środa, 21 listopada 2012

Bom Bom! 3

Bom Bom! 3 
Jestem Naruto Uzumaki, zboczeńcy!


Naruto Uzumaki gapił się właśnie na jakiegoś dupka, który przed sekundą wpychał mu język do ust. Z jednej strony poczuł ulgę, że nie miał do czynienia ze starym zboczeńcem, z drugiej, wykrzywił się z obrzydzeniem, kiedy dotarło do niego, że właśnie całował się z facetem. Przez chwilę był niemal pewien, że miał do czynienia z ciotą. Zmienił zdanie, kiedy zobaczył mrożące krew w żyłach spojrzenie nieznajomego. Stwierdził, że gość był zniesmaczony tą okropną sytuacją tak samo jak on. Ta beznadziejna pomyłka odbije się na pewno na psychice Naruto. Do diabła, co powiedzieliby jego kumple, gdyby dowiedzieli się, że właśnie lizał się z facetem?

Umarliby chyba ze śmiechu, myślał z rozdrażnieniem, dopiero po chwili orientując się, że zbyt długo wgapiał się w czerwone, wilgotne usta nieznajomego. Z przerażeniem pomyślał, że jeśli gość zda sobie sprawę, z jakim przystojniakiem miał do czynienia, uderzy go w głowę, zaciągnie do samochodu i wywiezie na pustynię.
Kogo nazywasz idiotą? — usłyszał lodowaty głos, który wydał się tak mroźny, jak powietrze wokół nich.
A jak myślisz? — syknął prowokacyjnie — ciebie!
Pomyślał z rozdrażnieniem, że to wcale nie jest śmieszne, ten dupek miał czelność go jeszcze obrażać!
Jeśli tak bardzo chcesz dotykać chłopców — zaczął, zaciskając pięści— idź do chórku kościelnego! — krzyknął, ale zanim zdążył zareagować, został popchnięty na ścianę, o którą uderzył boleśnie głową. Przeklął głośno, kiedy pod jego czaszką zapulsowało nieprzyjemnie, a przed oczami wybuchły białe plamy. Zmrużył oczy, łapiąc się za czoło. Kręciło mu się w głowie i miał wrażenie, że zaraz się zrzyga.
Chcesz mi rozwalić głowę, kretynie?! — warknął, wsuwając rękę we włosy. Przeklął, kiedy poczuł na palcach krew.
Uważaj, do kogo mówisz — powiedział spokojnym, ostrzegawczym głosem jego oprawca, trzymając go mocno, kiedy zaczął się szarpać. Adrenalina szalała mu w żyłach i pomyślał, że zaraz obije gębę temu lalusiowi.
Człowiek nieświadomy zagrożenia zwiedza okolicę i nagle wpada w łapska jakiegoś homo-niewiadomo! Co to, do cholery, za miasteczko?!, pomyślał z wściekłością, wciąż nie przestając się wyrywać z uścisku. Byli podobnego wzrostu, więc nie musiał podnosić nawet głowy, żeby patrzeć mu w oczy. Krew szumiała mu w uszach, kiedy obserwował błyszczące wściekle oczy swojego przeciwnika. Zacisnął mocniej wargi, czując, jak gniew buzujący w nim, przyćmiewa zdrowy rozsądek. W jednej chwili podjął decyzję i kierując się przekonaniem, że najlepszą obroną jest atak, oderwał się od ściany z nową energią i rzucił się na swojego przeciwnika całym ciężarem ciała. Powalił go na ziemię i nie czekając na nic, zamachnął się, uderzając go pięścią w okolice skroni. Dłoń zapiekła go boleśnie i dopiero wtedy kumple jego przeciwnika wyszli z szoku i z krzykiem rzucili się w jego stronę, odciągając go od poszkodowanego kolegi. Naruto prychał jak rozjuszony byk i starał się wyrwać, ale goście trzymali go bardzo mocno. Nie był Terminatorem, doskonale wiedział, że nie ma szans przy konfrontacji z całą bandą. Ale… no właśnie, powalając na ziemię tego aroganckiego skurczybyka, pokazał, że z Naruto Uzumakim naprawdę nie ma żartów.
Wszystko w porządku, Sasuke? — zapytał nieśmiało któryś z kumpli, a on zaśmiał się wrednie, kiedy jego pokonany, tak nie ma co, pokonany jak fiks, przeciwnik podnosił się z trudem z ziemi. Z niemałą satysfakcją zauważył, jakie wrażenie zrobił na kolegach tego całego Sasuke, ale sam poszkodowany nie wykazywał żadnego uznania dla tego bezapelacyjnego nokautu. Naruto z rozdrażnieniem i niedowierzaniem zaczął się zastanawiać, jak ktoś powalony na łopatki może mieć w sobie aż tyle dumy?
Przytrzymajcie go — powiedział niskim, wibrującym wściekłością głosem, a po plecach Naruto przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Jak mógł sądzić, że pokonał tego sukinsyna? Koleś, kiedy otrzepał spodnie i poprawił włosy, nie wyglądał nawet na rozzłoszczonego. To niepokoiło Naruto najbardziej.
Bez kolegów nie dałbyś sobie rady, co? — zapytał prowokacyjnie, prychając z rozbawieniem. — Pewnie mnie teraz zwiążecie, żebyś mógł wyżyć się seksualnie? Wsadzisz mi, czy sam wolisz, żeby ktoś cię pieprzył, cioto? — Z niesamowitą satysfakcją obserwował, jak twarz jego przeciwnika czerwieni się z wściekłości. Strategia Naruto była prosta — obrazi go ile wlezie i albo tym odstraszy go i jego bandę, albo dostanie takie lanie, że przez pół roku nie będzie mógł siedzieć.
Sasuke podszedł do niego niebezpiecznie blisko i złapał za podbródek. Naruto warknął, zaskoczony, starając się odwrócić twarz, ale chłopak mu na to nie pozwolił. Czując zapach jego perfum, coś ścisnęło się Naruto w żołądku. Spojrzał wyzywająco w czarne oczy Sasuke, który uśmiechnął się szeroko.
Widzę, że przez swoją niewyparzoną gębę już dostałeś nauczkę — powiedział cicho jego przeciwnik, pocierając kciukiem blizny na jego policzkach.
Spieprzaj! — warknął ostrzegawczo, ponownie starając się wyrwać. Adrenalina rozsadzała go od środka, dźwięczało mu w uszach, a tętno pulsowało szaleńczo. Zrobiło mu się gorąco, kiedy z nienawiścią obserwował z tak bliska twarz Sasuke. Jego kumple ciągnęli go w tył, więc musiał zgiąć nieco kolana i kiedy jeden z nich grzmotnął go mocno w plecy, popchnięty do przodu, uderzył boleśnie w twardy tors Sasuke. Zaklął brzydko, rozcierając czubek głowy.
Ale ty jesteś upierdliwy koleś — mruknął znudzonym głosem jeden z kumpli Sasuke. Ten, który obserwował całe zamieszczanie z boku i jakby udawał, że go to wcale nie obchodzi.
Nas jest pięciu, a ty tylko jeden! — krzyknął jakiś szatyn.
I co, kretyni? — Naruto uśmiechnął się półgębkiem. — Myślicie, że nie dam wam rady?
Zamknij się — warknął Sasuke, podchodząc do niego i łapiąc za kołnierz bluzy. Miał zmarszczone brwi i lekko zaróżowione od złości policzki. Naruto przygryzł wargę, żeby się nie roześmiać. Ale musiał napsuć krwi temu nadętemu dupkowi! — Świetnie, a teraz słuchaj. Nie chce mi się bawić z takimi dzieciakami jak ty. — Szarpnął nim, kiedy próbował się wyrwać.
Nie jestem… — Dzieciakiem, chciał powiedzieć, ale Sasuke położył mu palec na ustach, co go zupełnie wytrąciło z równowagi. Zamilkł, wpatrując się w niego szeroko otwartymi oczami.
Pomyliłem cię z kimś innym, więc z łaski swojej przestań chojrakować i wracaj do domu, bo jak tak dalej pójdzie, może stać ci się krzywda, rozumiesz? — zapytał nienaturalnie spokojnym i chłodnym głosem, na dźwięk którego Naruto skrzywił się. Nie lubił, jak ludzie mówili do niego tak obojętnym tonem. Kojarzył mu się z ludźmi, którzy się nim opiekowali, zanim nie trafił do poprawczaka. Coś w nim zbuntowało się i poczuł rodzący się gniew — mógł znieść wszystko oprócz obojętności. Nienawidził jej.
Sasuke uśmiechnął się chłodno, odsuwając się od niego o kilka kroków. Jego kumple puścili go, popychając do przodu, że o mało się nie przewrócił.
A teraz spadaj — powiedział Sasuke i odwrócił się, skinieniem ręki pozwalając swoim kumplom puścić Naruto.
Noc stawała się coraz chłodniejsza, wiał coraz zimniejszy wiatr i gdyby nie adrenalina i gniew gotujący się w żyłach Naruto, jego dupa boleśnie by zmarzła. Wierzchem dłoni wytarł mocno usta, obserwując oddalającego się Sasuke, który przystanął, mówiąc coś do kumpli. Oni, śmiejąc się głupio i rzucając Naruto złośliwe spojrzenia, wyprzedzili swojego kolegę i zniknęli za rogiem budynku. Naruto obserwował uważnie Sasuke, który odwrócił się do niego powoli. Wyraz jego twarzy, oświetlony nikłym światłem parkingowych latarni, Naruto zapamiętał na bardzo, bardzo długo. Uśmiech, który wpłynął wtedy na usta Sasuke był jak znak. Naruto wystarczyła sekunda do namysłu. Nabrał powietrze w płuca i krzyknął:
Ty sukinsynu!
Ile sił w nogach ruszył w stronę Sasuke, który stał niewzruszony, pewny siebie i patrzył na niego kpiącym, pogardliwym spojrzeniem.
Sam się prosiłeś! — powiedział do niego Sasuke chłodnym, pozbawionym strachu głosem i Naruto nie mógł przestać się dziwić, jak ten arogancki buc może go tak ignorować? Jakby zupełnie nie brał pod uwagę tego, że może dostać w kość! Naruto szybko się jednak przekonał, że nie ma do czynienia z byle kim.
Sasuke płynnie wyminął mknącą w jego stronę pięść i kiedy jego przeciwnik był już wystarczająco blisko, zadał mu mocny cios w brzuch. Naruto zgiął się w pół, łapiąc oddech.
Ostrzegałem cię. — Nutka ironii w głosie Sasuke była więcej niż wyczuwalna, nawet dla kogoś tak niedomyślnego jak Naruto. Ktoś tu jednak zapomniał, że nie należy lekceważyć przeciwnika. Jak myślicie, który z nich przecenił swoje siły?
Pierwszej konfrontacji ze śmiercionośną pięścią Naruto udało się Sasuke uniknąć. Później, kiedy Uzumaki doszedł do siebie, Sasuke ponownie uszedł cało przed jego szaleńczymi atakami. Jakby tego było mało, podstawił mu nogę i Naruto wyłożył się jak długi na betonowej powierzchni. Upadek był bolesny, prosto na nos, którego na szczęście sobie nie złamał. Zdarł sobie za to skórę na twarzy i dopiero po chwili zdał sobie z tego sprawę, kiedy rana zapiekła go żywym ogniem. Przeklął tak brzydko, że nawet najwytrwalszy marynarz wstydziłby się tak powiedzieć. Dotknął czoła i policzków, na których wyczuł coś ciepłego — krew. Twarz szczypała i piekła jak jasna cholera. Ból minął jednak momentalnie, kiedy uświadomił sobie, że tuż za nim stoi Sasuke.
[akap—[/akap] Już nie żyjesz, skurwielu! — krzyknął i chciał się podnieść, ale Sasuke kopnął go w brzuch, kładąc brudnego, obłoconego adidasa na jego torsie.
Nie wysilaj się tak— mruknął i odciskając podeszwę na bluzie Naruto, przekroczył go. Uzumaki stęknął głośno i pomyślał sobie, że taki dupek jak Sasuke nie może go przecież pokonać. Złamał go za kostkę i szarpnął mocno, wywracając na asfalt. Zaśmiał się chrapliwie, kiedy jego przeciwnik uderzył policzkiem w ziemię. Mocnym szarpnięciem za ramię odwrócił Sasuke na plecy i wgramolił się do niego, siadając na jego brzuchu. Kolanami zablokował ramiona, żeby nie mógł się wyrwać.
Dla ciebie zrobię wyjątek — powiedział — postaram się bardziej niż zwykle, żebyś do końca życia mnie nie zapomniał. — Potarł mocno ranę na policzku tego drania. Niestety było to jedynie zwykłe otarcie, ale musiało zaboleć. Pochylił się nad nim, przyglądając mu się z bliska. Zdał sobie sprawę, że odwalił kawał dobrej roboty — nieźle załatwił buźkę tego przystojniaka. Niemal chciał mu dać soczystego buziaka. W ranę oczywiście. Rzucił szybkie spojrzenie w stronę parkingu. Musiał się pośpieszyć, koledzy Sasuke mogli się tu zjawić lada chwila.
Skoro nam przerwano, może dokończymy nasze małe randez sous? — zapytał gardłowym, mocno zachrypniętym głosem. Miał zamiar pokazać temu kretynowi, że nie można lekceważyć Naruto Uzumakiego. Złapał mocno za włosy Sasuke i zaciskając na nich pięść, uderzył go w twarz. Dla lepszego efektu zrobił to jeszcze raz. Jego przeciwnik — chociaż w tym momencie już ofiara — starał się wyrwać, jednak z marnym skutkiem. Teraz to Naruto przejął kontrolę nad sytuacją. I to było naprawdę podniecające. Zadał Sasuke jeszcze kilka mocnych ciosów, dopóki nie usłyszał krzyków kumpli Sasuke. Dopiero teraz udało im się zorientować, co się działo. Naruto spojrzał szybko na twarz Sasuke, który wciąż starał się wyrwać, ale to już nie miało znaczenia. Jego rozcięta warga była napuchnięta, a po brodzie spływała strużka krwi. Naruto mógł być z siebie dumny.
Następnym razem, jak będziesz chciał się umówić, kup kwiaty i czekoladki. Może będę milszy.
Podniósł się pośpiesznie i rzucił biegiem do ucieczki. Kumple byli już prawie przy Sasuke. Podejrzewał, że mogli go ścigać. Niekorzystnie dla niego, droga, którą tu przylazł, okazała się długa i wyludniona. To było pieprzone pustkowie, na którym w każdej chwili Sasuke i jego kumple mogli go dogonić! Przeklął głośno, zerkając przez ramię. Nikt go nie śledził. Zatrzymał się, dyszał ciężko. Starał się złapać oddech. Zmrużył oczy, z niepokojem obserwując drogę. Spojrzał z paniką za siebie, ale nikogo nie zobaczył. Jedynie żółte światło latarni oświetlało ulicę. Dziwnie się czuł w tak spokojnym, wyludnionym miejscu. Mieszkając w Los Angeles był przyzwyczajony do czegoś innego.
Kiedy usłyszał jakiś rumor dobiegający z końca uliczki, puścił się biegiem w dół, nawet nie starając się podążać wcześniej zapamiętaną drogą. Lewo, prawo, prosto, powtarzał sobie bezmyślnie, ale to i tak było zbędne. Zgubił się. Cholera i co teraz? Złapie stopa?
Niemal podskoczył, kiedy usłyszał dźwięk dzwoniącej komórki. Sięgnął do kieszeni i spojrzał na wyświetlacz, zastanawiając się, czy czuje ulgę, czy wręcz przeciwnie.
Naruto! — usłyszał głos swojej matki po drugiej stronie aparatu. Skrzywił się lekko, ponieważ kobieta była naprawdę głośna. Zabawne, jemu tak samo to zarzucano. Przynajmniej teraz już wiedział, co czuli jego znajomi albo Iruka, kiedy do nich dzwonił. — Czemu cię tak długo nie ma? Stało się coś? Wracasz do domu?
Tak — wysapał, oddychając ciężko.
To dobrze, a znasz drogę? Jak ci się podoba okolica?
Naruto zamyślił się i odwrócił, jeszcze raz upewniając się, że jest bezpiecznyny.
Bardzo brutalny krajobraz — stwierdził w końcu i przestał słuchać Kushiny, która śmiejąc się, mówiła coś szybko i niezrozumiale.
Więc kiedy będziesz? — zapytała go w końcu, a on spojrzał kolejny raz za siebie.
Za jakieś dwadzieścia minut. — Byłbym szybciej, gdyby to miasteczko nie było takim zadupiem, dopowiedział sobie w myślach i rozłączył się.

Nic ci nie jest? —usłyszał zaniepokojony głos Nejiego i zaczerwienił się zażenowany. Leżał znokautowany i poniżony, oddychając ciężko. Próbował się podnieść, ale dopiero po pomocy kumpli stanął na równych nogach.
Zabiję gówniarza. — Zacisnął palce na ramieniu podtrzymującego go Shikamaru, który westchnął ze zrezygnowaniem.
Ale cię załatwił — powiedział.
Sukinsyn mi uciekł! — krzyknął Kiba, biegnąc w ich stronę. Był cały czerwony, a wyraz jego twarzy mówił, że ledwo zipiał.
Najwyższa pora popracować nad kondycją, Inuzuka. Zamiast oglądać się za laskami i pić piwo, mógłbyś trochę poćwiczyć — zauważył złośliwie Neji, obserwując sapiącego przyjaciela, który słaniał się na nogach.
Wiesz, że nigdy nie byłem dobry w biegach przełajowych!
Ale jesteś zabójczym sprinterem. Tak, tak, już to mówiłeś — powiedział ze znudzeniem Shikamaru. — Jak to się stało, że tak oberwałeś, Sasuke? — zmienił temat, czubkiem buta drapiąc po asfalcie w miejscu, w którym było widać ciemnoczerwone ślady krwi. Wszyscy spojrzeli z ciekawością na spiętego Uchihę.
No właśnie? — Kiba uniósł brwi do góry, uśmiechając się lekko. — Przecież wyglądał na totalnego frajera, co umie tylko dużo mówić.
Widocznie to ktoś, kto nie jest mocny tylko w gębie — stwierdził filozoficznie Nara.
Widocznie to ktoś, kto jeszcze nie wie, z kim zadarł — odwarknął Sasuke i wierzchem dłoni starł krew z brody. Syknął cicho, kiedy rozcięta warga zapiekła go nieprzyjemnie. Cała jego twarz pulsowała tępym bólem i najchętniej wsadziłby ją do śniegu.
Cześć — powiedział ktoś i Sasuke spojrzał w stronę, z której dobiegał głos. — Przepraszam za spóźnienie, ale zapomniałam, że musze jeszcze załatwić kilka spraw z moim trenerem snowboardingu. Mam nadzieję, że się nie gniewasz, Sasuke. Napisałam ci SMS-a.
Cholera, SMS, pomyślał ze złością, przypominając sobie, że przed tym, jak rzucił się na tego ćwoka, ktoś wysłał mu wiadomość. Gdyby ją sprawdził, nie byłby teraz obity. I nie miał doświadczeń związanych z całowaniem się z mężczyzną.
O mój boże, Sasuke, co ci się stało?! — krzyknęła Sakura, przykładając dłoń do ust.
Sasuke pomylił cię z…
Zamknij się! — sykną Uchiha, patrząc wściekły na Kibę. — Jeszcze jedno słowo, a pożałujesz.
No co?! — burknął obrażony Inuzuka.
Wracam do domu — oznajmił lodowatym tonem. Znaczyło to, że dla reszty również zabawa się już skończyła. Rock Lee nie umiał jednak czytać między wierszami. Łudził się, że teraz ma świetną okazję, żeby poderwać Sakurę. Podszedł do niej kocim krokiem, starając się wyglądać na twardziela, jak uczył go wcześniej Kiba.
Wytłumaczysz mi — zaczął, uśmiechając się szeroko — jak to jest, że zaciągam się tobą, choć nawet nie palę?
Wszyscy spojrzeli na niego z zaskoczeniem i tylko Kiba gryzł pięść, żeby się nie roześmiać. Sakura zmarszczyła brwi i uderzyła Rocka w twarz. Mocno. Chłopak zatoczył się w tył, łapiąc się za policzek.
Sasuke, spotkamy się jutro, dobra? — zapytała głosem nieznoszącym sprzeciwu. Sasuke spojrzał na nią chłodno i nic nie odpowiadając, puścił Shikamaru, idąc w stronę parkingu, gdzie zaparkowali.


Naruto! — Kushina spojrzała na niego z przerażeniem, kiedy przekroczył próg domu. — Co ci się stało? — wykrzyknęła, doskakując do niego. Złapała go za podbródek i przyjrzała się jego zakrwawionej i poobijanej twarzy.
Napadli na mnie — mruknął, starając się odsunąć, ale kobieta trzymała go bardzo mocno.
Napadli? — zapytała z niedowierzaniem. — Cholera, trzeba cię opatrzyć, chodź — powiedziała i pociągnęła go w stronę kuchni. Zmusiła go, żeby usiadł na krześle.
Do diabła, gdzie ja to dałam?! — szeptała do siebie gorączkowo, przeszukując szafki. Naruto obserwował ją. Kushina była niecierpliwa i roztrzepana, posiadała głośny i dominujący charakter, a jakby tego było mało, kiedy się zapominała, przeklinała jak szewc — mieli ze sobą wiele wspólnego.
Mam! — wykrzyknęła uradowana, pokazując Naruto triumfalnie metalowe, czerwone pudełko, na którym namalowany był biały krzyż. Uśmiechnęła się do niego trochę nerwowo, kiedy już stała przy nim, trzymając w ręce gazę zwilżoną wodą utlenioną. — Tylko nie przeklinaj za bardzo! — szepnęła z łobuzerskim błyskiem w oczach i przyłożyła materiał do policzka Naruto, który syknął głośno, starając się wyrwać. — Bądź mężczyzną, Naruto! — zawołała, łapiąc go mocno za podbródek i z determinacją zaczęła odkażać mu rany. — Kto cię pobił? — zapytała po chwili.
No… jakieś zbiry — mruknął po chwili, czerwieniąc się. Nie umiał kłamać, ale ostatnią rzeczą której chciał, to opowiadać jej o swojej gejowskiej przygodzie.
Jak szedłeś do parku? Tam kręcą się różne typy.
Aha — mruknął, nie bardzo wiedzieć, co powinien powiedzieć. Trybiki w jego głowie pracowały na najwyższych obrotach. Nie miał pojęcia, co mógłby jej powiedzieć, jeśli zacznie się go wypytywać.
Musisz uważać, bo… — zaczęła, ale przerwała gwałtownie, kiedy do kuchni wszedł jej mąż. Mężczyzna spojrzał groźnie na Naruto.
A ty co tak późno? — zapytał jego ojczym niesympatycznie i zmarszczył brwi, kiedy zobaczył, w jakim stanie znajduje się twarz Naruto.
Ktoś go pobił — wyjaśniła Kushina, odsuwając się od Naruto. Wrzuciłam zaróżowioną gazę do kosza i umyła ręce.
Pobił? — Mężczyzna uniósł brwi, a zakola na jego czole błysnęły złowieszczo. — Wyszedłeś na chwilę i już cię ktoś pobił? A jutro? Czego mam się jutro spodziewać?
Naruto zmarszczył brwi i już chciał powiedzieć coś kreatywnego, ale nie odezwał się, widząc na sobie przeszywające spojrzenie jego matki.
W Los Angeles panują inne zasady niż u nas w Utah. Naruto jest tu nowy, musiało mu się oberwać przez zbieg okoliczności.
Nie tylko mi, pomyślał z satysfakcją.
A wiesz chociaż, kto cię pobił?
Wiedział, jasne że wiedział, ale co im miał powiedzieć? Że pobił go jakiś Sasuke? Skąd niby mieli go znać?
Więc?
Naruto prychnął, drapiąc się po karku.
Sasuke — burknął niechętnie. Niech to szlag, za cholerę nie potrafił skłamać. Przeklął w myślach, kiedy spojrzał na Kushinę. Kobieta patrzyła na niego groźnym spojrzeniem.
A oddałeś mu? — zapytała, zakładając ręce na piersi.
No broniłem się przecież! — warknął, pokazując kciukiem na swoją twarz. Jego matka w odpowiedzi zaklęła siarczyście.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę pisać komentarz pod najnowszą notką.