Bom Bom! 5
Miasteczkowa ekspedycja
Naruto
wszedł do łazienki i uśmiechnął się krzywo do swojego odbicia. Na
dłuższą metę nie było aż tak źle, czasami naprawdę znajdował się w
gorszym stanie. Opuszkami palców dotknął zadrapań i skrzywił się lekko.
No dobra, wyglądał, jakby wpadł pod kosiarkę, ale jego twarz za kilka
dni powinna wrócić do dawnego wyglądu. Po śliwach i zadrapaniach nie
będzie żadnych śladów. A on znów będzie niezłym przystojniakiem. Może
nie był jakimś Casanovą kalifornijskiego wybrzeża, ale na brak
zainteresowania na pewno nie narzekał. Uśmiechnął się trochę krzywo do
swojego odbicia, a jego białe zęby wyglądały naprawdę imponująco na tle
kolorowej twarzy. Miał rozbrajający uśmiech i niebieskie, duże oczy.
Kumple z Los Angeles śmiali się z niego, że miał trochę kobiecą urodę,
ale no naprawdę, spójrzcie tylko na ten poranny zarost. Naruto
wyszczerzył się, sprawdzając, czy jego uzębienie jest w całości. Na
szczęście wszystkie zęby miał na swoim miejscu. Przejechał kciukiem po
brodzie, czując przyjemne drapanie. Dotknął swoich policzków i zmrużył
oczy, kiedy najechał na blizny. Cienkie rysy zdążyły się już zabliźnić i
Naruto już prawie nie pamiętał, jak wyglądały kiedyś. Zacisnął pięści,
kiedy napłynęły do niego wspomnienia sprzed sześciu lat.
—
Naruto, pośpiesz się, za chwile musicie wychodzić! Autobus wam
ucieknie!— usłyszał krzyk swojej matki, która zaraz potem zapukała mocno
do drzwi łazienki.
— Już
idę! — wydarł się, wciąż jednak stojąc w miejscu i wgapiając się we
własne odbicie. Zawsze rano, przed wyjściem do szkoły, brał szybki
prysznic. Teraz już chyba nie zdąży. Podniósł rękę, wąchając swoją
pachę. Dobra, nie śmierdział — cóż, jak miał śmierdzieć, skoro całą noc
trząsł się z zimna? Przepłukał twarz letnią wodą, ignorując szczypanie
ran, umył szybko zęby i po zastanowieniu zabrał szczotkę, starając się
okiełznać swoją czuprynę. Nie udało się, jak zwykle zresztą. Dał sobie
więc spokój i wyszedł z łazienki. Zbiegł po drewnianych schodach, na
których o mało się nie przewrócił.
—
A gdzie masz plecak? — Kushina uniosła brwi, podając mu drugie
śniadanie. Naruto uśmiechnął się do niej głupio i pobiegł z powrotem na
górę. Kiedy ponownie zbiegał w dół, noga ujechała mu na jednym ze
stromych stopni prowadzących na poddasze i spadł efektownie ze schodów.
—
No rzesz kurwa! — warknął wściekle, łapiąc się za plecy. Jakby tego
było mało, że miał całą poharataną gębę, dojną mu jeszcze siniaki na
ciele! Gramoląc się do pionu spiorunował wzrokiem małego syna Kushiny,
który właśnie wyszedł ze swojego pokoju, w ręce trzymając jakieś klocki.
Dzieciak zamachnął się i uderzył zabawką prosto w ramię Naruto, który
warknął.
— W naszym domu
się nie klnie, gnojku! — wyseplenił do niego, uśmiechając się
bezczelnie. W Naruto aż się zagotowało. Cholera no, co za gówniarz!
— Zabawkami też się nie rzuca! — syknął, podnosząc z podłogi klocek i wcisnął go w małą rękę chłopca. Naprawdę nie lubił dzieci.
— Puszczaj! — zawołał jego przyrodni brat, starając się wyrwać, ale Naruto trzymał go zbyt mocno.
—
Jeśli jeszcze raz czymś we mnie rzucisz, gwarantuje ci, że nie zaśniesz
w nocy, jasne? — powiedział ostrzegawczo, patrząc na niego groźnie.
Momentalnie przypomniał sobie wczorajszy wieczór: Sasuke i ten jego
arogancki sposób bycia. Nieświadomie zacisnął mocniej palce na ręce
przyrodniego brata i nawet nie zauważył, jak chłopiec wpatrywał się w
niego szeroko otwartymi oczami. Dopiero, kiedy pisnął cicho, Naruto
oprzytomniał. Uśmiechnął się do niego trochę krzywo, z lekkimi wyrzutami
sumienia patrząc na jego załzawione oczy. Cholera, chyba trochę
przesadził.
— Sorry, mały,
spadaj się bawić — burknął, idąc szybko w stronę schodów na parter.
Obejrzał się jeszcze, ale jego brat cały ubeczany wszedł do swojego
pokoju, trzaskając mocno drzwiami. Świetnie, niech się teraz poskarży
matce i Naruto znowu będzie miał przerąbane. Jak zwykle zresztą!
—
Naruto, pośpiesz się, do cholery! Twoja siostra już poszła, bo nie chce
się spóźnić na lekcje. Mówiła, że na pierwszej ma jakiś ważny
sprawdzian. — Kushina spojrzała na zegar wiszący w salonie. Było wpół do
ósmej. Naruto przewrócił oczami.
Jasne, sprawdzian — Kiedy
wyjdziesz z naszej uliczki, idź w lewo. Na końcu Queen Esther Drive jest
przystanek. — Uśmiechnęła się do niego, wręczając mu pojemnik z drugim
śniadaniem. Naruto spojrzał na niego zaskoczony i uśmiechnął się głupio.
— Dzięki!
— Tylko się pośpiesz! Następny autobus jedzie o dziewiątej! — zawołała jeszcze, zanim nie trzasnął drzwiami.
Super,
pomyślał Naruto, uśmiechając się szeroko. Zszedł w dół uliczki i
skręcił w lewo, tak jak mówiła mu matka. Dobrze się złożyło, że jego
przyrodnia siostra nie czekała na niego i zwiała, zanim zdążył się
ostatecznie zebrać. Nie miał najmniejszego zamiaru odwiedzać dzisiaj
szkoły. Jutro przekona się, z czym będzie musiał się zmierzyć. Dzisiaj
ponownie chciał zwiedzić miasteczko, bo jak wiadomo, wczorajsza
wycieczka krajoznawcza skończyła się nie tylko siniakami i zapowiedzią
przyszłych kłopotów, ale i nowymi doświadczeniami związanymi z
całowaniem faceta. Naruto miał nadzieję, że dzisiaj nie wpakuje się w
kolejne tarapaty, ani nie zdobędzie żadnych nowych
doświadczeń.
Ich miał już w nadmiarze. Cholera, ale zazwyczaj było tak, że nawet,
jeśli Naruto nie szukał kłopotów, to one znajdowały jego.
Droga,
którą szedł, była wąska i często musiał schodzić na pobocze (tak,
chodników też nie było!), żeby nie przejechał go żaden samochód. Z kolei
na poboczu znajdowało się błoto, więc jego pomarańczowe adidasy już po
chwili były całe brązowe. Nogawki dżinsów też. Naruto westchnął
poirytowany, idąc dzielnie naprzód. Okolica była dość ładna, domy
zadbane i duże, ale po samochodach poznał, że nie mieszkała tu śmietanka
górskiego miasteczka. Iruka powiedział mu, że to jeden z najlepszych
kurortów w Stanach. Chciał zobaczyć, jak wyglądają zimowe posiadłości
bogaczy. Szkoda tylko, że nie wiedział, w którą stronę powinien pójść.
Westchnął poirytowany, kiedy doszedł do końca ulicy. Po prawej udało mu
się dostrzec przystanek, na którym już nikogo nie było. Naruto
uśmiechnął się do siebie, idąc w jego stronę. Zerknął na wyświetlacz
komórki, spóźnił się dziesięć minut. Co teraz? Z rozkładu dowiedział
się, że następny autobus pojedzie za piętnaście minut. Nie wiadomo
gdzie, ale Naruto był gotów zaryzykować. Najwyżej wywiozą go na jakieś
pustkowie (jakby już na nim nie był) i będzie się świetnie bawił.
Krajobraz
był zupełnie inny niż ten, do którego zdążył się przyzwyczaić. Wysokie
budynki, ruchliwe drogi i tłumy ludzi Iruka zastąpił mu bezludną drogą,
błotnistym poboczem i pasmem gór rozciągającym się dookoła niego. Na
Naruto ładne widoki nie robiły żadnego wrażenia. Te cholerne góry
sprawiały, że czuł się jak w więzieniu! Otaczały go, a ocean, do którego
zdążył się już przyzwyczaić, nie miał podobnych ograniczeń. Nie miał
żadnych ograniczeń! Nic nie zasłaniało horyzontu, nie było żadnej
przeszkody. Do diabła, Naruto niczego bardziej nie znosił, niż
zamknięcia! A właśnie tak czuł się w tym miasteczku. Za niecały miesiąc
skończy osiemnaście lat i zostanie uznany za dorosłego. Chciał wrócić do
Los Angeles. Naprawdę chciał to zrobić.
Autobus zatrzymał się z głośnym piskiem i Naruto podniósł się z ławki, podchodząc do drzwi.
—
Jedzie do centrum? — zapytał kierowcy, który spojrzał na niego
niecierpliwie, kiwając głową. Więc Naruto wsiadł, ignorując jego
ostrzegawcze spojrzenie. Nie oszukujmy się, Uzumaki nie był typem
człowieka, który kupował bilety autobusowe. Chociaż już nie raz musiał
płacić kary za jeżdżenie na gapę, nie zmienił swoich nawyków.
Uśmiechnął
się do jakiejś dziewczyny i usiadł tuż za nią, na jedynym wolnym
miejscu. Autobus ruszył gwałtownie i Naruto oparł się czołem o chłodną
szybę, obserwując krajobraz. Mijali nowoczesne, duże domy rozsiane na
pustkowi i dopiero po dziesięciu minutach jazdy zabudowania zaczęły się
zagęszczać. Naruto uśmiechnął się lekko, patrząc na to z nieco większym
entuzjazmem. No to już przypominało jakąś cywilizację! Nawet sklepy
zaczęły się pojawiać, a to już coś.
Dziewczyna
za którą siedział, odwróciła się lekko w jego stronę, uśmiechając się
nerwowo. Naruto zmrużył oczy, rzucając jej szybkie spojrzenie, ale
stracił nią zainteresowanie, kiedy w końcu wjechali do centrum.
Wyszczerzył się do siebie, wstając ze swojego miejsca i idąc do drzwi.
Nawet nie zauważył, że jego sąsiadka poszła za nim. Wyskoczył zwinnie z
autobusu i włożył ręce do kieszeni bluzy.
Cholera, zimno,
pomyślał z rozdrażnieniem, rozglądając się po ulicy. Beverly Hills to
na pewno nie było, czuł się jak na jakimś pieprzonym przystanku Alaska.
Zaklął cicho, pocierając ręką kark. Już obracał się w lewo, kiedy
zobaczył dziewczynę, obok której siedział w autobusie. Stała z boku
chodnika i pisała SMS-a.
—
Cześć — powiedział, podchodząc bliżej. Nieznajoma poderwała głowę,
patrząc na niego zawstydzona. Miała jasną cerę, więc rumieńce były na
niej doskonale widoczne. Naruto uśmiechnął się lekko, starając się tym
dodać jej pewności siebie.
—
Hej — odpowiedziała mu cichym głosikiem i przygryzła wargę, speszona. A
on zaczął się zastanawiać, czy wszystkie dziewczyny w tej mieścinie
będą takie nieśmiałe. Cholera, miał nadzieję że nie!
—
Jestem Naruto Uzumaki— przedstawił się, wyciągając do niej rękę. Miał
duże, zimne i szorstkie palce w przeciwieństwie do małej, ciepłej i
spoconej dłoni nieznajomej, którą uścisnął.
— Hinata.
—
Miło poznać. — Uśmiechnął się szeroko, poprawiając szybko zsuwającą mu
się z ramienia torbę. — Jestem tutaj nowy i chciałbym pozwiedzać.
Mogłabyś mi coś polecić?
Hinata
speszyła się wyraźnie, słysząc jego prośbę i Naruto zaśmiał się
nerwowo, zupełnie zaskoczony jej reakcją. Nigdy jeszcze nie spotkał tak
nieśmiałej dziewczyny, to była dla niego zupełna, cholera, nowość.
—
Chcę tylko wiedzieć, w którą stronę mam iść! — powiedział szybko,
zauważając wypieki na policzkach dziewczyny. Przybliżył się do niej
nieświadomie, obserwując ją uważnie. Do licha, miał nadzieję, że mu tu
nie zemdleje! Hinata oddychała szybko, a jej pierś falowała pod
workowatą kurtką. Naruto zapatrzył na to bezmyślnie, z uznaniem
stwierdzając, że musiała mieć niezły biust. Ubierała się jak worek
ziemniaków, a cycki były tak wyraźnie zarysowane pod ubraniem.
—
Chyba będę już leciał. Do usłyszenia! — zasalutował jej, mrugając do
niej zaczepnie i uśmiechając się łobuzersko. Hinata odetchnęła ciężej,
mrużąc oczy. Patrzyła za oddalającym się Uzumakim z niewyraźnym
uśmiechem na ustach.
Niezły, pomyślała, czując powiew chłodu na
plecach. Poczerwieniała ze wstydu i skierowała się w stronę przeciwko
do tej, którą obrał Naruto. Zawsze robiło jej się niemiłosiernie gorąco,
kiedy rozmawiała z jakimś mężczyzną, a teraz, kiedy spotkała Naruto,
pot spływał z niej strumieniami.
Co za facet, pomyślała.
Ulica
nie była zatłoczona, więc Naruto mógł spokojnie pozwiedzać,
przyglądając się uważnie przeróżnym budynkom, które mijał. Niewielkie,
chińskie domki graniczyły ze starymi ceglanymi kamienicami, co wyglądało
dość zabawnie. Ulica zdawała się ciągnąć w nieskończoność. Mijał
restauracje, jakieś banki i stado kawiarni, kilka ciekawie rokujących
pubów i przeróżne sklepy sportowe. Zaskoczyło go, że było ich tu tak
wiele. W końcu, kiedy zobaczył znajomą nazwę na szyldzie jednego z
budynków, wszedł do niego bez chwili zastanowienia. Marka sklepu była
znana głównie w świecie surfingu i Naruto zupełnie zdezorientowany po
prostu musiał tutaj wejść. Chyba nie znajdzie tu nowej kolekcji desek do
surfingu?, zastanawiał się naiwnie.
[akap] — Pomóc w czymś?
— zapytał go sprzedawca niezbyt przyjaznym tonem. Naruto wzruszył
jedynie ramionami, nawet na niego nie patrząc. No cóż, trochę się
przeliczył, jeśli sądził, że znalazł swój mały zakątek przypominający mu
Los Angeles. Chyba mógł to przyznać otwarcie przed samym sobą, że był
idiotą, jeśli sądził, że w górskim miasteczku znajdzie deski do
surfowania. Zamiast nich były ubrania. Dużo ciepłych, stylowych ubrań,
które całe szczęście posiadały w sobie klimat kultury surfingowej.
Naruto uśmiechnął się, przeglądając ciuchy. Znalazł kilka naprawdę
fajnych i już chciał je przymierzyć, kiedy napotkał spojrzenie
sprzedawcy.
— Mogę? —
zapytał, szczerząc się do faceta. Nie miał pojęcia, skąd wziąłby kasę na
te ubrania, ale zawsze mógł je w końcu przymierzyć. I popodziwiać się w
nich. No dobra, Naruto nie dość, że był głupi, to miał jeszcze
skłonności narcystyczne.
— Zobacz najpierw na cenę — burknął niesympatycznie sprzedawca, nie spuszczając z niego wzroku.
Naruto
słysząc to, zmarszczył brwi. Cóż, chyba każdy facet w tym miasteczku
był skończonym dupkiem. Niewiele myśląc podszedł do lady, rzucając na
nią ubrania.
— Coś sugerujesz, cholera jasna? — zapytał zachrypniętym głosem.
— Że w naszym sklepie są wygórowane ceny.
—
I myślisz, że mnie na to nie stać? — Wskazał ręką ubrania leżące na
ladzie. Zacisnął pięści na dżinsach, które chciał przymierzyć. — Jesteś
głupi, czy tylko takiego udajesz? A może chcesz stracić posadę, co? —
warknął nieprzyjemnym głosem, pochylając się nad ladą. Sprzedawca
spojrzał na niego chłodnym spojrzeniem i Naruto przeklął w myślach. Nie
każdy nadawał się do handlu, a już nie ktoś o tak psychopatycznym
wyrazie twarzy. Spojrzał na plakietkę, przyczepioną do piersi
sprzedawcy.
— Może chcesz,
żebym porozmawiał sobie z twoim przełożonym, Gaara? — zapytał,
uśmiechając się bezczelnie. Jakiś arogancki bubek na pewno nie będzie go
obrażał. Nie da sobą pomiatać, przez nikogo, a już na pewno nie przez
jakiegoś kasjera z gównianego sklepu sportowego.
—
Jeśli kupisz spodnie za dwie stówy, pomogę ci je nawet przymierzyć —
odpowiedział mu mężczyzna i na jego ustach pojawił się cień uśmiechu. To
było wyzwanie, które Naruto niestety nie przyjął. Już dość miał
doświadczeń homoseksualnych jak na jeden tydzień. A zresztą, dwie stówy
za parę dżinsów… nie był aż takim idiotą, żeby je kupić.
—
Mam już pięć par takich gaci! — syknął, odsuwając się od lady i
przeczesując włosy palcami. — I właśnie straciłeś ekstra klienta —
dodał, szczerząc się do niego bezczelnie i zakładając ręce na piersi.
Prychnął, widząc nieporuszony wyraz twarzy Gaary. — Do widzenia! —
parsknął głośno, obracając się ostentacyjnie i wychodząc ze sklepu. — No
naprawdę, pedał na pedale w tym cholernym miasteczku — dodał jeszcze,
odwracając się przez ramię i patrząc na sprzedawcę, który — miejmy
nadzieję, że Naruto się tylko wydawało — obserwował jego tyłek.
Reszta
dnia minęła Naruto… bezpiecznie. Nie zaczepiła go żadna nieśmiała
dziewczyna (tak, bardzo śmieszne), ani arogancki pedał. W towarzystwie
klubu wesołego emeryta, Naruto pił słodkie kakao w jednej z kawiarni.
Miasteczko nie było AŻ takie złe, jakby się mogło wydawać. Może uda mu
się tu jakoś przeżyć do przyszłego miesiąca. A później, taa, a później
zobaczy, jak się życie ułoży.
Puścił oczkodo
jakiejś eleganckiej, starszej damy, która oburzona odwróciła wzrok.
Westchnął ciężko, czując, że nawet z babciami nie będzie mógł się
zaprzyjaźnić. Ludzie mieszkający w tym miasteczku byli naprawdę,
naprawdę,
dziwni. Na szczęście nie wszyscy, jak miał szczęście się przekonać.
Dosiadła się do niego jakąś ładna dziewczyna, która, jak się później
okazało, była od niego o kilka lat starsza. Naruto poczuł się wtedy
bardzo doceniony. Plus dziewięćdziesiąt do pewności siebie. Dzięki nowej
znajomej reszta dnia przeleciała mu bardzo szybko. Całe szczęście,
kiedy wrócił do domu, siostra nie przyznała się, że nie było go dzisiaj w
szkole i jego wagary przeszły bez echa.
Niestety
na następny dzień już nie było tak kolorowo. Musiał wstać wcześniej,
ogarnąć się, zjeść śniadanie (cholera, Kushina świetnie gotowała!) i
pójść z siostrą na przystanek. Dziewczyna nie chciała się do niego
przyznawać, on nawet nie zwracał na nią uwagi. Przed ósmą na przystanku
było dużo więcej ludzi, niż kiedy wczoraj czekał spóźniony na autobus.
Widać było, że w okolicy mieszkała spora grupka dzieciaków, bo głównie
oni byli na przystanku. Naruto nie znalazł jednak nikogo godnego uwagi.
Droga do szkoły dłużyła się niemiłosiernie. Autobus wypełniony był
ludźmi i Naruto co chwila przy skrętach czy gwałtownym hamowaniu, wpadał
na kogoś. Do szkoły dojechali przed ósmą. Sam budynek prezentował się
naprawdę nieźle, jak te ekskluzywne szkoły w Beverly Hills. W środku też
sprawiał pozytywne wrażenie, chociaż było zdecydowanie mniej uczniów, w
porównaniu ze szkołą, do której chodził w Los Angeles. Duże, jasno
oświetlone i przestronne korytarze, kolorowe, nowe szafki i ładne
dziewczyny. Tak, było tu kilka naprawdę ładnych dziewczyn. Jakby tego
było mało, okazało się, że na pierwszych godzinach są jakieś zawody
sportowe, więc odwołali im początkowe lekcje. Naruto mógł więc spokojnie
zwiedzić szkołę, która, cholera, sam nie wierzył, że to mówił, coraz
bardziej mu się podobała. Była zupełnie inna do molochów, do których
przyzwyczaił się w wielkim mieście. Tutaj widać, że wszyscy się znają i
to było naprawdę fajne. Naruto zastanawiał się tylko, jaki mają tu
poziom nauczania. Nie można ukryć, że nauka była chyba najsłabszą stronę
Uzumakiego, który ani nie lubił się uczyć, ani nie lubił nawet udawać,
że się uczy.
Uśmiechnął się
czarująco do dziewczyn, stojących pod drzwiami do hali sportowej.
Został odprowadzony zaskoczonym, ale kokieteryjnym spojrzeniem płci
pięknej. To lubił, czyli jednak znają się tutaj na prawdziwym pojęciu
atrakcyjności. Bo Naruto atrakcyjny był, to nie budziło żadnych
wątpliwości.
Sala sportowa
była duża i nowoczesna. Liczne miejsca na trybunach zapełnione były
prawie do ostatniego. Naruto podszedł do barierki, wyglądając na boisko,
na którym, jak dopiero teraz zobaczył, grali w kosza. Prychnął cicho,
opierając się nonszalancko o balustradę i przyglądając się zawodnikom.
Drużyna gospodarzy okazała się, według opinii Naruto, bardzo średnia,
chociaż prowadziła prawie dziesięcioma punktami z gośćmi. Uzumaki
mieszkając w Los Angeles wraz z kumplami sporo grał w kosza i, co tu
dużo mówić, mógł chyba przyznać, że był w tym dobry. Rozejrzał się po
trybunach, szukając kogoś znajomego. No cóż, nie ma co ukrywać, że pod
pojęciem
znajomych, miał na myśli głównie Sasuke Uchiha i jego
szajkę. Taki górski, zimowy gang Misia Yogi, tylko trochę bardziej
zdemoralizowany. Na szczęście nie zobaczył żadnego frajera, z którym się
przedwczoraj zetknął. Nie chciał mieć nieprzyjemności już pierwszego
dnia szkoły. I nie miał pewności, czy to oni by go pierwsi zaatakowali.
— Frajerzy! — mruknął ze znawstwem, wychodząc z hali.
Jak
się okazało, zaczynali dopiero od trzeciej lekcji i Naruto, gdyby
wcześniej o tym wiedział, nie przyszedłby na ósmą jak ten matoł.
Oczywiście obecność podobno była obowiązkowa, bo zawody odbywały się w
ramach lekcji, ale bądźmy szczerzy, Uzumaki i stosowanie się do reguł?
Dobre sobie. No cóż, już teraz szukał dobrego miejsca, żeby zapalić. Nie
był nałogowcem, ale czasami sięgał po papierosy z czystej przekory, dla
towarzystwa albo po prostu, żeby czymś zająć czas. Tak było i tym
razem. Nikt go nie przyłapał, spędził urocze dziesięć minut w kiblu,
paląc spokojnie i odprężając się wśród zapachu oceanu. Ciężko uwierzyć?
Cóż, Naruto znalazł obok jednego z kibli odświeżacz powietrza i
postanowił przypomnieć sobie zapach oceanu. Bryza to to nie była, ale,
jak to mówią, lepsze to niż nic.
Kiedy
był już na korytarzu i szukał sali, w której miała odbyć się jego
pierwsza lekcja, wśród uczniów podążających na zajęcia, zobaczył… hmm…
Zobaczył cień kalifornijskiej piękności. Och, znowu nie taki cień! Gdy
dziewczyna wkroczyła na korytarz, z jej zgrabnego, pięknego ciała biła
aura jasności tak wielkiej, że spokojnie mogłaby oświetlać drogę
szybkiego ruchu.
Anioł. Długie, lekko różowawe włosy rozwiane wiatrem niewiadomo skąd, powiewały uroczo, prawie tak, jakby znajdowała się na plaży.
Syrena.
Wysokie szpilki, obcisłe białe spodnie, bluzka z głębokim dekoltem i
głodne spojrzenia męskiej części publiczności utwierdziły Naruto w
przekonaniu, że miał przed sobą najładniejszą laskę w szkole. Uśmiechnął
się do niej bezwiednie, śledząc ją maślanym spojrzeniem. Nieznajoma
minęła go jednak, nawet nie zwracając na niego uwagi. Tylko po korytarzu
rozniósł się słodki zapach jej dziewczęcych perfum.
—
Kto to jest? — zapytał jakiegoś pryszczatego frajera, który stał obok
niego, mając nie mniej cielęcy wyraz twarzy. Chłopak spojrzał na niego
jak na idiotę i powiedział, plując się przy tym trochę:
— Sakura Haruno, szkolna elita.
Naruto
zmrużył oczy, wgapiając się w pośladki dziewczyny. Był człowiekiem
bardzo ambitnym, uwielbiał stawiać sobie nowe wyzwania, do których
zrealizowania dążył. Właśnie w tym momencie obrał sobie nowy cel. Ta
dziewczyna będzie jego. Sakura Haruno, kimkolwiek była, oszaleje na jego
punkcie. Obserwował ją uważnie, kiedy szła po korytarzu, a gdy w końcu
się zatrzymała, miał ochotę uderzyć stojącym obok niego frajerem o
ścianę. Ten arogancki dupek, Uchiha, opierał się o szafki i ściągał
tęskne, rozmarzone spojrzenia każdej uczennicy, która przechodziła obok
niego. Jedną rękę miał wsunął w kieszeń spodni, przez co prezentował się
jeszcze bardziej nonszalancko. Był naprawdę przystojny, co Naruto
niestety musiał przyznać z zazdrością. Stał tak, wyglądał jak pieprzony
Apollo i jakby tego było mało, uśmiechał się kpiąco, a jego oczy
błyszczały złośliwie. Naruto z nienawiścią spojrzał na niego, zaciskając
mocniej pięści.
Sasuke ze
znudzeniem patrzył, jak Haruno podchodzi do niego, o mało nie sikając w
majtki na jego widok. Westchnął cicho, doskonale zdając sobie sprawę, że
przez to, że ich wczorajsze spotkanie nie wypaliło, będzie jeszcze
długo gnębiony przez tę lukrową panienkę.
—
Cześć, Sasuke — przywitała się z uśmiechem, podchodząc do niego.
Sasuke patrzył na nią chłodno, zupełnie nie rozumiejąc, dlaczego jego
beznamiętne spojrzenie robiło na niej takie wrażenie. — Kiedy się znowu
spotkamy? — zapytała, patrząc na niego pewnie. Sasuke już miał ją
spławić, kiedy zauważył znajome, niebieskie oczy. Spojrzał prosto w nie i
uśmiechnął się złośliwie, odrywając się od ściany i przybliżając do
Sakury. Zerknął na nią z góry, uchylając niego wargi.
—
Nie wiem — powiedział cicho, widząc, jak Haruno wciąga ze świstem
powietrze, czerwieniąc się gwałtownie. Mógł odwrócić Sakurę do ściany i
pochylić się nad nią, ale wtedy nie mógłby obserwować Uzumakiego.
— Musimy się w końcu spotkać. Wczoraj nie wyszło.
— Jak tam trening? — Zmienił temat, przekrzywiając głowę. Cały czas czuł na sobie przeszywające spojrzenie Naruto.
—
Dobrze, bardzo dobrze — powiedziała, uśmiechając się szeroko. Miała
wydatne, różowe usta i ładne, proste zęby. — Może razem potrenujemy? —
zapytała z nadzieją.
— Nie ćwiczysz już łyżwiarstwa?
—
Wolę snowboard. Jest dużo lepszy! — Sakura zmrużyła oczy, cały czas
patrząc na niego kokieteryjnie. Przybliżyła się do niego o krok i
zadarła głowę, żeby spojrzeć mu w oczy. Była od niego dużo niższa.
Sasuke oblizał wargi, rzucając szybkie spojrzenie Uzumakiemu.
—
Widzisz tego kolesia? — zapytał, głową kiwając na Naruto, który cały
czas wgapiał się w nich bezczelnym, pełnym wściekłości spojrzeniem. —
Przywitaj się z nim i powiedz mu, że go pozdrawiam.
— Co? Ale czemu ja?
—
Nie zrobisz tego dla mnie? Ten koleś cały czas się na ciebie gapi.
Pokaż mu, że jesteś już zajęta — prowokował ją, z rozbawieniem
obserwując, jak wyraz jej twarzy zmienia się, kiedy zorientowała się, że
Uchiha właśnie zasugerował, że może być jego dziewczyną. To był zły
ruch, jednak musiał ją sprowokować, żeby podeszła do tego kretyna. Z
powrotem oparł się o szafki i uśmiechnął się szelmowsko, cały czas
obserwując Naruto. Chłopak piorunował go wzrokiem, ale kiedy zdał sobie
sprawę, że Sakura idzie właśnie do niego, speszył się i zaczerwienił.
Rozmawiał z nią zaskoczony i wyraźnie było widać, że nieźle się
denerwuje. Sasuke parsknął rozbawiony, z zadowoleniem zauważając, że
korytarz powoli pustoszeje. Zbliżał się koniec przerwy. Po chwili wyraz
twarzy Uzumakiego wyraźnie się zmienił. Widząc uśmiech Naruto i jego
aroganckie spojrzenie, Sasuke uznał, że najwyższa pora wkroczyć do gry.
Podszedł więc powoli do nich, czując dziwne napięcie ekscytacji, które
oczywiście skutecznie zamaskował.
—
Cześć — przywitał się nonszalancko. Nie mógł oderwać wzroku od
opalonej, obitej twarzy Uzumakiego. Uśmiechnął się, kiedy Uzumaki na
niego spojrzał. — Witaj w piekle — dodał, stając za Sakurą i pochylając
się nieco nad jej ramieniem. Dziewczyna drgnęła zaskoczona, uśmiechając
się do niego szeroko, a Naruto zmarszczył brwi, zakładając ręce na
piersi. Podwinięte ramiona sportowej bluzy, którą miał na sobie,
odsłaniały opalone, umięśnione przedramiona. Na nadgarstku miał raczej
niedrogi zegarek. Naruto prychnął, patrząc na niego, już miał powiedzieć
coś równie złośliwego, ale przerwał mu dzwonek na lekcje.
— Mam nadzieję, że się jeszcze spotkamy. Mamy kilka niewyjaśnionych spraw — dodał Sasuke, patrząc sugestywnie na Uzumakiego.
— Wydaje mi się, że wszystko wyjaśniliśmy sobie wczorajszego wieczoru.
—
Wczoraj? Wczoraj byliśmy przecież umówieni— powiedziała Sakura, patrząc
zdezorientowana na Uchihę. Naruto zacisnął usta z frustracją. Czyli
Sakura chodziła z tym dupkiem, cholera. Do kitu!
—
Winić za to możesz jednie jego — mruknął, wskazując na Uzumakiego.
Oblizał szybko wargę, z zaskoczeniem widząc, jak Naruto patrzył na niego
w napięciu, żeby w końcu spłonąć rumieńcem i odwrócić wzrok.
Cholerny Uchiha!, pomyślał z rozdrażnieniem speszony. Co Sakura sobie o nim pomyśli?! Spojrzał na nią szybko, uśmiechając się nerwowo.
— Kretyn! — prychnęła, popychając Naruto lekko w tył.
—
To nie moja wina, że chodzisz z idiotą! — krzyknął, unosząc ręce do
góry. Sakura przygryzła wargę, cofając się i wpadając na Sasuke.
— Nie chodzimy razem — odpowiedział spokojnie Uchiha.
—
Nie? — zapytał Naruto, unosząc brwi do góry. — I dobrze — uśmiechnął
się szelmowsko — taka ładna dziewczyna nie zasługuje na takiego buca! —
zaśmiał się głośno i Sasuke już zaciskał pięści. Gdzieś w głowie
kołatała mu się myśl, że mógłby teraz uderzyć tego kretyna, ale przed
zrobieniem tego, powstrzymał go dyrektorka.
—
A wy jeszcze nie na lekcji? Zmiatać, ale już! — krzyknęła kobieta,
która wyszła niespodziewanie z korytarza. Naruto aż zapatrzył się z
wrażenia na jej wielki biust. O tak, Tsunade miała naprawdę duże cycki.
Dopiero teraz zauważyli, że korytarz całkowicie opustoszał, a zajęcia
trwają już w najlepsze. Sasuke skinął głową, przepraszając i szybkim
krokiem udał się do klasy. Za nim posłusznie podążyła Sakura, która była
w siódmym niebie, że wejdzie po dzwonku razem w Uchihą. Bo co innego
mogło oznaczać ich wspólne spóźnienie?
Jednak był jeszcze jeden
szczegół, którego ta dwójka nie zauważyła, a mianowicie — ten trzeci.
Naruto cichaczem śledził parę, ponieważ odkrył, że mają w tej samej sali
co on. A to oznaczało tylko jedno.