pojawia się niepewność, niedowierzanie, zalążek złości, która dopiero miała poznać światło dzienne.
- To… wsp…pp…a…niale – wyjąkał Sakura, opluwając się przy sylabizowaniu tego skomplikowanego jak dla niej słowa.
Uśmiech Sasuke ewoluował w jeszcze szczęśliwszy.
- Widzisz tego kolesia – głową wskazał na blondyna, który teraz wgapiał się w nich bezczelnie, z uchylonymi ustami. – Przywitaj się z nim. Powiedz, że go pozdrawiam.
- Co? Ale… czemu ja?
- Nie zrobisz tego dla mnie kochanie?
- Och, no dobrze misiu – wyszeptała w końcu, kiedy dotarło do niej, że Sasuke nazwał ją właśnie „kochaniem”, brunet postanowił jednak zignorować fakt, że dziewczyna nazwała go „misiem”. O zgrozo, lepiej o tym teraz nie myśleć, jeśli przed nim odgrywa się taka ładna scena. I pomyśleć, jak niewiele wystarczyło do zmanipulowania płci pięknej. To takie zabawne.
Uśmiech Sasuke ewoluował w jeszcze bardziej szczęśliwszy od poprzedniego.
Naruto stał i patrzył na Haruno tak jakby jednocześnie było najładniejszą i najbrzydszą kobietą świata. Było to o tyle dziwne, że od szyi w dół z pewnością ją ubóstwiał, jednak jeśli podnosił wzrok na twarz, jego entuzjazm topniał, niczym lodowy sopel. I kiedy dziewczyna wskazała na stojącego nieopodal bruneta, z pewnością mówiąc już o pozdrowieniach, Sasuke wiedział, że najwyższy czas wkroczyć do gry.
Powolnym krokiem podszedł do nich, upajając się każdą sekundą, gdy Naruto patrzył na niego z pewnością zdając sobie sprawę, że ma zdrowo przejebane.
- Cześć – przywitał się z nim, uśmiechając się przy tym naprawdę szczęśliwy. – Witaj w piekle – dodał, łapiąc Sakurę od tyłu i jakby od niechcenia wkładając rękę pod jej bluzkę, co oczywiście nie umknęło uwadze Naruto. Mądry chłopiec – przemknęło brunetowi przez myśl i już miał powiedzieć coś równie złośliwego, jednak w tej przyjemności przeszkodził mu dzwonek na rozpoczynające się właśnie zajęcie. – Cholera, mam nadzieję, że się jeszcze spotkamy. Mamy kilka niewyjaśnionych spraw.
- Wydaje mi się, że wszystkie zostały wyjaśnione wczorajszego wieczoru.
- Wczoraj? A wczoraj miałeś się spotkać przecież ze mną!
Naruto uniósł brwi ku górze, patrząc wyzywająco na Uchihe.
- Winić możesz za to jedynie jego – wskazał na blondyna. – Gdyby nie niespodzianka, którą mi sprawił, poświęciłbym ci znacznie więcej czasu – wymruczał, oblizując prowokacyjnie usta, jednak ani razu nie spojrzał na dziewczynę, wciąż mierząc się spojrzeniem z Uzumakim.
- Czy to prawda?! – Pisnęła Sakura tak wściekła, że aż nieco rozmazała na twarzy swój makijaż. Tym razem była chyba doskonale świadoma tego, że druga taka szansa zdobycia Uchihy może się jej nie trafić.
- Och, chyba tak. – Na usta Naruto wpłynął złośliwy uśmieszek, który niewinnie sugerował Sasuke, że powinien zacząć się bać. Ale w tym problem, że Sasuke nie jest człowiekiem, którego można zastraszyć w tak prymitywny sposób. Powinien zacząć żałować, więc swojej brawury? – Jednak twój chłopak nie wydał się chyba tym zbytnio przejęty. Najwyraźniej uznał, że jestem lepszym… towarem niż ty.
Och, nie.
Sasuke wcale nie musiał się obawiać tego idioty, który był na tyle nierozgarnięty, że sam pogrążył się właśnie w oczach swojej miłości.
Chociaż nie można go aż tak winić.
Chcąc mieć jedno, trzeba zrezygnować z drugiego i tym właśnie sposobem, Naruto dopiekł Sasuke, trafiając jednocześnie na czarną listę Haruno.
A przewaga Uchihy była taka, że dziewczyna była zbyt tępa, by uwierzyć w słowa blondyna.
- A wy jeszcze nie na lekcji? Zmiatać, ale już! – Rozległ się krzyk dyrektorki, która wyłoniła się niespodziewanie zza korytarza. Dopiero teraz zauważyli, że korytarz całkowicie opustoszał, a zajęcia trwają już w najlepsze. Sasuke skinął głową, przepraszając i szybkim krokiem udał się do klasy. Za nim posłusznie podążyła Sakura, zapewne będąc w siódmym niebie, że wejdzie po dzwonku razem w brunetem. Bo co innego mogło oznaczać ich wspólne spóźnienie?
Jednak był jeszcze jeden szczegół, którego ta dwójka nie zauważyła, a mianowicie – ten trzeci. Naruto cichaczem śledził parę, gdyż ku jego zgrozie odkrył, że mają w tej samej sali co on. A to oznaczało tylko jedno.
Katastrofę.

wtorek, 22 czerwca 2010

Bom Bom! 4

Cieszę się jednak, że Naruto się wam spodobał :) Teraz pora przekonać się kim tak naprawdę jest Sasuke (chociaż po części mieliście rację, z tym, że jego familia to szychy).
Zapraszam więc ^-^:


- Kiba!
- Oddaj mu lepiej ten aparat. – Neij musiał zainterweniować, żeby jego drogi samochód nie został zniszczony od środka przez wściekłego Uchihe i dobijanego Inuzuke. Westchnął ze zrezygnowaniem, zatrzymując się pod domem Shikamaru. Chłopak mieszkał najbliżej hali sportowej, jednak zażądał odwiezienia pod same drzwi, gdyż jak twierdził spacer był zbyt kłopotliwy. Neij dla świętego spokoju ustąpił.
- Nie! Tam nie ma żadnego zdjęcia, słowo harcerza!
- Przecież słyszałem jak je robisz! Masz mnie za idiotę?
- Ale… ale klisza pękła! – Szatyn przytulił do siebie futerał na cyfrówkę, wyginając usta w podkówkę. – Serio, serio!
- Dawaj to! – Sasuke wychylił się do tyłu, by zabrać aparat kulącemu się na tylnych siedzeniach szatynowi. Sam Uchiha jak zwykle zajął miejsce pasażera.
- To do jutra – Nara wyszedł szybko z samochodu, w porę umykając przed kolejną awanturą.
- Zostaw! – Kiba ostatkiem sił starał się przytrzymać aparat przy sobie.
- Ej! – Syknął Hyuuga, który przez przypadek oberwał usztywnianą sprzączką.
- Ratuj! – Zawył jeszcze Inuzuka, któremu w następnej chwili Sasuke wyrwał z rąk aparat. – Dupek! – Mruknął jeszcze szatyn, jednak ku jego szczęściu Uchiha tego nie usłyszał, zbyt zajęty usuwaniem jak na złość doskonale wyraźnego zdjęcia, na którym bez dwóch zdań każdy rozpoznałby Sasuke i nieznajomego kretyna, z którym się lizał. Nie, wróć. O mało się nie lizał.
- Masz! – Kiedy wykasował kompromitujące dowody jego niefortunnej pomyłki, rzucił cyfrówkę przez ramie, nawet nie patrząc, czy wyląduje na kolanach Kiby, czy nie.
- Jezus! – Najwyraźniej chłopak złapał ją w ostatniej chwili. Zaczął coś jeszcze mruczeć pod nosem, jednak Sasuke zignorował go.
- Ostatni raz brałem udział w tym cholernym zakładzie!
- Oj, nie było tak źle – Neij nie mógł powstrzymać się przed uśmiechem, podobnie zresztą jak i Kiba, chociaż ten miał z pewnością zdecydowanie mniej taktu niż kierowca.
- Przedstawienie, które nam zapewniłeś było warte tych dwóch stów! Haha – zaśmiał się perliście, waląc z całej siły w fotel Sasuke. – Bezcenne po prostu, bezcenne!
Ściskający się za brzuch Kiba, który nie mógł się uspokoić, nawet nie zauważył, kiedy wściekła pięść Uchihy śmignęła tuż obok jego twarzy.
- Co robisz?! – Cud, że nie zatrzymała się na nosie szatyna, Kiba zawdzięczał Neij`emu, który w porę zatrzymał rękę Sasuke. Chłopak odetchnął z ulgą, patrząc z wyrzutem na bruneta.
- To, że jakiś dupek skopał ci w końcu tyłek nie oznacza, że możesz się na nas wyżywać!
- Właśnie! – Poparł go gorliwie Rock, do tej pory siedzący cicho obok Inuzuki.
- To mnie nie wkurwiajcie! – Mruknął Uchiha i odwrócił się do przodu. – Wysadź mnie tutaj – mruknął do Neij`ego, który pokiwał zrezygnowany głową.
- Daj spokój.
- Wysadź!
Hyuuga westchnął głośno i zatrzymał się przy chodniku. Sasuke już otwierał drzwi, gdy długowłosy złapał go jeszcze za rękę.
- To, że ktoś cię walną, to wcale nie koniec świata. Przecież nie możesz we wszystkim być najlepszy. Powinieneś się cieszyć, że masz tylko twarz poobijaną.
Uchiha spojrzał na niego zimno, marszcząc przy tym groźnie brwi. Jego czarne oczy wydawały się jeszcze mroczniejsze niż zazwyczaj.
- Możesz mi wierzyć, że jeśli kiedykolwiek go jeszcze spotkam, nie wyjdzie cało z tego spotkania.
Wyszedł, trzaskając głośno drzwiami.

Naruto zamrugał zdezorientowany. Co jest? Ten cały Sasuke był jakimś księciem z Miodowego Królestwa, czy jak?
- Wiedziałem, że będą z tobą problemy! Już od samego początku! – Ojczym uderzył pięścią w stół. Zaklął szpetnie rozmasowując sobie dłoń, a Naruto uśmiechnął się dyskretnie.
- Przestań – syknęła speszona Kushina, zerkając nerwowo w stronę drzwi, jakby obawiała się, że któreś z jej dzieci podsłucha kłótnię.
- Doskonale wiesz, że jeśli Uchiha wytoczą nam proces będziemy skończeni! A jeśli mu coś złamał? Będę musiał całe życie harować, żeby ich spłacić!
- Naruto – matka pochyliła się nad Uzumakim, by spojrzeć mu w oczy. – Powiedz, tylko szczerze, zrobiłeś coś Sasuke? – W jej głosie słychać było napięcie. Zabrzmiało to trochę tak, jak gdyby od odpowiedzi blondyna miała zależeć dalsza przyszłość jego nowej rodziny. Naruto wzruszył ramionami.
- Dostał w twarz, po za tym nic nie powinno mu być.
- Nie powinno? – Huknął jego ojczym, podchodząc szybko do chłopaka i łapiąc go za poły bluzy. – Zdajesz sobie gówniarzu sprawę z tego, co zrobiłeś?! Wiedziałem, że gdy tylko wyjdziesz, wrócisz z kłopotami na karku!
- To on mnie zaatakował pierwszy! Ja się tylko broniłem – Uzumaki starał się wyrwać, jednak ojczym trzymał go zbyt mocno. – Co jest kurw… - Jego elokwentną, ubarwioną ciekawymi epitetami wypowiedź przerwała wielka pięść, która uderzyła go w szczękę. Uderzenie było tak mocno, że jęknął głośno, automatycznie łapiąc się za obolałe miejsce.
- Zostaw go! – Zawołała Kushina, dopiero po chwili odciągając swojego męża od blondyna. – Jak mogłeś go uderzyć?
- Żaden gówniarz z poprawczaka nie będzie krzyczał na mnie i klął w mojej obecności! To mój dom i to ja ustalam zasady, jasne?! – Wyszarpał się z uścisku żony i wyszedł z kuchni. Naruto był pewny, że gdyby tutaj został z pewnością nie tylko jego twarz byłaby rozwalona. Westchnął ciężko, masując szczękę. Wspaniały, po prostu wymarzony początek, nie ma co. Zerknął na matkę, która odgarnęła trzęsącą się ręką swoje płomienne włosy. Starała się uśmiechnąć do swojego syna, jednak na jej twarzy pojawił się jedynie nieprzyjemny grymas.
- Przepraszam cię za niego. Mój mąż jest… nieco nerwowy.
Naruto nic nie odpowiedział, odwracając wzrok i wgapiając się w jakiś punkt za oknem. Chciał dać jej tym zachowaniem do zrozumienia, że ma ją głęboko. Ją, jej zasranego męża i bachory, z którymi teraz będzie musiał utrzymywać kontakt na zasadzie brat, siostra. A już najbardziej miał w dupie tego całego Sasuke, którego traktowali tutaj jak sułtańskiego maharadżę.
Naruto zmarszczył brwi.
- Kim on jest?
- Kto? – Jego matka spojrzała na niego zamyślona, chowając apteczkę. Jej myśli raczej nie krążyły wokół chłopaka, którego pobił. Szczerze powiedziawszy to nie przejęła się tym tak bardzo jak mąż. Uzumaki obstawiał, że to właśnie o nim myślała. Mieli kryzys małżeński? Może wywołany przez niego? Mniejsza.
- Ten cały Sasuke. Kim on jest, że… że ojczym – z trudem wypowiedział to słowo, ale jednak mu się udało. To najważniejsze. – Że ojczym tak zareagował?
Kushina milczała dłuższą chwilę i dopiero, kiedy uporządkowała wszystkie rzeczy, usiadła przy stole i westchnęła ciężko.
- Sasuke Uchiha jest sportową gwiazdą. W przyszłym roku wyjeżdża na olimpiadę i gdybyś mu tylko coś zrobił, to nie tylko jego rodzina by nas, no… zabiła? – Uśmiechnęła się krzywo. – Wytoczyliby nam taki proces, że byśmy się nawet nie pozbierali. On jest jednym z najlepiej zapowiadających się zawodników, więc sam rozumiesz. Nadzieja i duma.
Uzumaki spojrzał na nią dziwnie. Ten dupek ma być niby jakąś gwiazdą sportową? Jeśli tak, to Naruto chyba zostanie następcą Eltona Johna. Oj, nie, zły przykład. Jakiegoś innego znanego piosenkarza, który nie gustował w chłopcach. O! Na przykład 50 Centa, którego był wielkim fanem. Że też od razu o nim nie pomyślał. Taki gość, to z pewnością nie był gejem. I by zmiażdżył jakąś tam gwiazdkę sportową.
Naruto prychnął pogardliwie, całkowicie zapominając o obecności matki, która spojrzała na niego zaskoczona.
- Co? – Burknął w jej stronę, wstając od stołu. – Idę na górę. Jestem zmęczony.
Kobieta kiwnęła jedynie głową, uśmiechając się do niego sympatycznie.
- Pamiętaj, że jutro pierwszy dzień w szkole.
- Kurw…cze – Zreflektował się w ostatniej chwili, jednak Kushina nie dostrzegła chyba jego złych intencji.
- Na pewno sobie poradzisz. Nie przejmuj się, a i gdyby Sasuke coś ci mówił, zawsze możesz przyjść do mnie.
- Jasne. – Naruto przewrócił oczyma, już sobie wyobrażając, jak to poleci do swojej ukochanej mamusi na skargę. Mamusi, na którą zawsze mógł liczyć i która nie zostawiłaby go do zasranej śmierci, cholera. Skierował się do swojego nowego pokoju i miał nadzieję, że chociaż tam będzie miał chwilę spokoju.

Wedle swoich wcześniejszych przypuszczeń długo nie potrafił zasnąć. Przewracał się z boku na bok, nie mogąc znaleźć wygodnej pozycji. Było mu zimno, nieprzyjemna atmosfera unosiła się w powietrzu, a mroczny cień gór zaciskał się na nim niczym łańcuch ze stali. Przynajmniej tak to sobie Naruto wyobrażał.
Uchylił lekko powieki, by spojrzeć na blade światło księżyca wpadające do jego pokoju na poddaszu. Biała poświata zatrzymywała się na puchatym dywanie. Nie widział nieba, jednak przypuszczał, że musi być nieskazitelnie czyste, bezchmurne. Każda gwiazda jest na nim doskonale widoczna. Zdawał sobie sprawę, że widok z pewnością jest bajeczny, ale cały urok miejsca wyparowywał, gdy tylko Naruto pomyślał o jutrzejszym dniu.
Pierwszy dzień w szkole, gdzie chyba wszyscy się znają, tuż po rozpoczęciu roku szkolnego, z nowo zdobytym wrogiem w postaci gwiazdy miasteczka. Och, z pewnością Sasuke świecił jaśniej niż niejedna gwiazda na niebie – przemknęło przez myśl Naruto, który uśmiechnął się do siebie złośliwie.
Dopiero od jutrzejszego dnia zaczyna się prawdziwy koszmar. Czeka go parodia życia, nie ma co. Jęknął głośno, przewracając się na bok, twarzą do ściany.
Nawał myśli skutecznie odpędzał sen i Uzumaki doskonale zdawał sobie sprawę, że jutro będzie wyglądał jeszcze gorzej, niż gdy wrócił do domu po bójce.

Zaczynało już świtać, gdy udało mu się zapaść w niespokojny, płytki sen, w którym to otoczony ze wszystkich stron przez wielkie choinki czekał na przybycie króla piekła. Ku zgrozie królem piekła okazał się nie kto inny, jak Sasuke Uchiha i już wyciągał do Naruto swoje szpony, jednak ktoś go chyba wyprzedził.
- Ej! – Mocne uderzenie w twarz rozmazało obraz diabolicznego monarchy i sprowadziło Uzumakiego z powrotem do szarej rzeczywistości. Chłopak spojrzał nieprzytomnie na stojącą nad nim siostrę przyrodnią, która już szykowała się do następnego ciosu. W ostatniej chwili powstrzymał jej rękę. Miała dziewczyna krzepę, po ojcu chyba – pomyślał i skrzywił się kwaśno.
- Czego chcesz? – Warknął na wpół zły, że ktoś obudził go w taki sposób, a na wpół wdzięczny, że został wybawiony od konfrontacji z Uchihą.
- Mama kazała mi cię obudzić. Masz pięć minut, żeby się zebrać.
- Nie mogłaś mnie wcześniej obudzić? – Mruknął, zbierając się z trudem z łóżka.
- Zapomniałam – odpowiedziała dziewczyna, ze słodkim uśmieszkiem i kiedy Naruto miał w nią czymś rzucił i zedrzeć ten cholerny wyraz z jej różowej gęby, nastolatka ulotniła się szybko. Warknął cicho i wstając z łóżka, przez przypadek zawadził głową o niski, pochyły sufit. Zaklął szpetnie, masując obolałe miejsce na głowie.
Jego nowy pokój, tak jak wcześniej jego matka powiedziała, mieścił się na samej górze, na poddaszu. Chociaż ciężko to było Naruto przyznać, rzeczywiście - z dwóch dość dużych okien, znajdujących się przy łóżku, rozciągał się naprawdę zapierający dech w piersi widok.
Zarówno ściany jak i podłoga pokryte były drewnem w przyjemnym, ciepłym odcieniu orzecha. Pokój nie był duży, łóżko wciśnięte w jeden kąt, stary fotel, wsunięty w drugi i przedzielające go dwa okna. Po drugiej stronie pomieszczenia znajdowała się komoda na ubrania i niewielki stolik do odrabiania lekcji. Najbardziej jednak podobał mu się chyba wielki, puchaty dywan, znajdujący się na środku, na którym wczoraj niczym kałuża rozlane było światło księżyca.
Niechętnie musiał przyznać, że jego nowy pokój jest naprawdę fajny, a jeszcze fajniejszy – chociaż Naruto w głębi duszy uważał to za zdradę – jest widok z okna, krajobraz gór. Oczywiście pewien komfort przynosiła świadomość, że chociaż tutaj będzie miał chwilę spokoju, ale wciąż myślał o swoim domu – Los Angeles, o przyjaciołach, Iruce, morzu i desce do surfowania, która leżała teraz niczym zepsuta zabawka pod ścianą w jego pokoju.
To było takie dołujące. Westchnął ciężko, kiedy usłyszał skrzekliwy głos swojej siostry, że ma jeszcze trzy minuty, dwadzieścia cztery sekundy.
- Banda idiotów – mruknął do siebie, podchodząc do uchylonej klapy w podłodze, gdzie mieściło się wejście do jego podniebnego królestwa. Strome schody z tej perspektywy z pewnością przerażały jeszcze bardziej, niż z dołu, kiedy miał wchodzić na poddasze.
Naruto nie miał leku wysokości, jednak przy takim zejściu, chwila nieuwagi gwarantowała bolesne, choć z pewnością efektowne wyrżnięcie na drewnianych stopniach.
Nie chwaląc się, ku odrobinie umiejętności, niczym tajny agent znalazł się na dole. W jednym kawałku. Teraz pewnie, każdego dnia będzie musiał zamieniać się w Jamesa Bonda, by kursować między jego pokojem, a światem. Nie była to jednak budująca myśl. Czuł, że najgorsze dopiero przed nim, wielka fala tęsknoty, niczym tsunami, powoli zbliżała się do śnieżnego miasteczka. I wtedy nawet gadżety agenta Jej Królewskiej mości nie pomogą.
- Masz minutę, dziewięćdziesiąt dziewięć sekund – poinformowała go uprzejmie siostra, która niczym zmora pojawiła się nagle na schodach. Naruto spojrzał na nią dziwnie. Uświadomić jej, że minuta ma tylko sześćdziesiąt sekund? Nie, lepiej nie. Dzięki jej głupocie zyska przynajmniej na czasie.
Kiedy wchodził do łazienki, mieszczącej się tuż obok schodów, zerknął na nią czujnie, czy aby nie robi sobie z niego jaj. Może liczyła na to, że Naruto zwróci jej uwagę, a ona odgryzie się jakąś ciętą ripostą? Albo wpadła na jakiś inny genialny pomysł.
Kiedy jednak spojrzał w jej oczy, zwątpił.
- Pora do szkoły, dzieci! – Dało się jeszcze słyszeć krzyk jego matki, zanim Naruto nie trzasnął głośno drzwiami do łazienki.

sobota, 12 czerwca 2010