piątek, 25 września 2009

28. Refuge

Uwaga:
Ogłoszenie
Chyba najwyższa pora na ankietę ^-^ Proszę jednak zagłosować po przeczytaniu rozdziału. Można głosować na kilka rzeczy, ale tylko jeśli się ma konto na googlach.
I ee... ktoś się mnie tam o coś kiedyś pytał, ale nie pamiętam o co. Jak chce znać odpowiedź to niech napisze jeszcze raz.


Naruto obudził równomierny stukot nad uchem. Jakimś cudem zdołał uchylić ciężkie powieki i spojrzeć w górę. Naturalnie na początku widział tylko ciemność. Ciemność powoli zaczęła przekształcać się w cień, a cień w szarość. Słabe światło oświetlało pomieszczenie, w którym się znajdował. W pomieszczeniu było zimno i śmierdziało.
- Kurwa – Naruto automatycznie odwrócił się w stronę dźwięku. Pod przeciwną ścianą siedział Sasuke. Gdy się poruszał łańcuch na jego rękach dźwięczał nieprzyjemnie.
- Co… się stało?
- A jak myślisz debilu?
Naruto chciał zmienić pozycję, w której siedział, jednak gdy tylko się ruszył poczuł parzącą linię wzdłuż kręgosłupa. Coś zaczęło zaciskać się wokół jego nadgarstków.
- Co to? – Zapytał, patrząc na czarne, świecące lekko liny na jego ciele.
- Chyba żebyś nie uwolnił Kyuubiego.
- A tobie dali opaskę na oczy – mruknął patrząc na czarny materiał na twarzy bruneta. Mężczyzna skinął głową.
- Zazdroszczę spostrzegawczości.
- No wiesz. Ja widzę, ty nie – Naruto chciał się zaśmiać, jednak nie był w stanie. W gardle miał tak sucho jakby nie pił od tygodnia. Gdy przełykał ślinę czuł nieprzyjemne igły w krtani. – Jest tu jakaś woda? – Wychrypiał i oblizał spierzchnięte usta. Po kilku minutach Sasuke podszedł do niego. Najwyraźniej on mógł się ruszyć. Przystawił mu jakąś miskę do ust. Naruto zaczął powoli pić. – Co teraz zrobimy? – Zapytał w końcu patrząc na twarz zmęczoną twarz Uchihy. Nagle źrenice Uzumakiego rozszerzyły się. – Ile już tutaj jesteśmy?
- Dwa dni.
- A ty… przez cały czas nie śpisz?
Sasuke nie odpowiedział. Pokiwał tylko głową i pogłaskał niebieskookiego po policzku.
- Nie wiem Naruto co teraz zrobimy. Nie mam pojęcia. Oni… są silniejsi niż myślałem.
- A nie mówiłem draniu. Gdybyś mnie słuchał, to…
- Oni śledzili nas od samego początku. Znali każdy nas ruch.
- Cholera. Ale i tak nam się uda. Zobaczysz.
- Jasne – Uchiha przybliżył się do chłopaka. Pocałował go delikatnie, by po chwili pogłębić pocałunek. Całowali się chwilę, gdy Naruto w końcu musiał oderwać się od bruneta. Zabrakło mu powietrza. Oddychał głośno. Spojrzał na mężczyznę spodziewając się jakiegoś wyśmiewającego komentarza, zamiast tego poczuł jedynie gorące usta na czole.
- Musieli cię nieźle wymęczyć. Leżałeś nieprzytomnie dwa dni.
- Miałem jakieś rany?
- Przecież nie widzę.
- A, no tak – Naruto spojrzał smutno na bruneta. Mężczyzna usiadł obok niego. Oparł głowę na ramieniu chłopaka. Uzumaki zacisnął mocniej zęby. Na początku bolało, jednak w końcu liny wróciły do pierwotnej formy. – Draniu?
- Mm?
- A… zabrali klucz?
- Tak.
- Nie poparzyło ich?
- Jakiś facet go wziął. Darł się jakby go ze skóry obdzierali. Później chyba obcięli mu ręce. Do niczego się nie nadawali.
Naruto wzdrygnął się słysząc to.
Było źle. Było BARDZO źle.

To wszystko przez ciebie idioto.
Przeze mnie? Jakbyś dał mi czarkę rozgromiłbym ich wszystkich!
Przecież zanim zdążyłeś się zorientować, już leżałeś nieprzytomny na ziemi.
To później! Jak mnie przewozili. Jak się obudziłem. Trzeba było dać mi energię i już bylibyśmy wolni!
Obudziłeś się dopiero teraz.
To uwolnij mnie z więzów Lucy…

Naruto wciągnął głośno powietrze, czując pazury zaciskające się wokół jego serca.

Dokończ co chciałeś powiedzieć.
Chciałem powiedzieć, że… że… chyba zapomniałem co chciałem powiedzieć.

Blondyn zacisnął mocno oczy, czekając na ruch demona. Ten warknął tylko ostrzegawczo.

Jesteś beznadziejny.
Jak ty jesteś taki super, to mnie uwolnij.
A myślisz, że po co nałożyli te liny? Jakbym mógł, już dawno byłbyś wolny.
A klucz?
Odzyskasz go. Choćbyś miał się zesrać zrobisz to.
Będzie śmierdziało.
Byle bym nie czuł.
Wiesz co? To ty jesteś beznadziejny.

Po kolejnych dwóch dniach bezczynnego siedzenia, w końcu coś się stało. Krata, w której dostawali jedzenie została zamknięta i drzwi otworzyły się na oścież. Na początku Naruto nie zobaczył kto ich odwiedził. Światło, które wpadło do celi oślepiło go.
- Idziesz z nami – blondyn poczuł jak liny znikają. Chociaż chciał się poruszyć nie był w stanie. Ktoś zabrał go na ręce. Spojrzał na Uchihe.
- Wrócę – powiedział tak, żeby usłyszał i zanim drzwi zamknęły się, zobaczył jeszcze jak brunet kiwa głową.

Dwa goryle zaniosły go do jakiegoś ładnego pokoju. Przedtem wstrzyknęli coś do jego krwi. Jak przypuszczał miało to uniemożliwić kontakt z demonem. Chyba im się udało. Westchnął i rozejrzał się po pokoju. Wszystko urządzone było w starym stylu. Każdy przedmiot w pokoju był chyba antykiem. Oczojebne tapety na ścianach, pstrokate dywany, kiczowate meble i wydziwiane dekoracje. Jednym słowem uroki dawnych epok. Cholera.
- Sprawiłeś nam dużo kłopotu – rozległ się znajomy, zachrypnięty głos. Spojrzał w stronę drzwi.
- Sprawię jeszcze więcej – zmrużył oczy i przyjrzał się uważnie mężczyźnie. Przypominał mu trochę Uchihe. Wysoki, dobrze zbudowany przystojniak. Jak z tych filmów. Miał strasznie czerwone włosy i nienaturalnie bralką cerę.
- Nie wątpię – nieznajomy usiadł na kanapie naprzeciw Uzumakiego. Cały czas patrzył na niego przenikliwymi, zielonymi oczyma. Naruto zmarszczył brwi.
- Kim jesteś?
- A jak myślisz? – Głos mężczyzny był ironiczny i chłodny. W prawdzie nie mógł się on nawet porównywać z Uchihą, jednak blondyn zobaczył w jego oczach coś niepokojącego. Coś błyszczało w źrenicach mężczyzny za każdym razem, gdy się poruszył.
Nienawiść.
- Gaara.
Naruto zmrużył oczy patrząc na niego uważnie. Jeszcze nigdy nie spotkał człowieka, który miałby w oczach tyle wrogości.
Mężczyzna podszedł do niego szybko i złapał za jasne włosy. Podniósł go do góry i przybliżył swoją twarz do jego.
- Powinienem cię teraz zabić – szepnął i wolną ręką sięgnął po nóż, który był przymocowany w skórzanej pochwie do paska spodni. Cholera! Że też wcześniej go nie zauważył!
Naruto nie odpowiedział. Śledził w skupieniu ostrze zbliżające się do jego odsłoniętej szyi. Mężczyzna naciął ją delikatnie żelazem, a potem nóż zbliżył się do ust chłopaka. Przejechał po całej ich długości. Blondyn syknął cicho i spojrzał w zielone oczy Gaary. Oczy przepełnione nienawiścią.
Mężczyzna puścił go i odsunął się kilka kroków. Nie przerwał jednak kontaktu wzrokowego.
Naruto było żal Gaary. Człowiek, który ma w sobie tyle pustki i wrogości na pewno nie jest szczęśliwy, prawda?
- Dlaczego Shaolin chce coś tak cennego? – Czerwono-włosy zmierzył go najchłodniejszym spojrzeniem jakim umiał. Uzumaki uśmiechnął się lekko i starł krew z warg.
- A jak myślisz Gaara?
- Wiecie jak to się skończy?
- Skończy się dobrze, kiedy dasz nam to czego potrzebujemy.
- Sarutobi postradał zmysły!
- Wam się udało. Niby dlaczego my mielibyśmy ponieść klęskę? Posiadamy tylu wspaniałych wojowników, nie uważasz? – Naruto uśmiechnął się lekko, patrząc na wściekłą twarz rozmówcy.
- Siła naszych tajemnic nieco się różni.
Blondyn nie odpowiedział. Patrzył jak zielonooki podchodzi do wielkiego okna. Za oknem rozciągał się widok na spokojny ocean. Biała plaża i ludzie bawiący się radośnie. W oddali luksusowe hotele. Widział skrawek jakiejś drogi i… wróć. Ludzie? Hotele? Samochody? Czy oni nie znajdują się koło jakiegoś miasta? Uśmiechnął się do siebie głupio. No… to fajnie. To nawet bardzo fajnie. Będą mieli prościej, gdy uciekną.
Jeśli w ogóle uciekną.
Mina zrzedła mu trochę.
- Kim jesteś? – Zapytał nagle Gaara, a Naruto spojrzał na niego zaskoczony.
- Przecież pięć razy powtarzałeś już jak się nazywam.
- Co to za siła? Skąd ją bierzesz?
Uzumaki zamarł. Co miał mu niby powiedzieć? Przecież… tak naprawdę nikt nie widział o Kyuubim. Zawsze. Od początku była to tajemnica. Nawet Shaolin nie miał pojęcia. Cholera. Kurwa! Czemu ten głupi Lucyfer nie może być teraz obecny? Zawsze wciskał swojego grosze tam gdzie nie było to potrzebne, a kiedy blondyn w końcu go potrzebuje on… milczy. Albo śpi. Zależy od punktu siedzenia. Znaczy widzenia.
Uf…
Westchnął cierpetniczo. Pogubił się.
- Odpowiedz.
- Pochodzę ze starożytnego klanu.
- Kłamiesz.
- Nie. Nic o mnie nie wiesz.
- Wiem, że rozmawiasz z Kyuubim.
Naruto wciągnął ze świstem powietrze. Miał irracjonalne wrażenie, że czas stanął, a serce zatrzymało się.
- Rozmawiam z wieloma… istotami – zawałach się przez chwilę. Spojrzał uważnie na Gaare, jednak ten zdawał się tego nie zauważyć. – Nie wiem czy wiesz, ale to tak zwani zmyśleni przyjaciele. Była nawet taka bajka, „Dom dla zmyślonych przyjaciół pani Foster”. Może oglądałeś? - Spojrzał na niego jak na kompletnego idiotę. Zielone oczy błysnęły groźnie.
- Nie. Dużo zdążyłem się o tobie dowiedzieć i wiem, że byłeś sierotą. Bezpańskim kundlem, którego przygarnął Yondaime z litości. Wiesz kto go zabił?
Oczy Naruto rozszerzyły się z przerażenia. W jednej chwili znalazł się przy czerwono-włosym. Złapał go za przód koszuli i przycisnął do szyby.
- Jeszcze raz tak o nim i o mnie powiesz, zabiję cię. Nieważne jak to zrobię. Nieważne czy będą to musiał zrobić za pomocą Kyuubiego, Shukaku czy innego karalucha. Zabiję cię i powieszę na wieszaku twoją głowę, rozumiesz?
- Puść – nagle głos mężczyzny stał się dziwnie niepewny. Naruto zmrużył oczy i odsunął się trochę. Dopiero teraz zorientował się jak blisko był zielonookiego. Tak jakby chciał go pocałować. Gaara z pewnością czuł dotyk jego skóry na szyi. Ciepło ciała i zapach. Dlaczego tak zareagował?

Bo ktoś taki jak on jest strasznie samotny.
Kyuubi!
Myślałeś, że jest mnie coś w stanie zatrzymać na dłużej niż pięć minut?
Nawet nie wiesz jak się cieszę.
Ja też.
Co zrobimy?
Na razie nic. Z Uchihą ustaliby plan.

Naruto chciał skinąć głową, jednak w ostatniej chwili się opamiętał.
- Nigdy więcej mnie nie dotykaj.
Mężczyzna stał pochylając się lekko nad oknem. Oddychał głośno. Jego ręce drżały minimalnie.
- Wynocha! – Krzyknął, a Naruto przez kilka sekund widział jak jego lewe oko zachodzi czernią. Żółta tęczówka błyszczała niebezpiecznie. Gdy zamrugał wszystko zniknęło. Pozostało tylko nienawistne zielone spojrzenie. Został wyprowadzony przez goryli.

~~***~~

Sasuke siedział nieruchomo i czekał na blondyna. Matoł obiecał, że wróci.
Miejmy przynajmniej taką nadzieję.
Chociaż… nie mieli powodu żeby go zabić. Prędzej to kropną Sasuke, niż Naruto.
- Kurwa.
Muszą szybko wymyślić jakiś plan. Może uda mu się zdjąć tę opaskę. Wtedy byłoby już bardzo dobrze.
Oparł się głową o ścianę i przejechał po niej mocno. Opaska była metalowa, mocno opinająca głowę. Niby jak ma ją ściągnąć? I na deser jeszcze kajdany. Chociaż z nimi nie będzie już tak źle.
Nagle usłyszał zgrzyt otwieranych drzwi. Automatycznie nakierował głowę w tamtą stronę. Ktoś rzucił czymś i zaśmiał się głupawo, gdy „coś” jęknęło z bólu. Sasuke poruszył się nerwowo. Kiedy drzwi zatrzasnęły się podszedł do blondyna.
- Nic ci nie jest?
- Nie.
Wyczuł jak chłopak się uśmiecha.
- Kyuubi się przebudził.
- Co?
- Dali mi jakiś zastrzyk i go nie było. Wciąż myślą, że działa, a on… Sasuke możemy uciec.
Uchiha drgnął słysząc to.
- Związali cię liną?
- Nie.
- Ściągnij mi opaskę.
- Ok. Czekaj chwilę.
- Naruto?
- Hm?
- Nie ma tu żadnych kamer? – Zapytał i wyczuł jak blondyn rozgląda się szybko. Kilka minut potrwało, aż niebieskooki sprawdził ściany. Postukał, popukał i w końcu wrócił do bruneta.
- Nie.
- To dobrze – uśmiechnął się lekko i poczuł ciepło na karku.
- Może trochę poboleć – mruknął niebieskooki, a Sasuke poczuł szarpnięcie. Stęknął głośno, jednak już po chwili maska leżała na posadzce. Zamrugał kilkakrotnie. Opaska była zapięta tak mocno, że nie mógł nawet otworzyć oczu.
- Dzięki – zanim Uzumaki zdążył zareagować brunet przyciągnął go do siebie i pocałował mocno. Naruto uśmiechnął się lekko i oddał pocałunek. Przewrócił czarnookiego na plecy. Mężczyzna syknął cicho i pociągnął Uzumakiego za włosy.
Mmm… cztery długie dni. Cztery dni siedzenia i gadania. Teraz… w końcu mógł go dotknąć… oh…
Jęknął cicho czując dłoń masującą jego krocze.
- Nie mamy czasu – Naruto, ten matoł… uśmiechał się. Uchiha warknął tylko i znów wpił w jego usta.
- Zdążymy nie martw się.
Rękami zjechał na biodra blondyna. Palcem przejechał po pasku i zatrzymał się na rozporku niebieskookiego. Uzumaki uśmiechnął się i podniósł lekko biodra. Sasuke ściągnął z niego jeansy i bokserkami. Naruto patrzył na twarz Uchihy spod półprzymkniętych powiek. Mocniej zaczął masować jego członka. Wolną rękę wsadził pod koszulkę bruneta i zaczął drapać lekko jego brzuch, tors, sutki.
Ah… mocniej… tak… właśnie tak…
Złapał jego penisa i zaczął obciągać mu mocno. Naruto jęknął głośniej, więc Sasuke zatkał mu usta pocałunkiem. Jeśli ktoś ich usłyszy będą skończeni.
- Cii – szepnął i zjechał na szyję blondyna. Chłopak oddychał coraz ciężej. Odchylił głowę i zaczął posapywać. Uchiha przyśpieszył swoje ruchy. Wolną ręką już gładził jego pośladki. Palcem naciskał na dziurkę.
- Sas… - Naruto wsadził sobie dłoń do buzi i przygryzł ją mocno, gdy doszedł. Brunet uśmiechnął się i zaczął zbierać nasienie z penisa chłopaka. Wsadził ubrudzony spermą palec do dziurki. Od razu zaczął go mocno rozciągać. Wolną rękę odciągnął rękę blondyna z twarzy i znów go pocałował. Tym razem leniwie. Drażnił się z jego językiem. Jakby byli już zmęczeni tą dziką namiętnością.
A podniecenie wciąż rosło.
- Chcesz żebym go wsadził? – Szepnął do ucha niebieskookiego. Polizał je i uśmiechnął się lekko, gdy Uzumaki szarpnął biodrami.
- Tak.
- Jak bardzo?
Oczy Naruto błysnęły niebezpiecznie. Rozpiął zamek spodni i wyjął z niego nabrzmiałą męskość. Wyprostował się do pozycji horyzontalnej i zaczął powoli nabijać się na członka czarnookiego. Sasuke przymknął oczy i westchnął ciężko.
On… zawsze był taki ciasny… tak cholernie ciasny… zaciskał się wokół Uchihe jeszcze mocniej… powodował drżenie ciała… oh… tak cudownie… i zapach cytrusów…
Zaczął powoli się na nim poruszać. Sasuke syknął cicho. Naruto opadał i podnosił się coraz pewniej. Biodrami kręcił małe kółeczka.
Było tak cholernie dobrze… tak zajebiście… że
Czarnooki podniósł się nagle i złapał chłopaka za biodra. Zaczął dopychać go coraz mocniej. Czuł jak zbija się w jego wnętrze głęboko.
- Po… wo… li – usłyszał niewyraźny szept przy uchu. Spojrzał kątem oka na blondyna.
- Nie mamy czasu.
- Tym razem chcę powoli. Proszę – chłopak musnął delikatnie jego usta. Uchiha jęknął.
Sam nie wiedział co się z nim dzieje. Był taki uległy. Czuj się jak plastelina w rękach Naruto. On… mógł z nim zrobić cokolwiek chciał. A Sasuke podda mu się z uśmiechem. Było tak dobrze. Tak cholernie dobrze…
Boże, czy… kimkolwiek jesteś… jeśli jesteś diabłem, Buddą, czy jakimś człowiekiem, który decyduje o losie proszę cię… niech będzie… tak zawsze.
- Naruto… Naru… ja… - zmrużył oczy poruszając się z nim delikatnie. Mocno, powoli. Drażnili swoje zmysły. – Ja… cię…
W tej chwili stracił rozum. Przestał oddychać. Jego ciało przeszedł przyjemny dreszcz. Nerwy zacisnęły się w ekstazie.
Naruto jęknął dość głośno i opadł na bruneta. Uśmiechnął się lekko.
- Mam nadzieję, że nas nie usłyszeli.
- Na pewno. To grube ściany. W końcu jesteśmy w więzieniu – Zaśmiał się cicho i spojrzał na brzuch bruneta ubrudzony spermą. Na szczęście podciągnęli koszulki, więc ubrania się nie pobrudziły. Powalił Uchihe na podłogę i zaczął zlizywać nasienie z brzucha mężczyzny. – Trzeba cię umyć – mruknął i zaczął jeździć językiem po mięśniach czarnookiego. Sasuke uśmiechnął się i dotknął tyłka blondyna, z którego powoli zaczynała już wypływać sperma. Odwrócił go na plecy i podniósł jego kolana do góry. Przejechał językiem po udach chłopaka. W między czasie schował swój skarb i zapiął spodnie. Teraz tylko Naruto był nagi. Nie licząc koszulki zadartej do klatki piersiowej chłopaka. Uchiha już z wielkim uśmiechem na gębie zabierał się za brzuch, gdy drzwi otworzyły się nagle.
Zobaczył mężczyznę z bronią. Gdy przymknął szybko oczy i spojrzał na czerwono-włosego przed jego twarzą pojawił się piasek. Później poczuł fale ognia rozsadzającą celę.

sobota, 19 września 2009

27. Refuge

Uwaga!
Informacja:
Od tej pory rozdziały ukazywać się będą nieregularnie. Nie będziecie znać dnia, ani godziny. Mniej więcej raz w tygodniu.

Um... no i witam nowych czytelników :)


- Klucz? Przecież klucz był w tamtej Sali.
- To jest prawdziwy klucz.
Sasuke zmrużył oczy.
- Jeśli to jest klucz, to powiedz mi po jaką cholerę chcesz tamten?
- No… muszę mieć dwa. Jeden będzie dla mnie, a drugi dla klasztoru. – Uchiha słysząc to uśmiechnął się lekko.
- Chcesz zdradzić Shaolin?
- Nie. – Naruto zmarszczył brwi.
-Wiec?
- Wolisz kłamstwo czy milczenie? – Blondyn uśmiechnął się kpiąco.
- Ty nie umiesz kłamać – Mężczyzna odwzajemnij uśmiech.
- Pozostaje ci tylko milczenie – Uzumaki westchnął. – Idziemy? – Zapytał, a Sasuke bez słowa ruszył korytarzem przed siebie.
Co za cholernie głupi, matołowaty debil. Dlaczego nie chce mu powiedzieć?! Dlaczego nie może…? Czy prawda jest aż taka straszna? A jeśli blondyn mu nie ufa? Co wtedy?
Westchnął.
Obietnice są po to, żeby je łamać. Mam nadzieję, że ty naszej nigdy nie złamiesz – pomyślał.
Być może Sasuke był naiwny. Dziecinnie naiwny. Ale każdy musi mieć coś, w co wierzy. Kogoś komu może zaufać.

- Długo się jeszcze będzie ciągnął ten korytarz? Idziemy już chyba godzinę!
- Skoro jesteś taki bystry znajdź jakieś wyjście – mruknął Naruto i spojrzał na złote koło w ręce bruneta.
- Oddasz mi je później, prawda?
- Może… - wciągnął głośno powietrze. – Jak się nie poparzysz.
- Muszę go mieć.
- Więc na nie zasłuż – Sasuke uśmiechnął się lekko do niebieskookiego. Wolną ręką poczochrał mu włosy.
- Spadaj teme! – Naburmuszył się i gdy zrobił kolejny krok podłoga otworzyła się pod nim. W ostatniej chwili złapał się ręki bruneta.
- Tak to jest jak się komuś źle życzy młotku, przeproś – Sasuke poluzował uścisk. Naruto krzyknął patrząc w przepaść.
- Przepraszam! Przepraszam draniu! Wciągnij mnie! – Wrzeszczał i gdy w końcu Uchiha go wciągnął rzucił mu się na szyję. – Mój bohaterze!
- Drugi raz uratowałem ci tyłek przed upadkiem.
- I drugi raz jesteś moim rycerzem na złotym koniu.
- Chyba białym – mruknął uśmiechając się lekko. Naruto wzruszył tylko ramionami.

- To jest sala główna?
- Tak. Idę po klucz.
- Ej! Czekaj. Jak go weźmiesz daj to – Sasuke podał blondynowi pały woreczek z piaskiem. Chłopak przewrócił oczyma.
- Nie widzisz, że ten klucz lata w powietrzu?
- Ale jeśli przestanie latać uruchomi się jakaś blokada.
- To uciekniemy.
- Żebyś się nie zdziwił – mruknął, patrząc jak niebieskooki idzie w stronę małej polanki. Sala główna okazała się wielkim ogrodem. Cztery mosty łączyły ją z przejściami. Z olbrzymiego, odsłoniętego sufitu spadały cztery wodospady, które ginęły w przepaści między mostami.
Usłyszał śmiech blondyna.
- Haha! I co? Kto jest mistrzem?! – Zawołał w jego stronę wymachując złotym kluczem wielkości kuchennego noża. Uchiha westchnął.
- Nie mów hop, zanim nie przeskoczysz.
- Jasne, jasne – teraz Naruto stanął przed nim z wielkim bananem na gębie. Przybliżył się do niego i musnął delikatnie usta bruneta. Sasuke uśmiechnął się i przyciągnął chłopaka bliżej. Już miał pogłębić pocałunek, gdy poczuł piasek uderzający w ich głowy. Zmrużył oczy i spojrzał w górę. – Co to?
- Burza piaskowa? – Sasuke zamrugał kilkakrotnie i zaczął się cofać. Coś było nie tak. Spojrzał na sufit, z którego leciał piasek. Teraz małe ziarenka opanowały całą salę. – Kurwa, spadamy! – Krzyknął i złapał niebieskookiego za rękę. Ten jednak stał wpatrując się w wirujące drobinki. – Rusz dupę, bo zaraz będzie za późno!
- Naruto Uzumaki – rozległ się chrapliwy, męski głos. Sasuke zamarł.
- Uciekaj.
- Co?!
- Uciekaj! – Naruto spojrzał na niego gniewnie, czerwonym spojrzeniem – Już! – Popchnął go tak, że Sasuke uderzył o ścianę nad wejściem.
- Nie – podniósł się z ziemi i przymknął oczy. Gdy je otworzył ktoś krzyknął przeraźliwie.
- Miło cię poznać – usłyszeli, a później piaskowa mgła pochłonęła niebieskookiego.
- Naruto! – Sasuke wbiegł do środek Sali, jednak nie znalazł nic prócz opadających drobinek złota – Kurwa.

~~***~~

- Gaara.
- Naruto Uzumaki.
Coś musnęło policzek chłopaka. Odwrócił się.
- Pokaż się.
- Nie wiesz jak wyglądam?
- Nie.
- Wystarczy, że ja widzę ciebie.
Naruto drgnął, gdy ziarenka piasku zadrapały jego policzek. Rozejrzał się rozpaczliwie za Sasuke, ale nigdzie go nie było. Jakby zostali w pomieszczeniu sami. – Co trzymasz w ręce? – zapytał, kiedy blondyn ścisnął mocniej klucz.
- Nie powinno cię to obchodzić.
Dopóki nie zrobi żadnego ruchu nie zaatakuje go. A co jeśli Gaara okaże się od niego silniejszy? Co wtedy…?

Jestem najpotężniejszym z demonów, matole.
Znasz jego moc?
Tak. Nawet przy nas nie pierdnie.
Żebyś miał rację.

Naruto westchnął i schował klucz do plecaka. Znów poczuł piasek na skórze.
- Długo zamierzasz robić takie podchody? Pokaż się wreszcie. Jesteś aż taki szkaradny? – Zapytał, a Kyuubi warknął. Odwrócił się i w ostatniej chwili ominął mknące w jego stronę noże. Uśmiechnął się lekko.
- Wiesz, że mogę zadać ból na tysiąc różnych sposobów? Który chcesz poznać?
- Znam kogoś, kto jest w stanie zadać go na tysiąc jeden sposobów. Przeceniasz się. – Tym razem usłyszał strzał pistoletu. Zamarł.
- Nie bądź taki pewny. Shaolin ostrzegł cię chyba z kim będziesz miał do czynienia.
- Może.
- Powiedzieli ci, że jestem szalony?
- Coś tam wspominali o jakimś niedorozwoju… Hn! – Stęknął cicho, gdy piasek skaleczył szyję -… umysłowym.
- Jesteś głupcem. Żartujesz z kogoś, kto jest w stanie cię zabić.
- Więc to zrób. No dalej… - Naruto uśmiechnął się lekko. – Nie będę bił czołem w podłogę na twoją cześć. Nie jestem jakimś pieprzonym arabem. A ty nie jesteś jakimś cholernym Bin Ladenem, prawda? – powiedział pewnym tonem i przytupnął sobie nawet nogą. A co! Niech ten gnojek wie, że się nie da.
W odpowiedzi otrzymał jedynie kolejne strzały z pistoletu. Warknął cicho, gdy jedna z kul o mało nie dosunęła jego głowy.

Uważaj trochę.

Łatwo ci mówić! Nic nie widzę przez ten cholerny piasek.

- Jesteś ślepy, czy kulawy? Nawet strzelać nie umie… - jego oczy rozszerzyły się w przerażeniu. Spojrzał na swój brzuch. – sz.
To on, czy drzewa tak szumiały? Cóż za magiczna melancholia, jak w jakimś melodramacie. A za chwilę świat usłyszy jego ostatnie słowa. Później będzie mógł w spokoju wyzioną ducha.
Podniósł wysoko głowę i zmrużył oczy. Zaraz Naruto Uzumaki padnie, powalony przez przeciwnika, którego nawet nie widział!
- Ja… zawładnę światem! – Krzyknął i runął na podłogę.
Rozległ się kolejny wystrzał pistoletu.

~~***~~

Wydawało mu się, że słyszał głos Uzumakiego. Gdzieś blisko. Tuż za nim, jednak gdy się obejrzał, zobaczył tylko piaskową ścianę.
- Kurwa – mruknął, patrząc na kolejnego przeciwnika. Ludzie z którymi um… walczył, byli tak beznadziejni, że nawet Sakura była ich w stanie pokonać jednym kopnięciem. Syknął coś wściekle. Dlaczego on musi zajmować się tymi frajerami, gdy ten matoł walczy pewnie z kimś o wiele potężniejszym! Podejrzewał, że mogą mieć do czynienia z Suną, a Naruto walczy właśnie z Gaarą. Już miał się odwrócić, by poszukać idioty, gdy nagle coś przecięło powietrze. Odwrócił się za siebie.
- Jesteś Sasuke Uchiha?
- Nawet nie wiesz jak wygląda twój cel? – Brunet uśmiechnął się ironicznie. Przed nim stała młoda kobieta. Blondynka z dziwną fryzurą, w wyzywającym ubraniu. Patrzyła na niego ciemnymi oczyma spod przydługiej grzywki. W ręce trzymała wielki wachlarz. Uśmiechnęła się do niego słodko.
- Wiem. Oczywiście, że wiem jak wygląda zabójca mojego brata.
Hmm… czyli to naprawdę Suna. Och, cóż za zaszczyt.
Prychnął cicho i podszedł do dziewczyny. Ta patrzyła na niego w napięciu.
- A wiesz też jak go zabił? – Złapał jej twarz w dłonie i spojrzał na nią tym wzrokiem. Blondyna krzyknęła cicho i już miała umrzeć, gdy ściana piasku zasłoniła jej twarz. Sasuke odepchnął ją wkurzony i rozejrzał się wokoło. Żadnych wrogów. Tylko piasek, kontury ogrodu i coś błyszczącego mknącego w jego stronę. Uchylił się przed metalowym wachlarzem lecącym w jego stronę jak bumerang. Gdy zawracał złapał go i spojrzał na dziewczynę. Ta szybko wciągnęła kolejny wachlarz. Tym razem płócienny. Miał tam jakieś zdobienia na sobie, ale bez ekscesów. Uśmiechnęła się i mruknęła coś do siebie. Sasuke patrzył na nią w napięciu. Nagle blondynka zamachnęła się i olbrzymia fala powietrza uderzyła w bruneta. Mężczyzna wbił ostrza wachlarza do ziemi i złapał się go mocno. Jeszcze raz spojrzał na nią tym wzrokiem. Tym razem jednak nie chciał jej zabić. Pora wypróbować nowe umiejętności.

Po dwudziestym ciosie przestał już liczyć. Na przemian tłukł dziewczynę wachlarzem, uśmiechając się przy tym perfidnie. Wdarł się do jej umysłu, jakby właśnie włamywał się do jakiegoś domu. Nigdy nie sądził, że to będzie tak dziecinnie proste. Zrobić komuś pranie mózgu.
Zaśmiał się cicho.
Zabawne. Odkrył właśnie nowy sposób zabijanie. Zabijanie przez tortury było jeszcze przyjemniejsze. Ofiara błaga się o łaskę. Poniża się, by w końcu jej oprawca ją zabił. Hm, życie jest czasem smutne. A gdy iluzja się kończy ciało pozostaje w stanie idealnym. Jak porcelanowa lalka. Później może zabić spojrzeniem.
Uśmiechnął się do siebie szczęśliwy i zadał jej ostateczny cios. Oczywiście psychiczny.
Krzyk bólu jest taki piękny. Powinni z czegoś takiego zrobić symfonię. Mógłby siedzieć i słuchać godzinami wrzasku umierających.
Nagle poczuł ból w okolicach ramienia. Spojrzał w to miejsce. Iluzja się skończyła. Blondynka opadła bezwładnie na ziemię. Sasuke wyciągnął mały sztylet wbity w jego ramię. Odwrócił się.
- Zabiję cię.
Czarnooki nie odpowiedział. Zamiast na swojego przyszłego mordercę, patrzył na ciało leżące na podłodze, za nieznajomym. Oczy Uchihy rozszerzyły się w przerażeniu.
- Naruto! – Krzyknął i odepchnął mężczyznę. Podbiegł do uśmiechającego się lekko blondyna. – Naruto! – Spojrzał przerażony na wielką ranę na brzuchu. Jasna koszulka zabarwiła się szkarłatną krwią.
- Sasu… - chłopak spojrzał na niego wielkimi zaszklonymi oczyma. Dotknął jego policzka. – Uważaj – powiedział i zanim brunet zdążył się zorientować coś zaskwierczało za jego plecami. Spojrzał w tamtą stronę.
Blondynka krzyknęła i puściła stopiony wachlarz. Chłopak stopił nawet metalowy uchwyt, za który trzymała.
- Naruto trzymaj się. Ja… ja coś wymyśle. Obiecuję.
- Obietnice są po to, żeby je łamać.
- To przysięgam. Na swoją inteligencję – uśmiechnął się smutno i odwrócił patrząc za przeciwnikami. Piasek opadł już całkowicie. Sala główna znów nabrała mitycznego wyglądu.
- Pozostańmy raczej przy ten obietnicy – Naruto mówił coraz ciszej. Przymknął oczy. – Wiesz… fajnie, że cię poznałem, wiesz…?
- Cii… - Sasuke spojrzał na niego z determinacją. – Nic nie mów.
- To… przewyższa moje siły, przykro mi – Blondyn chciał się zaśmiać, jednak zamiast tego zaczął się krztusić. Zasłonił usta ręką. Na opalonej skórze pojawiły się krople krwi.
- Naruto leż, ja… - nie dokończył. Z lekko uchylonymi ustami patrzył na Eskimosa w niemodnych okularach zbliżającego się do nich razem z chordą robali.
- Zamknij buzie. Nie wyglądasz zbyt inteligentnie. Widzisz? Miałem rację, żeby zostać tylko przy obietnicy. Z tą przysięgą by nie… - Naruto zmarszczył brwi widząc Eskimosa pochylającego się nad nim. - Jesteś z Suny?
- Nie.
Uzumaki chciał coś jeszcze powiedzieć, jednak nieznajomy zatkał mu usta ręką. Jego robaki wgramoliły się na niebieskookiego i otoczyły ranę na brzuchu. Blondyn z paniką w oczach chciał się wyrwać. Sasuke przytrzymał go i patrzył spokojnie na mężczyznę.
On go uratował. Nie miał żadnych przywidzeń. To na pewno był on.
- Kim jesteś? – Zapytał, gdy krew zaczęła powoli znikać z koszulki. Nieznajomy podwinął koszulkę chłopaka i spojrzał na zanikają raną. Dłużej patrzył na tatuaż blondyna.
- Nikim.
Wstał i odszedł wraz z robakami.
Sasuke patrzył na niego dłuższą chwilę.
- Eee, teme – Głos Naruto był wyraźnie mocniejszy. Chłopak uśmiechnął się do niego szeroko. - Ja też miałem jakieś dziwne zwidy. Widziałem kosmicznego Indianina. – Brunet słysząc to zaśmiał się. Jak on dobrze znał tego matoła.
- Ta rana przywróciła ci twój poprzedni poziom umysłowy. Jednym słowem, sięgnąłeś dna. – Uśmiechnął się i wsunął ręce pod kark i kolana niebieskookiego. Podniósł go.
- A patrząc na ciebie słyszę pukanie od dołu.
- Czyli to nie jest jeszcze kres twojej głupoty. Przerażające – czarnooki zacmokał z przejęciem i skierował się w stronę mocno. Po bitwie pozostał tylko piasek w trawie, oraz na mostach.
- To była Suna.
- Wiem, ale chyba ich znokautowałeś.
- Nie… Oni wciąż tu są.
Sasuke rozejrzał się, jednak nie zobaczył nic, co zagrażałoby im.
- A jak wrócimy? Tamten korytarz którym przyszliśmy jest zablokowany.
- No to może innym?
- Którym? – Mężczyzna spojrzał na wszystkie cztery wejścia. Dwoma z nich nie mogli wrócić. Pozostawały jeszcze dwa.
- Tym z lewej.
- Czemu z lewej?
- Bo w prawych zawsze są jakieś pułapki.
- W prawych? Lewe to ślepe zaułki. Tak jak lewi ludzie. Zawsze tak było.
- Mówię ci! Masz iść do lewego!
- Jak pójdę do lewego to się tylko zgubimy młocie! Idę do prawego! – Warknął i zaczął skierował się do odpowiedniego mostu. Niebieskooki zaczął się wyrywać w jego ramionach.
- Nie! Nie! Mówię masz iść do prawego! Ja znam drogę czy ty?!
- Ja myślę za nas dwoje.
- Sasuke! Draniu! Masz iść do lewego! Słyszysz! – Naruto wydzierał się już naprawdę głośno. Brunet jednak nie ustępował. Czy ten debil naprawdę myśli, że ma rację?! Zawsze wszystkie lewe wejścia kończyły się źle! Tak jak ludzie. Są prawi i lewi. A lewi zbyt często oszukują. Są pułapkami. – Jeśli nie zrobisz tego co mówię, zabiją cię – rozległ się potężny głos. Sasuke spojrzał na blondyna, którego oczy lśniły krwistym szkarłatem. Chłopak uśmiechnął się do niego chamsko. – Już.
- Głupszym trzeba ustępować – mruknął i ruszył w stronę lewego korytarza. Nie mają czasu na kłótnie. Suna w każdej chwili może znowu się zjawić. A ktoś w końcu musi być mądrzejszy.
Zerknął kątem oka na dumnego z siebie niebieskookiego.
Idiota.

~~***~~

- Którędy wyjdziemy?
- Um… chyba koło rzeki.
- To dobrze. Tylko żebyś się nie pomylił. Wtedy to ty będzie niósł mnie na rękach – Naruto uśmiechnął się na jego słowa i pocałował w policzek.
- Zawsze wiedziałem, że też chcesz być królewną…
- Uważaj, żeby królewna nie zamieniła się w złego smoka.
- Raczej w wiedźmę – Naruto zaśmiał się cicho widząc minę Sasuke.
- Złego smoka.
- I tak zostanę przy wiedźmie.
Brunet westchnął i poprawił sobie chłopaka na rękach. Niebieskooki cały czas zastanawiał się czy go jeszcze nie bolały. Nie skarżył się. Jak chce udawać twardziela to niech trochę pocierpi. Przynajmniej niebieskooki na tym skorzysta.
W końcu doszli do wyjścia. Na szczęście obyło się bez żadnych pułapek i zasadzek. Hm… coś za prosto poszło. Naruto najbardziej niepokoiło co też stało się z Gaarą i jego siostrą. Przecież Kyuu wiciąż wyczuwał ich obecność. Choler! Żeby tylko nie czekali na nich na…
Kiedy wyszli na zewnątrz przywitała ich armia wojowników Suny.
- Ten lewy korytarz chyba nie był dobrym wyjściem.
- Serio?

~~***~~

Sasuke już szykował się do ataku. Tak samo jak i Naruto. Gdy chcieli zrobić ruch piasek pod ich stopami zawirował.
- Teraz zacznie się prawdziwa zabawa – usłyszeli jeszcze zachrypnięty, męski głos. Coś uderzyło ich w głowę.

czwartek, 10 września 2009

26. Refuge

- No to na szczupaka. Zawołaj jak będziesz na dole – powiedział Sasuke i z wrednym uśmieszkiem, usiadł na skale.
- Och Uchiha jakiś ty zabawny – Naruto zmrużył z wściekłością oczy – pomyśl nad pracą komika, albo nie… lepiej nadawałbyś się na błazna.
- Nie będę odbierał ci fuchy, w której jesteś wykształcony.
- Umm… czyli jednak zaakceptowałeś fakt, że jestem inteligentny.
- Wykształcić to się można równie dobrze na sprzątacza matole – Sasuke uśmiechnął się i podszedł do blondyna. Uzumaki spojrzał na niego spod grzywki.
- Wymyśl lepiej jak zejdziemy po tym cholernym wodospadzie. Znów zaczynasz obniżać się do mojego poziomu – burknął i spojrzał wojowniczo w oczy mężczyzny. Sasuke uśmiechnął się tylko. Był to uśmiech nr 3. Myszki niech schowają swoje serki. Sasuke nie będzie czekał na Apokalipsę.
Naruto poczuł szarpnięcie za rękę, a później leciał jak ten ptak. Chociaż bardziej by pasowała określenie - spadał. W dół wodospadu. Czuł rękę zaciskającą się na jego dłoni. Zamknął oczy.
- Zacznij kumulować energię!
- Co?! – Wrzasnął Uzumaki przyciągając bruneta.
Dlaczego ziemia tak szybko się przybliża?
- Zacznij kumulować czakrę! No dalej, uwolnij Kyuubiego!
- Jesteś pewien?! – Zapytał sceptycznie Naruto, jednak kiedy zobaczył coraz bardziej wyraźne jezioro zamknął oczy.
Demon z uśmiechem zaczął przejmować władzę nad ciałem Uzumakiego. Blondyn czuł gorąco rozlewające się po skórze. Wciągnął powietrze i…
Pomarańczowa czakra uwolniła się. Pierwsza bariera złamana.

Dalej!

Kyuu posłusznie wykonał polecenie. Pazury przejechały po brzuchu chłopaka. Krzyknął i chciał skulić się w sobie, gdy kolejna fala energii uwolniła się z jego ciała. Wyprostował się patrząc czerwonymi oczyma na jezioro, od którego dzieliło ich zaledwie kilka metrów.

Jeszcze…

Syknął. Ogień buchnął z jego ciała. Zerknął na Uchihe, który z grymasem bólu na twarzy, mocniej zaciska rękę.

Ostatni raz…
Jesteś tego pewien?
… tak.

Naruto patrzył jak woda drży, by później koło na które napierał ogień zaczęło obniżać się. Uzumaki dotknął stopami niespokojnej powietrzni. Stanął na niej pewnie.

Dość.
Nie myśl, że będziesz mi rozkazywał.

Krzyknął i wpadł do wody ciągnąc za sobą Sasuke. Brunet krzyczał coś, jednak Uzumaki nie mógł go zrozumieć. Jego świadomość powoli zostawała zastąpiona myślami demona. Napierał na niego, tak bardzo, że woda powoli zaczęła wyparowywać z jeziora. Naruto czuł jak płonie. Zerknął na wychodzącego z jeziora Uchihe. Brunet nie wytrzymałby tej temperatury.
- Naruto! Naruto! – Krzyknął Sasuke, a niebieskooki poczuł prąd paraliżujący jego ciało. Kyuubi zawył wściekle i złamał jeszcze jedną tarczę.

Tak daleko jeszcze nie zaszliśmy.
Najwyższa pora to zmienić!

Wrzasnął przeraźliwie. Kiedy spojrzał na bruneta, nie widział już Sasuke, tylko strzępki wirujące w zarysach jego ciała. Zmarszczył brwi.
Sasuke nie ma duszy? Dlaczego Sasuke nie ma duszy?

Czarny ogień zacisnął się wokół jego serca.

~~***~~

- C-co…?
- Już nigdy więcej nie wzywaj Kyuubiego zrozumiałeś?! – Syknął Sasuke i przybliżył się do leżącego na brzegu blondyna.
- Sam mi kazałeś! Gdyby nie ten twój cholerny wyskok to… - Uzumaki syknął cicho i złapał się za głowę. Sasuke prychnął.
- To sam byś to zrobił.
- Wymyśliłbym coś lepszego!
- Oczywiście. W przeciągu tygodnia. Teraz wstawaj. Idziemy! – Syknął na blondyna i ruchy przed siebie. Przy wejściu do dżungli znajdowała się kamienna ścieżka.
- Nie ja myślę jak szachista tylko ty!
- Nie wziąłeś pod uwagę jednego niezmiernie ważnego szczegółu. Teraz uważaj. Twoje życie może się diametralnie zmienić przez to co właśnie powiem… - przerwał na chwilę, odwrócił się i spojrzał na Uzumakiego. – Ty w ogóle nie myślisz. – Powiedział, a Naruto zmarszczył brwi. Brunet uśmiechnął się cynicznie czekając na jakoś błyskotliwą uwagę matoła. Wybuch gniewu, czy obrażenie się na Uchihe. Zamiast tego dostał… gówno. Blondyn wciąż stał i gapił się na niego ze zmarszczonymi brwiami. Najgorsze było to, że jego oczy w ogóle nie były zdenerwowane. – Cieszę się, że zgadzasz się ze mną w zupełności – warknął i podszedł do jeziora. Spojrzał na olbrzymi wodospad. – Jak wejdziemy do świątyni?
- Dojdziemy ścieżką. Ona znajduje się koło wodospadu.
- Idziesz?
- Spotkamy się na miejscu.
- Mam iść sam? – Zapytał z niedowierzaniem brunet. Stał już u szczytu ścieżki.
- Jesteś inteligentny. Poradzisz sobie.
- Tylko spróbuj kurwa nie iść, a… - odwrócił się z morderczym spojrzeniem. Spojrzał tym wzrokiem na miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą stał blondyn. -… dowiesz się co oznacza sadyzm – drugą część swojej wypowiedzi musiał zostawić dla siebie.
Kiedy spotka tego idiotę (a spotka go na pewno) dotrzyma obietnicy złożonej przed chwilą. Uzumaki będzie błagał o łaskę. Zrobi wszystko, byleby Sasuke przestał.
A Sasuke nie przestanie.

~~***~~

- Cześć.
Naruto z bananem na gębie przywitał Uchihe, siedzącego u stóp wielkiej, buddyjskiej świątyni. Brunet spojrzał na niego obojętnie.
- Spóźniłeś się.
- Widać jesteś ode mnie szybszy – zaśmiał się głupawo i założył dłonie na kark. Sasuke nie spuszczał z niego wzroku.
- Dlaczego się spóźniłeś?
- Eee… no mówię ci draniu! Kyuu mnie źle pokierował.
- Naruto.

Nie mów mu.
Ale…
Powiedziałem. Niektórych rzeczy nawet on nie może wiedzieć.
Mówiłeś, że ma nam pomóc.
Jego pomoc jest bezwarunkowa.
A Japonia?


- Młocie! – Niebieskooki poczuł uderzenie w czoło. Wrócił do rzeczywistości.
- Co?
- Nie kłam.
- To nic ważnego. Naprawdę nie przesadzaj.
- Powiedz – brunet złapał nagle włosy Naruto i szarpnął je, przyciągając chłopaka do siebie. – Nie mam zamiaru się powtarzać – wysyczał do jego ucha, ciągnął głowę mocniej w tył.
- A ja nie mam zamiaru cię zabijać.
- Jeśli złamiesz obietnicę…
- Obietnice są po to, żeby je łamać.
- Nie pomogę ci.
- To zostań na zewnątrz – Naruto wyrwał się z mocnego uścisku i spojrzał wyzywająco w czarne oczy. Bez słowa przekroczył wielkie drzwi świątyni. Pochłonął go mrok.

- Co było za wodospadem?
- Nie wolno ci tego wiedzieć – szepnął Naruto i uśmiechnął się lekko. Bez względu na Kyuubiego pomoże Sasuke w planie. Brunet przycisnął go nagle do ściany. W mroku zobaczył szkarłatne tęczówki wpatrzony w niego. Przytulił się do Uchihy. – Przykro mi. Naprawdę – szepnął. Sasuke odwzajemnij uścisk.
- Kiedyś mi powiesz.
- Tak.
- Wiesz gdzie mamy iść?
- Tak.
Złapał rękę Sasuke i dłonią otworzył ogień.

- Młocie! – Naruto w ostatniej chwili został pociągnięty przez Uchihe w tył. Zębate koło spuściło się z sufitu.
- Dzięki.
- Uważaj trochę.
- Jasne – mruknął i rozejrzał się wokół. Na szczęście znaleźli pochodnie, więc nie musiał zużywał sił na światło. Rozejrzał się z zaciekawieniem.
Długi korytarz. Zniszczone, choć piękne ściany, pełno pułapek i wszelkiego rodzaju robali. Naruto był pewny, że w tych murach powstało kilka nowych gatunków. Dałby sobie za to rękę uciąć! No… oczywiście jeśli wstrętne małe potwory mu jej nie odgryzą. Wzdrygnął się i automatycznie otrzepał rękawy. Sasuke spojrzał na niego dziwnie.
- Co?
- Nic matole, nic – westchnął i zapachnął się pochodnią przed twarzą blondyna. Niebieskooki zmarszczył brwi.
- Teme!
- Uważaj, żeby cię coś nie zjadło – powiedział mężczyzna i uśmiechnął się do niego ironicznie.
- A ty uważaj, żebyś nie wpadł do jakiejś dziury.
- Nie martw się. Pociągnę cię ze sobą.
Naruto prychnął i z dumnie uniesioną głową poszedł dalej. Oczywiście patrzył pod nogi i uważał na każdy krok. Nie miał zamiaru nadziać się na coś ostrego. Na coś bardzo ostrego…
Przełknął ślinę widząc szkielet pod ścianą. Drugi dyndał jak żarówka na haku. Trzeci składał się chcąc uniknąć ostrzy mieczy, które i tak przeszyły dawne wnętrzności.
A w powietrzu unosił się zapach strachu.

Jesteś słaby.
To daj mi siły.
Lubię patrzyć jak się męczysz.

Naruto syknął cicho. Co za głupi demon! Dlaczego akurat go musiał mieć w swoim brzuchu?! Czemu nie mogli mu dać jakiegoś anioła, jednorożca, elfa, czy choćby Ciastka ze Shreka?! Nawet by się zgodził na trzy świnki. Dlaczego życie musi być aż tak brutalne?
- Naruto, chodź tutaj.
- Co zaś? – Westchnął blondyn i podszedł do bruneta pochylającego się nad jakąś płaskorzeźbą.
- Tutaj brakuje elementu.
- Pewnie odpadł – Uzumaki wzruszył ramionami i już chciał się odwrócić, jednak mężczyzna złapał go za ramię.
- Widzisz te złote linie w środku?
- No widzę i co?
- Daj mi to, po co poszedłeś pod wodospad – Naruto spojrzał na niego zdezorientowany, ale gdy usłyszał głos Kyuubiego wyciągnął z kieszeni małe koło, w środku którego znajdowały się czerwone rubiny. Uchiha przyjrzał mu się uważnie, by po chwili włożyć je do ściany. Coś zazgrzytało. - Chodź – nie zrobił dwóch kroków, gdy nagle ściany zatrzęsły się, a później powoli zaczęły się do siebie przybliżać.
- Cholera! Uchiha patrz co zrobiłeś! To jakaś pułapka!
- Nie gadaj! – Brunet złapał za dłoń Uzumakiego, jednak chłopak wyrwał się.
- Potrzebuje tego! Wyciągnij to teraz.
Sasuke spojrzał na niego tym wzrokiem i złapał mocno za wystającą część koła. Zaczął ją obracać na wszystkie strony.
- Nie da się matole! – Syknął i schylił się nad rubinem. Nagle cienka nitka wystrzeliła z figurki wprost do oka bruneta. Sasuke krzyknął zaskoczony, a Naruto o mało nie upuścił pochodni, którą teraz trzymał.
- Draniu nic ci nie jest?!
- Nie – mruknął brunet i spojrzał na kamień. Złote koło wypadło ze ściany. Zanim blondyn zdążył zareagować, Uchiha zabrał je i złapał chłopaka za rękę. Zaczęli biegnąć w stronę jasnego światełka.
- Nie zdążymy, cholera! Nie zdążymy! – Krzyczał Naruto z paniką patrząc na ściany, które były coraz blisko. Na wyciągnięcie ręki, a oni mieli do pokonania jeszcze spory kawałek drogi. Sasuke przyśpieszył i ścisnął mocniej dłoń niebieskookiego. Naruto czuł świst powietrza i… szczęk przybliżających się ścian.

Gdybyś nie był taki lewy udałoby się wam!
Trzeba było mi powiedzieć co się później stanie.
To nie ja budowałem tę cholerną świątynię. Nie znam jej każdej pułapki.
To trzeba było poznać!

Ściany musnęły ramiona niebieskookiego. Chłopak zaklął. Drzwi były już bardzo blisko. Zdążą?
Kurwa! Nawet widział klucz! Muszą zdążyć.
Przymknął oczy i odwrócił się lekko, żeby ściany nie napierały na jego ramiona. Jeszcze kilka kroków i…
Poczuł silne szarpnięcie w lewo. Zanim zdążył się zorientować wpadli do drzwi umieszczonych na przybliżającej się ścianie. Chłopak zobaczył drugi posępny korytarz.
- Tam był klucz! Może byśmy zdążyli!
- To była pułapka matole – Sasuke oddychał ciężko, łapiąc oddech.
- Jaka pułapka?! Gdybyś nie wkładał swoich paluchów tam gdzie nie trzeba, wszystko byłoby dobrze!
- Uratowałem ci twój cholerny tyłek, więc nie sap tak, tylko mi podziękuj!
- Nie mam za co – Naruto wstał dumnie z podłogi i spojrzał za siebie. Przeciwległa ściana dobiła do drzwi. Westchnął i nie patrząc na bruneta poszedł przed siebie.
- Naruto – po niecałej minucie Uchiha był już przy nim. Spojrzał na niego poirytowany – Co to jest? Dlaczego połączyło się z moim okiem?
- A co to ja jestem biblioteka publiczna?!
- Publiczna? – Brwi bruneta uniosły się ku górze. Uśmiechnął się ironicznie.
- A żebyś wiedział, że publiczna. Powiem ci nawet więcej: darmowa.
-…
Naruto spojrzał na kamienną twarz mężczyzny. Westchnął i przetarł ręką skronie. Pochodnie na ścianach paliły się mocno. Swoją mogli więc porzucić.
- Może łączą się z oczyma każdego? Nie pomyślałeś o tym?
- Ale teraz widzę inaczej.
- To znaczy? – Naruto spojrzał na czarnookiego ze zdziwieniem.
- Widzę więcej. Jakby… kurwa, no… ono pokazało mi iluzję.
- Którą ty teraz możesz robić?
- Tak.
- Masz klaustrofobie?
- Co? Nie – Uchiha spojrzał na niego dziwnie.
- Może przez te przybliżające się ściany straciłeś rozum? – Zapytał Naruto i uśmiechnął się lekko. Nagle pisnął zaskoczony. Zamiast korytarza zobaczył wielką pustynię, bez żadnego kamienia, czy rośliny. Zamiast pochodni, gwiazdy. Księżyc na szczycie nieba świecił zwodniczo.
- Mogę sprawić że ty stracisz rozum – usłyszał cichy, znajomy głos. Przeszedł go dreszcz.
- Sasuke…?
- Chcesz zobaczyć jak możesz cierpieć? – Zanim zdążył odpowiedzieć długi miecz przebił jego brzuch. Spojrzał z przerażeniem na krew wypływającą z niego.
Krew? A może to był Kyuubi?
- Wiesz, że mogę cię zabić, a ty wciąż będziesz żył? Ale zobaczysz jak bardzo boli śmierć.
- Sasuke przestań.
Najgorsze w tym wszystkim było to, że nie słyszał demona. Jakby… w ogóle go nie było.
Coś uderzyło go w głowę. Kiedy otworzył oczy, był już na korytarzu.
- Sasuke? – Zapytał patrząc na jego oczy. Mały wiatraczek wirował niebezpiecznie na czerwonym tle.
- Co to było?
- Nie wiem – szepnął przerażony blondyn. – Może… może jeśli ja bym spojrzał to też zyskałbym jakąś nową umiejętność? Nie taką jak ty, ale inną… - Sam nie wierzył w to co mówi. Spojrzał na złote koło w ręce bruneta. – Pokaż mi to – wyciągnął dłoń, a gdy figurka dotknęła skóry syknął cicho widząc czarny płomień. Spojrzał przerażony na bruneta.
- Co to jest?
- To klucz.

sobota, 5 września 2009

25. Refuge

Dla Naruki za pająka.

Po trzech męczących, uciążliwych i nieprzyjemnych dniach płynięcia motorówką (wczoraj niestety skończyła się benzyna) byli w końcu na miejscu. A przynajmniej teoretycznie. Praktycznie od klucza dzieliło ich kilka kilometrów. Teraz rozpocznie się droga, w której będą przedzierać się przez gąszcze i chaszcze. Sasuke wiedział również, że teraz oprócz śmiercionośnych chorób będą musieli uważać na zwierzęta. Wszelkiego rodzaju anakondy, krokodyle, boa dusiciele, jaguary i jadowite żaby. Sasuke podejrzewał, że teraz będzie jeszcze ciężej niż w łódce.
Westchnął cierpiętniczo patrząc na blondyna przywiązującego właśnie motorówkę. Zrobił kilka węzłów na grubym szczurze i stopił go lekko. Powiedział brunetowi, że tak się robi w Chinach. Uchiha prychnął. W Ameryce kupuje się jakieś metalowe sznurki, korki i kotwice. A później niczym się nie trzeba przejmować.
- Poprawię – mruknął kiedy niebieskooki z bananem na gębie skończył dzieło. Chłopak spojrzał na niego oburzony.
- Nic nie trzeba poprawiać draniu!
- Jeśli coś spieprzysz nie mam zamiaru zamieszkać w tej cholernej dżungli! – Syknął i przymocował do łódki jeszcze metalową żyłkę. Kilka rozgałęzień zaczepił o konary drzew.
- W takiej dziczy wcale się źle nie mieszka. Bylibyśmy jak George prosto z drzewa.
- A nie Tarzan? – Sasuke rzucił okiem na motorówkę, a potem na blondyna. Z beznamiętnym wyrazem twarzy skierował się w stronę złowieszczej puszczy. Blondyn pobiegł za nim.
- Nieee – zaśmiał się – Tarzan jest już przestarzały. Tak jak Bond. Teraz pora na nowe pokolenie!
- Niektórych rzeczy nie można zastąpić.
- E tam. Bonda zastąpił Indiana Jones. Wiesz kto to jest? – Zapytał, a gdy Sasuke wzruszył ramionami kontynuował – To taki gościu od grobowców. Przeszukiwał je jak jakaś Lara Croft! Mówię ci bomba. Tak jak my teraz. Ale nie martw się. Znam się na wszelkiego rodzaju pułapkach, zapadniach i pradawnych świątyniach nic się nam nie… Aaa! – W ostatniej chwili Sasuke odciągnął go od węża. Nożem myśliwskim odciął głowę gada, która opadła z głuchym dźwiękiem na ziemię. Blondyn przełknął ślinę, a później zaśmiał się głupawo. Podrapał się po karku i już z nieco mniejszą pewnością siebie ruszył naprzód.
- Jeśli nakręcili by o tobie film, nikt nie chciałby go oglądać.
- Niby czemu? – Usłyszał coraz bardziej niewyraźny głos niebieskookiego. Chłopak się oddalał.
- Bo nikt nie uwierzyłby w twoją postać – mruknął do siebie i westchnął. Minął właśnie wielkie drzewo i rozejrzał się wokół. Wszedł na małą polankę. Trzy ścieżki i ani śladu matoła. I co teraz? Ma zrobić wyliczankę, czy rzucić monetą?!
- Naruto…! – Zawołał, a jego głos odbił się echem po wielkich konarach drzew. Efekt jak w kinie, kurwa.
-…
Westchnął. Jeszcze tego brakowało, żeby się zgubili! Znaczy on się zgubił. Cóż… trzeba w końcu przyznać, że nie ma się za dużego doświadczenia w chodzeniu po dziczy. A tym bardziej, jeśli tylko Uzumaki zna drogę do klucza!
Nagle rozległ się szelest. Momentalnie spojrzał w tamtą stronę tym wzrokiem.
-…
Podszedł do krzaków i rozchylił lekko liście. Za rośliną nic jednak nie było.
- Kurwa – mruknął i odetchnął głęboko. Cóż. Matoł gdzieś polazł i teraz trzeba zastosować plan B. Który oczywiście najpierw trzeba wymyślić. Może wrócić do motorówki i czekać, albo może też…
Coś musnęło go w szyję. Odskoczył w nożem w pogotowiu i spojrzeniem zdolnym do zabicia wszystkiego co się rusza.
-…
Co do cholery? Może to ten Indianin? Albo…
- Suna?
Zdążył tylko odwrócił się w tył, gdy został pociągnięty w stronę środkowej ścieżki. Chciał zobaczyć, kto trzyma go za rękę, jednak postać pozostawała w cieniu. Nagle nieznajomy zatrzymał się i przyparł bruneta do pnia. Liany zwisały z gałęzi jakiegoś egzotycznego drzewa. Wokół nich były tylko zielone rośliny ze wspaniałymi, barwnymi kwiatami.
- Sasu… - usłyszał tuż przy uchu znajomy głos. Zaraz po tym poczuł gorący język na swojej szyi. Stężał w sobie. – Nie bój się tak, nie zrobię ci krzywdy.
Chociaż nie widział twarzy blondyna, był pewny, że teraz chłopak uśmiecha się ironicznie.
- Radziłbym uważać na słowa.
- Czemu? – Uzumaki spojrzał na niego sarkastycznie.
- Zachowaj milczenie. Wszystko co powiesz, może zostać użyte przeciwko tobie – uśmiechnął się chamsko i jednym ruchem przyparł blondyna do drzewa.
- Och Uchiha! Nie sądziłem, że tak dobrze znasz się na przepisach prawnych. Pewnie cię doedukowali w więzieniu – zakpił i już chciał pocałować bruneta, jednak ten powstrzymał go. Spojrzał na niego tym wzrokiem.
- Co…?
- Dlaczego mówisz o tym akurat teraz? – Zapytał. Przez moment wydawało mu się, że to nie Naruto. Ale jeśli nie, wróg już leżałby martwy. Tylko Uzumaki był odporny na jego oczy. Tylko on.
- A nie wiem. Tak mi się jakoś skojarzyło – Naruto chyba zrozumiał jego obawy. Pogłaskał bruneta po włosach i pocałował lekko.
- Z gliniarza z Beverly Hills?
- Nie z Nagiej Broni – Wyszczerzył się do niego. Sasuke pogłębił pocałunek. Mocny, namiętny i dziki. Tak jak całować lubili się najbardziej. Ze szczyptą agresji i brutalności.
- Ach! – Blondyn westchnął w jego usta, gdy poczuli kwaśny smak krwi.
Mmm… no dalej…
Uchiha wsunął nogę między uda blondyna. Chłopak zaczął poruszać powoli biodrami.
Coraz lepiej… coraz lepiej młotku…
Uśmiechnął się między pocałunkami i złapał za biodra blondyna. Podniósł go nieco do góry i zjechał ustami na jego szyję.
Słyszał jak blondyn dyszy coraz głośniej. Po chwili poczuł ręce podpinające mu koszulkę. Później gorące dłonie dotykały go po brzuchu i klatce piersiowej. Na moment odchylił głowę. Naruto wykorzystał to i pocałował jego jabłko Adama.
Och… jak przyjemnie… jeszcze… jeszcze trochę i… i…
- Sasukeee…! – Chłopak jęknął wprost do jego ucha. Uchiha spiął się.
Tak gorąco… tak strasznie gorąco jak w… piekle… dlaczego w piekle jest zielone światło?
Otworzył lekko zamglone oczy. Naruto z zaangażowaniem całował jego szuję, coraz mocniej ocierając się o nogę. Uchiha opuścił go już i rozkoszował się językiem chłopaka.
Niesamowicie śliskim, gorącym i… mmmr… zajebiście zwinnym językiem, który pozwalał sobie na coraz więcej. Uzumaki zaczął właśnie…
Lizać go po twarzy… kurwa… tak… czuł się jak zwierze…
Kurwa byli przecież w dżungli… i…
Sasuke dotknął męskości niebieskookiego. Zaczął pocierać jego rozporek z uśmiechem podniecenia wsłuchując się w coraz głośniejsze stęknięcia.
Zdjął koszulkę blondyna. Spojrzał na jego nagie ramiona, tors, delikatnie umięśniony brzuch. Dotknął miękkiej skóry, która w tym chorym, zielonym blasku nabrała jeszcze większego erotyzmu.
Chciał poczuł penisa blondyna… jak spuszcza się w jego usta… czuć kwaśny smak jego spermy…
Odpiął rozporek i zniżył się, tak, że teraz twarz Uchihy znajdowała się na wysokości pępka Uzumakiego. Włożył w niego język i zaczął delikatnie ssać skórę.
- Oh… Mmm… Sas… ja… - chłopak szarpnął biodrami i wygiął się w lekki łuk. Brunet spojrzał na niego z dołu i aż wciągnął powietrze z zachwytu.
Taki idealny… pociągający, podniecający… że… aż chce się go skrzywdzić…
A najlepsze jest to, że on nie będzie cię za to winił - Szepnęła jakaś chora myśl. W dżungli człowiek traci świadomość… rozum zostaje pochłonięty przez zielone światło…
- AH! – Krzyk blondyna spłoszył jakieś ptaki. Sasuke czuł jak zwierzęta wyczekują ataku, niebezpieczeństwa.
Szybkimi ruchami ściągnął spodnie blondyna. Rzucił je za siebie i złapał pewnie w ręce męskość niebieskookiego. Penis chłopaka był już twardy i… i Naruto nie marzył o niczym innym, niż tym, żeby znalazł się on w ustach bruneta. Mężczyzna uśmiechnął się do siebie widząc jak chłopak szarpie biodrami. Jego ręce znalazły się koło jąder. Zaczął je muskać palcami. Sasuke polizał główkę, wciąż patrząc na dłonie chłopaka. Czuł jak mu szumi w głowie. Podniecenie, rozkosz… orgazm.
- Sas… uke! – Naruto dyszał głośno mocniej pieszcząc jądra. Jego zamglone spojrzenie śledziło każdy ruch języka bruneta.
Uchiha w tym momencie miał władzę bezgraniczną. Był królem świata, a Naruto stał przy jego boku.
Och… tak… tak… jęcz głośniej… pokaż mi jak ci dobrze, pokaż jak potrafisz się kochać…
Blondyn krzyknął cicho i spuścił się na twarz bruneta. Sasuke zaśmiał się i podniósł na nogi. Czuł lepką spermę na policzkach. Pocałował dochodzącego do siebie blondyna.
- Uh – Naruto spojrzał na niego i po zaczął zlizywać biały płyn z policzków mężczyzny.
- Jesteś gotowy? – Zapytał Sasuke zachrypniętym głosem.
Czuł gorąco bijące z ciała blondyna… jego nagą skórę… jego zapach. Żądze…

~~***~~

- Taaak – jęknął Naruto opierając się o pień drzewa. Czuł na plecach szorstki dotyk kory. Rany dadzą jeszcze większą rozkosz.

Jesteś masochistą.

- Rozciągnij mnie szybko – mruknął biorąc środkowy palec bruneta do ust. Zaczął ssać go zawzięcie. Lizał i pieścił go tak jakby robił właśnie loda brunetowi. Mimowolnie wyobraził sobie, że tak właśnie jest. Sasuke westchnął i wolną ręką złapał dłoń blondyna. Poprowadził ją do swoich spodni. Naruto uśmiechnął się i złapał mocno za jego krocze. Uchiha syknął cicho i mocniej naparł na blondyna.
- Wyciągnij go – szepnął do ucha niebieskookiego. Naruto posłusznie wykonał polecenie. Odpiął pasek i zamek. Oblizał się mimowolnie łapiąc w ręce przyrodzenie mężczyzny. Przymknął oczy i zaczął poruszać dłonią wolno. Bardzo wolno… - Hn! – Stęknął Uchiha i złapał za biodra blondyna. Podniósł go do góry, a Naruto pisnął cicho. Przejechał właśnie plecami po korze. Czuł piekący ból, gorącą krew spływającą powoli po ranach.
- Ugh! – Jęknął, gdy Uchiha naparł na jego dziurkę swoim penisem. Naruto złapał go mocniej za szyję, rozluźniając stopniowo mięśnie. Męskość bruneta rozpychała go, miażdżyła jego siłę woli. Przez nią nie mógł złapać oddechu.
Och, tak… taaaak… ruszaj się już… pchaj do samego końca… chcę cię poczuć całego…
Naruto dyszał ciężko, jeżdżąc plecami po pniu. Zacisnął mocno oczy i z coraz głośniejszymi jękami odbierał pchnięcia bruneta.
O tak… mocniej… jeszcze… nie hamuj się… pokaż co naprawdę znaczy… seks… z… to…bą…
- Ohhh! – Blondyn odchylił głowę i zjechał dłońmi na plecy mężczyzny. Powolnymi ruchami zaczął go masować. Uśmiechnął się, gdy poczuł coś przyjemnie włochatego, drażniącego i dziwnie… - Jezus Maria! – Wrzasnął i gdyby nie silne ramiona bruneta, z pewnością by spadł.
- Co kurwa? W Mojżesza się bawisz? – Usłyszał syk koło ucha.
- Sasu… Sas… na… plecach… tam – zaczął się jąkać, a jego oczy rozszerzyły się w przerażeniu, kiedy coś powoli weszło na ramię bruneta.
- Co? – Brunet odwrócił głowę – Kurwa mać!
- Hn! – Jęknął blondyn czując pulsującą w sobie męskość Uchihy. Drań wciąż był w jego wnętrzu. – Strzepnij go – stęknął i zacisnął się wokół penisa czarnookiego. Ten spojrzał kątem oka na blondyna.
- Ty go strzepnij! Ja musiałbym cię puścić.
Naruto pisnął cicho i zacisnął oczy.
Cholera, cholera, cholera! Jak on nienawidził pająków! Czemu do cholery musiał to być akurat pająk?!
- Jak go mam wziąć?
- Ręką. Zrób to szybko, bo mi jeszcze coś zrobi debilu.
Uzumaki przełknął ślinę. Zbliżył rękę do wstrętnej, wielkiej tarantuli i cofnął ją momentalnie patrząc na straszliwe kleszcze owada. Jakoś mimowolnie nasunął mu się obraz pająka z Władcy Pierścieni. Niech to szlak… teraz to już na pewno go nie dotknie.
- Młocie rusz się. – Głos Sasuke był nienaturalnie spokojny. Chłopak spojrzał na niego i uśmiechnął się lekko. Zaparł się w sobie i szybkim ruchem uderzył pająka, który poleciał gdzieś daleko. No… przynajmniej taką miał nadzieję. – Brawo – Sasuke pocałował go mocno na nowo zaczynając się w nim poruszać.
Mmm… tak… właśnie tak… czas wrócić do zabawy…
Odchylił głowę. Teraz zdarte plecy za bardzo mu nie przeszkadzały. Najważniejszy był Uchiha, a ściślej mówiąc jego penis.
Och bożę… jak on uwielbiał tego penisa… nnh… rozsadzał go od środka i… i…
- Cholera draniu…! – Krzyknął czując, że zaraz będzie szczytował. Sasuke również zbliżał się do mety. Jego ruchy stały się dzikie. Powoli przestawał już panować nad sobą.
Tylko czuć… niech pozwolą im tylko czuć… a… będzie…
- Sss – Naruto usłyszał syczenie przy uchu. Nieprzytomnym spojrzeniem spojrzał w tamto miejsce i aż go zatkało.
Czy oni do cholery jasnej muszą mieć aż takiego pecha?!
- Sasuke… Teme, popatrz w lewo.

~~***~~

Uchiha powoli przestawał kontaktować.
Kurwa jak dobrze… jak cholernie dobrze…
Dyszał ciężko poruszając biodrami coraz mocniej. Wchodził w blondyna tak głęboko, że jego jądra uderzały o pośladki Uzumakiego.
Jeszcze trochę i… ah… wytrzymaj… jeszcze trochę…w tej…tej rozkoszy…
- Sasuke… Teme popatrz w lewo – usłyszał niewyraźny głos Naruto. Przymknął oczy. Co tym razem?! Zwrócił twarz we wskazanym kierunku i spojrzał tym wzrokiem.
Milimetr przed jego twarzą zatrzymał się jakiś jadowity wąż, z zębami długości penisa Uzumakiego. Naprawdę!
- Gratuluję refleksu.
Gad runął na ziemię.
- Oh! – W następnej sekundzie Sasuke doszedł rozlewając się we wnętrzu blondyna. Pchnął jeszcze kilka razy i Uzumaki krzycząc coś niezrozumiale, brudząc mu koszulę. Liście nad ich głowami zatrzęsły się niebezpiecznie.
- Teraz będziesz mnie musiał ponieść.
- Zapomnij! – Sasuke uśmiechnął się ironicznie i przytulił do niebieskookiego. Chłopak przygarnął go jeszcze bliżej siebie. Pocałował mężczyznę w ucho.
- Po czymś takim z pewnością nie dojdę samodzielnie do świątyni.
- Trzeba było pomyśleć o tym, zanim mnie tutaj przyprowadziłeś – Odsunął się i schował penisa w bokserkach. Zapiął spodnie, poprawił bluzkę i przeczesał ręką włosy. Spojrzał na nagiego blondyna. – Odwrócić się – polecił. Uzumaki z westchnieniem wykonał polecenie. Sasuke wciągnął powietrze widząc zakrwawione plecy chłopaka. – Chyba trochę przesadziliśmy – szepnął i opuszkami palców dotknął rannej skóry. Naruto syknął cicho.
- Zaraz się zagoi – mruknął i zacisnął pięści. Brunet spojrzał na niego ze smutkiem.
- Przepraszam.
- To nic.
Uchiha pochylił się nad blondynem i pocałował delikatnie rany. Kiedy się odsunął, te powoli zaczęły się goić. Bez słowa podał ubrania niebieskookiemu.

- Pośpiesz się, bo nigdy tam nie dojdziemy! – Krzyknął Sasuke i zatrzymał się właśnie na brzegu sadzawki. Szli już kilka godzin. Gorąco było nie do zniesienia. Komary gryzły uporczywie, a Naruto narzekał na każdym kroku. Głównie na bolący tyłek.
- Kiedyś jakoś więcej się pieprzyliśmy i byłeś zdrów jak ryba! – Syknął w końcu, gdy niebieskooki doszedł do bajora ze skwaszonym wyrazem twarzy.
- Ale to było kiedyś. Teraz jest teraz i ledwo chodzę! Mógłbyś mnie ponieść, a nie…
- Gdzie teraz?
- No… prosto.
- Prosto jest woda.
- To trzeba przejść przez wodę, logiczne.
- Zajebiście – mruknął Uchiha i przykucnął. Dłonią dotknął tafli wody.
Mmm… przyjemnie chłodna.
Bez zastanowienia wpakował się do sadzawki. Zaczął powoli iść w stronę drugiego brzegu. Wodę ze wszystkich stron otaczały gęste liście. Lepiej opłacało się szybko przepłynąć i mieć z głowy. Sasuke miał tylko nadzieję, że w sadzawce nie znajdują się żadne śmieci, które spotkali na początku wędrówki.
- Draniu… ej draniu… - spojrzał ze zdziwieniem w oczach na Naruto, który wciąż stał na brzegu.
- Wchodźże, nie mamy czasu!
- Ale ten no, ja… um… to znaczy… nie umiem pływać.
- Ty? – Uchiha uniósł brwi do góry.
- No ja! Nie pasuje ci coś?!
- Eh, chyba w końcu doczekasz się tego niesienia.
Przybliżył się do brzegu i odwrócił tyłem do niebieskookiego. Chłopak z bananem na gębie wpakował się na jego plecy.
- Tylko nie przygnieć rzeczy w plecaku – mruknął i złapał go za kolana. Mozolnie poszedł w stronę drugiego brzegu.
Szli kilka minut w ciszy. Dno zaczęło się coraz bardziej obniżać i Uchiha musiał płynąć. Co było nieco trudne mając na plecach taki ciężar. Od czasu do czasu woda przykrywała mu głowę.
- Już niedaleko – pocieszył go Uzumaki, który kurczowo trzymał się szyi bruneta. Po niecałej minucie w końcu wyczuł dno. Z ulgą dotknął go stopami. – Dobrze, że nie utonąłeś draniu – poczuł gorące usta na policzku i prychnął.
- Następnym razem weźmiesz jakieś koło! Nie licz że z powrotem też będę cię niósł.
- Nie narzekaj tylko idź, bo cię jeszcze coś w tyłek użre.
Brunet był zbyt zmęczony, żeby się kłócić. Z ulgą doszli do brzegu.

- No i gdzie masz tę świątynię? – Zapytał, gdy stali właśnie nad potężnym wodospadem. Może to była jakaś Niagara, czy coś… hm, Sasuke nigdy jakoś nie był dobry z geografii.
- No… chyba pod nami.
Uchiha spojrzał na dwudziestometrowy spad.
- Zajebiście.

środa, 2 września 2009

24. Refuge

Rozpoczął się rok szkolny. Wszyscy więc wiemy co to oznacza.
Od tej pory rozdziały ukazywać się będą co pięć dni. Następna publikacja 5, później 10 itd.


Naruto i Sasuke dojechali do jakiejś mieściny. Kilka razy przesiadali się z taksówki do autobusu i pociągu, jednak w końcu dotarli na miejsce. Było to typowe miasteczko portowe. Z niego mieli wynająć motorówkę i płynąć pod prąd aż do samej dżungli. Sasuke z perfekcyjną znajomością języka dowiedział się kilku rzeczy, które każdy powinien wiedzieć zapuszczając się w dzicz. Tubylcy udzielili mu cennych wskazówek. Proponowali nawet, że kilka osób może jechać z nimi, jednak Uchiha odmówił. Oczywiście. On jak zwykle jest samowystarczalny! Naruto próbował go przegadać, ale… to jak walenie głową w ścianę. Cóż… zyskać w tej potyczce można jedynie guza. A najgorsze w tym wszystkim jest to, że guz nie jest metaforą.
- Nie powinieneś mówić o wszystkim Gaiowi! – Powiedział w końcu blondyn, kiedy zostali sami. Szli w stronę przystani, gdzie już miała czekać na nich łódź. Sasuke dysponował zaskakująco dużą gotówką. Drań podwędził pewnie Fajfusom. Chociaż po głębszej kontemplacji… jakoś nie miał o to do niego żalu. Life is brutal, jak to kiedyś filozoficznie powiedział.
- Ostatnio byłeś za tym, żeby mu powiedzieć.
- Ale zmieniłem zdanie.
- Czasami mi cię aż szkoda – powiedział z ironicznym uśmiechem. Naruto spojrzał na niego oburzony.
- Litość jest słabością…
- A słabość to śmierć. Ale nie martw się ty umrzesz szybciej niż ja.
- Niby dlaczego?
- Twój mózg się w końcu ugotuje, albo co bardziej prawdopodobne – dodał uciszając blondyna, który chciał już coś powiedzieć, - wyparuje.
- Musisz uważać, żeby nie zatruć się toksynami, jak już szczątki mojej inteligencji będą w powietrzu.
- Wtedy odkryję szczepionkę, która będzie odporna na twoją głupotę.
- I dostaniesz nagrodę Nobla?
- Wystarczy mi odseparowanie się od twojego toku myślenia – Sasuke uśmiechnął się i spojrzał po łódkach.
- Nadzieja matką głupich. Od teraz będę cię zawsze prześladować. Będę twoim koszmarem.
- Jakbyś już nie był – westchnął i podszedł do jakiegoś mężczyzny, który chodził po porcie notując coś od czasu do czasu. Uchiha zmienił z nim kilka słów, a później machnął ręką wołając blondyna do siebie. Kiedy znaleźli się przy swojej łódce wpakowali do niej wszystkie plecaki, po czym Sasuke podziękował jeszcze mężczyźnie.
- Na razie jestem twoim marzeniem sennym – powiedział w końcu Naruto z wielkim bananem na gębie. Patrzył na oddalający się brzeg. Oddalający się ucywilizowany świat, jakby to powiedział Uchiha.
- Pracujesz na dwa etaty.
- Za taką pracę powinienem dostawać wyższą pensję, albo chociaż jakąś premię od czasu do czasu.
- Premię miałeś w samolocie. Na razie powinno ci wystarczyć – Naruto uśmiechnął się lekko i przybliżył do prowadzącego motorówkę bruneta.
- Powoli stajesz się impotentem.
- Nie kochanie – Sasuke spojrzał na niego z błyskiem w oku – na kolejną nagrodę będziesz sobie musiał zapracować – powiedział, a blondyn poczuł dłoń sunącą po jego nodze. Coraz wyżej i wyżej.
- Skoro tak bardzo chcesz, żebym stał się pracoholikiem. Później będziesz chodził ze mną na odwyk.
- Pracoholizm to bardzo dobra, pożyteczna i przyjemna choroba. Szczególnie odmiana, którą ty posiadasz.
- Nie wątpię.
Naruto mimowolnie uśmiechnął się i pocałował drania w policzek.

~~***~~

- Dlaczego posuwamy się tak wolno? – Uzumaki zrzędził od dobrych dwóch godzin. Coraz trudniej było go znieść. Szczególnie po tym jak pokąsały go komary, a zamiast porządnego posiłku, dostał tylko ćwiartkę chleba i dżem, przemycony ze samolotu.
- Trzeba dać odpocząć silnikowi, bo się spali! – Syknął Sasuke już po raz setny. Oczywiście sens słów bruneta nie dotarł do jego partnera, który zmarszczył brwi i spojrzał z obrażoną miną na czarnookiego.
- To dlaczego tutaj nie ma pedałów?!
- A pedałowałbyś jakby były?
Sasuke spojrzał na Uzumakiego, który przez dłuższą chwilę nie odpowiadał.
- Czemu na gejów mówią pedały?
- A jak myślisz? – Ha! Zmęczenie robi swoje. Naruto Nie myśli. A Sasuke Myśli tylko o odpoczynku. Prowadzenie samochodu i prowadzenie motorówki to diametralna różnica.
- No… nie wiem właśnie. W czym pedał podobny jest do homoseksualistów?
- Posuwają go.
- Czyli?
- Czyli jeden pcha, a drugi jedzie.
- Aha – blondyn ziewnął i ułożył się wygodnie na kolanach Uchihy. Brunet westchnął cierpiętniczo i przygazował nieco.
Tutaj prąd jest mocny, jednak kiedy wypłyną nieco dalej, będę mogli zostawić łódkę, by ta płynęła sama. Wolno bo wolno, ale zawsze coś.

- Dzień dobry! – Sasuke był już ledwo żywy. Matoł się wyspał, a on czuwał całą noc. Całą cholernie długą, duszną, pełną komarów noc! – Ej draniu co ci jest? – Naruto poklepał czarnookiego po policzku. Mężczyzna spojrzał na niego sennym wzrokiem.
- Ja się prześpię, a ty poprowadź. Tylko nie gazuj cały czas – mruknął i oparł się o blondyna. Momentalnie zasnął.

Kiedy się obudził było dość gorąco, powietrze było tak wilgotne, że aż czuło się kropelki wody wciągane do nosa, coś warczało, coś syczało przeraźliwie, a nad jego głową coś ćwierkało diabolicznie. Momentalnie otworzył oczy.
Leżał na kolanach blondyna, który jakby nigdy nic jechał, podziwiając sobie naturę. Wjechali już do dżungli. Niebo aż płonęło od zachodzącego słońca. Spał kilka dobrych godzin. Najgorsze było jednak to, że nie czuł się wypoczęty. Wszystkie kości bolały go, a mięśnie nie chciały go słuchać. Zamrugał kilkakrotnie wpatrując się w banana na gębie Uzumakiego.
- Czemu ty zawsze tak krótko śpisz? – Zapytał chłopak nawet na niego nie patrząc.
- Bo jestem silnym i wytrzymałym mężczyzną – opowiedział mu z sarkastycznym uśmiechem i mimo bólu wstał. Czuł jak jego ciało płonie. Pot spływał mu po karku.
- Zobaczymy ile wytrzymasz w dziczy! – Naruto spojrzał na niego i wystawił go mężczyzny język. Zaśmiał się krótko i pochylił się, żeby musnąć usta bruneta. Nagle zatrzymał się tuż przed twarzą Uchihy.
- Co…? – Warknął brunet chcąc przyciągnąć chłopaka do siebie, jednak ten wyrwał się. Przyłożył policzek do jego czoła.
- Jak się czujesz?
- Dobrze.
- Masz gorączkę. Bolą cię mięśnie? – zapytał po chwili wyłączając motorówkę i zmieniając pozycję. Położył bruneta na małej ławeczce i klęknął obok niego. Spojrzał mu w oczy.
- Nic mnie nie boli maoeo! – Syknął i oblizał wargi, czując jak robi mu się sucho w ustach. – Daj mi coś do picia!
- Draniu… - albo się Sasuke zdawało, albo Naruto był przerażony. Jakby nie wierzy w to co widzi. A co ten matoł zaś zobaczył?! – Zapytał sam siebie kręcąc w politowaniu głowę. Nagle syknął cicho. Czemu łeb go tak boli?! To przez tego idiotę! Tak z pewnością! On go czymś nafaszerował, żeby został tym skurwionym impotentem! Szarpnął się kilka razy.
- Hn! – Sapnął czując ból w każdej komórce ciała. Tak czuje się osoba niezdolna do seksu? – To gorsze od śmierci – szepnął ze strachem wyobrażając sobie siebie za kilka lat.
Kilka lat?
Cholera i ma je niby spędzić z Uzumakim? Życie nie może być aż tak okrutne!
Przyszłość?
Ciekawe, czy jej dożyje.
Uśmiechnął się błogo i zasnął.

~~***~~

- Draniu! Teme! Sasuke! – Naruto szarpał ciałem przyjaciela, który mamrotał do siebie coś w różnych językach.

Musisz znaleźć Erythroxylon coca
Co?!
Taką roślinę! Lekarstwo. Idź do dżungli pokażę ci.
I mam go tutaj niby zostawić?!
Nic mu nie będzie.
Ma chorobę tropikalną prawdą? Nie zaszczepił się. Umrze.
Nie, ale pośpiesz się.

- Sasuke… Sasuke ja zaraz wracam trzymaj się – pogładził bruneta po włosach, a później pocałował delikatnie w usta. Zacumował motorówkę przy brzegu i momentalnie puścił się biegiem w głąb dziczy.

Czemu ja nigdy nie będę chory?
Bo mam za dużą moc. Nic nie jest w stanie przedostać się przez moją barierę.
Ile Sasuke wytrzyma?
Kilka godzin. To typowa choroba w Amazonii.
Cholera! Dlaczego nie wpadliśmy na to, żeby się zaszczepić?!
Bo jesteście matołami. Szukaj przy jakichś skałach. Albo wodospadzie.
Niby gdzie ja tutaj znajdę wodospad?!
Masz go po lewej stronie…

- Jak… pięknie – Naruto ledwo wydobył z siebie głos. Wszedł właśnie do malej doliny otoczonej ze wszystkich stron wielkimi, różnokolorowymi kwiatami. Liany zwisały z drzew, które śmiało można było porównać do wieżowców. Tak wielkie, tak ogromne, że Naruto wydawał się przy nich tylko małą, uciążliwą muchą.
Dołujące.

Nie podziwiaj krajobrazu tylko szukaj rośliny!
A jak one wyglądają?
Mają liście i kwiaty.
Tutaj wszystkie rośliny mają liście i kwiaty! Pokaż mi je!
Naruto gdyby mógł uderzyłby się w brzuch. Jak ten Lucyfer może w takiej chwili stroić sobie z niego żarty! Przecież obiecał, że pomoże! Dlaczego więc musi być aż tak wredny? W takim momencie…?

Są na szczycie wodospadu.
Dziękuję.

Blondyn spojrzał na wodospad i małą sadzawkę. Była w niej krystalicznie czyta, błękitna woda. Pewnie była przyjemnie chłodna i orzeźwiająca. Już miał do niej podejść, kiedy demon szarpnął nim w stronę skały. Chłopak otrząsnął się i zaczął wspinać na szczyt.

~~***~~

Sasuke oddychał spazmatycznie. Od czasu do czasu otwierał oczy, żeby upewnić się, że znajduje się w dżungli. W tym momencie nie czuł za bardzo ani ciała, ani ciepła, ani nie przejmował się drgawkami. Bolało go tylko jedno. Niesamowita pustka. Samotność. Czy każdy człowiek kiedy umiera jest sam?
Roześmiał się cicho, chrapliwie.
Przez tą przeklętą impotencję zaczyna robić się ckliwą ciotą. Och, jakie to smutne, myśli o tym jak bardzo jest opuszczony, jak bardzo nikt go nie kocha. Zaraz się kurwa popłacze!
Westchnął i zacisnął zęby. Najwyższa pora wstać! Z trudem podparł się rękami. Wciągnął głośno powietrze i… odepchną się z całych sił siadając w pozycji horyzontalnej. Na początku myślał, że spadnie z tej ławki. Aż tak zakręciło mu się w głowie. Ból o mało nie rozsadził mu czaszki. Zapewne tak czuł się Naruto, gdy lądowali. Sasuke automatycznie podniósł dłoń do uszu.
Nie. Nie leciała mu krew. Przynajmniej z głowy. Nie wiedział, czy byłby zdolny zbadać następne rejony swojego ciała. Ciała? Uśmiechnął się ironicznie. Teraz z pewnością ten wrak nie przypominał ciała. Zapewne został spalony już przez słońce.
Ah, no tak. Jest zombii z tych wszystkich horrorów, które oglądał Uzumaki. Uuu ciekawe czy zyska jakieś nowe moce? Jak jakieś czarodziejki z księżyca kurwa!
Zaśmiał się po raz kolejny i spojrzał ze zdziwieniem na motorówkę. Po białej ściance zaczął się właśnie wdrapywać rząd owadów. Każdy robal miał inny kolor pancerza i patrzył na niego wielkimi, przypominającymi jakieś skurwione klejnoty oczyma.
Sasuke aż zacmokał z wrażenia. Insekty zaczęły iść w jego stronę, a brunet patrzył na nie radośnie. Jakaś chora myśl podpowiedziała mu, że już nie jest sam.
Nagle usłyszał szelest. Automatycznie spojrzał w tę stronę. Ból przyćmiło jednak zdziwienie.
Kilka metrów od niego, przyczajony w krzakach siedział mężczyzna. Ubrany jakby był jakimś Eskimosem, z niemodnymi okularami przeciwsłonecznymi. Patrzył na niego zza wielkiego kołnierza, a Sasuke nie mógł nic zrobić, kompletnie nic. Zaatakuje go? Zabije? A może to jest jakaś nowa wersja Indianina? Uśmiechnął się, już słysząc Naruto.
- Z najnowszego filmu science fiction. – Wymruczał i odwrócił się w stronę robaków. Jeden z nich bezczelnie siedział teraz na ręce bruneta i nawet go ugryzł! Skubaniec jeden! Poczuł jeszcze jedno ugryzienie, a potem wpadł do wody.

~~***~~

- Sasuke! Sasuke jestem już! – Naruto przybiegł ile sił w nogach. Udało mu się zdobyć roślinę! Udało! Teraz uratuje bruneta. Uśmiechnął się ocierając brudną, poodzieraną twarz. Podbiegł do łódki i wpakował się do środka. Spojrzał na ławkę i aż się przewrócił.
Sasuke nie było.
Rozejrzał się panicznie po motorówce i kiedy natrafił na białe palce trzymające się krawędzi łódki po przeciwnej stronie, serce przestało mu na moment bić. W następnej sekundzie już wyciągał ciało bruneta. Niebezpiecznie zimne.

Żyje. Rozetrzyj pyłek z kwiatów i daj mu do buzi.


Naruto posłusznie wykonał wszystko co powiedział mu Kyuubi. Wykonywał polecenia demona automatycznie, nie za bardzo mając nawet świadomość tego co robi. Kiedy otworzył usta Uchihy i wsypał mu proszek do gardła, ten po sekundzie zaczął się krztusić. Podniósł się momentalnie i spojrzał ze złością w oczach na blondyna. Naruto wstrzymał oddech.
- Czemu dajesz mi koke młocie? – Syknął cicho przecierając skronie. Blondyn spojrzał na niego wielkimi oczyma.
- Jaką koke?! Ja ci tu życie ratuję draniu!
- Noo… a i tak chciałeś ze mnie zrobić impotenta i ćpuna – dodał po namyśle, jednak uśmiechnął się lekko. – Nie zaszczepiłem się.
- Zapomnieliśmy.
- Ty nie możesz być chory.
- Co? Skąd wiesz?
- To logiczne – brunet szturchnął go w ramię i odwrócił się do silnika. Odpalił go jednym sprawnym ruchem. Jakby przed chwilą wcale nie miał poważnego wirusa. – Ten sukinsyn chroni cię nawet przed moim spojrzeniem.
- Noo… jestem niezniszczalny.
- Każdy ma słaby punkt – Sasuke cały czas się uśmiechał. Naruto chociaż również chciał się cieszyć nie bardzo mógł. To wszystko go przerażało. Przecież Uchiha o mało nie był trupem. Nie może tak po prostu wstać i szczerzyć się do niego jak szaleniec.
- Co robiłeś pod wodą? Powinieneś utonąć – Czarnooki spojrzał na niego zaskoczony i zmarszczył brwi.
- Ja się nad nią unosiłem. Ale… pamiętam tylko jakiegoś faceta i robale. A później… było tak przyjemnie chłodno.
- Jesteś wariatem.
- Uczę się od najlepszych.

Ale teraz wszystko już będzie dobrze?
Tak. Teraz powinien być już zdrowy.
Przysięgasz?
Nie.

- Naruto?
- Mm?
- Słyszysz dwa razy lepiej niż przeciętny człowiek prawda? Dlatego w samolocie nie mogłeś wytrzymać ciśnienia.
Niebieskooki spojrzał zaskoczony na bruneta, jednak uśmiechnął się po chwili.
- Choroba podniosła poprzeczkę na swoje dawne miejsce.
- Teraz będziesz miał dwa razy więcej roboty.
- Nie martw się. Ty opracujesz szczepionkę na moją głupotę, ja stworzę swojego klona. – Powiedział Naruto i położył głowę na nieco jeszcze wilgotnym ubraniu bruneta. Jechali tak przez dłuższą chwilę w ciszy.
- Nigdy więcej nie pojadę do dżungli.
- Teraz płyniesz – Naruto wyszczerzył się cwanie i pocałował delikatnie bruneta.