piątek, 14 maja 2010

42. Refuge

Kuroneko, awww dziękuję ^^ to bardzo miłe, już czuję się lepiej :) I dziękuję, że jako jedyna odpowiedziałaś na zadane pytanie (wyłączając tu mętną odpowiedź Pazurka ;D).

Pazurkowi też dziękuję, za wszystko :)

Tohma, przykro mi, że II nie spełniła twoich oczekiwań, jednak czasu nie cofnę. Co do tego "racjonalnie myślącego Naruto", cóż w wielu fanfickach spotkałam się właśnie z takim Uzumakim. Co do Sasuke, cóż... trochę zaskoczyło mnie określenie 'zmęczony' ;) I nie sądziłam, że ktoś będzie wiedział, że cytat jest akurat z "Gotowych" ;D Naprawdę zapadł mi w pamięć, szczególnie, że mówiła go do swojego uroczego syna ^^

Sanu, ale ja się naprawdę boję! :D



- Co to za miejsce?
- Zaplecze kasyna – mruknął Sasuke cicho, patrząc na blondyna, który rozglądał się po ponurym wnętrzu z zastanowieniem.
- Stylizowane jak widzę, na jakiś średniowieczny zamek – stwierdził po chwili chłopak i dotknął dłonią chłodnego muru. Uchiha zrobił to samo, czując przyjemne zimno bijące od kamieni.
- Skutek skrzywienia psychicznego mojego ojca.
Zanim Naruto zdążył cokolwiek powiedzieć, na zaplecze wpadł Suigetsu. Jego dziwne oczy błyszczały w dziwnej radości.
- Sasuke! Cholera, ty bestio! Ale załatwiłeś tego młodego! – Zaśmiał się perliście i jakby dla uznania, poklepał bruneta po plecach. Uchiha zmarszczył groźnie brwi.
- Wszyscy już wiedzą? – Zapytał, raczej nie podzielając entuzjazmu kolegi.
- No! – Odpowiedział z wielkim uśmiechem na ustach. – Nikt go tutaj specjalnie nie lubił, straszny cwaniak, stawiał się przy byle okazji. Gdyby nie ten jego wuj, nawet by nie liznął życia w Yakuzie.
- Super – mruknął tylko i poszedł w stronę drzwi. Dopiero, gdy był już na korytarzu, zorientował się, że Uzumaki nie idzie za nim. Warknął z poirytowaniem i wrócił do pokoju, gdzie zobaczył, jak Suigetsu przytrzymuje blondyna za ramiona i mówi do niego po japońsku, by się wynosił, przy okazji szarpiąc chłopakiem i popychając go w stronę wyjścia. Naruto odpowiadał mu po angielsku, że jest od Sasuke, jednak debil Hozuki nie był poliglotą.
- Zostaw go! – Syknął w końcu w stronę białowłosego, który odwrócił się oburzony.
- Kto to jest?!
- Nowy członek klanu. Radziłbym ci mieć do niego większy szacunek, bo możesz skończyć jak Hiroshi – mruknął tylko i skinął Uzumakiemu, by szedł za nim. Gdy się odwracał do drzwi, zobaczył jeszcze jak Naruto zaszczyca Suigetsu perfidnym uśmiechem zwycięstwa. Białowłosy zaklął szpetnie pod nosem.
- Ciekawych masz znajomych – westchnął Naruto, gdy już zrównał się z Uchihą krokiem. Ten tylko pokiwał z dezaprobatą głową.
- Jak widzisz.
- No więc? – Naruto uśmiechnął się do niego lekko, a Sasuke spojrzał na niego uważnie.
- Wolałbym, żeby ta kpina była tylko przywidzeniem – odwzajemnił uśmiech, w którym, pomimo jego słów, krył się sarkazm.
- Lepiej nie. Ostatnio zbyt wiele rzeczy jest dla ciebie iluzją – Naruto uśmiechnął się tajemniczo. – No ale wracając do tematu, po co mnie tutaj przyprowadziłeś?
Sasuke odpowiedział dopiero po dłuższej chwili, gdy wchodzili do głównej sali, gdzie znajdowała się większość gości.
- Chciałem żebyś zobaczył kasyno.
- Po co? – Uzumaki stawał się coraz bardziej podejrzany, spojrzał na grających ludzi z rezerwą i zastanowieniem, jakby analizując, którzy z nich są kryminalistami, a który tylko zwykłymi dłużnikami mafii, uzależnionymi od hazardu.
- Hm. Zobaczysz. – Uśmiechnął się w końcu, z rozbawieniem patrząc na zmrużone gniewnie oczy blondyna.
- Mam nadzieję, że mnie nie zawiedziesz.
Sasuke spojrzał z nieskrywanym zaskoczeniem na twarz Uzumakiego, który uśmiechał się z lekką, tym razem TYLKO lekką ironią. Z każdym dniem, coraz bardziej podobał mu się ten nowy, bardziej ostry Naruto.
- Mam nadzieję, że przejdę twoje najśmielsze oczekiwania – Sasuke odwzajemnił uśmiech, nawet nie chcąc sobie wyobrażać, jakie są „oczekiwania” chłopaka. Czuł, że długo nie wytrzymają zachowując ten… przyjacielski dystans.
Podszedł do stolika, przy którym zgromadziło się najwięcej ludzi. Kiedy już się przeciskał, by dojść do stanowiska, poczuł silny chwyt na nadgarstku. Odwrócił się. Naruto patrzył na niego z radosnym błyskiem w oczach i pełnym kpiny, szelmowskim uśmieszkiem, jakby odkrył coś bardzo interesującego.
- Co? – Zapytał ponaglająco, unosząc brwi ku górze.
- Przyznaj się. – Uśmiech chłopaka jeszcze bardziej się poszerzył, odsłaniając białe zęby, przyjemnie kontrastujące z opaloną twarzą. – Zabrałeś mnie tu z sentymentu. W kasynie się poznaliśmy.
Sasuke stał, z jeszcze większym zaskoczeniem wymalowanym na twarzy. Cóż… Gdyby głębiej zastanowić się nam słowami chłopaka, może znalazłoby się w jego teorii ziarno jakiejś drażniącej, przewrotnej prawdy. Byłoby to nawet dość możliwe.
- Jasne – prychnął, nic nie dając po sobie poznać. – A później jak kogoś znów zabijemy, Sakura nam się jeszcze napatoczy - mruknął, przypominając sobie ich późniejsze losy.
Naruto momentalnie spoważniał. Puścił nadgarstek bruneta i wyciągnął ręce przed siebie, jakby pokazując, że nie miał złych zamiarów.
- Nawet nie strasz!
Sasuke zaśmiał się i w końcu, ciągnął blondyna za sobą, dotarli do szczytu stołu z rosyjską ruletką. Ludzie wokół przekrzykiwali się, obstawiając kolejne liczby. Uchiha uśmiechnął się cwanie, jego oczy błyszczały. „Podejmiesz wyzwanie?”. Niewypowiedziane zdanie zawisło między nimi.
- Jeśli wygram, to? – Naruto przyjął wyzwanie.
- Nie będziesz musiał spłacać gigantycznego długu za śniadanie.
- A jeśli… - Zamilkł, a Sasuke odniósł wrażenie, że słowo „przegrana” nie może przejść mu przez gardło.
- Podwoimy twój dług.
- A procenty?
- Naliczanie procentów sobie darujemy. Umowa stoi? – Wyciągnął w stronę chłopaka rękę, która po chwili wahania, została uściśnięta.
- Stoi!

~~***~~

- Naruto? – Zapytał Uchiha z udawaną troską, ręką odgarniając kosmyk blond włosów. Uzumaki prychnął wściekle i odepchnął jego dłoń.
Siedzieli w prywatnym pokoju Sasuke, oddzieleni od hałasem kasyna grubymi, dźwiękoszczelnymi ścianami. Przyciemnione światło nadawało przyjemny klimat. Pomieszczenie przeznaczone było bardziej do relaksu, niż do prowadzenia interesów. Biura znajdowały się piętro niżej. To właśnie tam przyjmowano najważniejszych gości. Natomiast bardziej „kłopotliwymi” klientami, jaki ich Sasuke określił, zajmowano się w piwnicach kasyna. Na piętrze niżej, koło gabinetów, znajdowały się pokoje, przeznaczone jedynie dla „podejrzanych”.
- Naruto, kochanie, drink ci nie smakuje? Co jesteś taki nie w sosie? – Uchiha uśmiechnął się do niego zachęcająco, wykładając jednocześnie nogi na podnóżek. Obniżył się tak, że prawie leżał na kanapie.
Prywatny pokój Sasuke miał surowy charakter. Jego właściciel nie włożył w niego finezji, wyposażając go jedynie w niezbędne meble. W przeciwieństwie jednak do ogólnego, średniowiecznego wystroju, pokój miał nowoczesny, ale równie mroczny charakter.
- Dobrze wiesz, że to był sabotaż! – Syknął w końcu rozzłoszczony Naruto, z pasją gryząc krawędź kieliszka, gdzie znajdowała się sól, niczym szron, cienkim paskiem pokrywająca szkło.
- Nie wiem, co masz na myśli.
- Tą cholerną grę! Widziałem, jak ta kobieta, co przyjmowała zakłady, na ciebie patrzyła. Dobrze cię znała i z pewnością zrobiła tak, żebyś wygrał!
- Nie możesz zaakceptować swojej klęski. – Sasuke zaśmiał się cicho.
- Dobrze wiesz, że mam rację. Oszukiwałeś!
- W rosyjskiej ruletce ciężko jest cokolwiek oszukać. – Brunet wciąż pozostawał w szampańskim nastroju.
- Ale ty zawsze dasz radę! – Uzumaki aż wstał. – Jesteś w stanie oszukać każdego. Przecież twoje życie opiera się na jednym wielkim kłamstwie.
Sasuke również się podniósł. Stojąc teraz dokładnie na przeciwko blondyna. Zanim chłopak zdążył cokolwiek zrobić, Uchiha przyciągnął go do siebie, obejmując jedną ręką w pasie. W drugiej trzymał drinka. Uzumaki był tak zaskoczony tym gestem, że nawet nie zaprotestował. Jego ręce bezwiednie powędrowały na kark Uchihy. Przez tę bliskość złość Naruto momentalnie odpłynęła. Zrobiło mu się przyjemnie gorąco, a po plecach zaczęły przebiegać podniecające dreszcze. Przygryzł wargę, po czym bardzo powoli wysunął język, by nieśpiesznie oblizać górną wargę. Twarz Sasuke była na tyle blisko, że doskonale czuł, jak mężczyzna wstrzymuje oddech, spinając się jednocześnie w sobie. Blondyn przechylił lekko głowę, czekając na to, co zrobi Uchiha.
- Widzisz Naruto – zaczął niskim, seksownym głosem. Jego imię wypowiedział w tak niezwykle zmysłowy sposób, że Uzumaki aż westchnął cicho. Zapatrzył się na poruszające się czerwone usta, by już po chwili przejść spojrzeniem na szalenie czarne oczy. Gdy ich wzrok się skrzyżował, sugestywnie zjechał znów na doskonale wykrojone wargi. Mmm… namiętne usta. Doskonale pamiętał, co one potrafią. Wsunął jedną dłoń we włosy Sasuke. Zaczął masować nieśpiesznie jego skórę głowy, od czasu do czasu ciągnąc za hebanowe pasma. Uchiha zjechał ręką po plecach chłopaka, zatrzymując się na pasku jego spodni. Nie pytając nawet o zgodę właściciela, wsunął do środka dłoń. Palcami zaczął bawić się gumką od bokserek. Naruto uśmiechnął się w odpowiedzi nieprzytomnie, wysuwając biodra do przodu. Gdy dotknął przez materiał spodni sztywniejącego penisa bruneta, zrobiło mu się – o ile to możliwe – jeszcze bardziej gorąco. Czuł, jak powietrze wręcz zamiera od nadmiaru emocji, a przede wszystkim od podniecenia – tak gęstego, że aż można by go było kroić nożem, zaspokajając rządzę samą myślą, o tym, co może się zaraz stać.
- Widzisz Naruto – powiedział w końcu, chcąc dokończyć wcześniejszą myśl. – Moje życie jest jednym wielki kłamstwem, które… - zrobił efektowną pauzę. – Jedynie ty zdołałeś rozpracować. Ciebie nigdy nie będę w stanie okłamać.
- Więc nigdy mnie nie okłamuj – wyszeptał Naruto. Był hipokrytą? I co z tego? W tym momencie w ogóle się to nie liczyło. Ważny był jedynie Sasuke, jego usta, oczy, ciało, no i ewentualnie dłoń w spodniach Uzumakiego.
Mężczyzna uśmiechnął się tak, że aż się na niego zapatrzył z wrażenia, dopiero po chwili orientując się, że Uchiha chce go pocałować. Rozchylił więc zapraszająco usta, ale brunet nie zdążył ich nawet dotknąć, gdy rozległo się pukanie do drzwi. Naruto przymknął poirytowany oczy, chcąc skupić się tylko na Sasuke. Miał surrealistyczną nadzieję, że to tylko przywidzenie, jakie na przykład doznaje Uchiha. Jednak ku wielkiemu bólowi Naruto, brutalna rzeczywistość znów zapukała do prywatnego pokoju bruneta, tym razem ze zdwojoną siłą. Uzumaki skrzywił się, a Sasuke przeklął barwnie pod nosem.
No i całe podniecenia szlag trafił! – Przemknęło mu przez myśl, a może to był Kyuubi, śmiejący się z niego złośliwie?
Uchiha nie odrywając się nawet centymetr od blondyna, krzyknął coś wściekłym głosem. Naruto zgadywał, że mogło to być coś w stylu „co zaś kurwa?!”, ale równie dobrze mogło oznaczać „spierdalać mi stąd!”. I chociaż doskonale znał bruneta, nie mógł jednoznacznie stwierdzić, które z przemiłych zwrotów użył do swoich współpracowników.
Zza drzwi rozległy się nieco niepewne, lecz głośne słowa. Sasuke warknął wyraźnie rozzłoszczony, po czym odpowiedział coś. Po chwili dało się słyszeć tupanie. Intruz odszedł, jednak Naruto nie czuł, że niebezpieczeństwo jest zażegnane. Ku potwierdzeniu jego czarnych myśli, Uchiha puścił go, kładąc drinka na stolik pod ścianą. Naruto przeklął w duchu. Podszedł do Uchihy.
- Pamiętasz jak mówiłem, że mam dla ciebie coś specjalnego? – Zaczął mężczyzna cicho, jednak było słychać, że ostatkiem sił powstrzymuje się, by czegoś nie rozwalić. Naruto kiwnął jedynie głową równie zły. Doskonale wiedział, co teraz czuje brunet. – Pora więc to zobaczyć. – Uchiha westchnął cicho.

Sasuke kierował się na ostatnie piętro, a Naruto posłusznie podążał za nim. Trzeba przyznać, że był coraz bardziej ciekaw, co też Uchiha chce mu pokazać. Zainteresowanie chłopaka rosło jeszcze bardziej, gdy patrzył na pogrążonego w myślach przyjaciela. Chociaż wypytywał go o cel ich przerwanego zbliżenia, mężczyzna zbywał go jedynie półsłówkami. Naruto czuł, że Sasuke już znajduje się za wielkimi drzwiami, przed którymi właśnie stanęli. Uchiha zanim je otworzył odwrócił się jeszcze do blondyna, jakby chciał mu coś jeszcze powiedzieć, może ostrzec, lecz gdy spojrzał w niebieskie oczy Naruto, uśmiechnął się pochmurnie i odwrócił się, by wejść do środka.
Pomieszczenie, w którym się znaleźli, miało okrągły kształt. Uzumakiemu zdawało się, że w tym pokoju kamienne ściany są przepełnione dziwnego rodzaju strachem – lękiem schwytanego zwierzęcia.
Wielki żyrandol zawieszony na środku, dodawał otuchy.
Z lewej strony rozległ się czyjś męski głos. Naruto momentalnie popatrzył w tamtym kierunku. Postawny blondyn w dresie podszedł do nich pewnym krokiem. Jego twarz, jak i ubranie poplamione było czerwonymi plamami. Kyuubi mruknął cicho, że lepiej dla Uzumakiego, by była to zupa pomidorowa. Naruto podzielał poglądy demona.
Sasuke powiedział coś do mężczyzny, a blondyn mimowolnie powędrował wzrokiem na nieokreślony, czarny kształt pod ścianą, który w połowie zasłaniała postawna sylwetka kolegi Sasuke. Nagle Uchiha zwrócił się do niego:
- Naruto, to jest Jugo – powiedział po angielsku. Naruto zmierzył go już jawnie podejrzliwym spojrzeniem, po czym skinął sztywno głową, ignorując wyciągniętą do niego rękę blondyna.
- Cieszę się, że mogłem cię poznać – powiedział Jugo nieco kulawo.
- Chodź. – Sasuke pociągnął Naruto za łokieć. Wyminął swojego kolegę i ku przypuszczeniom Naruto, stanęli przed nieokreślonym kształtem. Dopiero z bliska zobaczył, że nieokreślony czarny kształt ma ręce, nogi i rozbitą głowę, że jest ubrany na czarno, że jest człowiekiem. W gwoli ścisłości – mężczyzną, z ludzkim, naturalnym strachem wymalowanym na poobijanej twarzy.
- Co to ma być? – Zapytał cicho Naruto, mrużąc jednocześnie oczy, kiedy wzrok nieznajomego spotkał się z jego lekko zagubionym spojrzeniem.
- Szukamy pewnego człowieka, który oszukał nasze kasyno na dość… - Tu zrobił przerwę, szukając odpowiedniego słowa. – Znaczącą sumę – dokończył w końcu i bez skrępowania kopnął ciało leżącego. Mężczyzna zajęczał głośno.
- Ile?
- Prawie dwa miliony.
- Jenów? – Zapytał Uzumaki dla pewności.
- Dolarów.
Naruto aż zacmokał z wrażenia, kiwając z uznaniem głową.
- A dokładnie w jaki sposób?
- Włamał się do systemu. Stworzył nową grę, w którą rzekomo mieli grać klienci i przelewał pieniądze do czasu, aż wyłączył się system.
- Zorientowaliście się? Dlatego go odłączyliście? – Naruto uśmiechnął się lekko.
- Nie, to on wyłączył prąd w całym budynku. Później, gdy uruchomiliśmy zasilanie, w całych komputerach znajdował się wirus, który dziesięciokrotnie spowalniał cały sprzęt.
- Zostawił jakąś wiadomość?
Sasuke słysząc to, prychnął poirytowany.
- Taa… „To było takie upierdliwe”. – Przewrócił oczyma, jakby cytował właśnie wypowiedź jakiegoś małego, leniwego dziecka. Naruto wybuchnął głośnym, niepohamowanym śmiechem. - Wiesz coś o tym? – Sasuke spiorunował go wzrokiem.
- Nie, ale gość naprawdę was wykołował. To prawdziwa hańba dla klanu Uchiha. Pewnie teraz jesteście pośmiewiskiem całego Tokyo. – Naruto uśmiechnął się wrednie. – Co teraz z nim zrobicie? – Tym razem jego uśmiech przeznaczony był specjalnie dla leżącego. Naruto miał naprawdę promienny wyraz twarzy, jakby wcale nie mówił o jego życiu.
- To nie on.
- Nie? – Zdziwił się. – To po co wam? – Kiwnął na leżącego.
- Myśleliśmy, że to on, ale facet wciąż nam się wymyka. W tym problem. – W głosie Uchihy słychać było słabą – ale zawszę – nutę upokorzenia. To było naprawdę zadziwiające.
- I sądzicie, że ja go znajdę?
- Podejrzewamy, że może to być ktoś od nas. Chciałem ci to pokazać, żebyś przyjrzał się naszym ludziom.
Zapadła chwila ciszy. Uzumaki przełknął ślinę.
- Więc?
- Jest jeszcze jeden powód - chcę zobaczyć, czego nauczyłeś się przez te pół roku.
Naruto spojrzał na niego szeroko otwartymi oczyma. Czyli ma go…
- Zabić?
- Tak – odpowiedział u Sasuke, z ciepłym uśmiechem wymalowanym na twarzy.

piątek, 7 maja 2010

41. Refuge

Rozdział nieco krótszy niż zazwyczaj. Jestem chora i jakoś nie mam ochoty na długie smęty :)

Mam jeszcze pytanie (na które mam nadzieję, ktoś odpowie): Woleliście dawny wystrój bloga, ten z japońskimi tatuażami, czerwone tło i tak dalej, czy ten oliwkowy? Bo aktualny mi trochę nie pasuje, a nie wiem na czym wam się lepiej czytało.
To tyle.
Tym razem dedykacja dla Pazurka, która zawsze wie jak poprawić mi humor i jest najbardziej złośliwą osobą jaką znam ;)

Sasuke pchnął drzwi i wszedł do eleganckiej, dużej toalety. Kilkanaście pisuarów ustawionych było po jednej stronie długiej ściany, naprzeciwko wisiało wielkie lustro i umywalki. Na końcu pomieszczenia znajdowały się trzy zabudowane toalety. Światło nie było mocne, co dodawało toalecie nuty tajemniczości, którą potęgowały dodatkowo wspaniałe, niebieskie, prawie granatowe kafelki, przypominające morską głębię.
Uchiha podszedł do umywalki i oparł się na jej porcelanowej, białej powierzchni. Przymknął oczy i splunął w niebyt.
- Cholera! – Syknął cicho i już miał odkręcić wodę, by obmyć sobie twarz, gdy nagle rozległ się trzask zamykanych drzwi.
- Sasuke? – Usłyszał znajomy, kobiecy głos. Spojrzał w stronę zabudowanej toalety, skąd dobiegał głos.
- Karin? Co ty robisz w męskiej toalecie? – Zapytał zdziwiony, chociaż dziewczyna z pewnością była bardziej zdziwiona od niego. Patrzyła na niego wielkimi oczyma.
- Boże! Sasuke co ci się stało? – Kiedy się otrząsnęła, podbiegła do niego szybko i złapała jego zakrwawioną twarz w dłonie, rozmazując świeże jeszcze krople krwi.
- Zabiłem Hiroshiego – mruknął, patrząc jej w oczy, tak, że spłonęła rumieńcem i odwróciła wzrok. Dłoni jednak nie zabrała.
- Kogo? – Zapytała cicho, marszcząc brwi. Odwróciła bruneta w stronę umywalki i odkręciła wodę, zwilżając sobie dłonie, które już po chwili zmywały ślady krwi z twarzy Uchihy. Pod zimnym dotykiem, mężczyzna zamknął z rozkoszą oczy, rozluźniając się nieco.
- To był jakiś nowy, nie wiem. Daj mi spokój… - Chciał się odsunąć, jednak dziewczyna w ostatniej chwili złapała go za podbródek i zmusiła, by na nią spojrzał.
- Czemu go zabiłeś? I tak… przy wszystkich…? – Po jej minie wywnioskował, że już się domyśla odpowiedzi. – Boże… - szepnęła tak cicho, że ledwo ją usłyszał. Szum wody, płynącej z odkręcającego kranu zagłuszył ciche słowa, odbijał się od pokrytych granatem kafelek. Uchiha czuł się, jakby znajdował się w innej rzeczywistości.
- Jesteś tu?
Odwrócił się, by zobaczyć jak Naruto wchodzi do toalety. Zmierzył Karin od stóp do głów i zmarszczył brwi. Dziewczyna już miała coś powiedzieć, ale Sasuke ją ubiegł.
- Wyjdź – mruknął w jej stronę, jednak rudowłosa najwyraźniej myślała, że było to skierowane do Uzumakiego. – Karin, wyjdź – powtórzył i również zmierzył ją groźnie. Kobieta prychnęła urażona, jednak po długiej chwili ociągania, opuściła w końcu toaletę. Sasuke westchnął ciężko, na powrót opierając się o umywalkę. Wciąż nie odważył się spojrzeć w lustro. Poczuł delikatny dotyk na ramieniu, nie odwrócił się.
- Sasuke… Czemu go zabiłeś? – Uchiha zacisnął mocniej usta. Doskonale wiedział, że będzie musiało paść to pytanie.
- Przecież ci powiedział czemu. – Och, cholera! To było takie proste, odpowiedź była taka oczywista, jednak, kiedy wchodziło w grę przyznanie się do motywu popełnionej zbrodni to…
- Zabiłeś go, bo nazwał mnie suką? – Zerknął kątem oka na blondyna i zobaczył na jego twarzy cień uśmiechu. A może mu się zdawało? Zapewne to tylko gra świateł.
- Musiałem bronić dobrego imienia mojej rodziny. Ojciec nie interweniował właśnie dlatego. – W każdym innym wypadku powstrzymałby mnie – tego Sasuke już nie powiedział głośno.
- Hm. – Naruto odwrócił powoli Sasuke w swoją stronę. W jego oczach była taka nieopisana emocja. Emocja, która rozgrzeszała. Momentalnie zrobiło się Sasuke lżej na sercu. Zmrużył oczy, rozkoszując się spokojem, jaki przepływał przez niego, po dotyku Naruto. Uzumaki najwyraźniej wszystko zrozumiał. Nic nie trzeba było mówić głośno. Dzięki niemu, niesamowity wystrój łazienki stał się jeszcze bardziej magiczny. Można by się wręcz utopić w jego morskim, tajemniczym klimacie. Dłoń Sasuke mimowolnie powędrowała do (dop. Autor. Wy świntuchy! Wiem o czym pomyśleliście :D) kranu, odkręcając go.
- Co robisz? – Naruto spojrzał na niego, jak na wariata.
- Podkręcam klimat – uśmiechnął się krzywo, tym razem dotykając kosmyka włosów Uzumakiego, który opadał mu na oczy. Odgarnął pasmo delikatnie.
- Pff… - Chłopak prychnął i przybliżył się jeszcze bardziej do bruneta. – Z kawałkami mózgu na koszuli jesteś jeszcze bardziej seksowny, niż nagi.
- Nie wiedziałem, że teraz podniecają cię takie rzeczy – odgryzł się, z obrzydzeniem na twarzy spoglądając w dół. – Cholera… - jęknął i już w następnej sekundzie wycierał pośpiesznie białą koszulę. Naruto uśmiechnął się lekko, widząc minę Uchihy.
- Czemu nie zrobiłeś tego oczyma? Byłby mniejszy syf.
Sasuke spojrzał na niego zaskoczony. Zastanowił się chwilę.
- Po pierwsze nie chciałem, by wszyscy widzieli moją moc – przewrócił oczyma, szorując plamę krwi. Wydawało mu się, że przysychający szkarłat, powiększa się z każdą chwilą, a części mózgu rozmnażają się i… przysysają do skory, niczym pijawki. Aż się wzdrygnął, przerażony własnymi wizjami.
- A po drugie? – Naruto zabrał papierowy ręcznik z przymocowanego do ściany pudła, zwilżył go i pomóc Sasuke ścierać plamy.
- A po drugie… Sam nie wiem. Uznałem, że nie zasłużył na Sharingana – mruknął w końcu, oddając się całkowicie w ręce Uzumakiego, któremu lepiej szło czyszczenie.
- Sharingana?
- Spojrzenie, „ten” wzrok. – wyjaśnił, uśmiechając się, gdy napotkał zaskoczone spojrzenie.
- Sharingana mówisz. – Chłopak wydął usta, kończąc wycieranie koszuli. – Więcej się nie da – wyjaśnił, wskazując na koszulę.
- Wracamy do domu?
- A ojciec?
- Myślisz, że jak tam znów wejdę, to wrócę bez szwanku? – Mruknął i pierwszy raz spojrzał na siebie w lustrze. Światło jeszcze bardziej uwydatniało jego bladą cerę, a czarne oczy błyszczały jak w gorączce. Czerwone – teraz już nieco wyblakłe - plamy bardziej przypominały pozostałości obiadu, niż wnętrza człowieka, jednak, co bardziej pomysłowi z pewnością zobaczyliby krew. Sasuke zapiął czarną marynarkę, na której na szczęście, nie było zbytnio widać pozostałości jego wyczynu.
- Przecież, kiedy go zabijałeś, prawie nikt nie zareagował.
- Lepiej zostawić ich, by ochłonęli. Uwierz mi.
- Och, zapomniałem ci powiedzieć. – Naruto zatrzymał go, gdy już otwierał drzwi. Wspiął się na palce, by dosięgnąć ucha Sasuke. Musnął je ciepłym oddechem. – Jesteś prawdziwym szaleńcem. – Przez moment Uchiha czuł jego usta na skórze, jednak była to tak krótka chwila, że mogło mu się to tylko wydawać.
- Czyli się dobrze rozumiemy. – Uśmiechnął się i skierował do wyjścia.

~~***~~

Pomimo późnej pory nie pojechali do mieszkania Uchihy. Naruto siedział w samochodzie i przyglądał się z lekkim uśmiechem na ustach, prowadzącemu samochód Sasuke. Na tle mijanych świateł jego profil nabierał bardziej drapieżnego wyrazu. Teraz brunet przypominał rasowego Yakuze. Na wspomnienie japońskiej mafii, Naruto przypomniał sobie coś.
- Sasuke?
- Hm? – Mruknął mężczyzna, nie odrywając wzroku z jezdni.
- Masz tatuaż?
Uchiha spojrzał na niego zaskoczony, by po chwili uśmiechnąć się lekko. Naruto przygryzł wargę i przeczesał ręką włosy, poruszając się nerwowo na fotelu.
- A co, nie widziałeś?
- No… - Naruto widział wczoraj tatuaż, gdy kładł się w nocy spać, do jego łóżka. W zasadzie widział tylko jego zarys. Całość zobaczyć dopiero rano. Wzór na skórze mężczyzny zrobił na nim naprawdę duże wrażenie. – A masz go na całych plecach? – Zapytał dla pewności. Rano nie chciał zbyt dużo oglądać Sasuke, obawiając się, że brunet obudzi się, a w końcu miał do zrealizowania podstępny plan ze śniadaniem.
- I na ręce.
- Hm… - Naruto uśmiechnął się, mrużąc zabawnie oczy. Podobał mu się ten Sasuke w tatuażach, wyglądał dużo ostrzej. Aż przebiegł go dreszcz, na wspomnienie jego nagich pleców. – A ten wzór, lis, Kyuubi?
- Kitsune.
- Kitsune? – Naruto przygryzł palec, zastanawiając się. Wyglądało znajomo, brzmiało znajomo, gdzieś już to widział. Intuicja podpowiadała mu, że nie był to jednak zwykły symbol, jakich wiele.
- Chytry lis, w czasie Drugiej Wojny Światowej wierzono, że zwiódł on naród japoński, prowadząc go po katastrofy.
Uzumaki spojrzał na kierowcę dziwnie.
- I? Sam sobie go wybrałeś? Ten wzór? Bardziej do ciebie pasowałby, no nie wiem, jakiś smok może, albo tygrys?
- A co, nie podoba ci się? – Sasuke uśmiechnął się i zgasił silnik. Dopiero teraz Naruto zorientował się, że znajdują się na niewielkim podziemnym parkingu. Przed nimi mieściły się wielkie stalowe drzwi.
- Ale… nie uważasz, że to dziwne? Ja mam w sobie Kyuubiego, a ty…
- Kyuubi jest lisem?
- No, tak. – Naruto pokiwał twierdząco głową. Och, oczywiście, przecież nie powiedział o tym Sasuke. Kiedy zobaczył po raz pierwszy postać demona, był w szpitalu, wtedy, gdy Uchiha go zostawił. A to znaczyło, że…
- Wybrano mi go. Stwierdzono, że najlepiej ukazuje mój charakter, moje przeznaczenie… - Sasuke przewrócił teatralnie oczyma i westchnął cierpiętniczo.
- Przeznaczenie. – Naruto zadumał się chwilę. Uchiha na szczęście nie ponaglał go, najwidoczniej chciał dokończyć ten temat, w spokoju, bez jakichkolwiek świadków.
- Kyuubi jakoś nigdy nie kojarzył mi się z lisem.
- Ja dowiedziałem się pół roku temu, jaką naprawdę ma postać. – Chciał się uśmiechnąć, jednak za bardzo mu to nie wyszło. Och, jak on nienawidził szpitali. Sama myśl o tamtym zdarzeniu powodowała, delikatnie mówiąc, nieprzyjemny skurcz w żołądku. .
- Ale to w świątyni… nie czcili go?
Naruto prychnął i w końcu udało mu się uśmiechnąć.
- Oczywiście, że nie. To w końcu demon. Był przeklęty, nikt już nie pamiętam jak wygląda. Ale pamiętali o nim. Po to wyruszyłem po klucz. Był zamknięty w podziemiach. Zagrażał…
- Światu? – Sasuke wyszedł w końcu z samochodu. Skinieniem głowy, ponaglił blondyna.
- Taa… - Chłopak skrzywił się lekko. Niech to szlag! Jego długi język. Zerknął na Uchihe, jednak ten uznał, że to chyba nie jest tak ważne. Mężczyzna jakby nigdy nic, uśmiechnął się do niego i skierował sie w stronę dużych, stalowych drzwi. Naruto odetchnął z ulgą, w duchu wznosząc ręce i głowę ku niebu, by podziękować wszystkim bogom próżnującym w niebie, że Sasuke czasami nie jest tak mądry jak mogłoby się zdawać.
Poszedł pośpiesznie za brunetem, który już go zaczął wołać.

sobota, 1 maja 2010

40. Refuge

Dzisiaj specjalna dedykacja: dla najważniejszych mężczyzn w moim życiu. Już dawno im się to należało, bo naprawdę odwalają kawał ciężkiej roboty, wytrzymując ze mną tyle czasu. A szczególnie dla takiego jednego pedała co gustuje w młodych chłopcach. I jego nowej pasji. I ja wiem, że zostanie mistrzem :)Taaa... od razu się milej na sercu zrobiło! ^-^

Dzisiaj Refuge, bo jakoś tak ostatnio mam refugowy nastrój. I w następnej też raczej Refuge. A później to nie wiem. Mam straszne humory i nastroje ostatnio, to wolę nie uprzedzać, bo wszystko jeszcze mi się może odwidzieć.

Uprzejmie informuję również, że nie będę już powiadamiać.

Rozdział wyszedł mi trochę jakiś taki brutalny. Może mi się tylko zdaje, a może rzeczywiście. Znaczy nie mówię, że krwią sikają strumieniami, ale tak jakoś no… inaczej, chyba.

To tyle.


Sasuke przez dłuższy czas nie potrafił zasnąć. Przez wielkie okno mieszczące się w sypialni, patrzył na płatki śniegu wirujące na czarnym tle, przecinane łunami żółtego, miejskiego światła. Stłumiony wysokością hałas z zewnątrz był niczym kołysanka.
W mieszkaniu panowała cisza. Nie słyszał chrapania Naruto, a nawet jego oddechu.
Czy chłopak spał? Nie miał pojęcia. Równie dobrze mógł wstać i sprawdzić, Uzumaki z pewnością by niczego nie zauważył.
Sasuke nauczył poruszać się cicho, niczym śmierć. Oczy umiały wyłapywać w ciemności każdy, nawet najmniejszy ruch, nie pozostawiał po sobie żadnego śladu. Był zabójcą idealnym i jeśli by tylko chciał mógłby iść teraz do salonu i…
Wyobraził sobie Naruto, gdy chłopak budzi się, a jego twarz wykrzywia grymas bólu, może i nawet przerażenia? W powietrzu zaczyna unosić się metaliczny zapach krwi, przyjemnie drażniący, pobudzający zmysły.
„Krew i czekolada”
Sasuke wyciąga wolno nóż z ciała chłopaka. Rozkoszuje się głośnym jękiem bólu. Następnie dotyka lepkiej, ciepłej mazi, głębokiej rany. Krew staje się coraz bardziej gorąca. Parzy. Niebieskie oczy patrzą prosto w twarz Uchihy, twarz mordercy.
Przerażony otwiera nagle oczy.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
„Potwór”, zadźwięczało w uszach niczym dzwon. Słowa były tak silne, jakby pochodziły z wnętrza Sasuke, wyryte pod skórą, rozprzestrzeniające się w żyłach niczym trucizna.
„Potwór!
Coś ciepłego przytuliło mu się nagle do pleców. Miękka skóra musnęła klatkę piersiową, a następnie zjechała na brzuch. Poczuł się dziwnie bezpiecznie.
„POTWÓR!”
Głos stał się nagle dziwnie znajomy. Słyszał go już gdzieś, to było pewne. Nie dało się go zapomnieć. Złowrogi ton, cichy i nieprzyjemny, mrożący krew w żyłach. Odbierający nadzieję?
Ból.
Jęknął, poruszając się niespokojnie, ale silne ramiona jeszcze ciaśniej go objęły. Zaczął oddychać coraz szybciej, czując jak jego ciało oblewa się potem.
Ból stawał się coraz silniejszy, a on mimo to nie mógł wybudzić się z koszmaru. I świadomość. Obca świadomość wkradająca się do jego umysłu. Czyjaś obecność w bólu kumulującym się w brzuchu. Gorąc.
„Potwór zasługuje na śmierć…”
Plama krwi uderzyła go w twarz. Czuł jej smak w ustach, ociężałą ręką wytarł oczy, by zobaczyć, gdzie się znajduje. Delikatny wiatr uderzał w jego ciało. Gorąca maź spływała leniwie po skórze.
Niebo było zachmurzone, zbliżał się wieczór. Wokół jego postaci były tylko nieliczne drzewa. Stał na polanie. Och, nie. Stał na polu walki, wypalona nieznaną siłą ziemia wchłaniała szkarłatną krew, wypływającą z ciał poległych. Sasuke nie miał pojęcia kim są, po dziwnych strojach i broni, jaka leżała obok ich martwych ciał, mógł snuć jedynie domysły, iż byli dawnymi wojownikami.
„Zdradziłeś…Zdrajca zasługuje na śmierć. Jesteś potworem! Nigdy tego nie zmienisz. Zawsze nim byłeś! Już dawno powinniśmy cię zabić!”
Głos tym razem dobiegał z bardzo daleka. Był jedynie szeptem. Szeptem rozwścieczonej kobiety.
„Wkrótce o mnie zapomnisz. Zaczniesz wszystko od nowa.”
Głos, który jej odpowiedział należał z pewnością do mężczyzny. Był twardy i silny, a jednocześnie tak słaby… Sasuke wyczuł w nim dziwne napięcie, jakby jego właściciela rzeczywiście - zgodnie ze słowami kobiety - miała czegoś śmierć.
„Nie da się zapomnieć tego, co zrobiłeś!”
Rozległ się wystrzał pistoletu. Chociaż było to niemożliwe, Sasuke usłyszał jak ciało mężczyzny upada. Wraz z upadkiem pomknęła do Uchihy fala ciepłej energii, która musnęła mu twarz.
Nienawiść. Niesamowita nienawiść zawładnęła jego ciałem. Znał już tę nienawiść. Nienawiść zemsty. Miał cel, musiał zniszczyć… zniszczyć? Zniszczyć. Źródło bólu.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Sasuke obudził się, gwałtownie podnosząc się do siadu. Głowa zapulsowała mu tępym bólem, a obraz rozmazał lekko, jednak po chwili wszystko wróciło do normalnego stanu. Przetarł zaspane oczy i mruknął cicho. Zerknął w bok, by zobaczyć skotłowaną pościel po drugiej stronie łóżka. Zupełnie jakby ktoś z nim spał. W oczach mignęła mu czerwień.
- Uzumaki!

~~***~~

Naruto westchnął i odwrócił się w stronę bruneta, który wkroczył właśnie do kuchni.
- Słucham? – Zapytał jakby nigdy nic, wszystkimi siłami starając się powstrzymać od uśmieszku, kiedy zobaczył minę Uchihy. – Coś nie tak? – Udał zaskoczenie.
- Co to ma niby być? – Brwi mężczyzny uniosły się ku górze, gdy spojrzał na kuchenną ladę.
- Jeśli twoja świadomość będzie w stanie pojąć moją odpowiedź, to jest to śniadanie.
- Przygotowane przez ciebie? – Sasuke zmrużył podejrzliwie oczy i usiadł przy bogato zastawionym stole, a raczej blacie.
- Masz, co do tego jakieś wątpliwości? – Uzumaki uśmiechnął się lekko i nalał kawy do dwóch filiżanek.
- Oczywiście, że tak – prychnął i przewrócił oczyma.
- Więc…
- Kto ci pozwolił spać w łóżku? – Przerwał mu Uchiha ostro. Naruto ze zdziwienia rozchylił lekko usta, jednak już po chwili zreflektował się i oblizał je znacząco.
- A co wolisz swoje kochanki ode mnie? W nocy jakoś nie narzekałeś. Byłeś taki rozpalony… - Niby od niechcenia przejechał dłonią po klatce piersiowej.
- Kochanki przynajmniej odpowiednio by się mną zajęły. – Uchiha odwzajemnił uśmiech.
Naruto spojrzał na niego na tyle zaskoczony, by nie być w stanie wymyślić żadnej sensownej riposty. Zamilkł więc dla bezpieczeństwa, wprowadzając w kuchni nieco krępującą ciszę. Sasuke nabrał na talerz trochę jedzenia do zdegustowania. Przy pierwszym kęsie skrzywił się mocno, Naruto widząc to prychnął.
- Niby od kiedy umiesz gotować? – Zapytał po chwili mężczyzna.
- Od zawsze?
Uchiha ukroił kolejny kawałek i z nieco mniejszym wahaniem niż na początku, zjadł.
- W istocie. Zupa z niespodzianką, którą przyrządziłem u Fajfusów, zwalała z nóg. – Uśmiechnął się kpiąco, mrużąc prowokacyjnie oczy. Naruto odwzajemnił uśmiech.
- Przynajmniej później nie potrzebowałeś viagry. – Odgryzł się, nakładając sobie na talerz to, co wziął brunet – pieczonego kalmara, odrobinę sosu czatni i ryżu, z którym zwykle jadło się sos. Podstępny uśmieszek nie mógł zejść mu z ust.
- Jakbym zjadł to świństwo, pewnie by mi odpadł.
- Pff… Jasne, uważaj, bo jeszcze któraś z tych twoich kochanek ci go odgryzie.
- Ostatniej nocy to ty się chciałeś do mnie dobrać. – Uchiha przygryzł seksownie wargę. Naruto zapatrzył się na niego dłuższą chwilę. Zimny, przyjemnie pobudzający dreszcz przebiegł mu po plecach.
- Uważaj, bo cię jeszcze zgwałcę! – Powiedział cicho w jego stronę, uśmiechając się do niego dwuznacznie. Och, cholera… Doskonale zdawał sobie sprawę, do czego ta rozmowa prowadzi.
Ku jego zaskoczeniu, Uchiha wybuchnął głośnym śmiechem. Wytarł sobie wyimaginowaną łezkę i spojrzał z… och… z politowaniem na Naruto.
- Już to sobie wyobrażam… Doprawdy, aż mnie tyłek zaczął boleć.
- Tak?! – Syknął poirytowany reakcją mężczyzny. – Dzisiaj w nocy tak się do niego dobiorę, że zapomnisz, co to znaczy siedzieć! – Warknął już naprawdę wkurzony.
- Z pewnością.
Naruto nic się nie odezwał, kierując się zasadą, że ignorancja jest najlepszą z możliwych ripost. I chociaż starał się być zainteresowany tylko i wyłącznie swoim talerzem, nie umknął mu fakt, że Uchiha nakładał sobie właśnie drugą porcję kalmara. Uśmiechnął się w duchu z szatańską satysfakcją.
- I co? Teraz jakoś nie narzekasz na moją kuchnię.
Sasuke kiwnął jedynie głową od niechcenia.
- Dziwi mnie jednak fakt, że większość tych dań, jest typowymi potrawami podawanymi na kolację. – Uchiha uniósł brew ku górze, zwracając swoje ciemne oczy w stronę Naruto i przewiercając go na wylot. Chłopak zaśmiał się cicho dla rozluźnienia atmosfery. Zmrużył oczy i zamoczył palec w słodkim kremie.
- Potraktuj to, jako sugestię romantycznego wieczoru przy świecach. – Zbliżył dłoń do ust Sasuke, sam oblizując zmysłowo wargi. – Spróbuj – szepnął i wsunął palec między czerwone wargi, który zassał go przyjemnie, gładząc jednocześnie językiem po opuszku. Naruto przybliżył się do mężczyzny. Wolną rękę zanurzył we włosach, kciukiem odgarniając pasmo z ucha. Wolno wyjął palec z ust Uchihy, zahaczając jeszcze o jego wilgotne wargi.
- I jak? Smakowało? – Zapytał, parząc oddechem wrażliwą skórę.
- Jak dla mnie trochę za słodkie.
- Hm – chuchnął w jego ucho. – Będziesz musiał złożyć reklamacją.
Napotykając pytający wzrok bruneta, sięgnął do kieszeni spodni.
- Rachunek. – Położył paragon przed mężczyzną i zaczął sprzątać.
- Jaja sobie robisz? – Uchiha zmarszczył brwi, patrząc na cenę.
- Pewna miła pani, podejrzewam, że twoja kochanka, bo doskonale wiedziała co, gdzie i jak przysłać, dopisała do rachunku w restauracji, gdzie często jadasz.
- I to skąd to wszystko masz? – Sasuke aż jęknął. Naruto podejrzewał, że zastanawia się właśnie czy ma strzelić go w pysk, czy w jakieś inne miejsce, gdzie bolałoby bardziej.
- No.
Uchiha warknął cicho, jednak zaraz, jakby ktoś podmienił bruneta na jego milszą wersję, złość całkowicie mu przeszła. Zamiast niej pojawił się podejrzany uśmiech.
- Wiesz, że będziesz musiał za to zapłacić?

~~***~~

Znajdowali się na oficjalnym przyjęciu Yakuzy. Siedzieli w głównym biurowcu, w którym zebrali się najważniejsi członkowie klanu. Wśród obecnych było wielu młodych - dopiero zaczynających swoją karierę w mafii - mężczyzn. Przyjęci na tradycyjnych zasadach, lub po prostu wchłonięci przez wielką organizację. Niektórzy z nich nie przekroczyli nawet pełnoletniości, a już mieli na sumienie więcej zbrodni, niż doświadczony kryminalista. Sasuke nie miał złudzeń, doskonale wiedząc, że to właśnie ich wykorzystuje się do najgorszej roboty. Dobrze pamiętał, jak sam był gówniarzem chcącym zaistnieć w jakiejkolwiek organizacji przestępczej. Wówczas dla niego, jak zresztą i dla połowy chłopców zgromadzonych tutaj, mafia była jedyną deską ratunku.
- Za Naruto! Naszego nowego wojownika w walce z prawem! – Wykrzyknął jego ojciec, co zawtórowało jednostajnym odzewem. Uzumaki, siedzący obok niego uniósł kieliszek w górę, uśmiechając się do Fugaku i upił mały łyk. Reszta, zgromadzona przy długim stole, opróżniła swoje kieliszki do dna.
- Kac męczy? – Zapytał cicho, uśmiechając się lekko.
- Oczywiście, że nie. Minął po śniadaniu. – Chłopak zaśmiał się cicho.
- Na twoim miejscu bym się tak nie cieszył – mruknął, wykrzywiając się odrobinę na wspomnienie rachunku. Wciąż miał te cyfry przed oczyma. Naruto oblizał sugestywnie usta, uśmiechnął się wrednie i odwrócił się w bok, gdzie siedział Itachi. Jego cholerny brat jak na złość okazał się dzisiejszego wieczoru aż nazbyt rozmowny i wciąż zaczepiał, zagadywał i wtrącał się do rozmowy, którą ktoś prowadził z Naruto. Chłopak okazał się gwiazdą i każdy chciał poznać człowieka, który ucieka przed Suną, Triadą, który umiał zabijać równie dobrze, co klan Uchiha, a przede wszystkim potrafił przywołać Boga Śmierci. Jednak ta informacja nie wychodziła spoza czołowej elity i reszta miała jedynie nikłą świadomość tego, przed kim stoją.
- Dlaczego nie otworzyłeś drzwi? – Pytanie Itachiego był wystarczająco głośne, by mógł je usłyszeć Sasuke, ale i dostatecznie ciche, by nikt poza nim się nim nie zainteresował. Młodszy Uchiha spojrzał w stronę rozmawiających z wściekłością. Naruto westchnął tylko ciężko.
- Miałem za mało mocy, mówiłem ci już. – Obaj stwierdzili, że najlepszym rozwiązaniem, będzie udawać, że Uzumaki jest zbyt słaby, by tego dokonać. Było to jednocześnie najlepsze posunięcie, ale i najbardziej absurdalne, ponieważ, jak ktoś zdolny do przywołania Boga, może nie umieć otworzyć jednej, starożytnej bramy? Brzmi dość bezsensownie, jednak Fugaku złapał haczyk. Nie można jednak tego powiedzieć o Itachim. Mężczyzna z pewnością wiedział coś więcej o Naruto. Dziwiło go, czemu nie podzielił się swoją wiedzą z ojcem. Sasuke po raz pierwszy odkąd poznał tajemnicę swojego klanu, czuł się niepewnie w towarzystwie brata.
- Wiesz, że… - Młodszy Uchiha nachylił się w stronę Naruto, by usłyszeć – tym razem zbyt ciche – słowa wypowiedziane przez Itachiego do chłopaka. Zmrużył oczy, coraz bardziej poirytowany.
- Każdy z nas musi poczekać, dobrze o tym wiesz. Mogę powiedzieć ci coś więcej jeśli tak bardzo chcesz… - Sasuke słysząc to zacisnął mocniej rękę, na pałeczkach, które pękły momentalnie, raniąc wnętrze dłoni bruneta. Mężczyzna syknął cicho.
- Kurwa! – Zanim ktokolwiek zdążył zauważyć ranę Uchihy, rozległ się pijacki krzyk z drugiego końca sali. Wszyscy odwrócili się w tamtą stronę. – Co to ma niby być? – Zawołał jakiś młody, ledwie dwudziestoletni mężczyzna.
- Uspokój się! – Odpowiedział ktoś z tłumu, jednak mężczyzna nie posłuchał go. Jeden starszy kapitan, nawet podbiegł do niego, ale został brutalnie odepchnięty. I dopiero wtedy Sasuke rozpoznał śmiałka, który albo zostanie pobity, albo – w najgorszym z możliwych wypadków – zabity.
Chłopak był bratankiem jednego z przyjaciół ojca, kapitana odpowiadającego za kilka dzielnic na zachodzie miasta. Był to człowiek prostolinijny, poważny i małomówny, nawet jak na Japończyka. Najbardziej jednak zasłynął ze swojego honoru. Uchiha uśmiechnął się w duchu. Najwyraźniej bratanek nie odziedziczył żadnej - no, może z wyjątkiem pierwszej - cechy charakteru.
- Nie – jego ojciec zaprzeczył gwałtownie i uciszył wszystkich ruchem ręki. – Niech powie co się stało. W końcu jesteśmy rodziną. Powinniśmy sobie pomagać. – Chłopak słysząc to prychnął z pogardą.
- Rodziną! – Wykrzyknął w furią i jeszcze bardziej zbliżył się do stołu. Sasuke już wiedział do czego chłopak zmierza. – Jestem w klanie już ponad pół roku i wciąż muszę wykonywać najgorsze rzeczy! Nikt nie liczy się z moim zdaniem, a ten jebany Chińczyk nawet tygodnia nie służył i już nosi się z samymi braćmi Uchiha! – Sasuke przygryzł wargę. Z jednej strony zabawna byłe jego niewiedza, ale z drugiej… Zerknął kątem oka na Uzumakiego, który patrzył na chłopaka z obojętnością. Chociaż… bardziej wyglądało to na pogardę. Japończyk chyba też to zauważył, bo podszedł jeszcze bliżej. Jedynie kilka kroków dzieliło go od Naruto, gdyby chciał mógłby go nawet uderzyć.
- Hiroshi! Przestań! Nawet nie wiesz kim on jest! – Stary wuj podjął ostatnią próbę ratowania swojego bratanka.
- Kim?! To cholerny Chińczyk! Mój ojciec zginął przez takich jak on! Nie pamiętacie już co działo się dwadzieścia lat temu? Jak fala emigrantów przybyła do Japonii i walczyła z Yakuzą o dzielnice? Ilu naszych ludzi zginęło?! Chcecie, by znów się to powtórzyło? Yakuza jest organizacją japońską! Żaden skurwiony Chińczyk nie powinien mieszać się w nasze sprawy! Dlaczego nie pójdzie do Triady? Może to jej szpieg?! Do tego dojdzie, że nas wszystkich pozabija! Skurwiony pies chiński! Daje dupy Uchihom, że każdy boi się odezwać?
Sasuke wyczuł, jak Naruto drgnął. Sam, niewiele myśląc sięgnął do wnętrza marynarki. Chłopak nawet nie zdawał sobie sprawy, że to jest już jego koniec. Ciągnął swój wywód, a każdy był chyba w zbyt wielkim szoku, by jakoś zareagować. Sasuke wyciągnął przed siebie broń.
- Powtórz to jeszcze raz – powiedział zimny, przerażającym głosem. Poczuł na sobie wzrok wszystkich wokół, jednak niebieskie oczy wpatrujące się tuż obok, powodowały, że temperatura jego ciała niebezpiecznie podwyższyła się.
-Zabij mnie! Proszę bardzo! Przygotujcie się na więcej… - nie zdążył dokończyć zdania, gdyż Sasuke wystrzelił, trafiając w kolano chłopaka. Ten krzyknął przeraźliwie i upadł na ziemię. Uchiha wstał, podchodząc do swojej ofiary.
- Powtórz, powiedziałem.
- Al…e…c…co?!
Sasuke przykucnął. Cała sala gapiła się na nich, jednak nawet jego ojciec nie chciał go powstrzymywać. Dlaczego? Może uznał, że śmierć mu się należy, a może chciał popatrzeć na przedstawienie?
- Ten skurwiony Chińczyk – Zaakcentował wszystko z wściekłością – jest lepszy od wszystkich członków Yakuzy razem wziętych, rozumiesz? – Przystawił mu pistolet do policzka. Chłopak pokiwał szybko głową.
- Nie zabijaj go! – Krzyknął jeszcze jego wuj, jednak Sasuke zignorował go.
- Wybaczam ci, że tego nie wiedziałeś i oczekuję, że przeprosisz go – Uchiha wstał i odwrócił się w stronę blondyna. – Na kolanach – dodał, do wciąż leżącego chłopaka. Ten jęknął cicho, jednak po kilku sekundach walki podparł się rękami i z obłędem bólu w oczach podniósł się na czworaka. Wymamrotał coś cicho, a Sasuke zdenerwowany złapał go za włosy i podciągnął do pionu. – Po angielsku! – Syknął i spojrzał w stronę Naruto, który siedział nieruchomo i obserwował wszystko uważnie.
- Przepraszam – krzyknął z rozpaczą w głosie chłopak.
- Za co? – Zapytał Naruto, z pewnością nie rozumiejąc, o co dokładnie toczy się awantura. W końcu nie umiał języka japońskiego.
- Za to… że…ee… naz…wałem cię…p…ppp…sem! I...i...za...kurwe – Wydukał w końcu nieskładnie.
- A teraz niech każdy z was zapamięta tą lekcję! – Krzyknął Sasuke i strzelił chłopakowi w głowę. Jego ciało upadło na podłogę niczym marionetka. Uchiha czuł, jak krople krwi spływają po jego twarzy. Spojrzał na Uzumakiego i wyszedł z Sali, zostawiając trupa i oniemiałych gangsterów. Gdy zamknął za sobą drzwi, usłyszał jak podnosi się wrzawa. Westchnął cicho i skierował się do najbliższej łazienki.