poniedziałek, 30 sierpnia 2010

Bom Bom! 13

Ewerina, Qeen ci już chyba wyjaśniła :)
Qeen xD Niestety nie oglądałam tego filmu ;D Ale chyba się pokuszę. No popatrz, w Smerfach też są takie niemoralne aluzje. A rzucili się tylko na biedne Teletubisie ;D Haha, no nie wiem nie wiem, jak z tym seksem będzie... ;) I jednak nie masz zaległości D: Win za to moją wenę! ;D
Kuroneko >teraz pochłania mnie coś zupełnie innego ];> < ej kurde, nie zapytałam ci się co cię pochłania? xD I mogę cię zapewnić, że stracha mu napędzi, ale na razie nic nie zdradzam ;D I stanowczo teraz ja przesyłam tobie, swoją wenę! Koniec i kropka :D Daję ci wszystko co mam, o! Daimon haha! :D Tyś mi jak ta Jagienka, czy Danusia :D Haha, >Ale co tam, pogrzebmy w popiele, o! już widać główkę ;) < zabiłaś mnie tym tekstem! :D Widać główkę, ale czego...? A jeśli chodzi o kumplowanie się z Księciuniem naszym, cóż ja się przyzwyczaiłam już do takiego traktowania :D I to wcale nie jest oznaką czegoś złego. Po prostu, Sas ma przerośnięte ego :) A jeśli chodzi o kosza, ja miałam zazwyczaj takie długie paznokcie, że wszystkich drapałam ^-^' jezu jak ja kochałam długie paznokcie :( >Naruto, bój się boru, przystojny brunet na dwunastej! < xD nic dodać nic ująć :D Cholera, jesteś jedną z nielicznych osób, które tak lubię cytować :D >Dajmy mu chwilę na zmianę gustu... i orientacji < xD oj tak, trochę czasu na zmianę orientacji mu się zdecydowanie przyda. Chociaż Sas z pewnością przyśpieszy ten proces ;D Haha, ja szczerze powiedziawszy jestem jedyną, a przynajmniej znajduję się w mniejszości, która nie przepada za viatorem :) I cieszę się, że nowy pomysł na opo się podoba. Tym razem to ty leżysz w mniejszości ;D I dziękuję bardzo za taką długą wypowiedź, haha ! :* Shasti lol! to ja naprawdę jestem, cholera dobra :D I mam wyczucie, diabelne wyczucia :D Może już z deczka nieaktualne, ale wszystkiego najlepszego z okazji ur ;* FAjnie być pierwszą w robieniu niespodzianek urodzinowych :D A jeśli chodzi o te szkolne psikusy, cóż... trudno mi było wymyślić coś konstruktywnego, a nie chciałam robić też z Sasa takiego szczeniaka, co to tylko głupie żarty potrafi wywijać :) Shasti, kochanie, no muszę ci powiedzieć, że będzie do niej zrażony i to mocno, a jej stanie się coś niedobrego :D Możesz być pewna ;)
Shiroi słonko, mały diable :D No to trzeba było tak długo spać? :D i oj tak, kto się czubi ten się lubi w końcu ;D
Mikoto, no nie wiem, czy coś takiego by wypaliło. Popytaj na innych blogach, innych autorów, chociaż z jednym opowiadaniem byłoby trochę ciężko, tzn., byłoby bardzo chaotyczne, bo każdy ma inny styl i do różnych rzeczy przywiązuje wagę. No jeśli będzie ktoś jeszcze chętny, to w sumie nie zaszkodzi spróbować :)
Sasame, ciesze się, że Sasuke jednak da się lubić :) haha! A z tymi cy.cuszkami pojechałaś :D
Pazurek, cóż, masz rację, tak dlatego właśnie Sakura spodobała się Naruto. Ale czy to teraz ważne?
Sanu wydaje mi się, że zaliczymy nie tylko wszystkie zwierzęta hodowlane, ale wszystkie, z których można zrobić wytwory mięsne. Najprawdopodobniej owoce morza również zaliczymy po drodze :) Haha! ;D Ja też lubię jak Sasuke mówi 'takim' głosem do Naruto ;) I Sanu, kochanie, pamiętaj, że groźby są karaln! :D Ja się boję, cholera! :D A jeśli chodzi o nowe opo, to dziękuję za szczerą opinię:D A i sprostowanie, partnerować DiCaprio będzie świętej pamięci Leadger :)
yukami, ja też mam nadzieję, że kiedyś skończę Refuge ;D I gratuluję wytrwałości, 4 rano to coś już coś XD a jeśli chodzi o chaotyczność, cóż BB może być chaotyczne :D nie zaprzeczam.
alien, skarbie, ty się nic nie martw! Sas na pewno nie będzie nagrodą pocieszenia dla naszego blondynka, co to to nie! :D ej i właśnie! :D Co z tym artem, co mi miałaś wysłać? :D Ja chce to zobaczyć, nooo :D A i właśnie zapomniałam dodać ten co mi wysłałaś :D Niezwłocznie to muszę uczynić, cholera :D
Anju jeśli chodzi o piosenkę, to było to 'Bom Bom!' Kokii :) zakładam, że nie znasz i szczerze to tylko tak mniej więcej wiem, o czym ona śpiewała :D Ale tak jakoś no, mnie to zainspirowało. Haha! :D Stara miłość nie rdzewieje? xD aww, miło mi bardzo słyszeć to z ust takiej blogerki jak ty, cholera! :D dzięki wielkie ^-^ i Serio pisałam Neij? xD No dziwne ma imię, kurde, to później się człowiek myli xD
wookie , właśnie, jesteś strasznie niecierpliwa! :D Na miano pisarki nie zasługuję, ale i tak mi miło ^-^ i, hm... wisienka na torcie? ;D
Black Lady, 'wiem, wiem, pisze jakbym miała 12 lat i kręcone włosy :D' wcale tak nie piszesz :D To ja czasami mam za bardzo chaotyczną tą akcję :)



No cóż, ciężko mi było z siebie coś wykrzesać, ale na koniec wakacji zacisnęłam pasa i jest Bom Bom! 13 :) Eee... rozdział nie jest dłuższy, ani nic, no ale musiałam tak zakończyć, bo akcja mi się akurat w taki sposób rozkłada. O. Koniec i kropka.
Jeśli chodzi o dodawanie rozdziałów w roku szkolnym, to szczerze powiedziawszy nie wiem jak to będzie. Postaram się pisać jak najczęściej i co tydzień może uda mi się coś wyskrobać :) Jeśli chodzi o ten rok szkolny mam jakieś złe przeczucia...
Ech, a i jeszcze jedno. Pamiętajcie, że kiedy Sasuke opisywał spotkanie Naruto i Sakury, to to były jego myśli i nie wszystko musiało być takie, jakie mu się wydawało. A po drugie, cóż w końcu Naruto nie znalazł nikogo lepszego w miasteczku, więc na kimś musiał swoje uczucia, hm, zawiesić? ^-^ Ale będzie to tylko chwilowe, przecież wy wiecie :)
A i wybaczcie, że tak długo nie komentowałam na niektórych blogach. Czasami przerażają mnie zaległości jakie mam i jednocześnie długość rozdziałów. Jestem dziwnym krótkodystansowym człowiekie ;). Ale obiecuję, że jutro zbiorę się w sobie i skomentuję to, co mam skomentować.
Nie przedłużając,


Rozdział z dedykacją dla alien, która jest pomysłodawczynią wątku z masturbacją ;) oraz dla Virus_Ci, o.


Rozdział niebetowany, więc jeśli zauważylibyście coś, uprzejmie proszę o poinformowanie :)






Naruto uśmiechnął się lekko, gdy przechodził akurat obok gabinetu Tsunade. Nie mógł odmówić sobie zajrzenia przez niewielkie okienko, mieszczące się w drzwiach do sekretariatu albo, jak kto woli – poczekalni, tym razem goszczącej samą elitę ich uroczej szkoły.
Kiba siedział naburmuszony, z całą pewnością zastanawiając się nad niesprawiedliwością tego świata.
Och, Naruto takie rozmyślania ma już chyba za sobą.
Blondyn uśmiechnął się jeszcze szerzej, a jego oczy zamigotały niczym dwa diamenty.
No… Przynajmniej na dzień dzisiejszy. Bo jutro z pewnością znów będzie musiał iść pod prąd. Albo pojutrze, zwarzywszy na karę, jaką dostaną jakże weseli chłopcy z ferajny.
W gabinecie, oprócz obrażonego na świat Inuzuki, był jeszcze Neji.
Hm… ten wspaniały Neji, który też potrafił stworzyć fascynujące przedstawienie. Pełne zaskakujących zwrotów akcji, efektów specjalnych i z mrożącym krew w żyłach finałem.
Uzumaki zaczął się zastanawiać, czy szkolna elita nie chodzi czasem na jakieś zajęcia teatralne. Wszyscy członkowie tej ekskluzywnej grupy byli doprawdy, wybornymi aktorami.
Kuzyn Hinaty ku zaskoczeniu Naruto, wydeptywał krąg w drewnianej, lśniącej podłodze, od czasu do czasu zatrzymując się i patrząc, albo nie, inaczej – gapiąc się na zegarek. Właśnie ten, na który podczas ostatniej wizyty Naruto w gabinecie dyrektorki, Sasuke Uchiha tak nienawistnie spoglądał.
No i teraz pora na naszego rodzynka. Dosłownie wisienkę na torcie, która stała przyczajona w mrocznym kącie i…
I patrzyła wprost na Naruto.
Blondyn spojrzał hardo w ciemne oczy, a na jego usta powoli i mozolnie wpłynął uśmiech satysfakcji tak wielkiej, że niemożliwym było, aby ten drań go nie zauważył. Ale Uchiha również się uśmiechnął. Lekko, prawie niezauważalnie. I jego uśmiech miał w sobie coś tak niesamowitego, że Naruto aż odsunął się od drzwi.
Uzumaki teraz mógł tylko z rosnącym napięciem patrzeć, jak Sasuke odrywa się od ściany, którą właśnie podpierał i sunie wolnym krokiem do wyjścia z sekretariatu. Przez małe okienko w drzwiach wciąż patrzy na Naruto, który aż skulił się w sobie. W uśmiechu tego cholernego drania była jakaś niema groźba, zapowiedź burzy śnieżnej, trzęsienia ziemi a może huraganu? Z pewnością kataklizmu.
Sasuke tuż przed otwarciem drzwi, odwrócił lekko głowę, mówiąc coś swoim przyjaciołom, po czym ponownie spojrzał na blondyna, teraz poświęcając mu już całą swoją uwagę. Wyszedł na korytarz.
Na jego ustach wciąż błąkał się ten niesamowity uśmiech.
- Naruto – powiedział cichym, hipnotyzującym i wibrującym jakąś dziwną emocją głosem. Biednemu blondynowi aż dreszcz przeszedł po plecach, kiedy usłyszał ten specyficzny niski i męski głos. – Buźka nie boli?
- Kiedy cię widzę, jakoś przestaje – warknął, przekrzywiając lekko głowę, tak, by grzywka opadła mu na oczy.
- Och, z pewnością. – Uchiha zaśmiał się złośliwie i jak na ironię, przekrzywił głowę w przeciwną stronę.
- Pozdrów ode mnie Neji`ego. Powiedz, że na gwiazdkę sprawię mu specjalny prezent i przedmucham Hinatę – mruknął cicho, mrużąc oczy i uśmiechając się lekko złośliwe. Nie przewidział jednak, że Sasuke skrywa w rękawie kolejnego asa.
- Hinatę? A ja myślałem, że nocami… – Chłopak przybliżył się do blondyna, który aż wciągnął ze świstem powietrze do płuc. Chwilę potem poczuł, jak Uchiha parzy jego biedne ucho swoim gorącym oddechem. - … Trzepiesz sobie, myśląc o kimś innym.
- O kim? – mruknął, zachowując jeszcze – jakimś bliżej niewyjaśnionym cudem – trzeźwość umysłu.
- No, pomyśl... S.. Sa...
- Sa...? - powtórzył blondyn, ledwo rozeznając się w rzeczywistości. Bliskość bruneta przyćmiewała wszystko wokół. - Sasu...
Uchiha uśmiechnął się wrednie, cofnąwszy głowę.
- Proszę, proszę – powiedział, doskonale zdając sobie sprawę, że strzelił Naruto takiego gola, że po prostu wgniótł go w bramkę.
- Nie to miałem na myśli, głupku! – Naruto pchnął go lekko, jednak nie zdążył powstrzymać zdradzieckiego, parszywego rumieńca, który wpłynął na jego policzki. Uzumaki tłumaczył sobie, że był to rumieniec wściekłości.
- Naprawdę? – Sasuke przygryzł wargę w rozbawieniu.
Och, jak on musiał teraz sobie z niego kpić. Jak musiał się diabelnie cieszyć z tego…. Tego…. Przejęzyczenia! Bo przecież Naruto nie pucuje sobie torpedy myśląc o tym cholernym draniu, bądźmy poważni!
No.
- Cholera! Przestań mnie pedalić, dupku!
- Uzumaki – warknął ten przeklęty Uchiha jakimś dziwnym, gardłowym głosem. – Nie sądziłem, że twój ślimak tak reaguje na moją osobę, a myślałem, że to na widok Haruno się ślinisz.
- Najwyraźniej u ciebie tylko na myśleniu się kończy! – Syknął Naruto, w bezsilnej wściekłości zaciskając z całych sił swoją pięść.
Ależ go ona świerzbiła!
Jeśli któraś część jego ciała chce dotknąć tej cholernej, sportowej gwiazdki, to z pewnością nic innego jak jego p… pięść.
Naruto zamrugał zdezorientowany.
Czy przed chwilą ten pacan nie odkrył właśnie jego tajemnicy? Tego, że czuje mięte do Sakury?
Uzumaki przełknął ślinę, z nieskrywanym przestrachem patrząc na dumnego jak paw Uchihe. Gdyby pewność siebie mogła latać, tak jak głupota, ten debil z pewnością byłby pierwszym, który odkryje obcą cywilizację w kosmosie.
- Ale masz rację, Haruno nie jest zbyt wielkim obiektem pożądania. Musze ci powiedzieć, że jeśli chodzi o twój gust, to jest chyba najlepszą rzeczą, jaką dysponujesz.
Sasuke pił nie do uwielbienia Sakurą, a jego małego przejęzyczenia. Niewielkiej pomyłki, o której z całą pewnością nie da mu zapomnieć.
- Masz rację! Nie robię nic innego, jak walę sobie konia, myśląc o tobie! – Warknął na tyle głośno, że nawet nie zauważył, że wilk o którym mówili, zbliżał się do nich wielkimi susami. Idąca właśnie w ich stronę Sakura Haruno nie mogła tego nie słyszeć. Z pewnością chciała coś zagadać do Uchihy, jednak gdy tylko dotarł do niej sens słów Naruto, zatrzymała się w pół kroku, a jej lśniące buty błysnęły ostrzegawczo.
- Och, kochanie! – Sasuke jakby nigdy nic odwrócił się do dziewczyny, z szarmanckim, albo raczej szelmowskim uśmieszkiem.
Diwa szkoły zdębiała, dosłownie i w przenośni.
- Z dnia na dzień piękniejesz.
Chyba chciałeś powiedzieć – ‘starzejesz się’, przemknęło Naruto przez myśl, jednak przełknął tę ripostę i zmrużył oczy, zastanawiając się, co teraz przyjdzie do głowy temu cholernemu…
- Mam nadzieję, że przyjdziesz na imprezę. – Sasuke uśmiechnął się do niej niebezpiecznie. Do niej, albo do Naruto. Chłopak nie miał pewności, chociaż mógł podejrzewać, że ten specyficzny uśmiech jest zarezerwowany tylko dla niego.
Czasami naprawdę potrafi go zaszczyt kopnąć.
Ale tylko czasami.
- Tę za tydzień? W… piątek?
- W piątek.
Był początek października, dokładnie trzeci dzień tego miesiąca.
A za tydzień jest… dziesiąty.
Och, Sasuke jesteś największym skurwielem jakiego znam.
- Pewnie, że przyjdę! – Dziewczyna z pewnością miała wilgotno między nogami. I nie tracąc czasu, pożegnała się szybko z Uchihą, już pędząc, by powiedzieć o dobrej nowinie wszystkim swoim koleżankom.
Zostali sami.
Nie licząc oczywiście pojedynczych uczniów, którzy szybko przemykali korytarzem, śpiesząc do klas. Zbliżał się koniec długiej przerwy.
Ale oni nie byli ważni.
Liczył się tylko Sasuke.
- Co, Naruto? Przyjdziesz na imprezę? – Zapytał i oblizał bardzo powoli, prowokacyjnie wręcz swoje idealnie wykrojone, karminowe wargi.
- Po co? – Burknął, naprawdę przeczuwając coś niedobrego.
- Będzie Sakura.
- I co z tego? – Naruto nadął policzki, niczym małe dziecko, buntowniczo patrząc w czarne oczy rywala.
- A chcesz się przekonać, czym jest naprawdę Bom Bom?
Jeśli wrócić do motywu liczenia bramek, jakie nasi kochani chłopcy sobie strzelali, to teraz miało się wrażenie, że Uchiha – niczym zawodowy piłkach - strzela kolejnego z kolei gola do bramki blondyna, która zdecydowanie za często gościła w swojej poszarpanej siatce piłkę Sasuke. A Naruto był niczym zawodnik z podwórkowego klubu. I jeśli teraz nie chciał przegrać walkowerem z tym cholernym draniem, to musi przyjść na imprezę.
Nawet jeśli to oznaczało oddanie się w ręce Uchiha. Dokładniej – jego tyłka, do którego wciąż przecież brunet miał prawa, a jak dotąd nie mieli okazji, by Sasuke mógł wykorzystać przysługujące mu przywileje.
- To, jak? Przyjdziesz?
W odpowiedzi Naruto uśmiechnął się jedynie niebezpiecznie.


- O czym gadałeś z tym debilem?
- O imprezie.
Zapadła chwila głuchej ciszy. Kiba i Neij wgapiali się w niego z takim zdziwieniem, jakby właśnie się dowiedzieli, że Naruto masturbuje się, myśląc o nim.
Sasuke na wspomnienie rozmowy z blondynem zaśmiał się diabolicznie w myślach, jednak otwarcie pozwolił sobie jedynie na złowrogi uśmieszek.
Kiba zmrużył oczy, poruszając się nerwowo na swoim krześle. Neji stał na środku pomieszczenia z założonymi na piersi rękoma.
Obaj znali Sasuke na tyle, by wiedzieć, co się święci.
- Zaprosiłeś go – stwierdził Neji dziwnie pustym, płaskim głosem.
Uchiha spojrzał na nich tak, że naprawdę niepotrzebne były już żadne słowa.
- Co chcesz zrobić?
Od odpowiedzi na to niezwykle nurtujące pytanie, wybawiła go rozwścieczona dyrektorka we własnej, jakże złowrogiej osobie. Gwałtownie otworzyła drzwi swojego gabinetu i spojrzała na zebranych uczniów tak, że mimowolnie zimny dreszcz przeszedł po ich młodzieńczych ciałach, których z pewnością nie dosięgnął gniew Tsunade. Jeszcze.
- Proszę mi wytłumaczyć, co to, do jasnej cholery, miało być na tej hali? Bawicie się w wojny tureckie, czy aż tak bardzo chcecie zostać zawieszeni w swoich prawach?
- To… - Kiba spojrzał buntowniczo w oczy kobiety, chcąc zapewne powiedzieć jej, że i owszem toczą zaciętą wojnę, jednak to ten cholerny Uzumaki ją rozpętał, a oni są jedynie biednymi chłopcami z placu broni. Kiedy Sasuke jednak zobaczył minę dyrektorki, zrozumiał, że to jednak kobiety odpowiedzialne są za całe zło tego świata.
Inuzuka spojrzał z konsternacją na swoje buty, a Tsunade zwróciła się do Sasuke.
- O ile wiem, ty nie brałeś udziału w tej bójce – powiedziała, uważnie obserwując reakcję Uchihy. Z pewnością nie do końca wierzyła w sprawozdanie Jirayi, który bądź co bądź widział całe wydarzenie. I rezolutnie kibicował nadgorliwym pięścią uczniów.
Sasuke pokręcił przecząco głową, mając na tyle odwagi, by spojrzeć kobiecie w oczy.
- Więc? Co tutaj robisz? - Jej brwi uniosły się do góry, a spojrzenie zdało się mówić: ‘nawet nie jesteś w stanie sobie wyobrazić, co ci zrobię, jeśli udzielisz złej odpowiedzi’.
Nasza sportowa gwiazda mimowolnie przełknęła ślinę. Uchiha czuł presję równie wielką jak na mistrzostwach świata. Z tym małym wyjątkiem, że teraz miał wrażenie, iż na szali znajduje się - nie zwycięstwo w zawodach a całe jego życie, które w tej dziwnej sytuacji, zdawało się być naprawdę zasrane.
- Przyszedłem uzasadnić zachowanie Neji`ego i Kiby.
Tsunade zrobiła tak zdziwioną minę, że aż jej drugi podbródek znacznie się uwidocznił. Sasuke nauczony doświadczeniem, odwrócił wzrok od brody kobiety, by spojrzeć na jej biust. To był chyba najbezpieczniejszy punkt obserwacji, podczas rozmowy z Tsunade.
Wziął głębszy wdech.
- To było małe nieporozumienie – zaczął, jednak niedane było mu skończyć.
- Nieporozumienie?! To mordobicie nazywasz nieporozumieniem? Przecież ten cały Uzumaki o mało nie trafił do szpitala ze złamaną szczęką! – Krzyknęła, a jej drugi podbródek zadygotał niebezpiecznie. Sasuke odwrócił od niego szybko wzrok.
- Właśnie w tym problem, że to nieporozumienie wynikało ze źle zrozumianych słów. I… trochę moich przyjaciół poniosło. Chcieli bronić kogoś, kto… - chciał powiedzieć: ‘kto i tak nie zasługuje na ochraniać, vel głupią cnotkę Hyuugę’, jednak musiał zachować te słowa dla siebie.
- Kto…? – Ponagliła go Tsunade, z pewnością coraz mniej rozumiejąc jego słowa.
- Hinatę. Chcieli chronić Hinatę, ponieważ ktoś… - och, tak. Z pewnością ktoś niedobry. – Puścił plotkę o tym, że Naruto się z nią przespał.
Naprawdę nie chciał teraz patrzyć na miny swoich kumpli. Dla bezpieczeństwa skupił się, więc na biuście dyrektorki.
- To nie usprawiedliwia ich wyskoku!
- Nie może ich pani ukarać – wypalił w końcu, marszcząc lekko brwi. Nie miał zamiaru dłużej dożerać się z dyrektorką. Zlekceważył jej ciche prychniecie i spojrzał w oczy kobiecie. Później z całkowitą premedytacją zjechał na jej podwójny podbródek.
- Za niedługo zawody międzyszkolne. Nie może zabraknąć w nich najlepszych zawodników, prawda?
Zapadła chwila ciszy, w której dyrektorka patrzyła na niego podejrzliwie.
- Kiba nie jest najlepszym zawodnikiem – burknęła w końcu, jednak gdzieś tam pod swoich wielkim biustem, w swoim kobiecym, tyranicznym sercu wiedziała, że stoi na straconej pozycji. I odpowiedź Sasuke ugruntowała ją w tym przekonaniu.
- Jeśli oni zostaną zawieszeni, mnie także proszę odesłać w kwitkiem do domu.
Tsunade uśmiechnęła się niespodziewanie.
-Przez miesiąc, będziecie zostawać po zajęciach. Dodatkowo do odrobienia macie dziesięć godzin pracy na rzecz szkoły. A teraz jazda! – Krzyknęła i odwróciwszy się na pięcie, z niewyobrażalną siłą zamknęła drzwi do swojego gabinetu. Z sufitu ukruszył się tynk. Sasuke zapomniał zapytać, czy jakimś dziwnym sposobem on także został ukarany.
- Ktoś puścił plotkę?! – Warknął po długiej chwili milczenia Kiba, któremu z pewnością nie uśmiechało się odbywanie kary. Sasuke westchnął tylko cierpiętniczo.
- Za taką bójkę mogliście równie dobrze wylecieć, więc z łaski swojej siedź cicho.
- Jak dorwę tego cholernego Uzumakiego, to dokończę to, czego dzisiaj nie skończyłem – mruknął nagle Neji dziwnie spokojnym, przeraźliwie dziwnym, jakby odległym głosem. Sasuke zmarszczył brwi.
- Zaczekaj do imprezy.


Naruto siedział w klasie, w swojej ostatniej ławce, gdzie miejsce obok było wolne. Sasuke jeszcze nie przyszedł. Siedział teraz z pewnością u dyrektorki i zbierał burę. Chociaż ten dupek bezpośrednio nie uczestniczył w walce, Naruto był pewny, że każdy poznał się na jego cholernych gierkach.
Na lekcji francuskiego był bez wątpienia najgorszym uczniem w klasie. Ebisu, ich walnięty i zdrowo kopnięty nauczyciel obrał sobie za chyba za punkt honoru, zniszczenie Naruto. I robił to niezwykle metodycznie i skrupulatnie. Chociaż trzeba przyznać, że brakowało mu tej finezji, którą dysponował Uchiha.
A skoro już mowa o tym zimnym draniu…
Naruto kończył właśnie malować karykaturę przystojnego dupka, który na jego dziele z pewnością nie był taki fajny jak w rzeczywistości.
Nie! Stop!
Uchiha nawet w rzeczywistości nie jest fajny.
Na potwierdzenie swoich słów, blondyn zamalował mu przednie zęby, żeby wyglądało, jakby ich w ogóle nie miał. Szczerze powiedziawszy, to podobał mu się ten rysunek. Na nim Uchiha szczerzył się jak głupi do sera. Na zakończenie, już naprawdę nie mógł się powstrzymać, Naruto sprawił brunetowi świński nos.
Chłopak spojrzał z dumą na swojego arcydzieło godne mistrzów.
- Uzumaki! – Piskliwy, lekko zachrypnięty i wyraźnie poirytowany głos rozniósł się po klasie, automatycznie zwracając wszystkie głowy w kierunku Naruto. Blondyn spojrzał ze zgrozą na nauczyciela, który z pewnością wyłapał, że chłopak nie słucha.
Beznadzieja.
- Wytłumaczysz mi, co to jest derywacja regresywna – zażądał, z satysfakcją przyglądając się minie Uzumakiego.
Och, tak. Naruto nie był orłem z żadnego z uczonych w tej szkole języków, jednak o francuskim wiedział zdecydowanie najmniej. Albo nie, inaczej.
Naruto był zielony z teorii, zaś w praktyce był dosłownie mistrzem.
I oczywiście ta zasrana szkoła by to wiedziała, gdyby wszyscy nie skreśliliby go zaraz na początku. Naprawdę mógłby udowodnić to niejednej chętnej lasce, albo…
Drzwi skrzypnęły cicho, a w klasie pojawił się Uchiha. Ze swoim lekko kpiącym uśmieszkiem i tym cholernie seksownym błyskiem w oku. Naruto usłyszał, jak dziewczyny siedzące obok niego wzdychają z uwielbieniem. Jednak to nie na nie spojrzał Sasuke, kiedy po krótkich wyjaśnieniach, dlaczego go nie było, skierował się do swojej ławki.
Uzumaki zmarszczył brwi i jakoś mimowolnie zagryzł wargę, również patrząc na Uchihe.
- Nie rozumiem, czemu upodobniłeś mnie do siebie – szepnął w końcu, gdy zajął już swoje miejsce, a Ebisu zaczął kontynuować swój wywód, chyba zapominając o dręczeniu Naruto. – Na rysunku – dodał, patrząc uważnie na swoją karykaturę.
- Daruj sobie! - prychnął tylko Uzumaki, z zażenowaniem wyczuwając lekkie gorąco na swoich policzkach.
Zarumienił się, bo właśnie pomyślał sobie, czy Sasuke nie chciałby sprawdzić, jak dobry jest w praktycznym francuskim.
Klnąc na swoje krnąbrne myśli, po raz pierwszy zajął się lekcją.

środa, 18 sierpnia 2010

Bom Bom! 12

alien, kochanie, nie wiem jaki jest w mandze ^^' Haha! I cię zaskoczę z Oro! Zobaczysz! :D Koko czasami potrafi zaskoczyć xD No właśnie co to tego yaoi, kto to cholera mówi! xD Ty też masz coś szybko dawać, bo nie dam ci spokoju :] Pff! Jakie ja tam mam umiejętności pisarskie :P Ale staram się, żeby Bom Bom! miało smaczek! ^-^ I Alien, pamiętaj skarbie, chcieć to móc...! :D
Qeen, a tam kilka błędów i tam poprawiłaś masę, więc co to te kilka malutkich przecinków? :D A kiedy pisałaś o symptomie emo o mało nie oplułam pitą właśnie herbatą :D Sasuke jest emo, ale nie chce się do tego przyznać! :D Nie no żartuje oczywiście ;)Prawdziwa gra Bom Bom! już niedługo :D
Hibari,awww cieszę się, że Itachi ci się spodobał :D Miałam co do niego pewne zastrzeżenia, bo z mangi go nie znam i jedynie z FF mogę coś o nim powiedzieć :] więc starałam się, żeby był troszkę inny niż zazwyczaj widzę na blogach :) Trochę zły a trochę dobry ;D I Kushina ma wkurzać, ma :D Dobrze, że Cię wkurza ;)I ogladałam Shaman Kinga, ale Trey na pewno nie ma takiej deski fajnej jak Sasuke! :D
Virus Ci, ty to zawsze masz pomysły :D Szczególnie z tymi kajdankami, hahah! :D Ale cóż... nie potwierdzam i nie zaprzeczam xD Ostry seks wisi w powietrzu...? xD
Shiroi no widzisz, może tym razem ci się uda być pierwszą :] Awww, martwiłaś się o mnie skarbie? xD ależ twój wspaniały gwałt nie ucieka, on tam czekana na ciebie w którymś rozdziale, nic się o to nie martw :D Shiroi, ja też Cię kocham za twoje zrypane komentarze, haha! :*
Black Lady,cieszę się, że Itachi Cię zaintrygował :D A jeśli chodzi o Bom Bom! Mam nadzieję, że wytłumaczyłam :]
Sasame, oj, mam nadzieję, że to jednak nie był obcas, tej 'Miss Miasta', co? ;> A jeśli chodzi o towar, to już wkrótce się przekonacie... XD
Sanu, aww cieszę się, że udał się tekst z tym macho :D Bo myślałam, że nikt nie zajarzy ;D Och, Sasuke zawsze przy Naruto jest niewyżyty ;> >I ten koniec w ramionach Uchihy nawet go ucieszy.< nawet...? xD No cóż, zgadam się z tobą. Nowa rodzina Naruto to wieksze hard cory niż Fajfusy :D I proszę nie używać na moim blogu słowa 'chemia' :) Mam uraz ;) Daimon, wal pomysłami na prawo i lewo :D ja się naprawdę nie pogniewam :D No cóż historia jest skomplikowana :D Ale mam nadzieję, że teraz skopaliście tyłki Krzyżakom na tym zjeździe :D Mi zawsze rodzice powtarzali, że znaleźli mnie w burakach. Ale ja i tak zawsze wiedziała, że jestem od listonosza :D No bo Bom Bom! jest inspirowane życiem :D Och, tak, Naruto będzie tańczącym z rybami, na fali, o! :D rozbrajają mnie Twoje określenia :D
Kuroneko, nie no trudno mi jest wyobrazić sobie to narusasu jednak :D ale jak już obiecałam kiedyś tam, wydaje mi się, że byłabym zdolna się o coś takiego pokuscić... :D ej ale też Naruto pokazuje, że uke nie musi być słodki i piskliwy :D nie lekceważ Uzumakiego :D Ooo! Ja chcę one-shota w twoim wykonaniu, stanowczo :D haha, a twoje propozycję w sprawie zakładów do Bom Bom! rozpatrzę i wykorzystam, haha! :D
Pazurek, oj już nie udawaj takiej miłej xD Ale dziękuję :D Ja doskonale wiem co Ty lubisz... xD
Mikoto, aww ja też je bardzo lubie :D Szczerze powiedziawszy wolę je 100% bardziej niż te rozgrywające się w mangowym świecie ;) A co do twojego pomysłu, to może go rozwiń, bo to miałaby być jedna historia, czy one-shoty?
Anju, ha! ale zdążyłaś ;D odpowiadam dosłownie w ostatniej chwili na twój komentarz, bo już miałam dodawać. Haha! Właśnie, bo ze snowboardem i surfingiem to trochę jak z hm, no nie wiem, piłką nożną i ręczną? Niby podobne, a jednak nie ma tak łatwo! ;) no właśnie! :D Nie ujawniaj się z kibicowaniem, bo jeszcze jakiś zwolennik przeciwnego przystojniaka(sic! XD) wyskoczy :D tak, tak. Plus dla mnie :D Naoglądałam się filmników i poczytałam trochę, bo o snowboardzie guzik wiem :D Haha i jednak cieszę się, że Kaszalot się podoba :D Haha, i cieszę się, że załapałaś aluzje z macho :D Haha, przez piosenkę? Nazwa Bom Bom wzięła się właśnie z tytułu piosenki :D


Haha! No i co na to powiecie? :D aż sama nie wierze ;D Cuda się zdarzają.
Dzisiaj króciutki wstęp,
cieszę się, że zagłosowaliście na moim drugim blogu, jednak dziwi mnie, że nikt :D, kompletnie nikt nie napisał, co o nim myśli, ani 'me' ani 'be' ani 'kukuryku' :D Bo ja naprawdę chcę wiedzieć, czy postacie się wam podobają i co myślicie o tym, żeby akcje osadzić w XVIII, XIX wieku. No wiecie, co :D



rozdział betowała kochana alien :*


Naruto z każdym kolejnym dniem spędzonym w upiornym miasteczku, coraz bardziej wdrażał się w ten diaboliczny klimat. Poznawał powoli swoją nową klasę, która bądź co bądź, nie chciała poznać jego, od początku pałając do biednego Uzumakiego nienawiścią. Zapoznawał się również z wysokimi standardami edukacyjnymi, jakie posiadała jego nowa szkoła. Nauczyciele, choć wciąż patrzyli na niego wyrozumiale, byli naprawdę surowi. Zbyt surowi zdaniem Uzumakiego, jednak kto liczył się z jego opinią? No, może była jedna osoba, która się nią przejmowała.
Hinata Hyuuga jako wyjątek, odłam społeczeństwa, socjopatka zaprzyjaźniła się z Naruto. Jednak ku jego ogromnej rozpaczy, Uzumaki nie cieszył się z tego tak bardzo, ponieważ…
Ponieważ nasz Naruto się zakochał.
Zupełnie szczeniacko, bez opamiętania. Z mizernymi widokami na przyszłość i niemożliwą do pokonania przeszkodą w teraźniejszości.
Z każdym kolejnym dniem w tym upiornym miasteczku coraz bardziej interesował się Sakurą, jedną z jego koleżanek z klasy, która z pewnością nie odbiegała urodą od panienek z Kalifornijskich plaży. Była nawet ładniejsza od jego byłej dziewczyny! Jednak na drodze do szczęścia z różowowłosą wyrastała przeszkoda wielka niczym Chiński Mur. Przeszkoda, która była aktualnie gwiazdą sportową, bożyszczem nastolatek.
Och, tak. Sasuke Uchiha z całą pewnością był przystojnym, zimnym draniem, którego ulubionym zajęciem oprócz obserwacji Naruto było dbanie o to, żeby blondyn przeżywał w szkole piekło. Począwszy od niewybrednych komentarzy, przez jawne prowokowanie, na pełnych fantazji żartach kończąc. I chłopak musiał przyznać że ten cholerny Uchiha naprawdę potrafił zaskoczyć swoimi pomysłami.
Co do jednego się jednak mylił.
Niedługo miną dwa tygodnie od przyjazdu Naruto. Dwa tygodnie, a on wciąż żyje, oddycha, kontaktuje i ma się dobrze. Może nie wyśmienicie, jednak naprawdę nie jest źle.
I Sasuke pomimo całej swojej kreatywności i złośliwości nie wykurzył blondyna z małej, górskiej mieściny.
A mina Uchihy, gdy tylko ten nieszczęsny tydzień dobiegł końca była więcej niż bezcenna.

- Jesteś najlepszy, załatwiłeś go na amen!
- Nie sądziłem, że stać się na coś takiego.
- Piękny styl, naprawdę.
Kumple Uchihy i sam Książę śnieżnego miasteczka siedzieli na stołówce, wychwalając swojego kolegę. Z pewnością nie mogli wyjść z podziwu nad misterną, niezwykle skomplikowaną i jakże zapierającą dech w piersiach intrygą, autorstwa Sasuke Uchiha, oczywiście.
- Tak jak powiedziałem, po tygodniu się go pozbędę – sam genialny pomysłodawca szatańskiego planu siedział dumny niczym paw, z zadowolonym uśmieszkiem na ustach. Na tę chwilę ściągnął swoją maskę obojętności, pogrążając się po prostu w szczęściu.
Och, czyż to nie cudowny widok?
Naruto było bardzo przykro niszczyć tą sielankową atmosferę. Wiedział, że szampański nastrój bruneta zniknie tak szybko, jak się pojawił.
Ale takie jest po prostu życie, prawda?
Raz pod wozem, raz na wozie.
Podszedł do chłopców z ferajny.
- Sasuke – powiedział cichym, wibrującym głosem, właśnie tak, jak ten dupek zawsze do niego mówił. Powolnym ruchem położył dłonie na ramionach Uchihy. Aż się dziwił, że banda siedząca przy stoliku, go nie zauważyła. Wszyscy inni już utkwili w nich swoje ciekawskie oczy.
Hmm….
Z pewnością kroi się kolejny skandal i aż dziw bierze, że w większości. Z pewnością kroi się kolejny skandal, w którym Naruto znów zagra główną rolę a partnerować będzie mu Uchiha, naturalnie.
- Ćpałem tydzień temu a nadal mam zwidy. – Kiba zamrugał oczami, jakby coś mu wpadło do oka. Mogła to być krzta rozumu, jakiegoś olśnienia, cudu bożego, jednak Naruto ręki za to nie dałby sobie odciąć. Wszyscy siedzący teraz przy stoliku, cała paczka jego ukochanej sportowej gwiazdy miała miny, jakby właśnie dowiedzieli się, że Sasuke Uchiha lubi kobiece ciuszki i w przerwach między treningami wkracza na salony jako Drag Qeen.
Niestety życie nie zapewnia takich fantastycznych ekscesów i pan Uzumaki musiał się jedynie zadowolić tym, że wywołał głębokie poruszenie wśród szkolnej elity.
- Cieszę się, że będę mógł dalej oglądać twoją buźkę.
Naruto doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że igra z wielkim, gorącym płomieniem, który może go naprawdę mocno poparzyć.
Czyż to nie podniecające?
- Sasuke? – pochylił się nad nim, po prostu nie mogąc sobie odmówić tego, by nie spojrzeć w oczy tego demona.
Wyraz twarzy Uchihy był bezcenny. Dla takiż rzeczy naprawdę warto żyć.
- Złość piękności szkodzi, kotku.
I czasami milczenie mówi więcej niż tysiąc słów.
- Nie wywalili cię ze szkoły? – zapytał Neij głosem tak pełnym nienawiści, że gdyby zamienić ją na pieniądze, z pewnością Naruto uzbierałby na powrót do Los Angeles.
- Nie – tym razem Uzumaki zmarszczył brwi, a słodki uśmiech zniknął z jego twarzy. Spojrzał groźnie na kuzyna Hinaty, który jednak niewiele sobie robił z tego subtelnego ostrzeżenia.
- Jeszcze nie masz dość? Sasuke teraz na pewno ci nie da spokoju? – tym razem głos zabrał Kiba.
Uzumaki zaśmiał się tylko cicho, dopiero teraz zauważając, że wciąż zaciska swoje dłonie na ramionach Uchihy, jednak nie zabrał ich stamtąd.
- Jestem jak feniks odradzający się z popiołów – mruknął wesoło, chociaż jego entuzjazm nieco zmalał, bo mimo iż Sasuke wciąż siedział nieruchomo z wściekłą miną, w jego oczach pojawił się jakiś nieodgadniony błysk.
- Wiesz, że… - Inuzuka już coś krzyknął, jednak nagle Uchiha podniósł rękę i wystarczył jeden gest by cały ich stolik zamarł w oczekiwaniu. Ba! Cała stołówka po prostu zastygła w niepewności. Wszyscy wytężali słuch, by móc cokolwiek usłyszeć, z bądź co bądź cichej konwersacji. Nikt nie odważył się podejść bliżej, niż na odległość metra. A naturalny hałas wywoływany przez innych, nie spragnionych sensacji uczniów, jeszcze bardziej utrudniał plotkarzom ich misję niesienia dobrej (zależy dla kogo) nowiny.
- Nasz Naruto z pewnością zrobi wszystko, by nie wrócić do Los Angeles, mam rację? – Sasuke wstał i odwrócił się do Uzumakiego przodem.
Jego złość zniknęła, jak ręką odjął. Zamiast niej, pojawiło się coś dużo gorszego.
- Raczej wszystko, by tam wrócić! – warknął, jakoś tracąc rezon.
W oczach Uchihy było coś takiego… w jego głosie… i gestach.
Zwyczajne, neutralne wręcz przekrzywienie głowy kryło w sobie coś niebezpiecznego. Jakąś zapowiedź strasznej przyszłości.
- Do poprawczaka?
Zapadła chwila ciężkiej, niemal duszącej ciszy. I chociaż niektórzy uczniowie zwątpili, całkowicie olewając przedstawienie, chociaż i tak w stołówce był prawdziwy harmider, Naruto wydawało się, że wszyscy usłyszeli te dwa słowa.
„Do poprawczaka”
- Skąd o tym wiesz?! – wydusił blondyn, będąc na tyle zszokowanym, że całkowicie stracił już swoją pewność siebie. To zadziwiające, jak po kilku słowach Uchihy odwaga Naruto pryska niczym mydlana bańka.
- Ciii… - oczy Sasuke błyszczały jak w gorączce. Cholera, to spojrzenie… Ale Naruto nie odwrócił wzroku. Nie w tym momencie. Uchiha powoli położył palec na jego ustach i w tym geście o dziwo nie było tej wrogości, nienawiści, tego dziwnego, odpychającego „czegoś”. Była za to coś dużo bardziej niepokojącego. Niebezpieczny erotyzm.
Czy ktokolwiek go jeszcze zauważył?
Naruto nie zdążył się dobrze rozejrzeć, gdy rozległy się słowa, które przewidziała jakaś nieznana, mało używana część jego mózgu.
- Chyba nie chcesz, by wszyscy się dowiedzieli, dlaczego tam trafiłeś, prawda? Jak o mało nie zabiłeś swoich biednych kolegów. Jak w tak młodym wieku mogłeś zrobić coś tam makabrycznego?
Powiedział to głośno. Na tyle głośno, by sąsiednie stoliki odwróciły się i nawet niezainteresowani w końcu odzyskali chęć do oglądania tego wielkiego i wspaniałego show.
A Sasuke był tutaj wybornym aktorem. Aktorem i mistrzem zbrodni.
Naruto zmrużył oczy, które niebezpiecznie zaczęły go piec.
- Ty… - wciągnął ze świstem powietrze, starając się uspokoić.
Jak ten dupek mógł?! Jak mógł to powiedzieć! To miała być tajemnica! I… i to było coś na tyle osobistego, że teraz te wszystkie spojrzenia, które przewiercały Uzumakiego na wskroś, po prostu…
Czuł się tak, jak sześć lat temu, gdy tak dotkliwie pobił ‘kumpli’, przed trafieniem do poprawczaka. Wtedy ludzie też tak na niego patrzyli. Ze strachem, niepokojem, rodzącą się dopiero nienawiścią.
- Och, tak. Ja, właśnie ja… - dopiero po chwili zorientował się, że Sasuke do niego coś mówi. W jego czarnych oczach satysfakcja mieszała się z… z… rozbawieniem?
- Nie boisz się, że tobie mogę zrobić to samo? – wywarczał, nawet nie zdając sobie sprawy z tego, że miny kumpli bruneta były jeszcze lepsze niż zanim zaczął z nimi rozmawiać. Ale teraz to nie było ważne. Liczyła się odpowiedź Uchihy. Co powie? Coś równie krzywdzącego?
Niesprawiedliwego?
- Nie. – pochylił się nad blondynem, prawie czułym gestem odgarniając mu z ucha pasmo jasnych włosów. – Nie boję się ciebie – wyszeptał niskim, niesamowicie męskim głosem. Tak… Sasuke teraz mówił jak mężczyzna, który wie czego chce. Jak dojrzały człowiek.
- Masz zakaz zbliżania się do Hinaty – szarpnięcie, przerwało im tę jakże romantyczną chwilę. Naruto był zmuszony spojrzeć na wściekłego Hyuugę, który był tak wzburzony, że aż pojawiły mu się zmarszczki wokół oczu. Uzumaki po raz pierwszy w życiu widział aż takie bruzdy na twarzy. W przypływie jakiejś głupiej wesołości pomyślał, że może botoks zrobił coś niedobrego z twarzą Hyuugi i młody snowboardzista powinien jednak zmienić salon operacji plastycznych.
- Bo co mi zrobisz?!
- Zabiję cię! – syknął cicho Neij i już miał dodać coś jeszcze, gdy nagle Uchiha złapał go mocno za ramię, prawie że szarpiąc chłopakiem w swoją stronę.
- Zamknij się! – warknął na niego i dając znak do odwrotu reszcie swojej bandy, opuścił szybkim krokiem stołówkę.
Naruto stał, długo jeszcze wgapiając się w miejsce, w którym jeszcze kilka chwil temu stał Sasuke.
Zadziwiające było to, jak trudno - och, jak diabelnie trudno - było rozpracować tego cholernego drania.


Sasuke uśmiechnął się do siebie, patrząc jak ten debil strzela właśnie kolejnego kosza dla swojej drużyny. Trzeba przyznać, że był naprawdę dobry w te klocki, dokładniej w koszykówkę. I coraz bardziej intrygował Uchihe. To, jak podnosił się po każdym upadku, to jak był niezmordowany, to jak potrafił mu dogryźć.
Przypomniał sobie ich rozmowę na stołówce jeszcze sprzed tygodnia. Wszystkim zdradził tajemnice Uzumakiego. I wszyscy teraz nienawidzą go jeszcze bardziej niż na początku. A pomimo to na twarzy Naruto wciąż błąka się ten niezwykły uśmiech. Ze szczyptą przewrotnej radości, nutą słodkiej arogancji, a na deser pewnością siebie, która czasem, gdy Uchiha był wyjątkowo blisko, znikała.
- I tak uważam, że to jego wina!
Sasuke spojrzał ze zdziwieniem na Kibę, który mrużył wściekle oczy, patrząc na Uzumakiego. Na ustach bruneta pojawił się lekki uśmiech.
- Z rozwaleniem komórki Haruno? – przywołał dowcip, którego ofiarą Naruto padł zaledwie kilka dni temu. Zwyczajny sabotaż, mający na celu rozwścieczenie Sakury i zrzucenie całej winy na Uzumakiego, którego dziewczyna nienawidziła już całym sercem.
- Nie! – Inuzuka o dziwo się nie uśmiechnął. – mówię o tym sprzed tygodnia, co o mało nie wyleciał ze szkoły!
- Przecież wiesz, że to nie były jego narkotyki – mruknął Uchiha, przyglądając się, jak Naruto po raz kolejny trafia do kosza.
- Ale Hinata o mało ich nie wciągnęła! Co by było, gdyby się zaćpała na śmierć?
- Wali mnie to! – prychnął Sasuke, z niedowierzaniem patrząc na przyjaciela. Przez głowę przeszła mu zupełnie inna myśl.
Co by było, gdyby jednak szkolny diler się nie podłożył? Naprawdę, przez ich zagranie, jedynie cudem Naruto zdążył się oczyścić ze wszystkich zarzutów. Dobrze, że Sasuke jednak nie włożył mu prochów do plecaka. I blondyn był tylko przez przypadek zamieszany w handel dragami. Wszystko skończyło się jednak dobrze.
W końcu Uchiha nie jest aż takim sukinsynem, żeby zniszczyć komuś życie, zmiażdżyć kogoś tak, by się już nie podniósł.
- Dobrze, że Neij zabronił się im spotykać! Przecież ten debil by ją jeszcze zgwałcił.
- Jego nie interesuje Hyuuga. – Sasuke wziął dwa głębokie wdechy. Egzystencja wśród takich idiotów jest naprawdę ciężka. Podejrzewał, ze w poprzednim życiu musiał szczególnie czymś zawinić i rozzłościć tych na górze. Bo który dobry Bóg zesłabły go do takiego wariatkowa?
- Nie? To po co się do niej łasi?!
- To chyba ta krowa się do niego łasi.
- Coś ty powiedział?! – wszystkie głowy na sali sportowej zwróciły się w ich stronę. Sasuke jedynie dzięki refleksowi zdołał powstrzymać pięść Inuzuki.
- Kiba, nie moja wina, że Uzumaki już przedmuchał Hyuugę – powiedział na tyle głośno, by wszyscy usłyszeli.
Na hali był również Neij. A Naruto zrobił przysłowiową ‘rybkę’, lekko uchylając usta i patrząc na Sasuke zaskoczony.
I było fajnie. I było w porządku.

wtorek, 17 sierpnia 2010

Bom Bom! 11

Shiroi, haha xD a furia dzikiej świni to nie była twoja super-zaje/lista moc xD?
Daimon, no muszę powiedzieć, że bardzo dobry pomysł z tym, żeby Naruto zakumplował się z Itachim, z przyjemnością go wykorzystam, jeśli pozwolisz :D Tym porównaniem Sasuke do Jagienki to mnie po prostu zabiłaś :D Zrobiłam po prostu kaput jak Krzyżacy pod Malborkiem ;) (eee.... wygraliśmy z nimi wtedy?^^')Och, tak i trzeba przyznać, że z naszego Uzumakiego twarda sztuka jakich mało :D Jezu, jak ja lubię twoje określenia :D
Pazurek, dupku, ty to zawsze mi musisz wstydu przynieść! :D Ja nie mam bladego tyłka! :D I racja, w końcu dwóch do jednego to niezbyt wyrównany pojedynek :) Haha, no tak Naruto ma już własnego ogiera, ma! :D I dziękuję za poparcie mojego poglądu, no ale teraz już przynajmniej wiesz dlaczego myślę, że ludzie się nigdy nie zmieniają ;)
Vann, no cóż skarbie, cierpliwość jest cnotą ;)
Qeen, no ależ oczywiście, że będzie, oczywiście. Teraz ten pierwszy dzień ciągnął się troszeczkę (troszeczkę! xD) jak flaki z olejem, ale teraz akcja już ruszy.
Wookie, dziękuję bardzo to dla mnie duży komplement :) No cóż, ja też niezbyt przepadam za tymi ukowatymi Narutami :)Jeśli chodzi o moje ulubione blogi, znajdziesz je na moim profilu w obserwowanych :)
Sanu, wątek matek chłopców zostanie w późniejszych rozdziałach rozwinięty, więc nic się nie martw, wszystko zostanie wyjaśnione ;) Jeśli chodzo o Kushinę, cóż, nie znam za bardzo kanonu innych, że się tak wyrażę- mniej znanych postaci, więc musisz mi wybaczyć, ale Kushina to akurat u mnie takie ciepły kluchy. Zresztą nie przepadam za nią za bardzo, toteż nie będzie tutaj grała pierwszych skrzypiec wśród pozytywnych bohaterów. I oczywiście nie gniewam się za brak regularnych komentarzy. Najważniejsze w końcu, że czytasz i blog się podoba :)
Virus Ci, oj wiem, wiem jak to z tą drugą częścią Refuge było ;P och, ależ oczywiście Sasuke i Naruto zawsze są romantyczni :D Nawet jak się leją ;) Mnie też jara deska Sasuke xD. Jeśli chodzi zaś o niewinność Naruto, cóż ja nie przepadam za Uzumakim w mandze i zmieniam go jak mogę ;P
Kaja, mówiąc krótko, jeśli chcesz znaleźć fajne blogi zajrzyj na mój profil. Pod obserwowanymi znajdziesz jedne z najlepszych ;D Z pewnością ci się spodobają.


Wiem, jestem dupkiem, że dodaję rozdział dopiero teraz. Muszę jednak zauważyć, że 11 część zrodziła się w bólach, doceńcie! ;D
Zapewniam, że akcja już teraz ruszy, bo pierwszy dzień ciągnął się niemiłosiernie.
A jeśli chodzi o Hinatę, cóż jak słusznie zauważyła Virus Ci, jestem męską świnią i w moich opowiadaniach nie ma żadnej wartościowej bohaterki :D Więc nie spodziewajcie się po mnie oszczędzania kobiet, co to, to nie! xD

Jest jeszcze jedna sprawa.
Powstaje nowe opowiadanie, jednak nie musicie się martwić o Bom Bom!, dopiero po zakończeniu obecnego, zacznę dodawać jakieś rozdziały. Problem jednak w tym, że za bardzo nie mogę sprecyzować tematyki. Postacie już są i chciałabym tylko zastrzec, że akcja toczyć się będzie w XVIII, XIX wieku :) Tak więc, zainteresowanych zapraszam do wypełnienia ankiety (można wybrać kilka wariantów odpowiedzi):
http://mesko-meskie.blogspot.com/

Tym razem rozdział betowała Qeen :)



Itachi Uchiha lubił zaskakiwać. Był niczym aktor, magik – doskonały w każdym przedstawieniu. Stawał się artystą idealnym. W końcu tylko prawdziwy mistrz potrafi wywołać aż takie poruszenie, takie emocje na twarzach widowni, prawda?
Najpiękniejsze miny z pewnością należały do ludzi, którzy brali bezpośredni udział w przedstawieniach Itachiego. Niczego nieświadomi, tak rozkosznie uzależnieni od woli Uchihy. Bo tylko on kontrolował sytuację.
Sasuke również nie należał do wyjątków. Oszołomienie, jakie obmalowało się na jego poobijanej twarzy z pewnością byłoby inspiracją dla niejednego malarza.
W końcu czymże jest prawdziwa sztuka, jak nie jedną wielką inspiracją?
- Syn marnotrawny powrócił do domu.
Ktoś kiedyś powiedział, że najlepszą obroną jest atak. Zabawne jest to, jak nieprawdziwe staje się to powiedzenie w konfrontacji z Itachim Uchihą.
- Wróciłbym wcześniej, gdybym wiedział, że mojego małego, bezbronnego braciszka ktoś ośmielił się tak poobijać. Komu aż tak się naraziłeś? – Wyciągnął dłoń o długich, wręcz kobiecych palcach w kierunku twarzy brata. Ten jednak odsunął się, jeszcze bardziej zirytowany.
Był taki przewidywalny.
- Nie twoja sprawa!
- Ależ moja. Gwiazda twojego pokroju nie może mieć siniaków, prawda? Co z twoją reputacją macho? Co, jeśli kobiety ci tego nie wybaczą? – Uśmiechnął się do niego lekko, jednak brat nie wykazał się choćby krztyną dobrego wychowania. Subtelnej aluzji również nie wyczuł, gdyż tylko prychnął niczym rozjuszony kocur.
- Wal się! – syknął w stronę Itachiego, który przygotowany na jakże jawny i brawurowy atak na swoją osobę, zacmokał jedynie z dezaprobatą.
- Doprawdy, Sasuke, nie mogę zrozumieć, jak ty – uderzył palcem w pierś młodszego brata, lekceważąc jego naprawdę mrożące krew w żyłach spojrzenie– I ja – wskazał na siebie – Możemy być braćmi.
Uśmiechnął się z taką przyjemnością, jakby właśnie wzbił się na szczyt rozkoszy.
Mina Sasuke była po prostu kwintesencją wszystkiego, po co żył. Wyrażała czystą, nieodpartą nienawiść, jaką żywił do niego Sasuke. A Itachi skutecznie, metodycznie i z jakże wielką przyjemnością podsycał gorący płomień wściekłości.
- Jak śmiesz…
- Zawsze podejrzewałem, że rodzice znaleźli cię w jakiejś kapuście. Czasami nie mogę zrozumieć, skąd bierze się w tobie tyle ordynarności – powiedział, po czym zrobił nieokreślony ruch ręką w powietrzu. - Jesteś taki nieokrzesany… Masz w sobie tak wiele gniewu… Powiedz – podjął po chwili, widząc, że wielkimi krokami zbliżają się do finału – kto cię tak zlał?
Zapadła chwila pełnej napięcia i oczekiwania ciszy. Itachi już świętował w myślach kolejne zwycięstwo nad młodszym bratem, w duchu śmiejąc się z jego przewidywalności. Już gratulował sobie geniuszu, gdy nagle stało się coś, co zupełnie i bezgranicznie wstrząsnęło starszym Uchihą.
Sasuke po prostu odwrócił się na pięcie i odszedł. Odszedł tak zwyczajnie, że Itachi nawet nie miał pojęcia, jak głęboki wyraz zaskoczenia obmalował się właśnie na jego posągowej twarzy.
Najwyraźniej nie tylko on potrafił naprawdę zaskoczyć.
W przypływie jakiegoś diabolicznego natchnienia w jego głowie zrodziła się niebezpieczna myśl.
Musi dowiedzieć się, kto urządził tak jego małego, naiwnego braciszka.

Kiedy Sasuke zniknął za najbliższym zakrętem i był pewny, że znajduje się poza zasięgiem wzroku swojego starszego brata, oparł się plecami o ścianę. Przymknął oczy i rozmasował sobie skronie powolnym, uspokajającym ruchem. Z jego ust wydobyło się głębokie westchnienie, pochodzące naprawdę z głębi serca.
Znał Itachiego na tyle dobrze, by wiedzieć, że teraz nie da mu spokoju. Widział przecież minę brata, kiedy się wycofał. Stchórzył tak schematycznie, że sam Itachi zdziwił się jego postępowaniem. A z doświadczenia już wiedział, że brata nie da się przecież tak łatwo zwieść. Jest uparty jak osioł i nigdy, ale to nigdy nie siada na laurach. Jeśli coś naprawdę go zaintryguje, zrobi wszystko, dosłownie wszystko, by tylko poznać prawdę.
- Proszę pana, coś się stało?
Otworzył oczy, by spojrzeć na jedną ze sprzątaczek.
- Towar dla Orochimaru już jest? – wywarczał w jej stronę, a bogu ducha winna kobieta ze skruchą spuściła wzrok w dół, gapiąc się na swoje buty.
- Tak, już czeka w pana pokoju. –Skłoniła się lekko, po czym odeszła pośpiesznie, z pewnością żałując, że w ogóle zagadnęła do młodszego Uchihy. Sasuke uśmiechnął się lekko do siebie. Zawsze uważał, że kobiety są naprawdę zabawne. Wyciągają rękę do bestii, mając nadzieję, że ją zmienią. A przecież jedyne, co mogą dostać, to bolesne ugryzienie.
Jakimś tajemniczym sposobem nie spotkał na swojej drodze ani matki, ani ojca. Z czego oczywiście niezmiernie się cieszył, jednak mrowisko pracowników pensjonatu, których mijał idąc do swojego pokoju, z pewnością nie wróżyło niczego dobrego. Ich oczy zdawały się przewiercać biednego Sasuke na wskroś, a myśli z pewnością krzyczały tylko jedno słowo: „Plotka!”. Nie ma chyba wątpliwości, co do tego, że po całym pensjonacie rozniesie się, iż młody Uchiha ma stanowczo o kilka siniaków więcej niż poprzednim razem. I wszyscy bez wyjątku zaczną zadawać sobie jakże nurtujące pytanie –kto tak urządził nietykalnego Sasuke?
Pan Uchiha w grobowym nastroju otworzył drzwi do swojej twierdzy.
Twierdza mieściła się na końcu korytarza, na drugim piętrze. W jednym z najbardziej wyludnionych skrzydeł pensjonatu. Właśnie tutaj Sasuke mógł odpoczywać, z dala od wścibskich spojrzeń, delektując się po prostu najświętszym spokojem.
Uśmiechnął się do siebie, gdy drzwi zatrzasnęły się cicho za jego plecami.
Kiedy spojrzał w okno, umieszczone tuż naprzeciwko drzwi, zrozumiał, dlaczego ludzie nie chcą wykupywać pokoi w tej części budynku. Oczywiście wyłączając zbliżający się sezon, bo wtedy każde, naprawdę każde miejsce jest na wagę złota. Ale kiedy w zimowym miasteczku nie urzęduje aktualnie Królowa Śniegu, ludzie wolą zarezerwować pokoje z dużo ładniejszym widokiem. W końcu nie po to przyjeżdża się w góry, by podziwiać szarą ulicę, rząd kontenerów na śmieci oraz gromadę psów, ganiających się na zapleczu pensjonatu. I co z tego, że w oddali, gdzieś za dachami pozostałych budynków majaczą piękne, ośnieżone szczyty, jak z bajki?
Czasami zastanawiał się, dlaczego ojciec stworzył po tej stronie pokoje. Przecież dla niego zawsze jakość górowała nad ilością.
Sasuke zaśmiał się nagle cicho, rzucając torbę na łóżko i podchodząc do okna.
Najwidoczniej nawet – a może przede wszystkim – ludzie, których miało się za wzór, lubią bawić się w małych, zmyślnych hipokrytów.

Naruto szedł niepewnie za swoją siostrą, już uśmiechającą się pełnym nienawiści i złośliwości uśmiechem. Nie było wątpliwości, że widziała bójkę, albo raczej spektakularny pojedynek. Jeśli jakimś cudem ta niekłamana przyjemność by ją ominęła, z pewnością musiała słyszeć soczyste sprawozdania z zaistniałego wydarzenia sezonu. W końcu wszyscy o tym mówili i trzeba powiedzieć, że Naruto czuł coś w rodzaju satysfakcji. Z pewnością wywołał niemałe poruszenie, dokopując sportowej gwieździe. Wnioskował, że nikt wcześniej dobrowolnie i bez procentów we krwi nie podjął się równie śmiercionośnego zadania. A mu się udało.
Ale dumny będzie dopiero wtedy, gdy przeżyje konfrontacje pierwszego stopnia ze swoim ojczymem. Coś mu mówiło, że szczęścia do tego zadania może mu zabraknąć.


Sasuke z lekkim, złowieszczym uśmieszkiem otworzył wielkie szkolne drzwi. Wkroczył pewnym krokiem do środka z zadowoleniem zauważając, że na korytarzu nie ma żywej duszy. Sprzątaczki z pewnością są zbyt zajęte plotkami w swojej małej klitce, woźny baraszkuje z panią kucharką w… Sasuke od zawsze miał nadzieję, że jednak nie w kuchni. Reszta towarzystwa natomiast przyjemnie spędza czas na zajęciach.
Och, tak. Dziesiąta punkt trzy.
Sasuke Uchiha przychodzi do szkoły.
Dlaczego zapytacie?
Pierwszy trening naszej wspaniałej gwiazdy sportowej zaczyna się o siódmej rano. W końcu tytuł jednego z najlepszych snowboardzistów na świecie do czegoś zobowiązuje, prawda? Pierwsze starcie z deską kończy się po dwóch godzinach ostrej, pozbawionej wszelkich zahamować jazdy. Zazwyczaj na lodowcu, czyli na najwyżej położonych stokach, gdzie zawsze można znaleźć wielką ilość śniegu. Tam również Sasuke ćwiczy – tak na rozgrzewkę – zjazdy po Bir Air – wielkiej skoczni, będącej przedsmakiem Halfpipe. I po późniejszym krótkim odpoczynku, odświeżeniu się po naprawdę wyczerpującym treningu, pan Uchiha idzie do szkoły.
I oto jest.
Sam jeden w wyludnionym korytarzu, zmierzający właśnie do swojej szafki, która, jak łatwo się domyśleć, znajdowała się w uroczym ślepym zaułku, gdzie rzadko kto się zapuszczał. Półka w takim miejscu gwarantowała mu odseparowanie od nadmiernego tłumu i przede wszystkim od nadpobudliwych nastolatek oraz pewnego…
Do jasnej cholery, co to ma być?!
Tuż obok jego szafki stał…
Jak myślicie, kto?

Drugi dzień w tym zasranym miasteczku, a on już nienawidzi go całym swoim sercem, wątrobą i wszystkim, dosłownie wszystkim, co składało się na skromną i jakże nieszczęśliwą osobę pana Uzumakiego. Wczoraj, kiedy wrócił do domu nie wiedział, czy to on zrobił wejście smoka, czy sam przyszedł do bestii, która po nieco chaotycznej opowieści jego siostry, o mało go nie zabiła. Jednym słowem miał po prostu przejebane. Zdrowo, radośnie i przede wszystkim na całej długiej i szerokiej linii.
Przerażała go myśl, że po piekle, jakie urządził mu ojczym, nie będzie mógł podnieść ręki na nadętego dupka, ani na jego równie zrypanego kolegę. Szczerze powiedziawszy, kierując się słowami nowego tatusia: „nie może pozwolić, by nawet włos im z głowy spadł”, bo inaczej ojciec… i w tym momencie następuje cenzura ze względu na zbyt soczyste epitety, jakimi wczorajszego wieczoru Naruto został nakarmiony.
A pomyśleć, że teraz mógłby surfować beztrosko na plaży, bez strasznego widma zimowego miasteczka.
Nagle wyczuł czyjąś obecność za sobą. Korytarz był całkowicie wyludniony, ze względu na odbywające się właśnie lekcje, a on za zezwoleniem dyrektorki mógł wypakować wszystkie swoje rupiecie do nowej szafki.
Odwrócił się momentalnie, by spojrzeć na Uchihe, na którego poobijanej twarzy gościło równie wielkie zdziwienie, co na jego nie mniej poharatanym obliczu. Zamrugał kilka razy, łudząc się, że może to jakaś fatamorgana. Ale nieraz się już przekonał, a raczej życie udowodniło mu, iż nadzieja jest matką głupich.
Westchnął cierpiętniczo w myślach klnąc na swojego pecha.
Czy może być jeszcze gorzej?!
- Co robisz, matole? – Sasuke zmrużył swoje niesamowicie czarne oczy, przeszywając Naruto intensywnym spojrzeniem. Jednak Uzumaki się nie dał! Spojrzał na tego nadętego dupka równie hardo.
- A nie widzisz?! – syknął przez zaciśnięte zęby, uświadamiając sobie dopiero teraz, że nie czuje się zbyt bezpiecznie w towarzystwie Uchihy. W końcu jedyna obrona, jaka mu pozostała, to cięte riposty.
I na domiar złego Sasuke, jakby odgadując myśli blondyna, podszedł do niego niebezpiecznie blisko. Naruto przełknął głośno ślinę, niemal wciskając się do swojej otwartej, wąskiej szafki, która była tylko trochę wyższa od niego. Miał jedynie nadzieję, że Uchiha nie wpadnie na iście genialny pomysł zamknięcia go w niej. A może to Naruto powinien uprzedzić fakty i zrobić to z Sasuke? Znaczy…eee… Jezu, jak to zabrzmiało.
- Co się tak czerwienisz? – Usłyszał tuż przy uchu cichy, chyba jeszcze bardziej hipnotyzujący głos niż wczoraj. Niemal zamruczał z rozkoszy, ale powstrzymał się w ostatniej chwili. Dzięki Bogu!
- Znów chcesz się do mnie dobrać?! – Burknął z niechęcią wyczuwając, że ten cholerny, przeklęty dupek używa jakichś niesamowicie dobrych perfum, od których Naruto aż zakręciło się w głowie.
Uchiha zaśmiał się tylko cicho jeszcze bardziej napierając na biednego Uzumakiego swoim ciałem.
- Pamiętaj… - szepnął z pewnością doskonale zdając sobie sprawę z tego, jak teraz brzmi – …że mam prawo do twojego tyłka. W końcu wczoraj go uratowałem, prawda?
A jednak może być jeszcze gorzej…
Naruto wstrzymał oddech, przypominając sobie ostrzeżenie Uchihy; „jutro odpowiednio zajmę się tym, co uratowałem”.
Niech to szlag…
Czy nie ma już dla Naruto Uzumakiego nadziei? To koniec? Koniec w ramionach Uchihy-Nadętego-Dupka?
I nagle przyszedł cud. Zupełnie niespodziewanie Naruto doznał olśnienia. Niczym grom z jasnego nieba wpadła mu do głowy pewna myśl, wspomnienia ze wspaniałych czasów w poprawczaku.
Najlepszą obroną jest atak.
Hasło przewodnie zdegenerowanej młodzieży.
Jeszcze nie przegrał, jeszcze ma szansę.

Sasuke uśmiechał się z satysfakcją, wyczuwając u Uzumakiego pewną niepewność. Teraz jakby powstrzymywał swoje ruchu, starał się uspokoić. Podejrzewał, że wczoraj matka lub jej tyraniczny mąż urządził mu awanturę. Wcale by się nie zdziwił, gdyby teraz chłopak miał nawet kilka siniaków więcej.
I jakimś dziwnym sposobem zasmucił go fakt, że teraz jego wróg numer jeden ma jakby związane ręce.
Postanowił, że dzięki subtelnej prowokacji, Uzumaki pozbędzie się moralnych kajdan, znów gotowy się z nim zabawić…
- Z pewnością rozdziewiczałeś już niejednego, co Uchiha? – Ku jego zaskoczeniu kajdany pękł szybciej niż się spodziewał. A może tak mu się tylko zdawało? Może wciąż tam były, a ten kretyn znalazł jakiś inny – bardziej bezpieczniejszy sposób – na konfrontację z Sasuke?
- Obawiam się, że jeśli chodzi o ciebie, nie kopnie mnie zaszczyt pozbawienia cię dziewictwa. Bo prawiczkiem z pewnością jeszcze jesteś. – Zmrużył zaczepnie oczy uśmiechając się przy tym iście radośnie. Naruto zacisnął mocniej usta i Sasuke z uśmiechem stwierdził, że pięści blondyna miażdżą przód jego sportowej, czarnej bluzy.
Och, czyż nie tam było ich miejsce? - Ulży ci, jeśli ci wsadzę? – dodał.
- Jeśli będę w stanie chociaż poczuć twoje mizerne klejnoty…
- Zapewniam cię, że przez miesiąc nie usiądziesz na tyłku, tak będziesz je wspominał – warknął w jego stronę i już miał przedstawić blondynowi plan wykorzystania jego czterech liter, jednak właśnie tą ważną chwilę przerwał dzwonek, obwieszczający koniec trzeciej lekcji.
- Bom Bom! Uzumaki. – Niestety musiał ograniczyć się jedynie do tych trzech słów, których Naruto oczywiście nie zrozumiał.
A jego mina, kiedy w końcu pojmie ich znaczenie, będzie z pewnością bezcenna.