niedziela, 28 czerwca 2009

5. Refuge

Była już noc, kiedy Naruto się obudzić. Złość mu trochę minęła, więc obrócił się i spojrzał na bruneta, który wciąż prowadził.
- Nie jesteś zmęczony? – Zapytał cicho z fascynacją patrząc na jego dłonie trzymające kierownicę, jak zmieniał lewarek, by jechać szybciej.
- Nie. Jak wypiję kawę mogę jechać całą noc – mężczyzna zerknął na niego i uśmiechnął się.
- Śniło ci się coś?
- Mmm… nie czemu pytasz?
- Bo jęczałeś przez sen moje imię. – Blondyn zbladł momentalnie, a Uchiha widząc to parsknął śmiechem.
- Ty draniu! – Wykrzyknął, lecz nie na tyle głośno, by nie zbudzić Sakury. Jakoś nie miał ochoty, żeby się włączała w ich rozmowę.
- Lepiej nie gadaj tylko podaj mi pety.
- Co?
- Papierosy. Są w schowku.
- Ach.
- Pośpiesz się bo musiałem czekać aż się łaskawie obudzisz, żebyś mi je podał.
- Czemu sobie ich sam nie wziąłeś?
- Nie chciałem cię budzić – odpowiedział jakby była to najoczywistsza rzecz na świecie.
- O jakiś ty wspaniałomyślny. Nie poznaję cię Sasuke – zaśmiał się cicho i podał brunetowi paczkę.
- Jakbyś kiedykolwiek mnie znał – czarnooki spojrzał na niego krzywo, czekając na coś. Naruto uniósł brwi.
- Ogień.
- A… - zacisnął pięść i po chwili otworzył dłoń pod papierosem. Delikatny ogień trzasnął radośnie i podpalił koniuszek fajki. Uśmiechnął się na zaskoczone spojrzenie kierowcy. – Wiesz… zdążyłem już poznać twoją gorszą stronę dość dobrze. Teraz chyba przyszła pora na tę lepszą.
- Nie mam lepszej strony. Jest tylko zła i gorsza.
- Nawet dla mnie? – Szepnął tuż przy uchu bruneta głaszcząc go leniwie po ramieniu. Sam nie wiedział dlaczego się tak zachowuje. Czuł jak robi mu się gorąco, gdy się do niego zbliżał. Jak wszystko przewraca mu się w żołądku, kiedy go dotykał.
Brunet odwrócił głowę w jego stronę parząc jego usta oddechem.
- Masz suche wargi – mruknął i polizał je delikatnie, spojrzał jeszcze jak Naruto dotyka swoich ust i wrócił wzorkiem na drogę. Kiedy chłopak poczuł język bruneta… to… to jego serce przestało na chwilę bić. Czuł jakby świat nagle stanął w miejscu.
- Dlaczego przestałeś? – Szepnął rozzłoszczony. Chciał więcej, dużo więcej.
- Prowadzę jeśli nie zdążyłeś zauważyć młocie. – Naruto fuknął coś obrażony i już miał się odwrócił, gdy poczuł dłoń na swoim udzie. – Masz bardzo ciekawą moc. Władasz ogniem, regenerujesz się, ktoś cię chroni, co jeszcze? Czym mnie jeszcze zaskoczysz?
- Mogę cię zaskoczyć wieloma rzeczami. Moja osoba niesie ze sobą nieprzerwany łańcuch niespodzianek. – Powiedział z uśmiechem unosząc brodę wysoko ku górze.
- Z jakiej reklamy to wyczytałeś? Coca-coli czy adidasa?
- Sprite. Z tym pragnieniem co było. – Z niebieskich oczach pojawił się łobuzerski błysk.
- A ty? Jesteś Sprite czy pragnienie?
- A jak myślisz?
- Przekonajmy się – nagle w palcach Naruto znalazła się nakrętka napoju. Brunet uniósł jedną brew do góry.
- W Copperfielda się bawisz?
- Zgadnij w której ręce – Uzumaki wystawił dwie piąstki przed siebie, a Sasuke uśmiechnął się.
- Powiedz mi Naru co będę miał z tego jak wygram?
- Będziesz Sprite.
- I będę mógł zrobić co chcę z pragnieniem?
- Mmm… no… no tak. – Sasuke uśmiechnął się jeszcze szerzej. Przymknął na chwilę oczy i spojrzał „tym” wzrokiem na dłonie blondyna.
- Ej to nie sprawiedliwe! – Szepnął chowając ręce, ale Uchiha już złapał nakrętkę śmiejąc się przy tym dźwięcznie. Sasuke miał piękny śmiech pomyślał niebieskooki. – Oszukiwałeś!
- Przesadzasz.
- Wcale nie. No oszustwo jak… jak… Eee co ty właściwie zrobiłeś?
- Moje oczy nie tylko zabijają. Mogę przenikać wzrokiem przez przedmioty, coś w stylu rentgena.
- Umm… - Naruto otworzył buzię i zaczął mrugać oczyma. Brunet widząc to dotknął delikatnie jego ust i przejechał po nich palcami. Już chciał dotknąć języka chłopaka, gdy ten niespodziewanie zamknął zęby o mało nie przygryzając palca bruneta. – Jak dokładny jest ten twój rentgen? – Zapytał i skulił się w sobie. Uchiha przygryzł dolną wargę.
- Bardzo dokładny… - dotknął uda niebieskookiego i zaczął podążać coraz wyżej i wyżej. Uzumaki przełknął głośno ślinę.
- A co nim na przykład widzisz?
- Hmmm… różne rzeczy – niebieskooki z zafascynowaniem patrzył jak czerwony język oblizuje usta.
- A wiesz co mi się wydaje? – Uśmiechnął się zadziornie i całkowicie rozluźnił.
- No co? – brunet spojrzał na niego beznamiętnie.
- Że twoje ubranie jest zabezpieczone, no wiesz – przewrócił oczyma – od tego całego rentgena. Bo jakby nie było, to musiałbyś cały czas patrzyć na swoje klejnoty i pewnie to nie byłby za przyjemny widok. Jeszcze byś w jakieś kompleksy wpadł – zachichotał opierając się o zagłówek i patrząc jak Sasuke wkłada fajkę do ust. Jakoś przedtem nie zwrócił na to specjalnej uwagi…

~~***~~

- Jesteś największym matołem jakiego kiedykolwiek poznałem.
Sam nie wiedział co to tak w nim pociągało. Jego sposób myślenia był… powalający. Dosłownie. A brunet przez chwilę łudził się, że naprawdę Naruto go przejrzał. Hm… może nie jest to takie złe? W końcu może go trochę pomęczyć, kiedy już ściągnie jego ciuchy.
- Oj tam sam jesteś matołem. – Burknął blondyn z uśmiechem patrząc na drogę. – Daleko jeszcze?
- Tak. – Zapadła głucha cisza. Słychać było tylko cichy dźwięk pracującego silnika i pochrapywanie Sakury. Naruto odwrócił się i spojrzał na rozwaloną na tylnych fotelach różowo-włosą. Przygryzł wargę odwracając się szybko. Zerknął na bruneta, który patrzył na niego z grobową miną. Uchiha po chwili odwrócił wzrok. Jakby się dłużej patrzył na tego młotka pewnie by się roześmiał.
- Naru…? – Zapytał po kilku minutach, kiedy niebieskooki zdążył się już uspokoić.
- Hmm?
- Powiedz mi kochanie jak będzie z tym twoim pragnieniem? – Zapytał nonszalancko uśmiechając się do niego. Uzumaki wbił się w fotel i spojrzał na niego dużymi, przestraszonymi oczyma.
- No… Eee… zazwyczaj jest tak, że pragnieniu coś się dzieje. Spada z dachu, czy… czy coś – jąkał się, ale nie spuszczał wzroku z bruneta.
- Spada z dachu mówisz. Hm, postaram się nie być dla ciebie taki okrutny – błysnął białymi zębami, a Naruto zacisnął usta.
- C-co chcesz przez to powiedzieć?
- Że wymyśle ci dużo… przyjemniejszą karę – Nie mógł, po prostu nie mógł oderwać wzroku od czerwonych policzków blondyna.
- A kiedy?
- Niespodzianka słonko – puścił do niego oczko i wrócił do prowadzenia.
To wszystko zmierzała w jednym kierunku. Będzie mógł później zawrócić?

~~***~~

- Naruto musisz wyglądać normalnie. N-O-R-M-A-L-N-I-E. Zrozumiałeś?- Sakura patrzyła na niego z takim wyrazem twarzy jakby od lat pracowała w zakładzie dla obłąkanych. Sasuke stał obok i oglądał właśnie jakieś dżinsy.
- Przecież to jest bardzo NORMALNE Sakuro. – Naruto jak wygłodniały pies trzymał wściekle różową koszule w hawajskie kwiaty. Za nic nie chciał puścić. Nawet jak dziewczyna zaproponowała mu ramen. O nie teraz się na pewno nie nabierze. Już dał za wygraną pomarańczowemu dresowi! Teraz nie będzie już tak łatwo.
- Wiesz Naruto zdaję sobie sprawę, że stosunkowo niedawno przebywasz w USA i nie zdążyłeś jeszcze wszystkiego poznać, ale kolor różowy noszony przez mężczyzn jest uważany za przynależność do grupy zwanej pedałami. A ostatnio wydawało się, że stajesz się męski – westchnął z udawanym żalem i poszedł do przebieralni.
- Ja jestem męski draniu! – Warknął za nim blondyn i rozglądając się po sklepie złapał najbardziej męski – jego zdaniem koszulki i kilka par spodni. Niewiele myśląc otworzył drzwi kabiny i wszedł tam, gdzie przebierał się Uchiha. Żeby czasem nie ominął go widok jaki to Uzumaki jest męski. Kiedy już zamknął drzwi odwrócił się z bananem na gębie i zamarł… Sasuke stał w ciemnych, seksownie opinających atrybuty bruneta spodniach. Niebieskooki widząc go wstrzymał oddech i już chciał wyjść, ale ręka mężczyzny mu to uniemożliwiła. Ten pociągnął go w swoją stronę i popchnął w kierunku lustra, tak, żeby uderzył w nie plecami.
- Pomyliłeś kabiny? – Zapytał lekko przekrzywiając głowę, jednak ani na chwilę nie spuszczając z oczu blondyna. Mniejszy chłopak zrobił nieokreślony ruch głową. – Nie możemy na siebie zwracać zbyt dużej uwagi. Kiedy ubierzesz rzeczy, które sobie wybrałeś to nie za bardzo nam to wyjdzie.
Naruto chciał powiedzieć, że Sasuke sam swoją osobą wzbudza wystarczająco dużo uwagi, żeby ludzie, szczególnie kobiety nie przeszły koło niego obojętnie. W porę jednak ugryzł się w język.
- Przyniosłem inne rzeczy. – Sasuke jakoś nie specjalnie zwrócił uwagę na ubrania trzymane przez blondyna. Szczególnie zainteresowała go zaś jego szyja. Wodził po niej najpierw nosem, później ustami, a po ustach przyszła kolej na język. Niebieskooki szarpnął się. – Nie wydaje mi się, żeby to było odpowiednie miejsce.
- Odpowiednie na co? – Brunet oderwał się od niego i zrównał swoją twarz z jego.
- Mmm no na „to” – wyszeptał Naruto jakby było to najoczywistszą rzeczą na świecie.
- Na „to” mówisz? – Sasuke także odpowiednio zaakcentował słowo, ale po chwili zmarszczył brwi z uśmiechem na twarzy. Naruto zadrżał. Już zdążył poznać ten uśmiech… - Nie wiem co konkretnie masz na myśli. „To” – w tym momencie polizał ucho blondyna – a może „to”? – polizał powoli jego wargi i chuchnął na niego. Z uśmiechem zaobserwował jak się mimowolnie uchylają. Nie skorzystał jednak z okazji – Albo „to”… - wsunął rękę pod koszulę i przejechał palcami od splotu słonecznego, aż po pępek. W międzyczasie zahaczył jeszcze o sutki. Boże niech już przestanie… - jęknął w duchu Naruto czując, że zaraz eksploduje. Cholera jaki on jest seksowny. Boże niech zrobi coś więcej… Niech zrobi „to”! – Mmm chyba już wiem co miałeś na myśli – w tym momencie dotknął paska podtrzymującego spodnie. Źrenice niebieskich oczy poszerzyły się.
- Ej Sasuke! Jesteś tam? Tylko mi nie mów, że Naruto jest tam z tobą! – Krzyk Sakury sprowadził ich do rzeczywistości. Dziewczyna już chciała wejść, ale brunet cudem zdążył zatrzasnąć drzwi.
- Nie, nie ma go. Idź go poszukaj, może się znów gdzieś szlaja! – Odkrzyknął jej.
- Uch no racja. A jak leżą spodnie?
- Um dobrze – z trudem zdusił jęknięcie, kiedy poczuł buta Naruto na swojej stopie.
- Szlaja? – szepnął mniejszy patrząc wściekle na bruneta.
- Sasuke? Na pewno go tam nie ma. Zdaje mi się, że widzę dwie pary nóg – chłopcy słysząc to spojrzeli na siebie, a gdy Uchiha dał znak niebieskookiemu ten wskoczył na niego. Na szczęście tylko dół w drzwiach był wycięty. Góry nie było widać.
- Nie, nie na pewno. Idź lepiej poszukać tego młotka jeszcze się gdzieś zgubi. – mruknął podtrzymując blondyna za nogi. – Nie czujesz się czasem za dobrze? – mruknął kiedy Naruto jakoś zbytnio nie kwapił się, żeby wejść.
- Czy ja wiem…
Sasuke zaśmiał się i spojrzał do lustra.
- Mam najlepszy dowód na to, że nie jesteś aż taki męski jak mówisz. Patrz jaka z ciebie księżniczka.
- Teme! – Blondyn spiekł raka i momentalnie opuścił ramiona bruneta. – Jakbyś nie był tak zajęty obmacywaniem mnie, to być zobaczył jakie rzeczy przyniosłem. – Z pretensją zaczął mu wymachiwać przed nosem koszulką z czaszką i krzyżami na plechach. – O! O! Widzisz kupię sobie to i już się nie będziesz ze mnie śmiał!
- Ale kochanie ja się z ciebie wcale nie śmieje… - mruknął i chciał podejść do niego, ale Naruto wyciągnął przed siebie rękę.
- Haha! Nie będzie tak łatwo. Nie dotkniesz mnie teraz za tę księżniczkę – pokiwał mu palcem przed nosem. Oj tak kotku taka okazja umknęła ci, bo nie umiesz trzymać języka za zębami – pomyślał Uzumaki z przekąsem wychodząc z przymierzalni.

Ostatecznie nie kupili koszuli z czachą i krzyżami. Blondyn wyglądał w nich jak zbiegły satanista, co chyba jeszcze bardziej go wyróżniało niż te pedalskie ciuchy. Zamiast nich wybrał sobie natomiast kilka par dżinsów i kolorowych - nierażących podkoszulek. Do tego jeszcze kilka sportowych bluz i adidasów i Naruto jak to dobitnie określiła Sakura był odpicowany. Teraz z czystym sumieniem mogli odwiedzić rodzinę różowo-włosej.

~~***~~

Do Milles City został im jeden dzień drogi. Musieli trochę zboczyć z kursu i wjechać do większego miasta ponieważ Naruto koniecznie musiał zmienić ubranie. No i najwyższa pora była by kupić mu coś nowego. W końcu musi wyglądać jak człowiek.
Sakura od rana opowiadała im swoją biografię. Jakie to cudowne lata spędziła w małym miasteczku i jak później wyjechała, by poznać Sasuke. Kątem oka patrzył na Naruto, którego nerwy dyndały sobie radośnie na włosku. Doprawdy uroczy obrazek.
- No i wtedy postanowiłam zostać modelką… - Blondyn parsknął śmiechem, za co Sakura zdzieliła go po głowie. – I co się śmiejesz idioto jeden?!
- Nie nic tak tylko… sobie coś przypomniałem.
- No ja myślę. A ty Sasuke-kun co taki milczący siedzisz? – Dziewczyna pogładziła go po ramieniu. – Co? – Zapytała, gdy nie dostała żadnej odpowiedzi.
- Sasuke-kun myśli jak cię uciszyć – odburknął jej Naruto automatycznie zasłaniając głowę. Dziewczyna zamiast w głowę zaczęła go okładać po brzuchu. Dość mocno. – Ej! Ej przestać! Słyszysz?! – krzyczał blondyn dławiąc się co jakiś czas. Sasuke spojrzał na niego z niepokojem.
- Przestań.
- Nie! Należało się mu! A masz ty… a masz…! – Już miała zadać kolejny cios, gdy Uchiha złapał ją bardzo mocno za rękę. Jęknęła.
- Jeśli mówię, że masz przestać to przestajesz zrozumiałaś? – Syknął w jej stronę wykręcając lekko nadgarstek. Dziewczyna krzyknęła z bólu. W jej oczach pojawiły się łzy.
- Sasuke-kun?
- Zrozumiałaś?! – Zatrzymał samochód i już miał się do niej odwrócić, ale Naruto go zatrzymał kiwając z trudem głową. Oczy. – Wyjdź z samochodu.
- CO?!
- Powiedziałem. – Nie czekając na nią otworzył drzwi i okrążył auto. Kątem oka zobaczył jak różowo-włosa się oddala. – Nic ci nie jest? – Zapytał otwierając drzwi pasażera.
- Nn… nie.
- Pokaż brzuch. – Blondyn słysząc to skulił się w sobie. Jego oczy rozszerzyły się z przerażenia. Sasuke pomyślał, że wygląda teraz jak małe, bezbronne zwierzątko.
- Naru… - Szepnął cicho i pogładził jego włosy, jakby bojąc się, że go spłoszy. – Pokaż.
- Ale ja… - brunet już podwinął koszulkę.
- To tatuaż?
- Nie. – Uchiha jeszcze raz spojrzał na malujący się na całym brzuchu okręg.
- Dlaczego cię to boli? – Zapytał, jednak nie dostał odpowiedzi. Opuszkami palców dotknął brzucha chłopaka. Był gorący jak piec. Spojrzał znów na chłopaka, jednak ten spuścił wzrok. – Naruto co to jest?
- To znak.
- Znak czego?
- Mojego daru. Tego, że on jest we mnie. Ukryty – Nagle jego oczy rozszerzyły się, a kiedy mruknął błękit zamienił się w płonącą czerwień. Blondyn stracił przytomność.
- Naruto! Naruto! – Sasuke potrząsnął ciałem chłopaka, jednak on nie przez to się nie obudził. – Sakura chodź tutaj szybko! – Zawołał wlekącą się gdzieś różowo-włosą. Brunet nawet nie miał czasu pytać gdzie się niby wybierała. Uradowana dziewczyna podbiegła do samochodu, lecz gdy zobaczyła leżącego na siedzeniu niebieskookiego cofnęła się kilka kroków.
- Co się stało?
- Stracił przytomność. Pomóż mu, ulecz go jakoś, cokolwiek!
- Ale… ale jak. On nawet nie ma wyraźnej rany. Zawieźmy go lepiej do szpitala. Tylko, że najbliższy jest od nas oddalony pewnie o kilka godzin.
- Nie, nie możemy go zawieźć do szpitala. Musimy wymyśleć coś innego. Może położę go na tylnych siedzeniach?
- Tak to dobry pomysł. Sprawdzałeś czy ma puls?- Zapytała Sakura otwierając tylnie drzwi mercedesa.
- Ma, ale bardzo słaby.
- Odsuń się, proszę. – Brunet otworzył drzwi z drugiej strony i patrzył jak dziewczyna udziela mu pierwszej pomocy.
- To przez to, że uderzyłaś go w brzuch. On na nim coś ma.
- Skąd niby mogłam wiedzieć?! – Syknęła w jego stronę z wyrzutem na twarzy. Uchiha już chciał jej coś powiedzieć, ale ugryzł się w język. Stwierdził, że teraz nie pora na kłótnie.
- Co z nim?
- Chyba odzyskuje powoli przytomność. To było zwykłe omdlenie, chociaż przez chwilę myślałam, że naprawdę coś poważnego.
- Następnym razem mu odpuść, wiesz jaki jest.
- Dobrze Sasuke – różowo-włosa spojrzała na Uchihe i uśmiechnęła się. Czarnooki jakoś nie miał ochoty się do niej szczerzyć. Zamiast tego poklepał Naruto po policzku.
- Ej, zbudź się młotku! - Blondyn jeszcze chwilę leżał bez ruchu, lecz później zacisnął mocniej dłoń na koszuli Sasuke. Sakura już wyszła z samochodu i obserwowała wszystko z góry.
- Mmm… co się stało? Ale mi łep nawala! – Syknął cicho i złapał się za głowę.
- Już wszystko dobrze Naruto.
- Czemu tutaj… leżę?
- Straciłeś przytomność. Myślałam, że nie jesteś aż takim mięśniakiem za jakiego cię uważałam. – mruknęła dziewczyna patrząc posępnie jak brunet pomaga wstać chłopakowi. Dlaczego tak go niby traktował?! – pomyślała z furią patrząc w niebieskie oczy chłopaka.
- Nie… jestem… mięczakiem – wystękał lokując się z przodu.
- Obniż sobie siedzenie. Lepiej żebyś siedział – Powiedział Sasuke z beznamiętnym wyrazem twarzy.
- Taaa…
- A nie lepiej żeby legnął sobie z tyłu? Ja bym poszła do przodu i wszyscy bylibyśmy zadowoleni.
- Poza jedną osobą – uśmiechnął się krzywo Naruto i spojrzał na Sasuke. – Dzięki – mruknął czerwieniąc się przy tym nieznacznie.
- Nie ma za co. W nocy wszystko mi opowiesz.
- Wierz mi nie chcesz wiedzieć.
- Wszystko. Muszę wiedzieć. Muszę wiedzieć o tobie wszystko. Tylko tak zdołamy przed nimi…
- Ej no co tam tak szepczecie? Chodźcie jedziemy, bo nawet jutro nie zajedziemy!
-… Uciec. – Mruknął do blondyna i zamknął drzwi pasażera.
- Teee Sakura? Od kiedy ty rymujesz?
Dziewczyna już miała uderzyć Uzumakiego, jednak zatrzymało ją srogie spojrzenie Sasuke. Zabrała rękę i uśmiechnęła się do niego słodko. Uchiha również odwzajemnił uśmiech. Tylko, że jego był dużo bardziej cyniczny. Była jego jedyną przyjaciółką. O mało się z nią nie kochał. Czy naprawdę aż tak jej wisi to, że traktowałby ją jak kolejną zabawkę? Zerknął na nią w lusterku. Przecież była dla niego ważna. Może i jej tego nie okazywał, ale stanowiła część jego życia. Istotną część. Tylko dlaczego do cholery ona nie może się z nim tylko przyjaźnić?! A później się dziwić, że traktuje ludzi jak marionetki. Zerknął na siedzenie pasażera. On jedyny mu się przeciwstawił.
- Sakura?
- Tak?
- Co powiemy kiedy już przyjedziemy do twojej rodziny?
- Możemy powiedzieć, że jesteśmy razem i że przyjechaliśmy oznajmić im o zaręczynach. Jak zobaczą twój mercedes to myślę, że nas przyjmą.
- Myślisz?
- No ummm… bo ja zapomniałam wam o czymś powiedzieć.
- Wiedziałem! – Burknął cicho blondyn z wyrzutem patrząc na kierowcę, który westchnął z irytacją.
- O czym?
- No bo jak się wyprowadziłam to się z nimi bardzo pokłóciłam. Ale przecież jestem ich… córką. Nie mogą się wiecznie gniewać.
- No wiesz, to zależy o co się z nimi pożarłaś.
- Młocie! – Sasuke szturchnął go w żebro.
- To już moja sprawa.
- Uważaj Sakura, żeby czymś nas nie zaskoczyli. Mam nadzieję, że wyjazd tutaj nie będzie tylko stratą czasu. I tak mamy go niewiele…
- Nie Sasuke, na pewno nie… - szepnęła i opadła na oparcie. Jej mina wyraźnie zrzedła.

piątek, 26 czerwca 2009

4. Refuge

Dzisiaj jest specjalny dzień. Świętuję dostanie się do technikum gastronomicznego! xD Dlatego postanowiłam dać nowy rozdział ^-^ Bo moja radość nie zna granic.
Uwaga... przed wami przyszły technik żywienia i gospodarstwa domowego! Tadam! A w przyszłości dietetyk i może stylista, albo kosmetyczna? ^-^ Trzymajcie za mnie kciuki na nowej drodze życia.

~~***~~

Sasuke prowadził całą noc i był już bardzo zmęczony. Drogi były prawie puste, więc jechało się znacznie lepiej, ale brunet i tak był już wykończony. Nawet nie zauważył kiedy zaczęły mu się zamykać oczy. W radiu leciały takie ciche, melancholijne piosenki, że człowiek mimowolnie robił się senny. Przymknie oczy dosłownie na minutkę, na pewno nic się nie stanie…
- Sasuke nie śpij. Sasuke! – Ktoś szarpnął go za rękaw.
- Mmm?
- Ej! – Poczuł piekący ból na policzku i momentalnie otworzył oczy.
- Młocie co ty?! Mam ci oddać? – Zapytał wściekły kiedy zobaczył, jak blondyn znów chce go spoliczkować.
- Zasnąłeś. Jak jesteś zmęczony możemy stanąć i się prześpisz – mruknął chłopak przecierając zaspane oczy.
- Nie jestem zmęczony.
- Sasuke.
- Po prostu do mnie mów.

Kiedy słońce świeciło już wysoko na widnokręgu dojechali do jakiegoś zapyziałego motelu. Naruto zmusił Sasuke siłą, żeby się przespał. Blondyn razem z Sakurą poszli coś zjeść do baru.
- Skąd znasz Sasuke?
- Poznaliśmy się kilka dni temu w kasynie – mruknął jedząc specjalność knajpy – gofry. Nawet mu smakowały.
- Ściga was mafia, prawda?
- Tak.
- I kto jeszcze? Sasuke zrobił coś złego?
Naruto spojrzał na nią, ale nie odpowiedział. Nie wiedział co.
- Kiedyś byliśmy dobrymi przyjaciółmi.
- To dlaczego już nie jesteście?
- Hmm… dobre pytanie – dziewczyna uśmiechnęła się smutno. – Sasuke jest bardzo zagubionym człowiekiem. Sądzę, że nie był jeszcze na mnie gotowy.
- Jeśli byliście dobrymi przyjaciółmi, to Sasuke nie chciał chyba czegoś hm, poważniejszego.
- Mylisz się – Sakura spojrzała na blondyna tak, jakby chciała go zabić samym spojrzeniem. W jej zielonych oczach szalała wściekłość. Naruto uśmiechnął się mimowolnie.
Słaby punkt?
- Skoro tak mówisz.
- Skąd jesteś? Masz dziwny akcent.
- Z Chin.
- Z Chin? No nieźle – różowo-włosa uśmiechnęła się pijąc kawę. W sumie to nie była aż taka zła. – W jakiej sprawie przyjechałeś, aż tak daleko?
- Załatwiałem kilka interesów dla klasztoru.
- Jesteś mnichem? Zadziwiasz mnie. – Zaśmiała się serdecznie i klasnęła w dłonie.
- Ćwiczyłam kiedyś kung-fu, ale średnio mi to wychodziło, więc przestałam. A ty? Umiesz walczyć?
- Oczywiście, że umiem! – Wykrzyknął radośnie blondyn, wymachując zabawnie pięściami.
- No nie wiem, nie wiem jesteś taki niepozorny…
- Hej!
- Żartuję – jeszcze raz się zaśmiała. Naruto podrapał się po karku i również się roześmiał. - Musimy dać trochę czasu Sasuke, żeby się wyspał.
- To co będziemy teraz robić. Jesteśmy uziemieni na jakieś sześć, siedem godzin.
- Nie masz ubrań, trzeba ci coś kupić.
- Niby gdzie?
- Widziałam mały sklepik naprzeciwko motelu. Moglibyśmy tam wpaść i kupić kilka rzeczy. – Blondyn westchnął. Czuł, że dziewczyna nie da za wygraną.
- Niech ci będzie…

~~***~~

- Czemu mnie nie obudziliście? Wiecie ile czasu straciliśmy?! – Sasuke już wstał i patrzył wściekle na oglądających telewizor przyjaciół.
- Oj Sasuke nie piekl się tak. Teraz przynajmniej nie zaśniesz przy kierownicy – Naruto z zafascynowaniem patrzył w mały ekran.
- No właśnie. Jeszcze wypijesz kawusię i będziesz jak nowo narodzony – zawtórowała blondynowi Sakura, która w między czasie przeglądała jeszcze jakąś babską gazetę. Uchiha warknął i wyszedł z pokoju trzaskając drzwiami.
W barze zamówił sobie obiad i espresso. Miał nadzieję, że ich nie wytropią. W sumie, nie zostawili żadnych śladów. Nie wiedzą nawet do jakiego mieszkania weszli. Jakaś tam przyjaciółka Sakury miała naprawić szybę i drzwi. Niby wszystkie ślady zatarte, ale Sasuke czuł, że coś nie było tak. Rozejrzał się po knajpie. Jakieś dwie nastolatki patrzyły na niego machając rzęsami i wyginając się na wszystkie strony. Poza nimi nikt nie zwracał na niego większej uwagi. Nagle oczy Sasuke rozszerzyły się, a widelec upadł z brzękiem na talerz. A co jeśli przyczepili im pluskwę do samochodu? Brunet nie patrząc na nic zerwał się z miejsca i pobiegł w stronę auta. W między czasie rzucił jeszcze dwadzieścia dolców kelnerce. Żeby czasem nie posądzili go o kradzież jedzenia. Są w Ameryce, wszystko jest możliwe.
Kiedy dobiegł do samochodu zobaczył blondyna pochylającego się nad bagażnikiem. Zmarszczył brwi i podszedł do niego.
- Co jest?
- A co ma być? – Odpowiedział z uśmiechem wyciągając ciemne spodnie i równie ciemną koszulę. Brew Sasuke uniosła się ku górze.
- Na przykład to, że grzebiesz w mojej walizce. Wyciągasz moje rzeczy i bóg jeden wie jak otworzyłeś bagażnik mojego samochodu… Więc?
- To ten bóg jeden zachowa to w sekrecie i się nie dowiesz – wystawił mu język i już chciał odejść, gdy brunet złapał go mocno za rękę.
- Liczę do trzech. Później złamię ci rękę. – Na te słowa przejechał delikatnie dłonią po przedramieniu chłopaka. Naruto drgnął i oblizał usta. Uśmiechnął się dziwnie.
- Ja mogę złamać ci coś zupełnie innego – przybliżył się do Uchihy tak, że ich klatki się stykały. Znów ten głos. Sasuke puścił go, ale się nie odsunął. Patrzył zafascynowany w czerwony oczy.
- To, że jesteś odporny na moją moc nie znaczy, że jesteś ode mnie silniejszy.
- Skoro tak mówisz… Przekonajmy się – blondyn przejechał językiem po jego szyi. Czarnooki zamarł. Naruto znów powtórzył ten gest, tylko, że teraz znacznie wolniej i bardziej drażniąco.
- Przestań.
- Dlaczego? Przecież ci się podoba… - mruknął w jego szyje całując ją delikatnie. Sasuke przymknął oczy, ale po chwili, gdy usta blondyna zawędrowały za wysoko, złapał chłopaka za ramiona i odsunął stanowczo od siebie. Spojrzał na niego tym wzrokiem.
- Nie waż się więcej tego robić – wysyczał w jego stronę.
- Cco? – blondyn mrugnął kilka razy i dopiero teraz Sasuke zobaczył, że jego oczy na powrót stały się błękitne.
- Panuj nad sobą – rzucił tylko i poszedł zamknąć bagażnik. Obejrzał samochód, lecz niczego nie znalazł. – Przebierz się w samochodzie – powiedział, kiedy Naruto skierował się w stronę motelu.
- Co?! Niby dlaczego? Nie będziesz mi tu do cholery rozkazywał!
Westchnął. Wrócił stary Naruto. To dobrze, czy źle?
- Nie będziesz się przebierał przy Sakurze.
- Hę?
- Muszę z tobą jeszcze porozmawiać. No już! Na co się tak patrzysz? Pakuj się do auta.
- A skąd mam wiedzieć, czy mnie nie zgwałcisz? – Szczena Sasuke opadła w dół.
- Ty pamiętasz co się przed chwilą stało? – Blondyn spuścił głowę i się zmieszał.
- Trochę… - burknął i zniknął w samochodzie. Uchiha jakoś tak mimowolnie się uśmiechnął.

Kiedy już siedzieli w aucie czarnooki obserwował uważnie każdy ruch blondyna. To jak ściąga płaszcz, spodnie, bardzo długą tunikę…
- Co się tak gapisz? Człowieka nie widziałeś zboczeńcu ty jeden?! – to już nie pierwsza uwaga Naruto tego typu. Ale Sasuke jakoś mało się nią przejmował. W odpowiedzi odwrócił się jeszcze bardziej do niebieskookiego. Chłopak ulokował się z tyłu, żeby mieć więcej miejsca. Kilka razy wypomniał już brunetowi, że nie po to poszedł do tyłu, żeby Uchiha brutalnie odbierał mu jego przestrzeń osobistą. Sasuke natomiast spokojnie przypomniał mu, że nawet go nie dotyka. I już miała rozpocząć się kolejna kłótnia, kiedy brunet musnął kolano mniejszego chłopaka.
- Teraz naruszasz moją przestrzeń.
- Mhy – uśmiechnął się patrząc zafascynowany jak blondyn zakłada jego spodnie… tak strasznie powoli. Zastanawiał się, czy robi to specjalnie, czy nieświadomie. Wygiął się w łuk, gdy wsuwał je na biodra. Brunet wstrzymał wtedy powietrze. Tak strasznie powoli…
- Masz rozdwojenie jaźni? – Zapytał w końcu, bo czuł, że dłużej nie wytrzyma tej ciszy. Zaraz oszaleje. Pierwszy raz w życiu milczenie tak mu przeszkadzało.
- Co? – mruknął chłopak cały czerwony na twarzy. – Mógłbyś się tak nie patrzyć do cholery?!
- Masz rozdwojenie jaźni? – Powtórzył Sasuke obserwując jak blondyn zakłada jego koszule na gołe ciało. Słowo gołe w przypadku Naruto nabierało zupełnie innego znaczenia.
- Ohh! Nie mam! Oczywiście, że nie – zirytował się i spojrzał na Uchihe. Na oślep starał się zapiąć guziki.
- Boże młotku, nawet ubrania nie umiesz założyć – zanim blondyn zdołał cokolwiek zarejestrować sprawne palce Sasuke już zapinały koszulę. Mężczyzna nie mógł się też powstrzymać przed dotknięciem skóry chłopaka. Gdy to zrobił powtórzył to drugi i trzeci raz… Była taka miękka i delikatna, jakby sam Michał Anioł utkał ją z jedwabiu. Za czwartym razem spojrzał w niebieskie oczy, które wyrażały dziwną emocje. Jakby strach pomieszany z… no właśnie czym? Przekrzywił lekko głowę wciąż nie spuszczając wzroku z blondyna. Powoli kończył zapinanie koszuli. Jeszcze kilka guzików na dole i… przejechał palcem po pępku Naruto. Chłopak przygryzł wargę patrząc na niego takim dzikim, szaleńczym wzrokiem. Ale przecież nie mogą tego zrobić… Sasuke musi się powstrzymać. To już nie jest zabawa. Z bólem serce skończył zapinanie guzików i odwrócił się na fotelu kierowcy.
- Idę zawołać Sakurę. Zaraz jedziemy – mruknął i wyszedł z samochodu. Nie chciał widzieć spojrzenia chłopaka. Nie chciał teraz na niego patrzeć. Nie gdy…
- O Sasuke! – pisnęła przestraszona różowo-włosa, gdy uderzył w nią w przejściu.
- Jesteś już spakowana?
- Tak – uśmiechnęła się do niego promiennie i wzięła pod rękę.
- Wymeldowałaś się?
- Umm… jeszcze nie, czekałam na ciebie. – Brunet tylko kiwnął głową i podszedł do niewielkiej recepcji. Przewrócił oczyma, kiedy poczuł jak dziewczyna wiesza mu się na ramieniu.
- Chciałbym zapłacić. – Powiedział do młodej kobiety, która spojrzała na niego uprzejmie, lekko kokieteryjnie? A później nienawistnym wzrokiem zmierzyła Sakurę. Pochyliła się nad komputerem tak, żeby w całej okazałości pokazać swój głęboki dekolt, a później zarzucając spektakularnie rudymi włosami (Sasuke nie miał pewności, czy były prawdziwe)odebrała od niego paragon.
- Dziękuję za wizytę w naszym motelu i zapraszam ponownie – uśmiechnęła się tak słodko, że brunet przez chwilę miał wrażenie, że bardziej nadawałaby się do pracy w cukierni.
- Dowidzenia.
- Dowidzenia.

~~***~~

Naruto starał się jakoś ogarnąć to co właśnie zaszło. Sasuke go dotykał, a jego dotyk parzył. Przez chwilę myślał, że stanie się coś więcej. Nawet tego chciał, jednak wszystkie jego pragnienia rozpadły się jak domek z kart, gdy brunet na niego spojrzał. Przecież mu nie wolno się kochać. Z nikim, nawet z mężczyzną.

Przysięga obejmowała tylko kobiety.
To, to samo przecież!
Nikt nie mówił o mężczyznach…
Sens był jeden.
To umacnianie męskiej siły. Przecież wiesz, że dawniej to było naturalne. Teraz też pewnie się rżną po kątach.
Kyuubi!
Oh weź przestać. Przecież tego chcesz.
Nie, wcale nie…
Naruto, mnie nie oszukasz. Przecież nikt się nie dowie.
Ale przysięga…
Przecież jej nie złamiesz.
Nie?
Nie.

Trzask drzwi przerwał rozmowę. Spojrzał na Sasuke, który był dziwnie pochmurny. Przecież jeśli by chciał to by już to zrobił. Pewnie zorientował się, że to błąd.- przeszło jeszcze Naruto przez myśl, gdy brunet nagle się odezwał.
- Tutaj jest sklep, czemu w nim czegoś nie kupiłeś, tylko pożyczasz ode mnie ciuchy?
- To sex-shop. – Odpowiedziała na pytanie Sakura z dziwnym błyskiem w oczu. Blondyn spojrzał na nią z lekkim strachem.
- No więc czemu nic mu nie kupiłaś? Przecież to jego styl. Akurat by…
- A co Sasuke chciałbyś sobie na mnie popatrzyć w kusych ciuchach co? – Błękitne oczy błysnęły jakoś tak nienaturalnie. – Podniecają cię chłopcy?
Sasuke zahamował nagle, a Sakura pisnęła i uderzyła blondyna w głowę. Trochę za mocno i przed oczyma Naruto pojawiły się mroczki.
- Sasuke nie jest jakimś zciotowaciałym pedałem idioto! To przecież Sasuke!
Uzumaki uśmiechnął się krzywo. To przecież Sasuke… O ironio.
- Nawet jeśli interesowaliby mnie faceci, to z pewnością nie takie chuchra jak ty… - mruknął Sasuke mierząc blondyna złowrogim spojrzeniem i ruszył dalej.
- Chuchra? Chuchra?! – wrzasnął Naru wymachując groźnie pięściami – Jakbyś nie widział moich mięśni. Patrz tylko! – Podwinął rękaw za dużej koszuli aż do ramienia i wyprężył bicepsy robiąc przy tym groźną minę.
- No i gdzie masz te mięśnie, bo jakoś nie widzę. Może mi lupę podasz, co chłopczyku?- uśmiechnął się do niego złośliwie. Naruto zapowietrzył się. Ten… ten… gość za dużo sobie pozwala. Jak śmiał tak do niego mówić?! Jak śmiał…?!
- Przynajmniej nie jestem takim napakowanym gorylem jak ty! – Nie może teraz doprowadzić do tego, żeby Kyuubi przejął ciało. Musi się jakoś opanować.
- Sasuke-kun wcale nie jest gorylem! To prawdziwy mężczyzna! – pisnęła różowo-włosa okładając blondyna po głowie. Tym razem nieco lżej…
- Pewnie. On raczej powinien kupować w tym sex-shopach! Widziałaś jakie tam mieli wielkie majty?! W sam raz na jego tyłem! A ten kombinezon z lateksu! Dla kogo jak nie dla goryli? – Sakura już mu miała coś odpowiedzieć, ale Sasuke nagle się roześmiał i spojrzał na Naruto, który zaczerwienił się patrząc na jego czarne oczy. Nie było w nich już złości i nienawiści. Było coś innego. Coś co powodowało w sercu Naruto takie miłe ciepło.
- I kto tu jest niby zboczeńcem, mały erotomanie. – Uzumaki zamrugał kilka razy i odwrócił się w stronę bruneta. Zaczerwienił się tak mocno, że Sasuke dotknął jego policzka w obawie czy czasem się nie zapalił od środka, ale Naruto zlekceważył tą zaczepkę. Zmarszczył brwi i kilka razy na przemian otwierał i zamykał usta, a gdy czarnooki już chciał coś powiedzieć spojrzał na niego z wyższością. Jak król patrzy na mało zabawnego błazna; położył mu palec na ustach i szepnął:
- Milcz. – A później odwrócił się zamaszyście plecami do kierowcy i już do końca dnia nie odzywał się jak do Sakury, tak do tego drania Sasuke.

~~~***~~

Uchiha zerkał co chwilę na plecy blondyna uśmiechając się przy tym mimowolnie. Cały czas myślał nad tym co się stało kilka godzin temu w samochodzie. Kurwa… coraz bardziej chciał go przelecieć. Przerażała go myśl, że nie będzie umiał się długo powstrzymywać. Najgorsze jednak było to, że każdy gest, słowo, czy spojrzenie Naru było tak przepełnione erotyzmem… tak podniecające, że… Matoł! Na pewno robił to specjalnie. Warknął rozzłoszczony i przyśpieszył. Odburknął coś na pytanie Sakury i mimowolnie spojrzał na blondyna, który wciąż był odwrócony do niego plecami. To chyba nie był najlepszy pomysł, żeby sadzać go z przodu… Ale z drugiej strony z tyłu nie widział by go tak dobrze – pomyślał i nagle miał nieodpartą chęć uderzyć głową w deskę rozdzielczą. Co ten przeklęty chłopak z nim zrobił do cholery?! Czy już naprawdę nie umie się powstrzymać?! No cóż… w końcu nigdy nie próbował. Prawda była taka, że zawsze – Zawsze - miał każdą kobietę, którą tylko chciał. Tak na marginesie to do mężczyzn nie czuł specjalnego pociągu. Najwyraźniej aż do teraz… Znów zerknął na chłopaka. Teraz jakoś mniej pewnie i z większym wahaniem. Nie chciał żeby Naruto stał się jego kolejną zabawką. Bał się, że blondyn mógłby skończyć tak jak wszystkie jego poprzednie kochanki. W końcu musiał się przyznać przed samym sobą. Po raz pierwszy w życiu bał się kogoś skrzywdzić. Westchnął. Po prostu zajebiście…

środa, 24 czerwca 2009

3. Refuge

Smutek to najdziwniejsze z uczuć; czyni nas bezradnymi. Jest jak okno otwarte wbrew naszej woli – przy nim można
wyłącznie dygotać z zimna. Z czasem jednak otwiera się coraz rzadziej i rzadziej, aż wreszcie całkowicie stapia się z murem.

Dla Naruki-chan, żeby już nigdy nie była smutna i nie wątpiła w słuszność tego co robi :)

- Sasuke? Sasuke kochanie! Co ty mu zrobiłeś potworze?!
Naruto stężał słysząc te słowa. Ostatkiem sił opanował się. Teraz nie pora na coś takiego, ważniejszy jest brunet. Musi go uleczyć. Uleczyć? Przecież nie umie leczyć!
- Napadli nas. Umiesz nam pomóc…? Proszę powiedz, że umiesz.
Położyli nieprzytomnego bruneta na łóżku.
- Ohh Sasuke… Sasuke… - Kobieta dotknęła jego twarzy mając łzy w oczach. Uzumaki zirytował się.
- Umiesz nam pomóc?! – Złapał ją za ramiona odwracając od bruneta. Nie podobało mu się to, w jaki sposób na niego patrzyła.
- Tak! Puść mnie. – Wyrwała się z uścisku blondyna - Chwila – wybiegła z pokoju. Naruto usiadł przy Sasuke.
- To moja wina. Powinienem wziąć wszystkie ciosy na siebie.
- Odsuń się! – Dziewczyna przybiegła z apteczką. Nożyczkami obcięła koszulę tak, by miała dostęp do rany. Zaczęła ją umiejętnie czyścić.
- Jesteś lekarzem?
- Tak.
Dopiero teraz Naruto się trochę uspokoił. Mieli szczęście. Sasuke nic nie będzie. Odetchnął z ulgą i spojrzał na kobietę. Wysoko, zgrabna, z długimi… różowymi? Włosami. Uzumaki mrugnął zdezorientowany. No dobrze dzisiaj i tak nic nie powinno go dziwić.
- Co się tak uśmiechasz? – Mruknęła i dopiero teraz zauważył, że ma dziwny, nienaturalny głos.
- Nie nic.
- Podaj mi szczypce.
- Co?
- To metalowe! Muszę wyciągnąć kulę! – Z przerażeniem stwierdził, że jej głos jest jeszcze grubszy od jego. Jakoś bał się powiedzieć – nawet w myślach, że bardziej męski.
- Pproszę.
Swoją drogą to twarz też miała dziwną. Mocno zarysowana szczęka, duży nos. Oczy przynajmniej miała ładne. Duże i zielone. Długie rzęsy…
- Oh Sasuke… Już myślałam, że cię straciłam. To musi być przeznaczenie – Spojrzał na bruneta, który wciąż był nieprzytomny. Dziewczyna właśnie kończyła zszywać drugą ranę. Metalowa kula leżała na łóżku brudząc białą pościel krwią. Naruto dotknął jej opuszkami palców. A więc tylko jedna się wbiła. To chyba dobrze. Nagle rozległo się pukanie do drzwi. Różowo-włosa spojrzała przerażona na blondyna.
- To ci ludzie, którzy was napadli? – Blondyn pokiwał tylko głową, ale uśmiechnął się po chwili.
- Nie martw się. Otworzę.
- Tylko nie zrób sobie krzywdy – mruknęła, gdy Naruto stał już w drzwiach. – Gdyby Sasuke był przytomny na pewno by ich załatwił jednym mrugnięciem . – Uzumaki uśmiechnął się dochodząc do drzwi. Ciekawe czy mówiła to dosłownie, czy tylko w przenośni?
Kiedy uchylił drzwi coś odepchnęło go tak mocno, że zatrzymał się na pobliskiej ścianie. Zamroczony spojrzał na „gościa”.
- Gdzie on jest?!
- Gdzie te łapy? – Czerwone oczy spojrzały na niego nienawistnie. Teraz widział każdy najdrobniejszy szczegół. Gdy złapał dłoń mężczyzny z uśmiechem przywitał grymas bólu na jego twarzy. Gość był mocny. Inni na jego miejscu pewnie by zemdleli.
- To nie była wina Sasuke, że nie zabił tego kogo trzeba!
- Sasuke? Tak się nazywa? – Starszy facet puścił blondyna patrząc na niego w szoku. Ups! Pewnie podał fałszywe nazwisko… no cóż przynajmniej będzie miał dobry powód kolejnego zabójstwa. Naruto nic mu nie będzie mógł zarzucić, kiedy wróci.
- Aaaa!
Coś ty zrobił?!
Musiałem, przecież wiesz…
Zrób coś z tym.
Z przyjemnością!

~~***~~

Kiedy Sasuke zaczął się powoli budzić, Naruto już wrócił. Z uśmiechem podszedł do jego łóżka, ale dalszą drogę zagrodziła mu ręka dziewczyny.
- Nie podchodź! – Syknęła trzymając dłoń bruneta.
- Niby dlaczego?! – Co to za babsztyl?!
- Potrzebuje odpoczynku! Nie wiem kim jesteś, ale na pewno nie jesteś w stanie zaopiekować się nim tak jak ja. Odejdź!
- Nie! – Odepchnął ją mocno i przybliżył się do bruneta. – Sasuke! – Uśmiechnął się, kiedy zobaczył jak czarne oczy patrząc na niego przytomnie. Delikatnie dotknął jego policzka.
- Mnnnn… Naru…?
- Sasuke! – Różowo-włosa podbiegła do leżącego przytulając się do niego.
- Sakura?
- Sasuke… - W jej oczach pojawiły się łzy. – Ohh Sasuke…
- Ej! Ona w ogóle nie chciała mnie do ciebie dopuścić. Dobrze się czujesz, draniu? – Naruto podszedł z drugiej strony łóżka patrząc zawistnie na dziewczynę.
- Tak. Wyleczyłaś mi rany prawda? – Spojrzał na dziewczynę dziwnie. Blondyn wstrzymał oddech.
- Tak! Tak kochanie! Nie sądziłam, że cię jeszcze spotkam. Boże dziękuję ci! Dziękuję!
- Teme! Nie mamy czasu! Musimy się gdzieś ukryć! – Naruto powoli zaczynał tracić cierpliwość. Dlaczego ona tak na niego patrzy? Dlaczego Sasuke jest taki dziwny?!
- Możesz u mnie się ukryć.
- Nie Sakura, nie chcę cię znów narażać.
- Ale…
- Poza tym jest jeszcze Naruto.
Mówił o nim jak o jakimś balaście. Blondyn znów poczuł się tak jak w klasztorze.
- Sam mówiłeś, że nie jestem ci potrzebny. Poradzę sobie. – Poczuł się jak śmieć. Zdziwił się, że tak zareagował. Zazwyczaj wisiało mu to, co ludzie o nim powiedzą.
- Nie. Teraz siedzimy w tym razem, nie pamiętasz? – Brunet uśmiechnął się delikatnie i złapał Naruto za rękę. – Co zrobimy?
- Mmm nie wiem – Uzumaki też się uśmiechnął i usiadł na łóżku.
- Może pojedziemy do mojej rodziny? Na pewno się nie zorientują! Tam będziemy bezpieczni!
- Nie. Pytałem Naruto nie ciebie.
- Ale… ale on przecież nie wie co robić! A ja wiem kochanie!
- Zamilcz.

W prawdzie cieszył się, że spotkał Sakurę. Dziwne było, że razem mieszkali w jednym bloku tyle czasu nie wiedząc o sobie. Ale może dziewczyna niedawno się wprowadziła? Uśmiechnął się na wspomnienie ich chwil spędzonych razem. Była jego najlepszą – jedyną przyjaciółką. Bał się tylko jednego. A co jeśli znów będzie chciał ją skrzywdzić? Przecież przez to rozpadła się ich przyjaźń.
- Suna wyśledzi nas w ciągu tygodnia. W tym czasie albo ukryjemy się gdzieś, gdzie nikt nas nie znajdzie, albo przygotujemy się na ich wizytę…
- Mafia również będzie nas śledzić. Nie damy rady dwóm atakom.
- Możemy jechać do mojej rodziny! Wychowałam się na odludziu.
- Sasuke… To chyba będzie najlepszy pomysł. Nie mamy innego wyjścia – Dodał, kiedy brunet spiorunował go spojrzeniem.
- To gdzie ta twoja rodzina mieszka?- Zapytał po chwili zrezygnowany.
- W Milles City! – Wykrzyknęła radośnie Sakura i wstała. Spod łóżka wyjęła wielką walizkę w kolorowe kwiaty.
- A gdzie to jest?
- No widzicie sami nie wiecie! – Zaśmiała się jeszcze za nim zaczęła pakować wszystkie swoje rzeczy. – W stanie Montana.
- No… mam nadzieję, że nikt nas tam nie znajdzie.
- Pewnie, że nie! To największe zadupie jakie zdam! Tam prawie wszyscy są rodziną! – Teraz z szuflady wyjęła kilkanaście par różowych stringów. Chłopcy spojrzeli na siebie przerażeni.
- To już wiemy dlaczego jest taka zrąbana. Związki kazirodcze – Burknął smętnie blondyn drapiąc się po karku. Sasuke zaśmiał się na jego słowa. Dziwne… Przy blondynie czuł się jakoś inaczej, swobodniej. Całe napięcie gdzieś znikało. W końcu mógł zapomnieć o tym kim był i zacząć cieszyć się chwilą. Chociaż oczywiście wciąż pozostawał denerwującym i matołowatym dzieciakiem, który potrafił utrudnić człowiekowi tylko życie.
- A ty masz jakieś bagaże?
- Nie.
- Jesteś idiotą.
- Ej to nie moja wina, że zostawiłem je w kasynie!
- Cóż… najwyżej Sakura pożyczy ci trochę ubrań. Na pewno będą pasować. I na pewno będą w twoim typie.
- Sasuke – szepnął Naruto zbliżając się do bruneta.
- No?
- Wiesz… ona jest taka dziwna nie uważasz? – Oddechem patrzył usta leżącego.
- Co masz na myśli? – Jego brwi uniosły się ku górze.
- Ona jest bardziej męska ode mnie. Ma takie rysy twarzy i ten głos… - Sasuke zaśmiał się słysząc jego słowa.
- Młotku nawet cheearleaderka będzie bardziej męska od ciebie! – Stuknął go palcem w nos, na co chłopak skrzywił się zabawnie.
- Teme!
- Hej!
- No już pomóż mi wstać – Sasuke mruknął do Naruto, a przy nim już znalazła się Sakura. – Spakowałaś się już?
- Nie jeszcze kilka rzeczy. Może chcesz coś do jedzenia? Pewnie nic nie jadłeś, zrobię ci coś.
- Zjemy na mieście. Mam jeszcze kilka spraw do załatwienia. Jak masz z nami jechać, to się pośpiesz.
- Dobrze Sasuke-kun!
Naruto skrzywił się słysząc co.
- Ona jest naprawdę dziwna…
- Lepiej nie gadaj tyle, tylko mi pomóż!

Po piętnastu minutach Sasuke siedział już w samochodzie i oddychał głośno. W myślach dochodził powoli do numeru dziesięć.
- Siedziałem już z przodu, kiedy ty jeszcze nie wiedziałaś, że spotkasz Sasuke!
- Taaak…? Ale ja go znam dłużej, a zresztą teraz musimy odnowić znajomość! Mamy sobie w końcu tyle do powiedzenia.
- Ja też mam mu wiele do powiedzenia. Na przykład to jaka jesteś beznadziejna!
- Sasuke cholera powiedz coś temu debilowi! – Różowo-włosa zaczęła piszczeć przeraźliwie, na przemian tupiąc nogą.
- Naruto będzie siedział z przodu.
- Ha! – Blondyn wystawił w stronę dziewczyny język i z dumnie uniesioną piersią wsiadł na fotel pasażera.
- To niesprawiedliwe – jęknęła Sakura lokując się na tylnych siedzeniach.
- Niesprawiedliwe jest to, że będę musiał spędzić z wami najbliższe kilka dni, jak nie tygodni… Za jakie grzechy?!
- No wiesz jest ich kilka.
- Naruto…
- Mam wymienić w kolejności alfabetycznej, czy chronologicznej? – Zapytał z bananem na gębie i chcąc nie chcąc Sasuke też musiał się uśmiechnąć.
- Włącz lepiej radio.
- Co?
- Radio! To taka mała skrzynka z przodu samochodu. – Powiedziała Sakura i nie czekając na blondyna wychyliła się do przodu ocierając przy okazji o Sasuke i włączyła radio.
- A co w niej jest?
- Muzyka.

~~***~~

- Powiedz co chcesz, a nie rób cyrki! – Po raz któryś Sasuke syknął w stronę blondyna, który nadal upierał się przy swoim.
- Już powiedziałem. Chcę ramen!
- Przykro mi, ale nie mamy takiej potrawy. Są hamburgery, frytki, tortilla, kawałki kurczaka, sałatki różnego rodzaju. Może chodzi ci o sałatkę? – Zapytała ekspedientka również tracąc powoli cierpliwość. Naruto zastanawiał się, co by zrobiła, gdyby nie Sasuke. Wiedział, że tylko przez niego się hamuje.
- Proszę dać sałatkę grecką i hamburgera.
- Frytki i tortille – burknął blondyn wyraźnie nie zadowolony z zakupu. Szczerze powiedziawszy to brunet płacił, ale mniejsza z tym…
- Nigdy więcej już nie będę z tobą kupował.
- Oj tam, nie było tak źle. A to moja wina, że nie mieli ramenu? Co to za restauracja, która nie ma ramenu?!
- To McDonald`s!
- No cóż… nie będę oceniał twojego gustu kulinarnego. – Mruknął Naruto gryząc hamburgera.
- A ja twojej inteligencji.
- Wiesz, że dobre to nawet? Nie tak dobre jak ramen, ale może być. – Sasuke spojrzał jak blondyn gryzie frytki. W tym momencie nasunęły mu się bardzo jednoznaczne obrazki…

~~***~~

Jechali już kilka dobrych godzin. Sakura mówiła coś do Sasuke, który od czasu do czasu się uśmiechał. Naruto spał wtulony w fotel twarzą do bruneta. Patrzył czasami jak ten śmieje się z czegoś co powiedziała różowo-włosa. Denerwowało go to, bo stwierdził, że Sasuke zdecydowanie mniej ją obraża, bije po głowie i puszcza złośliwe komentarze. Duże częściej się zaś śmiał. Rozzłoszczony obrócił się w drugą stronę. Zrobił to jednak tak niefortunnie, że pas drasnął go w szyję rozcinając skórę. Naruto syknął jeszcze bardziej rozwścieczony.
- Co znowu? – Usłyszał głos Sasuke, jednak zignorował go. Potarł szyję, zamknął oczy i usilnie starał się zasnąć. Ku jego uciesze udało mu się to, gdy rana się zagoiła.

~~***~~

Było już późno popołudnie gdy zatrzymali się na jakiejś stacji benzynowej. Sakura poszła do toalety, Sasuke już zatankował do pełna i patrzył na jeszcze śpiącego blondyna. Zastanawiało go jego zachowanie. Obraził się na coś czy jak? To do niego nie podobne żeby milczał tak długo. Ba! Sasuke mówił jakby go znał. Przecież przebywał z nim nawet nie jeden dzień. Co on może, więc o nim wiedzieć? Nagle spostrzegł czerwoną rozmazaną plamę na szyi. Czyli coś sobie jednak zrobił matoł jeden. Brunet uśmiechnął się delikatnie. Wziął paczkę chusteczek higienicznych ze schowka i poślinił je trochę, by później bardzo delikatnie zacząć zmywać krew z szyi chłopaka. Sam nie wierzył, że to robi. Tak jak przypuszczał nie było żadnego śladu po zadrapaniu. Rana musiała się więc zagoić. Kiedy skończył dotknął włosów chłopaka.
- Nie śpij tyle bo później się jeszcze nie obudzisz – szepnął do jego ucha.
- Mmm…
- Naruto.
- Co?
- Kupiłem ci ramen.
- Naprawdę?! – Krzyknął uradowany i natychmiast otworzył oczy odwracając się do Sasuke. Brunet nie zdążył się jednak cofnąć i ich nosy zetknęły się. Bał się przyznać sam przed sobą, że to nie był brak refleksu, tylko coś zupełnie innego.
- Gdzie ten ramen?
- Zjadłem.
- Teme! – Wykrzyknął Naruto odsuwając się od bruneta.
- Coś taki zły?
- Nie ważne…
- No powiedz.
- Już jestem. Zapłaciłam za benzynę, możemy jechać! – Wykrzyknęła radośnie różowo-włosa wsiadając do samochodu. Blondyn popatrzył na nią smętnie i włączył radio. Sasuke uśmiechnął się niepostrzeżenie. A więc o to chodziło…

niedziela, 21 czerwca 2009

2. Refuge

Nagle znaleźli się w bogatym przedsionku, gdzie złota winda jeździła w dół i górę, a bogaci ludzie rozmawiali beztrosko. Echo subtelnej muzyki niosło się po czerwonych, zdobionych ścianach. Pozłacane dodatki na nich układały się w tradycyjne chińskie wzory. Było naprawdę pięknie. Gdyby nie zaistniała sytuacja Naruto namalował cały korytarz i pokazał w domu. Jeszcze piękniej niż w świątyni!
- Wiesz, że powinienem cię zabić?
- Hm? – Głos bruneta wyrwał go z zamyślenia.
- Za to co mi zrobiłeś. Nie myśl sobie, kurwa, że ujdzie ci to płazem.
- Złamałeś prawo. Człowiek sprawiedliwy nie może patrzeć na niesprawiedliwość wokół siebie.
Sasuke prychnął, ale nic nie powiedział. Właśnie znaleźli się w Sali głównej. Olbrzymia - oczywiście pozłacana kopuła, ze wspaniałym witrażem, złote ściany i marmurowa podłoga, w tym samym odcieniu co reszta pomieszczenia. Na środku wielka fontanna, wypuszczająca strumienie wody zgodnie z rytmem muzyki. Co kawałek jakby z ziemi pięły się ku górze wspaniałe rośliny, jakich Naruto jeszcze nie widział. Było… jak w snach.
- Tam jest wyjście – Mruknął blondyn i delikatnie złapał Sasuke za łokieć. Ludzie zdawali się nie zwracać na nich uwagi, zajęci przegrywaniem, lub wygrywaniem zawrotnych kwot. Ich życie jest takie spokojne – pomyślał jeszcze Uzumaki, gdy nagle rozległ się strzał. Ktoś krzyknął przeraźliwie, a reszta tłumu w panice rozejrzała się po sali. Ze wszystkich korytarzy zaczęli wychodzić ludzie właściciela kasyna. W rękach trzymali wszelkiego rodzaju broń. Począwszy od berretów po uzi i karabiny maszynowe. Wystrzelili jeszcze raz w sufit. Złoty tynk spadł na ramiona ludzi, którzy w następnej chwili rzucili się do ucieczki. O mało nie potrącili Naruto i Sasuke.
- Bydło – Skwitował ich brunet zaczynając przedzierać się do przodu. Jeszcze nie wiedzą z kim zadarły do kurwy nędzy. Chcą wojny to ją będą mieć. Pozabija ich wszystkich, jeszcze będą błagali o litość. Uchiha przymknął z uśmiechem oczy.
- Nie warto. Chodź, gdy tu zostaniemy nie będziemy mogli już uciec. Chodź – powtórzył blondyn ciągnąć Sasuke do wyjścia.
- Hnn, zostaw!
- Proszę. Chodź Sasuke – Blondyn spojrzał na niego błagalnie, a Uchiha poczuł się tak, jakby od jego decyzji miało zależeć życie mniejszego chłopaka.
- Gdybym cię nie posłuchał i nie poszedł za tobą do głównej Sali już dawno jechałbym z powrotem! – Syknął brunet biegnąc za Naruto, który obrócił się do niego na ułamek sekundy.
- Nie uważasz, że teraz siedzimy w tym razem? – Zapytał jeszcze, gdy dobiegli do drzwi. Na szczęście zdążyli wmieszać się w tłum. Nikt nie przypuszczał, że to ich ścigają ochroniarze, którzy jeszcze nie zdążyli wyśledzić, gdzie się znajdują.
- Tam mam samochód – Mruknął Sasuke i pobiegł w stronę parkingu. Ludzie albo stawali pod wejściem, albo tak jak brunet lecieli po auta i odjeżdżali z piskiem opon.
- Wsiadaj! – Krzyknął do Naruto, który stał jak pień patrząc się na czarnego mercedesa.
- Myślałem, że już się rozdzielimy.
- I co wtedy zrobisz? Przecież nie uciekniesz daleko, a oni już pewnie są na zewnątrz. – Sasuke skręcił ostro w prawo nie zatrzymując się na czerwonym świetle. Cudem uniknął zderzenia z jakąś ciężarówką.
- Co teraz zrobimy?
- My?
- No przecież pomogłeś mi.
- Dlatego się teraz do mnie przyczepisz?
- Razem mamy większe szanse. Będą nas ścigać. Jak ciebie, tak i mnie. Nie znasz Suny, nie dadzą nam spokoju.
- Zabije każdego kto się do mnie zbliży.
- Hyh masz niezwykły dar. Potrafisz zabijać samym spojrzeniem.
Sasuke zatrzymał się gwałtownie i spojrzał na niego.
- Pamiętasz jak powiedziałem ci, że jak wyjdziemy z kasyna, to już nie będę taki miły?
- Tak. – Blondyn spuścił wzrok patrząc na swoje buty. Uśmiech znikł z jego twarzy. Zacisnął palce na połach płaszcza.
- Spójrz na mnie kochanie, chcę patrzeć w twoje oczy. Wiesz, że jeszcze nigdy nie widziałem kogoś, kto miałby tak błękitne oczy jak ty? – Zapytał brunet niewiele robiąc sobie z trąbiących za nim samochodów. Dotknął delikatnie policzka Naruto. Chłopak spojrzał na niego, a uśmiech Sasuke poszerzył się.
- Masz takie pięknie oczy… - Szepnął blondyn i odgarnął z czoła ciemne pasmo włosów.
- Hnn!
- Ja też mam dar, wiesz? Ktoś chroni mnie przed twoim spojrzeniem. – Sasuke jeszcze chwilę siedział sparaliżowany, gdy w końcu ktoś uderzył w bagażnik. Z piskiem opon ruszył przed siebie. Myślał. Starał się jakoś ogarnąć to co właśnie się stało. Nikt! NIKT! Nie mógł być odporny na jego wzrok. Przecież miał moc potężniejszą niż którakolwiek na świecie. Przecież dlatego Orochimaru chciał zawładnąć jego ciałem! Tyle razy powtarzał mu, że jest najpotężniejszy, że nikt mu się nie oprze. Jest w stanie pokonać każdego. A teraz… zjawia się kmiotek, który może sobie bezkarnie na niego patrzeć. Jedyna osoba, jakiej nie jest w stanie tknąć.
Z zamyślenia wyrwał go ból w okolicy żeber. Odruchowo spojrzał w tamto miejsce „tym” wzrokiem. W odpowiedzi usłyszał dziecinny śmiech.
- Nie odlatuj, prowadzisz! – Przypomniał mu Naruto patrząc na niego tak strasznie wkurzająco. Sasuke skręcił ostro w prawo, a blondyn nie przygotowany na coś takiego rozpłaszczył się na bocznej szybie.
- Wkurwiasz mnie! To, że nie mogę cię zabić wcale nie oznacza, że możesz mnie drażnić. Uważaj, bo gdy przesadzisz, mogę pokazać ci jaki jestem niebezpieczny!
- Mhy…
- Młocie słuchasz mnie?
- Mhy…
- Młotku! – Sasuke uderzył go w potylicę.
- Co chcesz draniu?!
- Słuchaj mnie jak do ciebie mówię rozumiesz?!
- Dlaczego go zabiłeś?
- Właściciela kasyna? – Brunet wyjechał właśnie z miasta i wjechał w drogę, którą tutaj przyjechał. – Rozkaz.
- To nie był właściciel kasyna. – Oparł łokieć na drzwiach i podpierając głowę ręką spojrzał na Sasuke. W ogóle to cały czas na niego patrzył. Wkurzający dzieciak.
- Jak to? Przecież dzisiaj dostałem sygnał, żeby go zabić.
- Ale to nie był właściciel kasyna. Prawdziwy kazekage zginął kilka dni temu, to był jego syn, ale to nie on był spadkobiercą. Zastępował tylko młodszego. Prawdziwym właścicielem jest niejaki Gaara.
- Pierdolisz?! Przecież w korytarzu powiedzieli ci, że zobaczysz się z synem, który jest następcą! – Droga była wolna, więc Sasuke przyśpieszył nieco. Gdy długo nie otrzymywał odpowiedzi spojrzał na blondyna.
- Z jakichś powodów Gaara nie chciał się ze mną zobaczyć.
- Myślisz, że dowiedział się o tym, że chcę go zabić?
- Nie, to nie to – Naruto zmarszczył brwi i wydął policzki. – Chodziło mu raczej o mnie. Chyba znał prawdziwy powód mojej wizyty.
- Jaki był prawdziwy powód? – Zapytał Sasuke mając nadzieję, że może dowie się coś więcej o mocy Naruto, o osobie, która go chroni.
- Coś ty taki ciekawski? Nie wyglądasz! – Blondyn wystawił mu język, kiwając palcem. Sasuke spiorunował go spojrzeniem.
- Nie drażnij mnie młotku…
- Hej! Nie jestem młotkiem! Zabraniam ci tak do mnie mówić! – Blondyn poczerwieniał ze złości. Uderzył kilka razy pięścią w ramię Sasuke.
- Jesteś i nie krzycz.
- Nie jestem draniu!
- Jeśli się w tej chwili nie zamkniesz, to wysadzę cię na środku pustyni – Brunet złowieszczo zmarszczył brwi.
- Phi! Radziłem sobie już w gorszych warunkach!
Sasuke zatrzymał się nagle.
- Wysiadaj – Powiedział tak cicho i spokojnie, jakby nic się nie stało.
- Nie!
- Liczę do trzech, jeśli nie wysiądziesz to…
- To co? – W błękitnych oczach blondyna zatańczyły psotne iskierki – Spiorunujesz mnie wzrokiem? A może mnie nim zmiażdżysz? No dalej powiedz, teme!
Uchiha wyciągnął broń i przyłożył ją do skroni chłopaka.
- Ochronią cię też przed kulą w głowie? – Naruto momentalnie spoważniał. Zaśmiał się, ale jakoś tak sztucznie.
- No co ty, Haha! Draniu zrobiłbyś to?
- Chcesz się przekonać?
- Sasuke… - Szepnął patrząc w jego oczy. Może się brunetowi zdawało, lecz zobaczył w oczach blondyna łzy.
- Co?!
- Jestem ci potrzebny.
- Ty?! Do niczego nie jesteś mi potrzebny! – Krzyknął odbezpieczając pistolet.
- A jak powiem, że ty jesteś mi potrzebny?
- To niczego nie zmieni.
- Przez ciebie nie wrócę do domu. Teraz mogą zniszczyć mój klasztor. Miałem misję do…
- Klasztor?
- Tak klasztor! Coś ci nie pasuje?! – Wrzasnął przybliżając się do Sasuke i tym samym uwalniając się od jego broni. Teraz prawie stykali się nosami.
- Jesteś jakimś mnichem, czy jak kurwa?
- Jestem – szepnął Naruto cichutko. Jakaś zbłąkana myśl powiedziała Sasuke, że blondyn wygląda tak uroczo i niewinnie, że aż chciałoby się go skrzywdzić.
- Do dlatego jesteś taki zjebany – Mruknął ruszając. Odrzucił automatycznie nasuwające się wyobrażenie tego jakby mógł skrzywdzić chłopaka. Zniszczyć tę anielską otoczkę wokół niego.
- Co?! Jak śmiesz! Sam jesteś zjechany teme!
- Zjebany…
- Cieszę się, że się ze mną zgadzasz – uśmiechnął się triumfalnie prostując w fotelu. Pistolet gdzieś zniknął.
- Młotku… - Westchnął jeszcze Sasuke, zanim rozpoczął się monolog Naruto. Przez kilkanaście godzin wysłuchiwał bezsensownej gatki. Dopiero gdy dojeżdżali do Nowego Yorku chłopak się zamknął i zasnął. Kiedy brunet na niego spojrzał znów nawiedziła go to dziwna myśl. Odrzucił ją jednak przykrywając blondyna spoją kurtką.

~~***~~

- Tutaj mieszkasz? – Kiedy dojechali na miejsce Naruto na nowo zaczął trajkotać. Sasuke ostatkiem sił trzymał nerwy na wodzy.
- Jakiś problem? – Złapał blondyna za kołnierz i przyparł do muru. Zerknął w bok, ale nie ośmielił się wychylić. Kiedy wysiadał zza zakrętu zobaczył wóz mafii. Chyba ich nie zauważyli. Chociaż mogli usłyszeć… Spojrzał na rzucającego się Naruto.
- Zamknij się z łaski swojej – szepnął do ust blondyna, który otworzył je bezwiednie.
- Nie mów tak do mnie – syknął mniejszy chłopak, jednak jakoś tak słabo.
- Bo co?
- Nie baw się ogniem, bo się poparzysz chłopczyku – Głos Naruto się zmienił. Teraz był silny, męski, lekko zachrypnięty i przerażający. Brunet momentalnie puścił blondyna. Kiedy Naruto podniósł głowę jego oczy były wściekle czerwone. Sasuke miał irracjonalne wrażenie, że płoną.
- Ktoś tam jest! – Usłyszał tuż zza zakrętu, już miał wyciągać broń, kiedy poczuł dłoń na ramieniu. Odwrócił się w kierunku blondyna.
- Już w porządku Sasuke. Przepraszam…
- Chodź.
Kiedy wbiegli już po schodach Uchiha z wahaniem wyciągnął klucze i otworzył drzwi. Bał się, że ludzie z mafii odwiedzili go w bardziej dosłowny sposób…
- Padnij!
Kula musnęła ramię Sasuke w tym samym miejscu, gdzie strzelił do niego ktoś z kasyna. Pociemniało mu przed oczyma. Choć na początku rana była niewielka i zapomniał o niej, teraz rwała jak diabli.
- Cholera… Naruto uważaj!
- Jesteś ranny! – jęknął chłopak podczołgując się do niego. Kiedy padł trzeci strzał blondyn spojrzał wściekle na intruza. – Ty! – syknął jeszcze, kiedy z jego ciała zaczęła unosić się pomarańczowa poświata.
Ogień? – Pomyślał Sasuke. W mieszkaniu zrobiło się niesamowicie gorąco. Usłyszał krzyk i poczuł zapach krwi. Spojrzał w stronę martwego mafiozy. Zaniemówił. Ciało było zwęglone tak mocno, że gdyby nie zachowany kształt, w ogóle nie można byłoby przypuszczać, że to był kiedyś człowiek.
Naruto dyszał ciężko, a jasne płomienie zaczynały powoli się zmniejszać.
- Nic ci nie jest?
- Nie w porządku, ale musimy się pośpieszyć, bo zaraz pewnie przyjdą kolejni. – Blondyn pomógł wstać brunetowi, który ogarnął wzrokiem mieszkanie.
- Już w chlewie jest schludniej.
- Młocie! Przecież oni zrobili ten bałagan – gdyby brunet mógł strzeliłby tego idiotę w głowę. Czy on naprawdę nie myśli?
- Po co niby mieli to zrobić? Masz coś cennego? Jakąś forsę, albo antyczny miecz? – Mruknął wesoło blondyn pomagając Sasuke w zbieraniu ubrań i wkładaniem ich do walizki.
- Jesteś taki błyskotliwy Naruto – Uchiha nagle się zatrzymał patrząc poważnie na blondyna. – Kiedyś zwinąłem Excalibur z muzeum w Newadzie.
- Excalibur…? Aaa! Czekaj ten z Anglii?! On naprawdę istnieje? Żartujesz chyba – wytrzeszczył na niego oczy rozglądając się zaciekawiony.
- Jakbyś zgadł. No dalej pomóż mi! – Znów strzelił go w łeb. Jakoś nie mógł się powstrzymać…
- Teme!
- Cii… weź te papiery. Mamy mało czasu.
Po dosłownie paru minutach usłyszeli kroki na schodach.
- Jest tu! Szybko!
Blondyn spojrzał wystraszony na bruneta, który pokiwał tylko głową i wskazał okno.
- Schody przeciwpożarowe – Mruknął otwierając z trudem okiennicę. W prawdzie Naruto zatamował mu krew kawałkiem materiału, ale ból wciąż był nie do wytrzymania. Kiedy wykonywał jakiś gwałtowny ruch tracił na kilka sekund obraz.
- Sasuke podaj mi torbę – blondyn już wyciągał do niego dłoń, gdy ktoś odciągnął go nagle.
- Naruto? – Odwrócił się i zobaczył około dziesięciu facetów z bronią wymierzoną właśnie w niego. Zmarszczył brwi i przymknął oczy. Zabije chociaż kilku, później jakoś ucieknął. Kiedy spojrzał na mężczyznę trzymającego Naruto ten krzyknął przeraźliwie i puścił chłopaka.
- Uciekaj!
- Ale Sas…
- Uciekaj powiedziałem. Masz torbę – Podał blondynowi bagaż, który zniknął za oknem.
- Boss jest z ciebie bardzo niezadowolony! Przez ciebie mafia będzie miała bardzo poważne kłopoty. Należy ci się kara – Sasuke powiódł wolno spojrzeniem po twarzach zebranych. Umiał już panować nad swoją mocą na tyle, że gdy tylko chciał niszczył człowieka, dopiero później wywołując u niego ból.
- Saaasuuuke! – Dobiegło go z dołu. Kiedy mrugnął większość goryli jęczała przeraźliwie, zwijając się przy tym na podłodze. Brunet przeszedł przez okno i zaczął schodzić po stromych schodach. Był tylko poziom wyżej od blondyna. Nagle spadł na niego deszcz kul, które na szczęście odbiły się od metalowych poręczy. Uchiha spojrzał na nich i mężczyźni wychylający się zza okna uderzyli martwi o parapet.
- Za nim złapać go! – Krzyczał ktoś jeszcze, ale gdy Sasuke znów zmiażdżył kolejnych, w oknie pojawił się dowódca. Nie patrząc mu w oczy strzelił w tą samą rękę, w którą był ranny. Krzyknął przeraźliwie i z pewnością upadłby, gdyby nie ramiona Naruto.
- Chodź tutaj – powiedział rozpaczliwie walizką roztrzaskując okno, na którymś piętrze. Weszli ostrożnie go środka.
- Aaaaaaaaaaaaa!
Brunat już zamierzał się obrócić, ale Naruto powstrzymał go.
- Posłuchaj chcemy się tylko ukryć.
Blondyn odwrócił się odwracając także Uchihe. On miał już normalne czarne oczy.
- Sasuke?
- O boże…nie… - Zdążył jeszcze mruknąć zanim stracił przytomność.

sobota, 20 czerwca 2009

1. Refuge

Zaczynało już świtać, kiedy Sasuke wrócił do miasta. Nocna społeczność Nowego Jorku zaczynała się powoli ulatniać, a na jej miejsce wracali normalni mieszkańcy metropolii.
Sasuke skręcił w jedną z najczarniejszych dzielnic. Tam ludzie żyli tak, jakby wciąż jeszcze była noc. Nawet policja bała się zapuszczać w te strony. Mężczyzna jakby nigdy nic zaparkował na chodniku i wyszedł z mercedesa. Ukradł go pewnej bogatej dziewczynie, gdy się z nią przespał. Niektórzy spojrzeli na niego wrogo, ale gdy ten odwzajemnił spojrzenie szybko odwrócili wzrok. Nikt nawet nie myślał, by zwinąć mu brykę. Wszyscy wiedzieli do czego brunet jest zdolny się posunąć.
W drzwiach do siedziby mafii najpierw pojawiła się para świńskich oczek i pucołowata twarz. Dopiero później cała reszta tłuszczu zasłoniła wejście.
- Wejdź – Goryl przepuścił Sasuke, który skierował się na najwyższe piętro budynku. Do swojego dowódcy.
- Masz pieniądze? – Starszy mężczyzna nawet nie spojrzał na gościa.
- Tak. – Uchiha podszedł do biurka i położył na nim skórzaną walizkę.
- Możesz być z siebie dumny – Facet z uśmiechem spojrzał do środka.
- Mogę iść?
- Mmm… Tak. Tylko czekaj! Boss cię wzywał. Idź do niego, najlepiej zaraz.
- Boss? – Sasuke spojrzał na dowódcę nic nie rozumiejąc.
- Noo – Tamten mruknął tylko, wracając do liczenia pieniędzy.
Dopiero od niedawna tu pracował i już go wzywają na dywanik. Pewnie dadzą mu kolejny cel. Od miesiąca nic tylko zabijał. Nie powinno go to dziwić. W końcu uczył go Orochimaru. Skrzywił się na samo wspomnienie mentora. Ale czegoś go w końcu nauczył. Ciekawe czy robaki już zeżarły jego ciało?
Westchnął cicho, kiedy znalazł się przed najważniejszymi drzwiami w budynku mafii. Zapukał z wahaniem.
- Wejść!
Gabinet Bossa był zupełnie inny niż biuro dowódcy. Błyszczące drewno, skórzane obicia i nawet złote zdobienia! Dawały znać o pozycji ich szefa, który siedział rozwalony na krześle i oglądał telewizor. Kiedy Sasuke wszedł, spojrzał na niego leniwie.
- Dobrze, że jesteś Uchiha. Słyszałem o twojej misji. Jesteś jednym z naszych najlepszych ludzi. Hmm… jak nie najlepszym .Przez miesiąc zarobiłeś więcej, niż niektórzy w rok. Jeśli nadal tak pójdzie wróżę ci niezłą karierę. – Powiedział Boss mierząc bruneta uważnym spojrzeniem.- Mam nadzieję, że chcesz się rozwijać?
- Oczywiście.
- To świetnie – Mężczyzna klasnął w dłonie – Jest zadanie specjalnie dla ciebie. Widzisz, jest taki gość, który mnie wyjątkowo drażni. Może zagrozić naszej uhm… instytucji i trzeba go, jakby to ładnie powiedzieć: wyeliminować. To jak piszesz się na to? Bo wiesz, jeśli ci się uda to na pewno wskoczysz kilka stopni wyżej.
- Kim on jest?
- To właściciel jednego z kasyn w Las Vegas. – Sasuke uśmiechnął się pobłażliwie. Zabijał już gorsze typki. Zabił Orochimaru. Jakiś staruch z kupą kasy nie będzie przeszkodą.
- Kiedy trzeba go zabić?
- Dzisiaj.
- Dzisiaj. – Powtórzył głucho Sasuke, unosząc lekko brwi ku górze. W myślach dodał tylko zajebiście.
~***~
Cały ranek pracował jak ta pszczoła, by zdążyć na czas. Obejrzał nawet film o włamywaniu się do kasyn. O swoim celu wiedział już wszystko. Znał nawet adresy jego kochanek. Teraz wystarczyło tylko pojechać do Las Vegas. Pojechać. O przelocie nawet nie marzył. Władze jakby zorientowały się kto siedzi w samolocie, chyba same by go rozbiły.
- Kurwa.
Miał stanowczo za mało czasu. Kilka godzin, a do przejechania ponad pół kraju.
Wpakował się do samochodu i ruszył w trasę. Z doświadczenia wiedział, że najlepsze są pustynne drogi. Tam dużo łatwiej jest „pozbyć” się jakiejś przeszkody. Dużo łatwiej…
Nie inaczej było i tym razem. Był zły, że ktokolwiek go zatrzymał, ale jednak już lepiej stanąć i porozmawiać sobie z władzami, niż mieć pół policji na karku.

- Proszę pokazać dokumenty. – Po samochodu podszedł policjant z drogówki.
- Nie mam.
- Słucham?
- Nie mam, ogłuchł pan? – Sasuke spojrzał na mężczyznę, który zmarszczył groźnie brwi. Brunet uśmiechnął się ironicznie. Na pierwszy rzut oka widać, że nowy. Prawie zrobiło mu się go żal. Wyszedł z samochodu i spojrzał z góry na policjanta. Sasuke nie miał w prawdzie wzrostu koszykarza, ale zazwyczaj górował nad większością społeczeństwa.
- Ręce na maskę!
- Co tak ostro panie władzo? – Zapytał patrząc na wymierzoną w niego broń.
- Powiedziałem!
Z radiowozu wyszedł drugi policjant.
- Jakiś problem?
- Oczywiście, że nie – Sasuke przymknął oczy i znów się uśmiechnął.
- Proszę wykonać polecenie kolegi.
- A jeśli nie, to co? – Zapytał, wciąż nie otwierając oczu.
- Będziemy musieli pana skuć i zawieść na komendę.
- Jak mnie niby skujecie, skoro nie pozwolę wam się dotknąć?
- Zatem będziemy musieli pana ostrzec bronią.
- Naprawdę? – Sasuke w końcu otworzył oczy i spojrzał na policjantów. Uśmiechnął się kiedy usłyszał ich krzyk. Gdy upadli wsiadł do samochodu i odjechał.
~***~
.
Do Las Vegas dojechał po dwunastu godzinach. Żadne inne „incydenty” podczas jazdy nie miały już miejsca. Był przyzwyczajony do ciężkich warunków, więc bolący kark i plecy nie sprawiały jakichś znaczących trudności. Pod kasynem znalazł się, gdy największy ruch już minął, a w mieście hazardu rozpoczęła się nocna gorączka. Swojego mercedesa zaparkował na parkingu dla gości, żeby czasem nie było wątpliwości, że taki wóz podjeżdża na tyły budynku. Sam udał się właśnie w tamtą stronę.

Po niecałej godzinie przemierzał już prywatne korytarze właściciela. Oprócz kasyna w budynku znajdował się także olbrzymi hotel.
- Chciałbym osobiście porozmawiać z kazekage. – Sasuke usłyszał kroki za zakrętu.
- Kazekage został niedawno zamordowany. Teraz władzę sprawuje jego syn.
Rozejrzał się po korytarzu, ale zobaczył tylko rzędy drzwi. Nacisnął na klamkę pierwszych lepszych, ale jak się spodziewał były zamknięte. Wyciągnął szybko jakiś drut i już po kilku sekundach znajdował się w luksusowym pokoju. Przybysze przeszli nawet nie zdając sobie sprawy, co się stało chwilę temu. Odetchnął z ulgą. Jedną z bardziej pożytecznych rzeczy jakich nauczył się na ulicy było właśnie włamywanie się do domów. W swoim dwudziesto jedno letnim życiu otworzył już wystarczająco wiele drzwi, by dość do mistrzostwa.
Rozejrzał się uważnie po pomieszczeniu, zastanawiając się jak może dostać się do pokoju tej szychy. Kazekage został zabity jak powiedzieli jego ludzie, więc jego celem był brat? A może ktoś go uprzedził? Ale przecież nie zwlekał długo.
Wszedł do łazienki i spojrzał na sufit. Stalowa krata od przewodów wentylacyjnych nie rzucała się w oczy, by nie burzyć idealnego wystroju łazienki. Jak widać nikt nie mieszkał w pokoju, do którego włamał się Sasuke.
Brunet stanął na skraju wielkiej wanny i nożem odkręcił śruby, by później ściągnąć zabezpieczenie i wejść do przewodu. Starając się wywołać jak najmniej hałasu skierował się w kierunku, w którym przypuszczalnie mógł znajdować się jego cel. Już po kilku metrach usłyszał głosy:
- Pańska rodzina ma coś, czego zakon potrzebuje.
- I co w związku z tym? - Kiedy doszedł do kraty zobaczył dwóch mężczyzn. Byli w pokoju sami - tak jak chciał gość. Gościem okazał się młody blond-włosy chłopak w ciemnej pelerynie. Miał on dość dziecinny głos, a jego twarz była taka niewinna… Mogłoby się wydawać, że przybył tutaj z innego świata, nawet galaktyki. Sasuke zmarszczył brwi. Skądś go pamiętał. Nie można, po prostu nie można zapomnieć kogoś takiego. Chłopak był łudząco podobny do… nie to niemożliwe. Uchiha roześmiał się w duchu patrząc na gościa swojej ofiary. A nawet jeśli jego przypuszczanie były prawdą to teraz nie jest już tylko, kim był kilka lat temu. Teraz jest jednym z najsilniejszych. Nikt nie jest w stanie go pokonać.
- Kiedyś klasztor wam pomógł. Nie spłaciliście jeszcze długu wdzięczności, a teraz jest najlepsza do tego okazja.
- Powiedz mi…
- Naruto.
- Powiedz mi Naruto, dlaczego Shaolin wysłało właśnie ciebie? Rozmawiając z tobą nie czuję się nic, a nic przekonany.
- Dlaczego?
- Hmm… Jesteś za młody. Czuję się jakbym rozmawiał jeszcze z dzieckiem. Przywykłem do bardziej kontrowersyjnej wymiany zdań – Oczy starszego mężczyzny błysnęły groźnie, ale blondyn wciąż stał bez ruchu, słuchając jego słów z uśmiechem na ustach.
- Zatem dziecko nie jest w stanie cię oszukać. – Nie ruszył się nawet, kiedy mężczyzna podszedł do niego i dotknął wielką ręką jego policzka. Blondyn przekrzywił głowę patrząc na jego tatuaże na policzkach.
- Dam ci to czego szukasz pod jednym warunkiem… - Szepnął przybliżając się jeszcze bardziej do Naruto.
- Panie Kankuro to niestosowne.
Sasuke wykorzystał ten moment by wkroczyć. Podczas ich rozmowy podważył kratkę i czekał na odpowiednią chwilę. Ta była wprost wymarzona.
- Kim ty do cholery…?! – Darzył tylko krzyknąć, gdy Sasuke spojrzał na niego. Mężczyzna krzyknął przeraźliwie.
- Nie! Zostaw go! Zostaw! – Chłopak jakby wiedział, popchnął mężczyznę na podłogę i zasłonił mu oczy. Jakby wiedział…
- Puść go – Syknął brunet i podszedł do Naruto. Spojrzał w jego twarz i zaniemówił. To rzeczywiście był on. Przez niego o mało nie wylądował w pierdlu! Syknął wściekle i zamachnął się uderzając chłopaka w twarz. Było to na tyle mocne uderzenie, że blondyn został odepchnięty od mężczyzny. Zatrzymał się gdzieś w pobliżu sofy, ale Sasuke nie przejmował się nim zbytnio. Podniósł szefa kasyna za poły ubrań i przymknął oczy dosłownie na sekundę. Nie ma teraz czasu na zbieranie mocy, a i tak wystarczy krótkie spojrzenie by go dobić.
- Prezent od Bossa.
- Proszę nie… - Usłyszał jeszcze szept Naruto, gdy przeraźliwy krzyk rozniósł się po całym kasynie.
- Przykro mi, takie miałem rozkazy – Spojrzał na blondyna, który próbował wstać, jednak nie za bardzo mu to wychodziło. Sasuke sam sobie nie wierząc postanowił mu pomóc. W końcu to była jego wina, że go tak urządził.
Nagle drzwi otwarły się z hukiem. Do środka wbiegło kilkunastu ochroniarzy z bronią w ręku. Spojrzało najpierw na Naruto, który obejmował bruneta i próbował wstać, później na zmasakrowane ciało swojego szefa.
- Co wy mu zrobiliście? – Szepnął jeszcze ktoś, gdy reszta z krzykiem zaczęła strzelać w ich stronę. Sasuke z trudem wyminął kule. Jedna drasnęła go w ramię, gdy osłaniał ciało blondyna. Doprawdy sam siebie nie poznawał… Jakaś irracjonalna myśl mówiła mu, że przecież on jest taki niewinny, zginąłby, gdyby Sasuke mu nie pomógł. Że brunet stanie się bohaterem, chociaż dla niego.
Wybuch sprowadził go do rzeczywistości. Spojrzał najpierw na Naruto, a później na ochroniarzy, a raczej to co z nich zostało.
- Chodźmy mamy mało czasu – Mruknął niewyraźnie blondyn ciągnąć Sasuke za rękaw. Brunet podtrzymał go, gdy ten zaczął się chwiać.
- Mocno oberwałeś.
Naruto uśmiechnął się.
- Jesteś znacznie silniejszy, niż trzy lata temu.
- A więc mnie pamiętasz. Wiesz, że gdy cię stąd wyprowadzę, to już nie będę taki miły?
- Zdaję sobie z tego sprawę. Naruto – Jeszcze raz się uśmiechnął. Tym razem zrobił to tak uroczo, że Sasuke nie był pewny, czy aby nie specjalnie. Złapał go mocniej w talii.
- Tam są! – Zanim przeciwnicy zdołali zrobić jakikolwiek ruch, brunet wolną ręką wyciągnął pistolet i bezbłędnie wystrzelił w stronę goryli, zabijając każdego z nich. Kiedy się obrócił ktoś stęknął z wysiłku.
- Naruto – Sasuke niewiele myśląc wziął no na ręce.
- To… z-zaraz przejdzie. Tylko teraz… się….. goi.
Brunet nic nie odpowiedział. Pobiegł schodami w dół. Stwierdził, że będzie to najlepsze rozwiązanie. Ochroniarze pewnie pomyślą, że pojechali windą.
- Ej…
- Hm?
- Przestawiłem ci się.
- Słyszałem już wcześniej jak masz na imię.
- A ty?
- Po co ci to wiedzieć? – Sasuke już dobiegał do parteru.
- Jak? – Naciskał Naruto coraz bardziej przytomny.
- Sasuke.
- Dziękuję, Sasuke.
- Za co?
- Za to, że mnie nie zostawiłeś.
Brunet również się uśmiechnął. Gdy to zrobił poczuł się jakoś dziwnie. Przecież już tak dawno nie używał tych mięśni twarzy …
- Możesz mnie postawić.
- Jesteś pewien?
- Mhy, już wszystko w porządku. Sądz...- Przerwał, gdy usłyszeli dźwięk u szczytu schodów. – Chodź do głównej Sali, tam nie będą do nas strzelać. Później przejdziemy głównym wejściem. Nikt nas nie zauważy. – Mruknął ciągnąc za sobą Sasuke, który cudem uniknął kuli pistoletu.
Gdy wystrzelił brunet wszyscy leżeli martwi. Razem wyszli na korytarz.

niedziela, 14 czerwca 2009

Refuge-prolog

Amerykańskie miasteczka miały to do siebie, że nawet w XXI wieku wyglądały jak mieściny sprzed II wojny światowej. Ludzie zachowywali się podobnie, ubierali i myśleli jak swoi dziadkowie. W takich miejscach nic się nie zmienia. Tylko czasem pojawia się jakaś rysa.

~~***~~

- Poproszę ramen.
- Nie mamy – Młoda kelnerka nawet nie patrząc na klienta, notowała coś na kartce.
- To co jest? – Podniosła głowę, a młody chłopak uśmiechnął się do niej przyjaźnie. Jego błękitne oczy świeciły wspaniale.
- Eee…
- Jest herbata? – Kelnerka kiwnęła potwierdzająco głowę. Oddaliła się pośpiesznie do kuchni.
- Widzieliście tego na 4?! – Krzyknęła do reszty personelu, gdy weszła na zaplecze – Normalnie jak z filmu!
Pracownicy knajpy wyjrzeli przez małe okienko, do którego oddawało się brudne talerze.
- Co on ma na gębie? Co on ma na sobie na miłość boską! – Szepnęła jedna ze starszych kobiet. Jakiś chłopak zaczął się śmiać.
- Mnich z klasztoru Shaolin. Ciekawe czego u nas szuka? Tu w USA.
- W El Paso. To największe zadupie jakie znam. Co tu robi ktoś taki? – Kelnerka również wyjrzała dyskretnie przez okienko.
- Kelly, ty nie byłaś w żadnym innym zadupiu. Nie masz porównania.
- Oh, róbcie mu lepiej tę herbatę. – Żachnęła się oburzona.
- Jaką? Mówił coś jaki chce rodzaj? – Zapytała starsza pani, która wcześniej nie wtrącała się do rozmowy.
- No jak to jaką. Pewnie chińską, logiczne.
- Nie mamy chińskiej.
- To zrób mu jakąś egzotyczną. Powiemy, że orientalna.
- Po prostu cudownie… - Westchnęła dziewczyna wychodząc do następnego klienta, który był jakby kolejną rysą w ich cudnym miasteczku. Może nawet jeszcze większą, niż poprzednia?

~~***~~

- Dzień dobry. – Młody mężczyzna usiadł przy barze. Nie zwracał uwagi na spojrzenia innych. Nie miał się gdzie przebrać, ani umyć. Rozmierzwione włosy sterczały na wszystkie strony, a oczy płonęły dziko. Pewnie wyglądał jak z jakiegoś horroru. Nie… prędzej jak seryjny zabójca. Uśmiechnął się na swoje myśli.
- Dawaj kasę! – Jednym szybkim ruchem wyciągnął mały rewolwer i machnął nim kilka razy. Ludzie krzyknęli przerażeni, a dziewczyna stojąca przy kasie, zaczęła szybko wyjmować banknoty. Chłopak rozglądał się dookoła, patrząc, czy klienci siedzą na swoich miejscach. Wyglądałby na spokojnego, gdybanie ogień w spojrzeniu . – Pośpiesz się, bo ci łeb odstrzelę! – Syknął patrząc na dziewczynę.
- Po co tyle krzyku? – Usłyszał tuż przy uchu spokojny, jakby jeszcze dziecinny głos. Odwrócił się momentalnie, jednak nie miał już broni w ręku.
- Jak?! Jakim cudem ty… - Sapnął jeszcze, gdy młodszy od niego chłopaczek powalił go na podłogę. Siła z jaką to zrobił była zdumiewająca. A był o głowę mniejszy od swojego przeciwnika!
- Nie wolno okradać innym.
- Kelly! Policja! Wezwij policję! – Ktoś krzyknął do stojącej przy telefonie kelnerce. Bandyta słysząc to wierzgnął w panice, lecz drugi chłopak trzymał go zbyt mocno, by mógł się wyrwać.

~~***~~

- Proszę, proszę, wyglądasz jakbyś uciekł z pierdla– Jeden z policjantów wymachując rewolwerem, zaśmiał się nosowo.
- Tak to jest jak dzieci biorą przykład z rodziców! Później się dziwić, że tyle przemocy. W domu pewnie miałeś niezły burdel, co?– pulchny mężczyzna uśmiechnął się, dumnie wypinając pierś, na której błyszczała się w kalifornijskim słońcu gwiazda szeryfa.
-Nawet nie wiecie kim jestem! – Syknął brunet wściekle. Jednym ruchem wyswobodził się z uścisku policjanta, który nie zdążył jeszcze założyć mu kajdanek.
- I co teraz kurwa? – Patrzył z satysfakcją w oczy szeryfa, przykładając mu jego broń do skroni.
- Hej!
Wybuch wstrząsnął fundamentami małej knajpy. Olbrzymia siła odepchnęła go na kilka metrów. Czuł jak jego skóra płonie. Spojrzał przerażony na swoje ręce i ramiona. Były na nich olbrzymie rany. Tak jakby właśnie wszedł w ogień. Stęknął chcąc się podnieść, ale wszystko rozmyło mu się przed oczyma. Po chwili zobaczył jasną smugę nad głową. Ktoś go podniósł i postawił do pionu. Uderzył go w głowę, a później w twarz. Brunet jednak był zbyt otępiały by zobaczyć coś więcej niż tylko zamazany obraz.
- Chłopcze! Chłopcze wracaj tu! Chciałeś nas kurwa zabić?! –Podtrzymujące go ramiona gdzieś zniknęły, a jasna smuga oddala się niebezpiecznie. Ostatnim co poczuł było coś oplatającego mu kostki. Wąż? – ostatnia trzeźwa myśl nie wywołała u niego przerażenia. Wąż… Jakaś siła przywróciła mu świadomość.

~~***~~
Mogłeś go zabić!
Przecież wiesz, że mi nie wolno. Każdy ma prawo żyć. Każdy, nawet on.
O niczym nie masz pojęcia.
Uświadom mnie.
Nie wolno ci znać prawdy.
Powtarzasz się. Odczep się już, kumalski?
Wiesz po co tam idziesz?
Po klucz.
Wiesz jaki?


~~***~~

- Czeka nas wiele roboty – brunet usłyszał głosy.
- Wiesz kim on jest?
- Tak. Sądzisz, że ma to czego szukasz?
- Nie wiem. Przekonajmy się.
Straszliwy ból rozdarł brunetowi głowę. Tak smakuje śmierć? Tak wygląda śmierć?
Niewiarygodnie miała dłoń zaczęła gładzić go po włosach. Czuł siłę płynącą z ręki. Moc, która niszczyła mu mózg.
- I co?
- Szkoda, że to nie Itachi. Ale ma potencjał. Przygotuj wszystko.
- Na ceremonię?
- Oczywiście, że nie. Najpierw trzeba go wyszkolić. Obudzić jego moc. Dopiero później będę mógł przejąć jego ciało.
- Dobrze.
Brunet chciał coś powiedzieć, wyrwać się, lub chociaż zobaczyć ludzi, którzy go schwytali. Zamiast tego znów poczuł ten ból. Dwukrotnie większy niż poprzednio. Stracił przytomność. Kiedy się obudził niczego nie pamiętał.