czwartek, 30 grudnia 2010

Bom Bom! 24

shadowstarto jak ci coś nie będzie pasowało, to wal śmiało :) powiedz wszystko, co ci na wątrobie siedzi, bo i tobie ulży, a i ja nie będę się pieklić, że mówisz, że coś jest nie tak, a nie mówisz, co ci się nie podoba. Nie ma nic gorszego dla blogera, niż niekonstruktywna krytyka :)
olciak123, cieszę się, że ci smakowało :D Jesteś jedną z nielicznych osób, którym smakują moje dzieła!:D
Kisielek,artykuł, a może felieton? albo kazanie?
Daimon, wcale nie ciężkie życie mają ze mną chłopcy, to w końcu dzięki mnie są w bom bomowym świecie razem :D, no a raczej będą razem ^^ >No ale książę na bia… znaczy na snowboardzie< no a czemu nie dokończyłaś tego białym? Może Sas miał biały snowboard, hmmm? xD Ach, kochanie, może dzięki mnie i braku tlenu, który odcina ci Bom Bom zostaniesz jakimś medium, czy coś? :D Zrobisz karierę, zobaczysz, będzie wyrocznią polskiego narodu. >Stała czujność! A zaraz, to nie ta bajka ;)< haha! wiem jaka ta bajka! sprawdzasz moją znajomość bajek?! xD To oczywiście Harry Potter i kwestia Moodiego :D Ale muszę się przyznać, że wiem skąd ten tekst jedynie z Blemisha :D Haha! :D A ja właśnie za bardzo nie lubię charakteru Kushiny, dlatego nie będę jej chciała aż tak bardzo wcisnąć w jej kanon :) ale spucołowatą kurą domową również nie będzie :) postaram się znaleźć złoty środek. >Ściganie się chłopaków w obłapianiu swoich dziewczyn, wygląda jak rywalizacja dzieci w piaskownicy, kto postawi lepszą babkę < twoje porównania miażdżą! :D Nie mam do nich sił i biję oczywiście pokłony! :D Powinnaś kurde zacząć coś pisać, bo to byłoby coś, serio!>Czyżby coś umknęło mej uwadze? O.o No nic muszę wrócić do wcześniejszych rozdziałów.< no wracaj, wracaj, ale nie wiem czy coś znajdziesz ;> tutaj sprawa ma się bardzo skomplikowanie i w ogóle sama musisz sobie dopowiedzieć, co chcesz wiedzieć ;> Haha i rozpisuj się jak najbardziej :D Ja wprost uwielbiam twoje komentarze :D
Kuroneko, uważaj, bo jak dodam jednak tę turystkę, przypominającą ciebie, to fanki Sasuke cię rozszarpią! o! Z marzeniami trzeba ostrożnie ;D
Shasti, haha! XD zabiłaś mnie, ok zostawię ci brzoskwinię bez skojarzeń xD a przynajmniej się postaram, naprawdę xDDD
Pazurek, ty zamiast zęba ojczyma, dostałabyś z pewnością jego paznokieć! :D Mhm, a z tym magnezem naprawdę ładnie powiedziałaś :D ale nie czym czy zaczynają rozumieć, hmm, cóż, oceń po tym rozdziale :)haha! :D Nie chcę cię zrażać czy coś do Kushiny, ale z tym jej przeobrażaniem w łabędzia też nie chcę za bardzo przesadzać :D i bardzo ciekawa interpetacja zachowania Kushiny, jestem pod wrażeniem :D
Agiichan, naprawdę ciekawy pomysł z tym 'oral testem' xD >Hmm ja bym wolała chłopaka XD Może jakiegoś uhuh? znaczy nowego <- to uhuh to jakieś słowo z języka plemienia Indian? xD alien, haha!:D ależ kochanie ty też umiesz tworzyć TAKĄ atmosferę, jak najbardziej! :D więc mi tutaj tylko nie mów, zwłaszcza jak się spojrzy na akcje BC przez kilka ostatnich rozdziałów :D a co do jakości rozdziału, mi właśnie się wydawało, że zdania są takie poszatkowane, ale pisałam go na kartce, to może też dlatego. Zawsze z kartki wychodzą mi inne niż bezpośrednio z Worda :) ja ciebie też pozdrawiam alienku śnieżny xDDDD zabiłaś mnie tym tekstem po prostu xD


Jedna rzecz. Ja rozumiem, że mieliście u mnie roczną (no chyba roczną) ascezę od scen erotycznych i już chcecie coś 'konkretnego', jednak nikt nie ma prawa wpływać na moją fabułę. I nie będę jej zmieniać, bo wy chcecie już yaoi. A tak nawiasem mówiąc w tym rozdziale jest już coś co podchodzi pod yaoi. Uznajmy.
Refuge będzie pisane po zakończeniu Bom Bom. A jeśli chodzi o trójkąt, cóż, zobaczymy jak to będzie, ale na pewno teraz nie macie się go co spodziewać, oczywiście. Jeśli się pojawi, to wtedy, gdy relacje chłopców się już naprawdę rozwiną.
W rozdziale zamieszczam link do piosenki, kto chce niech sobie włączy.




Wielki bal. Tak w dwóch słowach można określić przyjęcie, jakie organizowała Haruno.
Skromna impreza w pensjonacie Uchihy stawała się zatem zwykłą, podrzędną parapetówą,
oczywiście jeśli ktoś chciałby porównywać ją z tegorocznym Halloween u księżniczki zimowego miasteczka.
Sakura jak każda porządna księżniczka znała się na urządzaniu balów. Wiedziała, jak udekorować zamek, żeby wszystkich zachwycić, kogo wynająć do przygotowania kulinarnego zawrotu głowy, jednak takiego bez późniejszych problemów żołądkowych. Wiedziała również, że na taki bal należy zaprosić także inne księżniczki. Zwłaszcza, jeśli na haczyk złapało się największego przystojniaka w zimowym świecie. Sakura naprawdę znała się na urządzaniu balów i był tylko jeden szczegół umknął uwadze dziewczyny. Nie przewidziała, że na jej wspaniałym balu zjawi się ktoś, kto odbierze jej księcia z bajki.



Naruto uwielbiał bajki odkąd tylko pamiętał. Oglądał je, gdy wędrował po rodzinach zastępczych, nawet wtedy, gdy trafił do poprawczaka - wówczas, czuł się jak prawdziwy bohater jednej z tych subtelnie brutalnych, radośnie niemądrych, bezsensownych kreskówek. Kiedy wylądował w zimowym miasteczku, również nie mógł się powstrzymać przed ich oglądaniem.
Chociaż wstyd się przyznać, była to jedyna rzecz, która łączyła go z przyrodnim bratem. Na te kilkanaście minut, gdy siadali przed telewizorem, zakopywali wojenny topór, stając się prawdziwym przykładem wzorowego rodzeństwa. Młodszy brat co rusz komentował jakąś bajkę, a Naruto przyjmował jego uwagi z delikatnym, życzliwym wręcz uśmiechem. Przyjaźń między nimi nie trwała jednak dłużej niż godzinę, i gdy tylko pora na oglądanie kreskówek dobiegała końca, wracała dawna relacja opierająca się na czystej, głębokiej i prawdziwej nienawiści. Dzięki małej apokalipsie, Naruto wpadł na pewien efektowny pomysł: wiedział już, za kogo przebierze się na imprezę halloweenową u Sakury. I, nie chwaląc się, sądził, że będzie najoryginalniejszym i najlepiej przebranym balangowiczem.



Sasuke zamrugał zaskoczony, orientując się, że Itachi coś do niego mówi. Drgnął na dźwięk imienia Uzumakiego. Przeklinając się za chwilowe rozkojarzenie, spojrzał na brata. Nie chciał okazać przy nim jakiejkolwiek słabości. Przy kimś takim jak Itachi trzeba być zawsze czujnym, a Sasuke... Błąd, który może go wiele kosztować.
- Słyszałem, że wybierasz się z Naruto w halloween do tej całej Haruno - Itachi był na tyle uprzejmy, że powtórzył swoją kwestię, a Sasuke był na tyle uprzejmy że zareagował zgodnie z oczekiwaniami Itachiego.
- Co?! - prychnął i zaczerwienił się lekko z zażenowania, może gniewu.
- Naruto mówił mi, że go zaprosiłeś.
Teraz Sasuke pobladł, choć prawie momentalnie odzyskał panowanie nad swoją osobą. Zmrużył poirytowany oczy, a w jego głęboko czarnych, hipnotyzujących źrenicach zapalił się nieznany, groźny blask.
- Uzumaki mówi różne rzeczy, nie we wszystkie musisz wierzyć.
- A jednak mu wierze - zapewnił go Itachi, uśmiechając się przy tym czarująco.
- On… ten kretyn, Naruto… mówił ci coś jeszcze? - Sasuke po raz pierwszy od dawna speszony, odwrócił wzrok, a Itachi to wykorzystał.



Itachi był doskonałym aktorem, magikiem i kimkolwiek innym, doskonały w każdym calu i nic, kompletnie nic, nie mogło zaburzyć idealnego obrazu spokojnego, inteligentnego i przyjemnie zimnego człowieka. To zawsze on był panem sytuacji, on kontrolował ludzi i zmuszał, by nieświadomie tańczyli pod jego dyktando. Czasami, w niektórych momentach, sprawiał wrażenie okrutnego. Zachowywał się niehumanitarnie. Był po prostu zepsuty. Zły. Chociaż zazwyczaj siedzący w nim diabeł, nie był zagrożeniem, ani dla kontrolowanych przez siebie aktorów, ani widzów spektaklu.
Itachi był tak naprawdę bardzo dobrym człowiekiem, powiem nawet więcej, był bohaterem. Cichym, posępnym herosem, o którym nikt nie wiedział. Ratował ludzi, zmieniał ich życie. Kilkoma zdaniami potrafił zmienić kogoś całkowicie - zaczynając od spojrzenia na świat, kończąc na siebie i innych. Brytalnie odkrywał tajemnice drzemiące w ludzkiej podświadomości.
Itachi był fajnym gościem, dlatego też postanowił pomóc swojemu małemu, naiwnemu braciszkowi w rozwiązaniu problemu, który dręczył naszą snowboardową gwiazdę od tygodnia.

- Jesteś smutny, Sasuke - stwierdził i z niemałą gracją, arystokratycznym wdziękiem zabrał się za picie najzwyklejszej w świecie kawy. Czarnej jak smoła, mocnej jak dynamit. Patrząc na Itachiego aż nabierało się ochotę samemu zakosztować porządnej, energetycznej siekiery z czterema łyżeczkami cukru, oczywiście.
- Słodzisz? - Zapytał uprzejmie Itachi, kiedy Sasuke zaczął pić swoje ziółka - sprowadzane z odległej Tajlandii, tworzone na bazie jakiejś sekretnej receptury.
Snowboardowa gwiazda pijała zazwyczaj tylko to. I przede wszystkim nie słodziła.
- Czego chcesz? - Sasuke był wrogo nastawiony do świata, a szczególnie do swojego brata.
- Porozmawiać. W końcu nie zaprosiłem cię do tej sympatycznej kawiarni po to, żeby podziwiać twoją uroczą buźkę, prawda?. - Itachi wciąż mówił z tą samą uprzejmością w głosie, co wcześniej. Była to jednak bardzo dziwna, bardzo niebezpieczna uprzejmość, na którą trzeba uważać. Kryło się w niej ziarno słodkiej, braterskiej nienawiści.
- O czym chcesz porozmawiać? Uzumaki ci jednak czegoś nagadał, co?!
Itachi milczał. Jeśli jego brat wymieniał imię chłopaka, Itachi milczał cały czas.
To była super tajna strategia, jaką postanowił obrać. Ponieważ tak naprawdę, Itachi nie wiedział, co gnębi jego brata. Sasuke od tygodnia nie był sobą i jego opiekuńczy brat wiedział, że coś się jednak stało.
Podejrzewał, że chodzi o Naruto, ale musiał to sprawdzić. Im bardziej Sasuke będzie dociekał informacji o Uzumakim, tym bardziej oczywiste będzie to, że to jednak o blondyna chodzi.
- Czemu jesteś taki smutny?
- Kurwa, nie jestem smutny! - Sasuke spojrzał na swojego brata jak na idiotę, a mimo to Itachi nic sobie z tego nie robił.
Doskonałe przedstawienie wymaga tego typu zniewag skierowanych w stronę autora spektaklu. Starszy Uchiha jest zbyt inteligentnym i sprytnym człowiekiem, żeby dać się sprowokować.
- Coś cię gnębi.
Sasuke westchnął poirytowany. Itachi miał to do siebie, że nigdy nie było wiadomo, jak się zachowa. W jaką genialną rolę wcieli się tym razem, jak bardzo będzie manipulował ludźmi, jak będzie wredny i okrutny. Itachi to wielkie, szerokie i długie pasmo niespodzianek.
- Powiedz mi lepiej, co ci mówił Uzumaki. To ważne.
- Ważne? - Starszy z braci Uchiha po króciutkiej chwili zastanowienia dodał sobie jeszcze jedną łyżeczkę cukru do swojej wspaniale mocnej, smolistej kawy. – Niby dlaczego to takie ważne? - Zmrużył podejrzliwie oczy, ignorując kelnerkę, która się do niego uśmiechała.
Z pewnością dużo ładniej niż jego brat, jednak to na razie na nim postanowił skupić swoją uwagę.
- Uzumaki to kretyn, który myśli, że przez ciebie dotrze do mnie i mnie zniszczy - wyjaśnił Sasuke z dziwnym błyskiem w oczach. Itachi momentalnie zarejestrował
zmianę na twarzy chłopaka.
- Bez wątpienia unicestwi cię prędzej, niż myślisz - poparł szaloną tezę brata i wyjrzał przez okno.
- Kiedy masz pierwsze zawody? - zapytał po chwili, patrząc w okno, z którego rozciągał się piękny widok na góry.
Ośnieżone szczyty odznaczały się na tle lawendowego, spokojnego nieba, a lekki szron na szybie, iskrzył się w promieniach zimnego, surowego słońca.
W kawiarni było stylowo i elegancko, a atmosfera naprawdę sympatyczna.
Sasuke nie podzielał zdania starszego Uchihy i jak najszybciej chciał uwolnić się od jego towarzystwa. Itachiemu zrobiło się przykro. – Siadaj na dupie i słuchaj, gówniarzu! – syknął w stronę swojego brata, który już zaczął podnosić się z krzesła. Sasuke spojrzał na niego z wyższością i pogardą. Widać było, że chce zmrozić Itachiego samym spojrzeniem, jednak nie bardzo mu ten zabieg wychodził.
- Wal się – zachęcił go, lecz Itachi nie skorzystał z tej rady. Może nawet i gorzej?
Pewnych tajemnic, naprawdę lepiej jest nie ujawniać.
- Wiesz, dlaczego Naruto może cię zniszczyć? – zapytał, mrużąc złowrogo oczy. Sasuke drgnął niepewnie, z pewnością dostrzegając w swoim bracie zmianę. Usiadł po chwili wahania, wpatrując się w Itachiego.
- Opowiedziałem Naruto o pewnej tajemnicy.
- O Madarze – sprostował Sasuke, a Itachi kiwnął głową, uśmiechając się z aprobatą. Podejrzewał, że Uzumaki nadmieni coś jego bratu o tajemnicy, którą mu powierzył.
- Tak, o Madarze. Wiesz, kto to był?
- Krewny naszej rodziny, generał wojsk japońskich podczas drugiej wojny światowej. Niedługo potem wyjechał z naszym ojcem i dziadkami do USA.
Itachi uśmiechnął się. Zadanie domowe odrobione na piątkę, no… może jednak na czwórkę.
- Wiesz, na jaką chorobę cierpiał? – zapytał. Sasuke ma ostatnią szansę, żeby zdać na najwyższą ocenę.
- Przez kilka lat przebywał w zakładzie psychiatrycznym, ale nie wiem, na co chorował.
- Jak zdobyłeś te informacje? – Itachi był dumny ze swojego małego, naiwnego braciszka. – Rodzice wiedzą?
- Nie. Znalazłem w starych aktach – padła odpowiedź, która jeszcze bardziej zadowoliła Itachiego.
- Mądry chłopiec – pochwalił go, jednak Sasuke zjeżył się na tego rodzaju komplement. Doskonale wiedział, że to był słodki, uroczy żart przepełniony ironią, ale i małym, mikroskopijnym podziwem. Itachi naprawdę był pod wrażeniem tego, jak dużo Sasuke się dowiedział. Ale nie ma tego dobrego moi drodzy. – Naruto wie coś, co może cię zniszczyć, jednak on, jako jedyny może uratować cię od tej strasznej tajemnicy.
- Dlaczego mu o niej powiedziałeś? – Młodszy z braci Uchiha zmarszczył brwi, chcąc z pewnością dalej ciągnąć temat. Dla Itachiego był on już jednak skończony. Załatwił, co miał załatwić i teraz może spokojnie wyjechać do Europy, gdzie czekały go inne problemy do rozwiązania.
- Reszty dowiesz się od Naruto.

Naruto rozejrzał się po wielkiej, luksusowej posiadłości, otwierając szeroko oczy i upuszczając kieliszek, trzymany w ręce. Alkohol, konkretnie smaczne piwo, wylało się na podłogę, a z kryształowej szklanki zostały ładne, błyszczące fragmenty. Naruto rozejrzał się spanikowany wokoło, jednak na szczęście, nikt nie zauważył tego małego aktu wandalizmu. Chłopak nogą zepchnął odłamki szkła na bok, akurat pod jakąś komodę, a żółtą plamę… Musiał niestety zostawić, licząc na to, że nikt nie zorientuje się, że to jego sprawka, zanim Uzumaki nie ucieknie z miejsca zbrodni. Już miał odwrócić się i iść, gdy niespodziewanie zaskoczyły go donośne brawa.
Naruto stał tuż przy wejściu, starając nie rzucać się w oczy. Impreza hallowenowa dopiero się zaczęła i jak na razie organizatorka balangi nie dowiedziała się o pewnym niechcianym gościu, który, o ironio, był jednocześnie VIP`em. A dziką satysfakcję sprawiała mu świadomość, że Uchiha nie pozwoli go wywalić, tak samo, jak nie pozwolił mu się połamać na czarnym stoku.
Czy Naruto owinął sobie śnieżnego króla wokół palca?
- Witam wszystkich! – Rozległ się znajomy, kobiecy głos. Sakura stała na szczycie schodów w kostiumie króliczka Playboy`a i uśmiechała się do wszystkich z wyższością. Wypięła swój duży biust i jakimś dziwnym sposobem zastrzygła długimi, różowymi uszami. Uzumaki przełknął ślinę, rozglądając się za jej mężczyzną. Sasuke jeszcze nie było, dlatego żeby nie rzucać się za wcześnie w oczy, dla dobrego kamuflażu założył czarne, okrągłe okulary – obowiązkowa część jest kostiumu hallowenowego. Miał nadzieję, że dzięki temu nie zostanie rozpoznany przez niepożądane osoby.
- Naruto?
Uzumaki odwrócił się, a kiedy zobaczył, kto za nim stoi, nie mógł, po prostu nie mógł, powstrzymać ironicznego uśmiechu. Czy jego dziewczyna, Hinata Hyuuga, była niepożądaną osobą? W takim stroju z pewnością nie.
- Przebrałaś się za…? – Zapytał, w ostatniej chwili powstrzymując się przed tym, żeby nie zapytać o to, czy jego dziewczyna nie przebrała się za prostytutkę. W porę ugryzł się jednak w język.
Trzeba dodać, że Hinata od tamtej pamiętnej imprezy urodzinowej Naruto stała się dziewczyną bardzo pewną siebie, przebojową, a nawet uwodzicielską. Oczywiście jej odwaga była zmienna i burzliwa, jednak Hyuuga stała się odważną, zdeterminowaną babką, tak samo jak matka Naruto, Kushina. Uzumaki pochlebiał sobie, że to dzięki niemu. I szczerze powiedziawszy, niewiele się mylił.
- Przebrałam się za kobietę kota! – Uśmiechnęła się trochę nieśmiało, trochę zawadiacko, a jej błyszczące usta zalśniły w świetle lamp. Naruto dotknął niepewnie jej lateksowego, obcisłego stroju.
- Fajny – mruknął i prawie od razu zabrał rękę. Nie chciał obściskiwać swojej dziewczyny w miejscu publicznym, ponieważ to zwróciłoby na nich większą uwagę, a tym samym dużo szybciej można by było rozpoznać, kim tak naprawdę jest Naruto.
- A ty za kogo się przebrałeś? – Zapytał dziewczyna, przybliżając się do blondyna i zatrzepała zalotnie swoimi długimi, gęstymi rzęsami.
- Za Johnego Bravo – spojrzał zza okrągłych szkieł swoich czarnych, szpanerskich okularów i mrugnął do niej. Hinata zatrzepała swoimi długimi, gęstymi rzęsami tym razem ze zdezorientowania. Naruto westchnął ciężko i postanowił wyciągnąć swój super gadżet. Wykonał dziwny, skomplikowany manewr ręką, wydał kilka męskich odgłosów i zaczesał swoje włosy w tył, tak, jak robił to jego kreskówkowy bohater, za którego się przebrał.
- Och – pisnęła, jak miała w zwyczaju, po czym zakryła ręką usta i zachichotała. – Fajnie.
Hinata była teraz śmiała i zaczepna, chciała sprowokować chłopaka do czegoś więcej niż tylko pocałunku i Naruto zaczął żałować, że jednak dziewczyna się zmieniła. Miał z nią coraz większy problem, chociaż trudno w to uwierzyć, była naprawdę napastliwa. – Wiem, gdzie jest łazienka – zagadnęła do niego, jednak Naruto już jej w ogóle nie słuchał. Po prostu olał dziewczynę, ponieważ na horyzoncie pojawiła się dużo bardziej ciekawsza osoba, która kompletnie pochłonęła uwagę Uzumakiego.
Sasuke.
Naruto uśmiechnął się delikatnie, uważnie obserwując Uchihe. Brunet stał w drzwiach wielkiej posiadłości, skupiając na sobie uwagę wszystkich zebranych. Jego dziewczyna, Haruno, patrzyła na niego z uwielbieniem, tak samo jak reszta płci pięknej. Z wyjątkiem Hinaty, oczywiście.
Sasuke miał na sobie czarny, idealnie skrojony garnitur. Wyglądał w nim jak bohater jednego z tych filmów o mafii. Bezwzględnym, brutalnym i cholernie elegancki boss mafii. Czarna, lekko błyszcząca koszula napinała się na piersi bruneta, a ciemnoszary, wełniany płaszcz śnieżny król miał zarzuconych od niechcenia na ramionach. Wyglądał jak tajny agent w środku swojej misji.
I w końcu jego wzrok napotkał Naruto. Chłopak oblizał usta, jakoś mimowolnie wyprężając swoje mięśnie. Pod obcisłą, czarną koszulką były idealnie widoczne. Uzumaki ściągnął swoje okulary nonszalanckim, szpanerskim gestem i wtedy to się stało.
- Co on tutaj robi?! – Rozległ sie krzyk Sakury, która wciąż stała na szczycie schodów, po czym szybko zbiegła w dół. Stanęła kilka metrów dalej od blondyna, a Hinata złapała go buntowniczo za rękę, jakby to miało ochronić Naruto przed gniewem księżniczki zimowego miasteczka. – Wynocha, gnoju! – Krzyknęła, a reszta osób zawtórowała jej nienawistnymi spojrzeniami skierowanymi w stronę Naruto.
- Ma zostać – rozległ się spokojny, pełen wyższości i przyjemnego zimna głos. Głos należący do Sasuke.
- Nie! – Sakura tupnęła nogą, jak małe dziecko, a jej wymalowana, kolorowa twarz wykrzywiła się w grymasie gniewu.
- Jeśli on nie zostanie, ja również.
Dziewczyna Uchiha spojrzała na swojego mężczyznę zaskoczona, jednak nic nie odpowiedziała. Po chwili krótkiego zastanowienia się, po prostu przytuliła się do Sasuke, a Sasuke odwzajemnił jej uścisk, cały czas patrząc na blondyna. Jego wzrok był tak elektryzujący, tak magnetyczny, wręcz podniecający, że Uzumaki poczuł dreszcz przebiegający po plecach. Czarne oczy przeszywały go na wylot, rozbierały, sprawiały, że Naruto chciał podejść do bruneta i…
Och, na bogów.
Uzumaki odwrócił wzrok, czerwieniąc się lekko.
Sasuke z pewnością był osobą, której charakteru nie mógł zmienić. Dzięki Naruto nie stanie się on ani bardziej pewny siebie, ani skromniejszy, czy bardziej napalony. Sasuke ma tak silną osobowość, ma tak silny temperament, że nie można go w żaden sposób zmienić. Jest idealny i nawet, jeśliby Naruto chciał, z pewnością nic by w nim nie zmienił. Jednak była jedna rzecz, której Naruto nie mógł wiedzieć. Uchiha był z pewnością bardziej napalony niż zazwyczaj. I to tylko i wyłącznie zasługa naszego kalifornijskiego surfera.


Sasuke obserwował z delikatnym, wyrachowanym uśmiechem Uzumakiego. Chłopak wydawał się bardziej pewny siebie, bardziej złośliwy i dowcipny niż zazwyczaj. Czuł się dużo bezpieczniej ze świadomością, że ma za sobą Sasuke? Cokolwiek by nie zrobił, Uchiha stanie w jego obronie? A może toczył z nim grę? Niebezpieczną grę, której zasad Sasuke nie umiał rozpoznać. W końcu to Naruto chciał pocałunku i może zrobił to specjalnie? Uzumaki to inteligentnym, godnym przeciwnik.
Sasuke nie mógł już dłużej czekać. Podszedł do Uzumakiego i odciągnął go od Hinaty, z którą chłopak właśnie rozmawiał. Naruto, kiedy odeszli spory kawałek, wyrwał się z uścisku bruneta, wzburzony i rozgniewany zachowaniem snowboardowego króla. Pewnie rozmawiał o czymś ciekawym ze swoją dziewczyną.
- Czego chcesz? – Burknął, rozglądając się dookoła. Ludzie nie zwracali na niego najmniejszej uwagi. Sakura wraz ze swoimi koleżankami znajdowała się w zupełnie innym pokoju i jedynie Hinata patrzyła spod byka na Uchihe. Sasuke nie zwrócił jednak na jej wrogość żadnej uwagi.
- Powinieneś być milszy dla swojego księcia z bajki, nie uważasz? – Sasuke przybliżył się krok do Uzumakiego. Chłopak nie odsunął się, mrużąc poirytowany oczy.
- Za kogo się przebrałeś? – Uśmiechnął się do niego lekko, z pewnością w głowie już mając jakąś błyskotliwą ripostę na odpowiedź Uchiha. Brunet zaśmiał się cicho, przeczesując ręką włosy, a po chwili palcami odsuwając delikatnie swoją czarną, lśniącą koszulę, w której i tak było już kilka guzików odpiętych. Oczom Naruto ukazał się kawałek gładkiego, bladego i umięśnionego ciała. Sasuke uśmiechnął się, kiedy zobaczył, jak blondyn z trudem przełyka ślinę.
- Za Jamesa Bonda, nie widać? – Zapytał nonszalancko, patrząc drapieżnie na Uzumakiego. – A ty? Za Jamesa Deana w wersji kalifornijskiej?
Naruto prychnął, kopiując gest Uchihy i również poprawiając swoją misterną fryzurę. Na szczęście nie było na niej tyle żelu, niż w pierwotnej wersji postaci Naruto.
- Przebrałem się za Johnnego Bravo – wyjaśnił chłopak, wyraźnie urażony faktem, że Sasuke nie rozpoznał jego kreacji.
- Jakoś nie kojarzę – odpowiedział i nagle zupełnie stracił zainteresowanie rozmową z blondynem. Rozejrzał się po dużym, luksusowym salonie jak z bajki i zlokalizował mikrofon, stojący przy telewizorze. Uśmiechnął się do siebie, jednak nie podszedł do niego. Najpierw musiał załatwić pewną sprawę.
- Pójdziesz na górę. Na końcu korytarza, po lewej stronie jest łazienka. Idź do niej i czekaj na mnie. Ja dołączę do ciebie za kilka minut. I pamiętaj, nie może cię nikt widzieć – mruknął, nawet nie patrząc na Naruto. Chłopak zamrugał zaskoczony, jednak po chwili głębokiej koncentracji kiwnął głową i uśmiechnął się naprawdę niebezpiecznie. Tak niebezpiecznie, że Sasuke już chciałby być w kiblu na górze razem z Naruto.
Kiedy Uzumaki odszedł, szybko skierował się w stronę mikrofonu, starając się, żeby Hinata nie polazła za blondynem, ją szczególnie musiał mieć na oku.
- Chciałbym wszystkich gorąco zaprosić na parkiet – zaczął, starając się brzmieć jak najbardziej beztrosko i naturalnie. – Niech zgasną światła i rozpocznie się prawdziwa impreza! – To, co powiedział, było tak głupie, że aż trudno uwierzyć, że ludzie mu uwierzyli. A jednak uwierzyli. Momentalnie do salonu przyszło więcej ludzi, w tym również jego dziewczyna, a światła zgasły, tworząc romantyczną, przyjemną atmosferę. Po chwili rozbrzmiała melancholijna, spokojna muzyka, a pary zaczęły się do siebie tulić i pląsać w wygrywanym rytmie. Sasuke obszedł salon tak, żeby nie natrafić ani na Hinatę, ani na Haruno, po czym bezzwłocznie udał się na górę po wielkich, spektakularnych schodach jak z bajki. Co rusz oglądał się za siebie, czy kogoś nie ma na ogonie, jednak całe szczęście, wszyscy zainteresowani bawili się na dole. Sasuke odetchnął głośno, otwierając drzwi łazienki.

http://www.youtube.com/watch?v=2Xz5ntBbP7M


Naruto siedział na brzegu wanny, zachwycając się wnętrzem pomieszczenia. Dlaczego miał wrażenie, że przyozdobione było specjalnie dla Haruno, która chciała tutaj sprowadzić Sasuke? Bądź co bądź, goście nie mieli prawa wstępu na piętro. Naruto opuszkami palców przejechał po marmurowym blacie w kolorze delikatnego złota. Barwa kamienia przypominała mu kalifornijski piasek, dlatego szczególnie ta łazienka przypadła Naruto do gustu, była dużo ładniejsza niż ta znajdująca się na parterze. Tysiąc świec porozstawianych w różnych kątach, budowało intymną, zmysłową atmosferę. Blondyn spojrzał w lustro na swoje odbicie. Na jego złotej, opalonej skórze igrały łuny subtelnego światła, przez co niebieskie oczy lśniły uwodzicielsko.
Po co Sasuke kazał mu tutaj przyjść?
Naruto po części wiedział. Gdzieś w głębi świadomości miał dokładne przeczucie tego, co będzie, ale nie potrafił do końca zaufać swojemu instynktowi. Zdrowy rozsądek mówił mu, że gra w naprawdę niebezpieczną grę, że kiedy wykona jeszcze jeden, dwa ruchy, nie będzie już odwrotu.
Nagle rozległo się pukanie do drzwi. A Uzumaki ostatni raz spojrzał na swoje odbicie w wielkim lustrze.
Był naprawdę przystojny, tak samo przystojny jak Uchiha.

Sasuke wsunął się do łazienki, od razu zamykając za sobą drzwi. Dla pewności, pociągnął jeszcze klamkę, sprawdzając, czy rzeczywiście są zamknięte. Były. Teraz już nikt nie może im przeszkodzić, ani ich zobaczyć.
Uśmiechnął się do Naruto, który stał przy umywalce, uśmiechając się drapieżnie do swojego odbicia, chociaż tak naprawdę, Uzumaki uśmiechał się do niego. Sasuke odetchnął cicho, czując, jak robi mu się gorąco. Światło świec tworzyło nie tyle romantyczny, co naprawdę intymny, erotyczny wręcz klimat, dzięki któremu Naruto stawał się jeszcze bardziej pociągający niż w zwyczajnych warunkach.
- No więc? O co chodzi? – Uzumaki odwrócił się w końcu do bruneta, unosząc swoją jasną brew w górę. Z ust zniknął drapieżny uśmieszek, pojawiło się natomiast zniecierpliwienie. Och, z pewnością Naruto musiał naprawdę długo czekać na ten moment. Wiedział, co nastąpi? Bez wątpienia.
- Lubisz chłopców? – Zapytał od niechcenia Sasuke, postanawiając, że jednak zmniejszy odległość dzielącą go z Naruto.
Już by chciał go mieć. Chciałby zobaczyć, jak Uzumaki potrafi być ostry, jak jęczy, jak…
Tylko spokojnie, nie może wyobrażać sobie za wiele. W końcu, to tylko próba testowa, nie przejdą od razu do ostrej gry.
- Co to, kurwa, za pytanie? – Naruto prychnął głośno, chyba nie zdając sobie sprawy, jak seksownie teraz wygląda. Z błyskiem gniewu w oczach i ustami zaciśniętymi w cienką linię. Naprężone mięśnie pod jego czarną, obcisłą koszulką były doskonale widoczne. Uzumaki zarumienił się lekko ze wściekłości.
- Odpowiedz – warknął Sasuke cichym, hipnotyzującym głosem. Doskonale wiedział, jak Naruto na niego reaguje. W końcu, nie chciał być gorszy od blondyna. Chciał, żeby chłopak pragnął go z każdą kolejną sekundą.
Gra doskonała.
Sasuke stanął w końcu przed Uzumakim. Tak blisko, tak cholernie blisko… Czuł jego zapach, dotyk klatki piersiowej i gorąco, jakie buchało z rozpalonego ciała blondyna. Dotknął go. Od razu mocno i zaborczo złapał za pośladki, ściskając je przez materiał jeansów. Naruto otarł się przodem swoich spodni o Sasuke, jednak jego ręce wciąż pozostawały obojętne. Na zmysłowych, lekko uchylonych ustach błąkał się seksowny uśmieszek. Szalenie niebieskie oczy lśniły mocno, niczym dwie gwiazdy, przeszywając Sasuke na wskroś. Uzumaki wyglądał jak milion dolarów i brunet byłby chyba w stanie zrobić wszystko, byleby go zdobyć.
- Nie jestem pedałem, Uchiha – szepnął zachrypniętym głosem, po raz kolejny, tym razem już mocniej, ocierając się o Sasuke. Brunet stęknął głucho, przygryzając dolną wargę. Zmrużył poirytowany oczy i przekrzywił lekko głowę.
- Podnieca cię to, prawda? – Zapytał po chwili, a jedna z jego rąk powędrowała w kierunku jasnej czupryny Naruto. Złapał kosmyki jego włosów w palce i brutalnie pociągnął w tył. Uzumaki jęknął cicho, eksponując swoją szyję. Sasuke przejechał po niej nosem, wdychając zapach perfum blondyna. Uśmiechnął się pod nosem, kiedy Uzumaki zamruczał cicho.
- Nie zrobiłbyś tego. Boisz się – usłyszał w odpowiedzi pełen sarkazmu głos chłopaka. Naruto kolejny raz otarł się o Sasuke, wzdychając przy tym głośno. Obserwował bruneta spod półprzymkniętych powiem, prowokował go całym sobą. Różowy, zwinny język przejechał po górnej wardze, po czym Naruto wysunął go lekko, czekając na ruch Uchihy. Sasuke zacisnął mocno wargi, przyciągając chłopaka jeszcze bliżej siebie. Dłoń, która trzymała włosy Naruto, zmusiła chłopaka, by znów spojrzał na Uchihe. Blondyn uśmiechnął się lekko, wysuwając swój język nieco bardziej. Niemal dotykał jego ust.
Sasuke nie wytrzymał.


Naruto uśmiechnął się, czując usta bruneta na swoich. Uchiha całował go mocno, brutalnie, tak jak jeszcze nigdy nikt. Uzumaki jęknął mimowolnie, kiedy do gorących i jakże zdolnych warg dołączył również język. Naruto nie mógł nie uchylić chętnie ust.
Och, tak… Właśnie na to czekał.
Złapał Sasuke za kark i przyciągnął jeszcze bliżej siebie, pogłębiając pocałunek. Było mu tak dobrze, czuł, jak robi się coraz twardszy, kiedy ręce bruneta masowały jego tyłek, a Naruto nie mógł robić nic innego niż ocierać się o tego cholernego drania.
Jęknął głośno, starając się przejąć dominację. Ich języki złączyły się ze sobą, wywołując u obu magnetyczny, paraliżujący dreszcz. Byli tak blisko… I powoli zaczynało im już brakować powietrza. Naruto jednak nie chciał przerywać tego pocałunku, nigdy w życiu! Przyssał się do ust bruneta, mrucząc cicho, z aprobatą, kiedy język chłopaka lizał jego podniebienie. Czuł oddech Uchiha na swoich policzku, oddech, który parzył.
- Sasuke – stęknął, niezadowolony, że ten głupi drań jednak się od niego oderwał. – Sasuke – powtórzył, teraz już całkiem innym tonem. – Mmm – zamruczał, odchylając głowę w tył. Usta Uchihy sunęły po jego szyi, dłużej zatrzymując się na jabłku Adama i drażniąc je językiem. Po chwili poczuł, jak ręce bruneta podciągają jego czarną, obcisłą koszulkę w górę. Z zaangażowaniem pomógł mu ściągnąć z siebie górną część garderoby. Wyprężył mięśnie, czując na sobie nienasycone spojrzenie Uchihy.

wtorek, 14 grudnia 2010

Bom Bom! 23

AgiiChan, czemu twoje słowa miałyby mnie obrazić, nie rozumiem, nie powiedziałaś nic obraźliwego :P
Cloud, haha ty zawsze masz ochotę na harda :D ale powoli powoli, a do wszystkiego dojdziemy ;)
Daimon hah, kiedy inni mają nawał roboty ja mam urlop :) jak to mówią: głupi ma zawsze szczęście :) Haha, a w jakim kierunku poszła twoja wyobraźnia jeśli chodzi o ten basen cooo? ;> przyznaj się no tu! Tak, Kushina jak najbardziej jest uległą kurą domową, jednak chciałabym zachować jej pierwotny charakter, do którego krok po kroku będę dożyć.
Hibari, nie ma co ukrywać, mam cholerną słabość do wszystkich zawiłości i tajemnic, to mój mały fetysz :) Oczywiście, wszystkie tajemnice co do joty, się oczywiście wyjaśnią. I, o kurde, myślałam, starałam się kreować Sasuke na jak najmniej socjopatyczną osobę xD Ale pewnych rzeczy nie da się wykreślić, nawet różnicy między nim, a społeczeństwem :) Co do Sasuke i tego, czy się dowie kto pobił Naruto, to poczekamy, zobaczymy, jak to mówią ;)
Klaudia, nie w każdym rozdziale musi być akcja. Czasami potrzebne są takie spokojniejsze odcinki, żeby przygotować na wspomnianą "akcję". A Sasuś nie jest wspaniały? xD
shadowstar, a czego to byś się chciała jeszcze dowiedzieć? Jak już krytykujesz, to krytykuj, kochanie, konstruktywnie :) Bardzo chętnie poznałabym twoje zdanie i wskazówki, dzięki którym mogłabym zmienić to, co ci się nie podoba.
Sanu, haha! :D No, nie nie lubię Sakury, jestem stereotypową fanką sasunaru xD tak, starałam się właśnie przedstawić tak Sakurę, jako amerykańską dziewczynę, z takim właśnie filmów. Królową szkoły, która ma wszystko, a nie może zdobyć najprzystojniejszego chłopaka. W ogóle chciałam, żeby Bom Bom! było budowane na schemacie amerykańskich komedii. Bardzo się cieszę, że mały striptiz Naruto ci się podobał :)


Dwie sprawy:
1. Obiecałam kilku osobom, że wznowie pisanie Refuge, jednak ostatecznie postanowiłam, że reaktywacja Refuge nastąpi po skończeniu Bom Boma. Jak na razie nie mam siły na to opowiadanie. Jeden rozdział jest już napisany i chciałabym się was zapytać, czy chcecie, żebym go teraz opublikowała, czy zaczekacie do końca Bom Bom. Decyzja należy do was.
2. Zastanawiam się nad wprowadzeniem trójkąta miłosnego do akcji Bom Bom. To czy on będzie, czy nie, nie zakłóci w żadnym stopniu fabuły. I tutaj drugie pytanie, czy chcielibyście zobaczyć owy trójkąt miłosny (sasuke+naruto+/-ktoś trzeci, żeby nie było wątpliwości, nie chodzi o trójkąt erotyczny)?
3. Miała być jeszcze trzecia sprawa, ale zapomniałam co to było. Najwyżej dopisze w następnym rozdziale.



Rozdział betowany przez Sanu :)



Od pewnego czasu do Sasuke pisała jakaś dziewczyna. Oczywiście nie, żeby to naszą snowboardową gwiazdę jakoś dziwiło. W końcu, co chwila jakaś kobieta chciała z nim porozmawiać.
W pięknej nieznajomej, która dyskretnie atakowała osobę Sasuke od tygodnia, było jednak coś dziwnego – cholerna pewność siebie, znajomy cynizm i specyficzny magnetyzm.
Uchiha nigdy nie zawierał internetowych znajomości i w przypadku swojej nowej wielbicielki miał zrobić to samo, jednak jakiś impuls, najprawdopodobniej intuicja podpowiadała mu, żeby jednak kontynuował rozmowę. I takim właśnie sposobem poznał Ino.
Dziewczyna pochodziła z Miami, miała wygląd statystycznej amerykańskiej nastolatki: piękne, długie blond włosy, błękitne oczy i lekka opalenizna. Jako ekstra dodatek dysponowała pokaźnych rozmiarów biustem oraz smukłą, kobiecą sylwetką. Nie była słodka jak jego aktualna dziewczyna, ale do gorących kotek również się nie zaliczała. Sasuke lubił jednak blondynki i nie miał nic przeciwko zdjęciom, które dziewczyna mu przesłała. Bardzo dobrze mu się również z nią pisało, dlatego od tygodnia pogłębiał znajomość z tą tajemniczą, intrygującą dziewczyną. Wiedział, że skrywa ona jakiś sekret, w końcu nie bez przyczyny do niego napisała. I stopniowa Sasuke zaczął jej nawet ufać.

Naruto uśmiechnął się lekko do Hinaty, która piła właśnie soczek w kartoniku. Momentalnie się nim zakrztusiła i o mało nie połknęła plastikowej słomki. Naruto poklepał ją po plecach, ratując tym samym życie dziewczyny.
Jedli lancz w towarzystwie ciekawskich spojrzeń całej szkoły. Wciąż nie opadło zdziwienie, jakie niosły ze sobą pseudo związki i wszystkim trudno było zaakceptować nowości, dlatego z niedowierzaniem i podejrzliwością obserwowali dwie pary przyszłych kochanków.
Naruto postanowił grać w grę, w jaką od tygodnia zabawiali się ze snowboardową gwiazdą. Szybko zlokalizował Uchihę, który, jakżeby inaczej, obserwował bacznie blondyna, uśmiechając się do niego obezwładniająco. Chłopak nawiązał z nim kontakt wzrokowy i nie czekając na nic, pocałował Hinatę w policzek. Może nie był twardzielem, ale na nic więcej się nie zdobył, żadnej pornografii!
Czarne oczy błysnęły niebezpiecznie, po czym Sasuke pocałował Sakurę w usta. Snowboardowy król również nie był twardzielem. Uchiha oderwał się od swojej dziewczyny tak szybko, że można by mieć wątpliwości, że Haruno naprawdę mu się podoba.
Oprócz zabawy w obłapianie swoich dziewczyn, Uzumaki miał jeszcze inne zajęcie, które niezwykle wpływało na poziom szczęścia u chłopaka.
Naruto był mistrzem, był niekwestionowanym mistrzem, a jego plan awaryjny okazał się jeszcze lepszy niż zabawy z Uchihą. Naruto był szczęśliwy, a to tylko i włącznie zasługa Sasuke.


Sasuke myślał. Myślał na biologi, francuskim, matematyce i historii USA, myślał nawet na zajęciach z wychowania fizycznego. Pan Uchiha miał bowiem problem i musiał się go jak najszybciej pozbyć. Problem Sasuke nazywał się Sakura Haruno, która stała się jego cieniem. Dziewczyna była z nim wszędzie i nie dawała mu żyć, uprzykrzała mu życie na wszystkie możliwe sposoby, a najlepsze było to, że robiła to zupełnie nieświadomie. Sasuke był na treningu, ona mu kibicowała, Sasuke gadał z kumplami, ona mu towarzyszyła, Sasuke wracał do domu, ona lgnęła za nim jak ćma za światłem. Dlatego właśnie nasza snowboardowa gwiazda musi coś zrobić, bo inaczej, brzydko mówiąc, ocipieje i tyle pozostanie z takiego dumnego, przystojnego samca alfa.
Był tylko jeden sposób, by się pozbyć problemu. I nie, moi drodzy, rządni krwi czytelnicy, morderstwo Sakury nie wchodziło w grę. Szczerze powiedziawszy, to zerwanie z dziewczyną również. Uchiha, gdyby pierwszy odpuścił, przegrałby z Uzumakim, a do tego nie można było dopuścić, prawda? Był więc tylko jeden sposób na zminimalizowanie problemu Sasuke: trzeba było znaleźć Haruno jakieś zajęcie. Najlepiej wymagające wyrzeczeń, zabierające czas i energię. Och, najbardziej jak to możliwe wyczerpujące.
Sasuke myślał i myślał, analizował zainteresowania Sakury i możliwości zimowego miasteczka, aż w końcu doszedł do jednego wniosku – najwyższa pora odkurzyć starą pasję jego dziewczyny, łyżwiarstwo figurowe. Trenowała je dopóty, dopóki nie przerzuciła się na pasję swojego księcia z bajki. A że nie była wystarczająco dobra w snowboardingu, w przeciwieństwie do dawnej dyscypliny sportu, którą uprawiała, najwyższa chyba pora, aby księżniczka wróciła na lodowisko. Z pewnością kilka słów Sasuke wystarczy, by dziewczyna znów się zaangażowała, a jeśli słowa nie wystarczą… Pan Uchiha nie jest damskim bokserem, jednak człowiek zdesperowany jest zdolny do wszystkiego. To był jednak najczarniejszy scenariusz, jaki mógł zaistnieć.
Sasuke uśmiechnął się więc do siebie szeroko. Już niedługo jego problem zniknie prawie całkowicie.


A jak przedstawia się sytuacja w domu Naruto? Cóż, jak to mówią – punkt siedzenia zależy od punktu patrzenia.
W jego wspaniałej, patologicznej rodzinie zaszło kilka diametralnych zmian.
Po pierwsze, ojczym miał wybitego zęba. Zgadnijcie, kto mu go wybił? Tak, moi drodzy, Naruto, kiedy go uderzył tydzień temu. Brawa dla naszego dzielnego bohatera. A pan Uzumaki, gdy tylko się o tym dowiedział, chciał nawet oprawić zęba swojego ojczyma w ramkę, potraktować jak prawdziwe trofeum wojenne, ale jak to w takich przypadkach bywa, ząb został wyrzucony. Naruto aż tak bardzo nie chciał go mieć, żeby przeszukać śmietnik z tygodniowymi odpadkami ich rodziny.
Druga zmiana, jaką można było zaobserwować, zaszła w Kushinie. Matka Naruto z dnia na dzień stawała się coraz pewniejsza siebie. To była dość miła zmiana, bo jej syn zaczął czuć się przy niej coraz pewniej, zaczął jej nawet ufać. Może Iruka miał rację? Naruto powinien zbudować relacje z matką, powinien u niej zamieszkać i stworzyć coś, czego nigdy nie miał? Stworzyć rodzinę? W sumie, to nie był taki zły pomysł, bo jeśli głębiej się nad tym zastanowić, gdyby Naruto nie przyjechał do śnieżnego miasteczka, nigdy nie poznałby Sasuke. A to, bez dwóch zdań, byłaby kolosalna strata.
No cóż, Naruto musiał to przyznać, chociaż się tego wstydził. Burknął więc cichutko, aby nikt nie słyszał:
- Coraz bardziej mi się tutaj podoba.
Spojrzał na swoje odbicie w lustrze, które kiwnęło mu głową na te słowa. Trzeba dodać, że jego odbicie było równie zakłopotane i zawstydzone tym wyznaniem, co on.
Ostatnia zmiana, jaka zaszła w ich domu, nie była miła. Jego wstrętna przyrodnia siostra miała chodzić razem z nim na imprezy. Miał ją brać wszędzie tam, gdzie był Uchiha. Och, a mało tego! Naruto na imprezach miał pilnować kochanej córeczki jego ojczyma. Miała stać się oczkiem w głowie Uzumakiego. Krótko mówiąc - do kitu. Ale nie, był jeden malutki plus tej sytuacji. Jeśli ktoś miałby zabrać się za jego siostrę, Naruto z pewnością musiałby mu dopłacić, żeby cokolwiek z nią zrobił. A Uzumaki, choćby znalazł jakiegoś jelenia, nie miałby mu czym wynagrodzić tego ciężkiego doświadczenia.
- Wyglądasz oszałamiająco – zapewniło go jego odbicie i chłopak był w stanie mu uwierzyć.
Pan Uzumaki nie miał żadnych środków na koncie, jego portfel cierpiał na anoreksję, lecz był ktoś, kto mógł go uzupełnić.
Naruto wybierał się właśnie do matki Sasuke, która tydzień temu zaproponowała mu pomocną dłoń i najwyższa pora, by Uzumaki ją w końcu przyjął.
Jego siostra poszła z nim do pensjonatu, w nadziei, że spotka snowboardową gwiazdę.

Zaskoczona Mikoto patrzyła na syna swojej przyjaciółki, który prosił ją o pracę. To było naprawdę dziwne, nie sądziła, że ktoś taki jak Naruto się przełamie i przyjmie od kogoś pomoc. Jego ojciec był inny, matka również, ale ten chłopak… Wciąż nie miała do niego pewności.
Uśmiechnęła się do niego – przyjaźnie, ale i dumnie, z wystudiowaną, uprzejmą wyższością. Mikoto Uchiha była wyjątkowo władczą kobietą, która pomimo całej swojej żądzy dyrygowania ludźmi, wciąż pozostawała przyjazną, ciepłą osobą, doprawdy prawdziwą damą.
- Chodź do kuchni, pokaże ci, co będziesz robił.
Naruto kiwnął głową nieco zawstydzony, jednak to nie zaskoczyło Mikoto. Tydzień temu, gdy jej syn urządzał przyjęcie, i kiedy jego koledzy podtopili Naruto, chłopak wychodząc z pensjonatu był zimnym, rozgniewanym człowiekiem. Nie ma się oczywiście, co dziwić. W końcu nie co dzień ktoś stara się nas utopić, nie ponosząc za to żadnych konsekwencji. Mikoto jednak w tamtej właśnie chwili zauważyła w osobie Naruto bardziej niż zwykle pewnego znienawidzonego człowieka, którego nie znosiła całym sercem. Naruto przypominał jej w tamtej chwili jak nigdy wcześniej Minato Namikaze.
Dlaczego postanowiła dać temu chłopakowi szansę? Ponieważ Naruto to nie tylko syn Minato, to również syn Kushiny, a Mikoto zrobiłaby wszystko, żeby mieć cząstkę swojej przyjaciółki jak najbliżej siebie.
- Będziesz kelnerem, ale czasami też będziesz robił desery. Zawsze się znajdzie jakaś praca – wyjaśniła z ciepłym uśmiechem na ustach.
Naruto po raz kolejny skinął głową, rozglądając się z zainteresowaniem po wielkiej, profesjonalnej kuchni. Z nieskrywaną ciekawością patrzył na kolosalne piece, głębokie zlewy i kilkukomorowe lodówki, wszystkie trzy razy masywniejsze i większe niż w normalnej kuchni.
- Nie jesteś jeszcze pełnoletni, więc nie mogę cię zatrudnić na pełny etat. Będzie przychodził do nas po szkole i pracował cztery godziny, w weekendy zobaczymy.
Mikoto po raz kolejny uśmiechnęła się do blondyna, a Naruto po raz kolejny skinął głową. Po chwili między nimi zapanowała nieprzyjemna cisza. Uzumaki zniecierpliwiony spojrzał na drzwi od kuchni, przez które z pewnością chciał już wyjść, a matka Sasuke patrzyła na niego przenikliwie. Zastanawiało ją, czy chłopak wie cokolwiek o Minato. Uśmiechnęła się delikatnie, z sugestią groźby.
- Jesteś niezwykle podobny do swojego ojca, Naruto – zaczęła, jednak na jej słowa syn Kushiny jedynie wzruszył ramionami. – Domyślam się, że nigdy go nie poznałeś, prawda? – Ciągnęła, umiejętnie dążąc do sedna sprawy, stopniowo dawkując swoje słowa. Kiedy Naruto nie odpowiedział, postanowiła zaatakować po raz kolejny. – Wiesz, że gdyby nie on, miałbyś prawdziwą rodzinę? Nigdy nie spotkałby cię taki los…
Naruto popatrzył na nią groźnie, marszcząc swoje jasne brwi.
- Wiesz, gdzie teraz jest twój ojciec? – zapytała, a jej oczy zabłyszczały tak, jak jeszcze nigdy u nikogo.
- Gdzie?
- W więzieniu, Naruto, w więzieniu.



Sasuke wrócił w końcu do pensjonatu, w którym czekała na niego niespodzianka. A w zasadzie czekały na niego dwie niezwykle irytujące niespodzianki, jedna lepsza od drugiej.
Kiedy młody Uchiha przekroczył próg swojego domu, poczuł na sobie parę zielonych, wygłodniałych oczu, które zawsze go śledziły. Całe szczęście, nie były to oczy jego dziewczyny . Były to oczy siostry przyrodniej Naruto. Uchiha zdziwił się jej obecnością, ponieważ rudowłosa dziewczyna nigdy nie zapuszczała się aż tak daleko. Bądź co bądź, są pewne granice, których nie wolno przekraczać i nawet największa gwiazda ma prawo do kilku gramów prywatności.
Sasuke szybko jednak dowiedział się, dlaczego siostra Uzumakiego niepokoi go w jego własnym domu. Biedny król snowboardu przeżył niemały szok, gdy kalifornijski surfer, jego uroczy przyjaciel, postanowił go obsłużyć. Ubrany w gustowny i jakże stylowy uniform, z białą ścierką przewieszoną przez ramię i wyposażony w oszałamiający uśmiech, który z pewnością odbierał brunetowi apetyt.
- Co podać? – zapytał Naruto uprzejmym głosem, mrugając do Uchihy zalotnie. Sasuke zrobił zniesmaczoną minę.
- Co to, kurwa, ma być? – Niegrzecznie było odpowiadać pytaniem na pytanie, ale w tym wypadku Sasuke nie czuł się winny.
- Uczę się podawać posiłki. Od środy będę tutaj kelnerem – wyjaśnił, niezrażony nieuprzejmością swojego klienta. Uśmiechnął się jak słoneczko, a Uchiha w tym momencie przypominał istną chmurę gradową. Co się zresztą dziwić? Sasuke z pewnością nie był przygotowany na takie niusy.
- Kto dał ci robotę? – Zapytał podejrzliwie, wciąż nie mogąc uwierzyć w swojego pecha. Nie było jednak mowy o pomyłce, ktoś musiał w końcu ubrać Naruto we wdzianko zawodowego kelnera i nauczyć go obsługiwać gości. A patrząc na klasyczny frak, w który blondyn był przyodziany, można powiedzieć, że właśnie spełniał się jeden z koszmarów Sasuke z Uzumakim w roli głównej. Jak na razie tylko taki rodzaj snów nasza snowboardowa gwiazda miewała o jasnowłosym młodzieńcu.
- Twoja matka, nie pamiętasz? Tydzień temu zaproponowała mi pracę.
Sasuke pamiętał, oczywiście, że pamiętał, ale nie przypuszczał, że jego matka mówi poważnie, sądził, że chce tylko udobruchać Naruto, żeby chłopak nie zadzwonił na policję. No i przede wszystkim, nie przypuszczał, że Uzumaki jednak ukorzy się i przyjmie pomocną dłoń. To było naprawdę dziwne. I… cóż, dlaczego tego nie wykorzystać?
- Co, Naruto? Nie masz pieniędzy, że musisz sobie po godzinach dorabiać? – Sasuke uśmiechnął się do niego nonszalancko, specjalnie mówiąc takim niskim, zmysłowym głosem. Blondyn drgnął niepewnie, a w jego oczach pojawił się ładny błysk, wróżący coś naprawdę ciekawego.
- A żebyś wiedział! W Los Angeles zarabiałem na zawodach surfingowych – mruknął, uśmiechając się z satysfakcją, kiedy tylko Uchiha zamrugał zaskoczony. Brunet szybko jednak odzyskał rezon.
- I z pewnością jeszcze na innych rzeczach – mrugnął do niego prowokacyjnie, wiedząc, że Naruto zrozumie aluzje. Dla pewności spojrzał na swoją szklankę, skłaniając Uzumakiego, żeby podążył za jego wzrokiem. Ręka Sasuke poruszała się powoli po wysokim szkle, przywodzą na myśl bardzo niegrzeczną czynność. Naruto widząc to, prychnął poirytowany i odszedł. Zaraz potem Sasuke dostał talerz ze swoim obiadem. Z ust kelnera wydobyło się ciche i jakże nieuprzejme „smacznego”. Uchiha chyba po raz pierwszy od dawna bał się zaryzykować.
- Skąd mam mieć pewność, że czegoś nie dodałeś do jedzenia? – zapytał podejrzliwie, dyskretnie odsuwając od siebie talerz.
- W rodzaju tabletki gwałtu? Wybacz kochanie, jednak jeśli chciałbym cię zgwałcić, nie potrzebowałbym żadnej tabletki. Oddałbyś się bez żadnych dragów, szczególnie mnie – szepnął Naruto, uśmiechając się do niego zwycięsko. Och, ten mały diabeł, kiedy chciał, również umiał mówić takim niskim, seksownym głosem, że aż…
Sasuke przysunął do siebie talerz, zabierając się powoli za jedzenie. Postanowił zignorować głupie odzywki tego kretyna. W końcu ktoś musi tutaj być mądrzejszy, prawda?
Uzumaki jak na złość nie dawał Sasuke spokoju. Już po chwili zjawił się koło niego z podstępnym uśmieszkiem na swoich ustach.
- A teraz, żeby umilić ci obiad… - Zamachnął się, przywołując swoją przyrodnią siostrę. Dziewczyna podeszła do nich z wielkim, ognistym rumieńcem na swoje lekko pucołowatej twarzy
- Cześć, Sasuke – sapnęła, a z jej czoła prosto na stół spadła wielka kropla potu. Sasuke jedynie dzięki wrodzonemu refleksowi w porę udało się odsunąć talerz. Spiorunował swojego osobistego kelnera wzrokiem, lecz Uzumaki nic sobie z tego nie robił. Uśmiechnął się jedynie jeszcze radośniej.
- To moja pomocnica – mrugnął do niej porozumiewawczo. – Będzie ci podcierała brodę, kiedy uleci ci jedzenie – zapewnił go i chyba chciał jeszcze coś dodać, jednak jego siostra przerwała mu stanowczo.
- Ty kretynie! – krzyknęła, a w jej zielonych oczach pojawiły się łzy. Kiedy tylko jej spojrzenie skrzyżowało się ze wzrokiem Uchihy, odwróciła się na pięcie, szybko wybiegając z pensjonatu. Naruto warknął pod nosem.
- Wielkie dzięki – syknął poirytowanym głosem. – Teraz ojciec mnie zabija, jak tylko się dowie, jak ją przed tobą upokorzyłem! – Wyjaśnił i jakby nigdy nic, odsunął sobie krzesło i usiadł koło Uchihy. Sasuke spojrzał na niego oburzony. – Mógłbyś chociaż udawać, że ci się podoba czy coś! – Podsunął mu ten pomysł, na który Sasuke jedynie prychnął.
- Czyli co? To twój ojczym cię wtedy pobił? – zapytał po chwili, uważnie obserwując twarz Uzumakiego. Chłopak drgnął niepewnie, jednak zaraz potem szalenie niebieskie oczy błysnęły groźnie.
- Po pierwsze, to nie twoja sprawa! – syknął ostro, pochylając się jednocześnie nad stolikiem. – A po drugie, już ci powiedziałem, kto to zrobił!
- Kiba?
- Tak, Kiba!
Sasuke uśmiechnął się lekko. Jeszcze nigdy nie widział takiego blondyna. Zimnego, wściekłego, niemal diabolicznego. Oblizał usta, bez dwóch zdań taki Naruto jak najbardziej mu się podobał.
- Niech ci będzie, to twoja sprawa – wyszeptał po długiej chwili, z fascynacją obserwując zmianę na twarzy blondyna. Naruto był niezwykle ciekawym punktem obserwacji.
- I tak wiem, że dalej będziesz się mną interesował!
- Tobą? – Sasuke otworzył szeroko oczy, będąc w głębokim szoku. – Bądź co bądź, jesteś ciekawą wadą genetyczną, ale nie przesadzajmy. Nigdy nie interesowałem się tobą bardziej niż to konieczne.
- Pf! – Blondyn prychnął z pogardą, jednak po chwili uśmiechnął się złośliwie. – Zawsze miałeś słabość do blondynów. Zwłaszcza takich niewinnych jak ja.
- Jasne, kręcą mnie mikroskopijne genitalia – zripostował lakonicznie i puścił do Naruto oko. Uzumaki zmarszczył groźnie brwi, jeszcze bardziej pochylając się nad stołem. Sasuke uśmiechnął się obezwładniająco. – No, co mi chcesz powiedzieć?
- Że pewnie wolisz cycate blondynki, co? Z ciętym językiem i cholernym poczuciem humoru. Taka żeńska wersja mnie – oczy Naruto były rozgniewane, jednak głowa z pewnością w tym momencie nie myślała. Uzumaki przerzucił ją w stan kwarantanny. Sasuke był zbyt inteligentny, żeby nie dostrzec tej aluzji.
Zrozumiał.
Cycata blondyna, która nosiła imię Ino to, tak naprawdę, nikt inny jak Naruto. Sasuke wiedział, że skądś już zna te żałosne teksty, którymi dziewczyna go zasypywała.
I tym razem nic nie odpowiedział, udając, że słowa Naruto cholernie go dotknęły. Burknął jedynie coś urażony, w duchu jednak uśmiechał się diabolicznie. Nie mógł zdradzić, że odkrył tajemnicę Uzumakiego. Skoro już dowiedział się, kim jest Ino, dlaczego nie zabawić się kosztem Naruto? W końcu blondyn chciał to samo zrobić z nim.
Oczy Naruto błysnęły zwycięsko, uśmiechnął się złowrogo i z takim właśnie uśmiechem odszedł, obiecując przynieść specjalny deser.
- Co to jest? - Sasuke zrobił podejrzliwą minę, gdy blondyn w końcu przyniósł mu deser. Naruto stanął za Uchihą, oparł dłonie na jego ramionach i przybliżył usta do jego ucha, pieszcząc je oddechem. Z czułością odgarnął czarne pasmo włosów. Na ten gest Sasuke spiął się w sobie.
- Kochanie – zaczął Uzumaki, z taką pewnością siebie, jakiej brunet jeszcze nigdy u chłopaka nie widział.
- No? – zapytało kochanie Naruto.
- Mam słabość do lodów! – oświadczył, śmiejąc się cicho. – I postanowiłem ci jednego zrobić!
- Z białą polewą? – Sasuke nie wydał się przekonany, z prawdziwą podejrzliwością przyglądał się zawartości kryształowego pucharku. W środku niezidentyfikowana biała substancja przyozdobiona była wiórkami czekolady. Sasuke miał jakoś bardzo jednoznaczne skojarzenia.
- No spróbuj! – zachęcił go Naruto. – Ta polewa jest wyjątkowo słodka, sam się zdziwisz – zapewnił go, po czym dodał: - Dam ci radę, jak facet facetowi, dzięki której zrozumiesz specyfikę tego płynu. Słuchaj uważnie: kiedy jesz ananasy, twoje banany wydają słodsze soki.
Mina Sasuke była śliczna, naprawdę uroczo. W lot pojął słowa swojego koleżeńskiego przyjaciela, wiedząc, że zapamięta je na całe życie.
- Prawdziwe owocowe szaleństwo – mruknął, odsuwając od siebie specjalny deser Naruto.

Była sobota. Wspaniały śnieżny dzień, w sam raz na zimowe szaleństwo, jednak Sasuke, snowboardowy król, tym razem nie szlifował swoich umiejętności na Half Pipe czy Big Air. Sasuke tym razem postawił na freeride i wraz ze swoimi kumplami wybrał się w poszukiwaniu dziewiczych szczytów.
Freeride to dyscyplina, która wyznaczyła kierunek snowboardingowi. Tak zwany ‘powrót do korzeni’, poszukiwanie tego, co w snowboardingu jest najważniejsze – wolności i swobody, bezpośredniego kontaktu z naturą.
Razem z kumplami Sasuke wędrował, więc po górskich szlakach, szukając nienaruszonego puchu, by zostawić na nim najlepszy ślad, zjazd idealny, na który było stać jedynie Uchihę.

Sasuke wrócił diabelnie zmęczony, dlatego postanowił umówić się ze swoimi kumplami na późniejszą godzinę. Mieli oglądać mecz towarzyski ich ulubionej drużyny, który był przedsmakiem zbliżającego się sezonu. Czego mecz - zapytacie? Odpowiedź jest prosta i oczywista. Mecz hokeja, który był z pewnością królem sportów zimowych.
Sasuke spokojnie wracał do domu, żeby się wykąpać i coś zjeść. Nie spieszył się, chociaż na pewno powinien. Zwłaszcza, gdyby wiedział, kogo jego kumple spotkali po drodze.


Naruto gapił się na swoje nowe towarzystwo, towarzystwo, niczym stado hien, uśmiechało się do niego złowrogo. Tylko w oczach jednej osoby nie gościła jawna nienawiść. Naruto uśmiechnął się przyjaźnie do Rocka Lee. W końcu to on przyczynił się do zwycięstwa nad tym snobistycznym dupkiem, Sasuke. Gdyby nie chłopak w obcisłym kombinezonie, Naruto nigdy nie znalazłby strony internetowej, na której Uchiha najczęściej siedzi, nie poznałby jego nicku i nie mógłby wprowadzić swojego diabolicznego planu w życie. Sasuke złapał przynętę i Naruto był już w zasadzie na wygranej pozycji. Jego eks, Ino, słodka i rozwiązła przysłużyła mu się nawet po tym, jak już nie są razem.
Jednym słowem wspaniale. A nie, zaraz. Aktualnie nie było wspaniale.
- Mam nadzieję, że nie chowasz do nas urazy za ten incydent z imprezy Uchihy, co? – zaczął Neji poważnym tonem i naprawdę brzmiał jak rasowy prawnik.
Chować, to można węża w spodniach, pomyślał Naruto, jednak nie wypowiedział tego głośno. Zamiast tego zapytał:
- Czemu mnie tu zaprosiliście?
Chłopcy kątem oka śledzili wywiad z jakimś hokeistą przed rozpoczęciem rozgrywki, jednak z pewnością dużo bardziej interesował ich Uzumaki.
- Sasuke zaraz przyjdzie – mruknął od niechcenia Lee, jakby dostrzegając w relacjach Uchihy i Naruto coś dziwnego, niemal zabronionego.
- Sasuke zajmuje się z pewnością Sakurą – odparł Naruto, czując się zaatakowany. Rock słysząc słowa blondyna, drgnął wyraźnie. Uzumaki uśmiechnął się nagle łobuzersko i niebezpiecznie. Wpadł na pomysł, a nad jego jasną łepetyną zapaliła się lampka. Oto kolejny genialny plan z cyklu: „ Jak dokopać Sasuke i zrobić dobry uczynek jednocześnie”. – Ej, Rock? – Zagaił, pozornie obojętnym, zblazowanym tonem. – Jeździsz na łyżwach, nie? – Naruto wiedział, że Lee specjalizuje się w łyżwiarstwie szybkim. Podobno był w tym dość dobry.
- Jeżdżę – odpowiedział mu uprzejmie, nieświadomy zagrożenia.
- A próbowałeś kiedyś łyżwiarstwa figurowego? Twoje wymiary są idealne do tej dyscypliny. – Uzumaki guzik się znał na łyżwiarstwie figurowym, jednak teraz udawał eksperta w tej dziedzinie. – Świetnie wyglądasz w tych obcisłych kostiumach i… o! Mógłbyś partnerować jakiejś łyżwiarce, na przykład Sakurze. – Lee spojrzał na niego z nadzieją, a Naruto zrobiło się naprawdę żal chłopaka. Dopiero teraz, widząc tą minę, zaczął żałować, że zachęcił go do spróbowania poderwania Sakury. Wiadomo było, że Lee nie ma u dziewczyny żadnych szans, nawet Naruto nie miał, więc tym bardziej możliwości, by Haruno zamieniła Uchihę na Rocka były… Naruto mimowolnie uśmiechnął się do swoich myśli. Sakura nie była na tyle głupia, by zamieniać Sasuke na kogokolwiek.
Lee nie umiał dobierać sobie przyjaciół. Neji i Kiba w lot podłapali aluzję Naruto i również zaczęli zachęcać przyjaciela do spróbowania swoich sił w tańcu na lodzie. A jak łatwo się domyślić, łatwowierny Rock we wszystko uwierzył. Naruto westchnął ciężko. Manipulacja ludźmi nie była przecież jego hobby i przerażał go fakt, że coraz bardziej zaczynał upodabniać się do Uchihy. Łudził się, a nawet więcej, miał szczerą nadzieję, że to jednak tylko chwilowe zamroczenie.
- Chcesz zagrać w Bom Bom? – zapytał nagle Kiba, a jego oczy błysnęły groźnie.
- Mafia, runda druga? – Naruto wydał się znudzony. Odchylił się na krześle i zaczął się huśtać, patrząc na wszystkich z pogardliwym uśmieszkiem. Uchiha już się przekonał, że ta dziecinna gierka nie jest wcale taka fajna, najwyższa pora żeby i reszta się o tym dowiedziała.
- W prawdziwe Bom Bom – mruknął Neji takim głosem, że Naruto naprawdę wydał się zaintrygowany.
- Prawdziwe?
- Prawdziwe Bom Bom obejmuje głównie zakłady. Jest jak hazard. Zakładamy się o pieniądze, a kto wygra grę, musi wykonać zadanie, żeby zgarnąć kasę.
Naruto momentalnie przestał huśtać się na krześle.
- Będziemy grać o kasę? – Uśmiechnął się podstępnie, a jego oczy zaświeciły się lekko. Kasa była czymś, czego mu naprawdę brakowało, a jeśli wygrałby ten zakład, wówczas może mógłby zrezygnować z pracy kelnera?
- Jako nowicjusz nie musisz wykładać pieniędzy – mruknął wspaniałomyślnie Neji, a Uzumaki nawet się nie zastanawiał. Kasa była mu potrzebna, więc czemu nie zaryzykować? W końcu co takiego może się stać? Drugi raz topić go raczej nie będą.
- Wchodzę w to! – zadecydował, a jego towarzystwo uśmiechnęło się złowróżbnie.
- Umiesz grać w pokera, Uzumaki?
- Byleby nie rozbieranego – Naruto machnął lekceważąco ręką.


Sasuke w końcu dotarł na miejsce. Był poważnie wkurzony i lepiej, żeby nikt mu teraz nie stanął na drodze. Mecz trwał w najlepsze, a on dopiero teraz przyjechał do małej kwatery ich ekipy. Głupi Itachi, czemu akurat teraz musiał go zatrzymać! Oczywiście, gdyby nie jego ojciec, mógłby spławić swojego głupiego brata, jednak oni wybrali sobie najlepszą porę na pogawędki o interesach i przedstawienie Sasuke jakiegoś głupiego, wpływowego salcesonu, który mógłby zostać sponsorem Uchihy.
Brunet kopnął w jakiś papierowy karton i szybko wbiegł po schodkach, prowadzących do ich małej kwatery. Kiedy tylko wszedł do środka, momentalnie napotkał gęby swoich kumpli śmiejących się do rozpuku, nie wiadomo z czego. Ich zespół przegrywał aż pięcioma punktami.
- Jestem – poinformował towarzyszy oziębłym tonem, na który momentalnie przestali się śmiać, zamierając w pół ruchu. Sasuke spojrzał na nich zaskoczony, co jak co, ale nie takiej reakcji się spodziewał. Wiedział, że budzi respekt, no ale bez przesady…
- Przyszedłeś? – Neji wydał się głęboko zdumiony tym faktem.
- To takie dziwne?
- Nie, ale… - Kiba zachichotał niespodziewanie, zakrywając usta dłonią, jak jakąś nastolatka. Jego oczy błyszczały nienaturalnie.
- Co braliście? – Uchiha westchnął zrezygnowany, jednak jego przyjaciele wzruszyli jedynie ramionami, zapewniając, że są czyści. Sasuke zmrużył poirytowany oczy, stanowczo nie był w nastroju do żartów, szczególnie bandy tych idiotów.
- No to, kurwa, o co chodzi? – Usiadł na fotelu, biorąc do rąk puszkę piwa.
- Graliśmy w Bom Bom – mruknął Rock złowrogim głosem.
Lee był spokojnym, kompromisowym człowiekiem, ale istniało kilka rzeczy, które wyprowadzały go z równowagi. Sasuke w zupełnie okrutny i niehumanitarny sposób odebrał krzaczastobrwistemu koledze miłość jego życia. Nie ma się więc co dziwić, że Rock żywi do niego urazę. Lee nie jest człowiekiem, który się mści, jednak Sasuke musi uważać.
- Baliście się porażki, że nie zaczekaliście na mnie? – Uchiha uśmiechnął się z ironią, patrząc na zebranych. I wtedy Rock zaatakował, zemścił się, chociaż nie był człowiekiem mściwym.
- Graliśmy z Uzumakiem – padła odpowiedź, która sprawiła, że Sasuke opluł się pitym właśnie piwem. Teraz naprawdę przydałaby mu się siostra przyrodnia tego kretyna, żeby wytarła mu brodę. A już najbardziej, przydałby mu się sam Uzumaki. Jakoś miał złe przeczucia.
- Wygrał zakład, prawda?
- Sto dolarów, mała nagroda w zamian za zemszczenie się na tym skurwysynu – wyjaśnił Kiba, którego duma aż unosiła nad ziemią. Z pewnością liczył na pochwałę od Uchihy.
- Zbierało mu się już od samego początku! – prychnął Neji, który mówił z takim samym chorym zadowoleniem. – Za to, że kiedyś wkopał nas w te cholerne roboty na rzecz szkoły, za moją kuzynkę, którą bezkarnie obmacuje i…
- I za to, że ogólnie istnieje – dokończył z radością Kiba, wznosząc toast. Sasuke zmarszczył brwi.
- Gdzie go wysłaliście tym razem? – Zapytał z prawie niedostrzegalnym niepokojem. Jego niepokój nie został wyłapany przez Kibę, Neji`ego ale zauważył go Lee. Chłopak zmrużył swoje idealnie okrągłe, wyłupiaste oczy, przez co wyglądał naprawdę przerażająco.
- Na czarny stok – poinformował go uprzejmie Rock.
- I niby wierzycie, że wykona zadania? – Sasuke odetchnął z wyraźną ulgą. Uzumaki jest sprytny, wystarczająco sprytny, żeby nie dać się nabrać.
- Wsadziliśmy go w kolejkę, nie ma już odwrotu.
- Ach, te znajomości! – Kiba mrugnął wesoło. – Się zna operatorów kolejki, którzy mają u mnie dług wdzięczności, się ma Uzumakiego na czarnym stoku!
- Daliśmy mu deskę Kiby – poinformował Rock.
- Co go nie zabije, to go tylko wzmocni – dodał Neji z podstępnym uśmieszkiem.
Sasuke słysząc to poderwał się momentalnie, z wyrazem zimnej furii wymalowanej na twarzy. Hyuuga i Inuzuka spojrzeli na niego zaskoczeni i tylko oczy Lee błysnęły zrozumieniem.
- Co wy, do kurwy nędzy, zrobiliście?! – syknął, przypierając Kibę do fotela. Chłopak krzyknął zaskoczony, ale i wystraszony. – Jeśli w coś przywali, dostaniecie dożywocie, a ja już o to osobiście zadbam – zagroził, szybko wychodząc z ich małej, przytulnej klitki.


Naruto rozglądał się zdezorientowany po pustym stoku. Wywlekł się z kolejki, która momentalnie się zatrzymała, kiedy dotarł na miejsce, odcinając mu bezpieczną drogę powrotu na dół. Patrzył w dół, na miasteczko i widząc odległość, jaką ma do pokonania, uznał, że chyba dał się wrobić.
- Cholera! – Mruknął w przestrzeń, nie wierząc w swoją głupotę. Zwykła stówa wystarczyła, żeby zamroczyć blondyna. A jeszcze Neji i Kiba… przecież to było oczywiste, że chcą dokonać zemsty, której tydzień temu nie udało im się zrealizować! To było takie oczywiste… - To wszystko wina tego cholernego Uchihy! - zapewnił siebie. Gdyby nie to, że głupi kumple tego snobistycznego kretyna nie zapewniali go, że za niedługo Sasuke przyjdzie, z pewnością Naruto nigdy by się nie zgodził na ten chory zakład. Pewnie Uchiha sam to wszystko zaplanował! I pomyśleć, że dzięki jego obecności Naruto czuł się bezpiecznie. Przecież to są jakieś kpiny!


Sasuke w końcu stanął na szczycie stoku. Siłą zmusił kumpla Inuzuki, do uruchomienia tej cholernej kolejki. Na wszelki wypadek zabrał ze sobą snowboard, gdyby ten kretyn jednak odważył się zjechać i Sasuke był zmuszony szukać go dalej, niż przewidywał.
Rozejrzał się wokoło. Powoli zaczynało robić się już naprawdę ciemno, a to zły znak. Z tej części gór rozciągał się piękny widok na śnieżne miasteczko, chociaż Sasuke doskonale wiedział, że wyżej jest jeszcze ładniej. Całe szczęście, że jednak nie zaszedł wyżej, pomyślał, patrząc na szczyt najbardziej stromej góry. To od niej zaczynał się czarny stok, jednak oczywistym było to, że Uzumaki i tak zabije się na najłagodniejszym odcinku szlaku, który dostał mu się w zakładzie. Bądź co bądź, nawet doświadczony snowboardzista musiał uważać u podnóża czarnego stoku.
Sasuke spojrzał na ciemne, złowrogie drzewa, które rzucały potężne cienie na biały śnieg. Ciemnoniebieskie niebo, na którym powoli można było dostrzec pojedyncze gwiazdy i cisza, wszechogarniająca wszystko cisza. A potem Sasuke dostrzegł ślady. Niezbyt wyraźne, jednak widać było, dokąd skierował się ten kretyn. Uśmiechnął się do siebie, teraz będzie mu dużo łatwiej znaleźć blondyna. Nie zwlekając, podążył wzdłuż śladów, w duchu przysięgając, że kiedy tylko znajdzie tego naiwnego idiotę, pozera, osobiście ukręci mu kark.


- Naruto! – Usłyszał nad sobą krzyk. Znał też głos aż nazbyt dobrze, dlatego na jego usta wpłynął błogi uśmiech. Ocalony.
Było mu zimno, było mu tak cholernie zimno, iż podejrzewał, że zaraz zamarznie. Leżał na przeszywająco chłodnym śniegu z rozłożonymi rękami i nogami, cały poobijany. Całe ciało bolało go tak bardzo, że nawet nie mógł się ruszyć. Spadł ze skarpy i ledwo przeżył. Jakimś cudem nie udało mu się nic złamać. Stok okazał się cholernie trudny, pełen wyboistości, kamieni, drzew i leśnych zwierzątek, które dodatkowo rozpraszały go swoją obecnością. Jakby tego było mało, alkohol szumiał mu w głowie. Kumple Uchihy napoili go przed wyprawą jakimś dopalaczem, no i teraz ma! Nawet nie było mu ciepło przez te cholerne procenty!
- Kurwa, Naruto! – Nad nim pojawiła się twarz Sasuke. Blondyn wyciągnął bezwiednie dłoń, dotykając zziębniętymi, zesztywniałymi palcami gorącego policzka Uchihy.
- Uratowałeś mnie! – wyszeptał z trudem, gardło bolało go tak bardzo, że Naruto myślał, że również zamieniło się w wielki, zimny sopel lodu. Wtulił się w Sasuke, który podniósł do w trudem z ziemi, odpinając snowboard z nóg blondyna. – Zimno! – Poskarżył się, chowając nos w zagłębieniu szyi Sasuke. Teraz znów czuł się bezpiecznie, nawet pomimo tego, że jeszcze kilka godzin temu złorzeczył na snowboardową gwiazdę.
- Jesteś matołem, kretynie – obraził go Uchiha, jednak Naruto był tak szczęśliwy, że tylko uśmiechnął się na przytyk bruneta. Objął go mocniej, a alkohol rozwiązał mu nieco język.
- Jesteś moim księciem z bajki, wiesz? – zapewnił go, jednak jego książę z bajki prychnął jedynie z irytacją.
- Jeszcze czymś cię opili, zajebiście – mruknął z wściekłością.
- Ale ty mnie uratowałeś – zażartował, chociaż tak naprawdę, to nie był żart, a cała prawda. Sasuke naprawdę go uratował.
- Jeszcze słowo, a zacznę tego żałować – ostrzegł go Uchiha zimnym, władczym głosem, który Naruto się naprawdę podobał.
Bardzo powoli i ostrożnie zaczęli schodzić w dół, uważając, żeby się nie poślizgnąć czy ujechać. Było już ciemno, jednak na korzyść dla nich, dzisiejszej nocy była pełnia, która oświetlała im drogę. Sasuke niósł snowboard Naruto, swój mając zaczepiony na plecaku.
- Och, draniu, nie mógłbyś mnie nie uratować. Pamiętasz, przecież jestem twoim słoneczkiem?
Sasuke zerknął kątem oka na blondyna, uśmiechając się lekko pod nosem, a Uzumaki wtulił się mocniej w swojego ukochanego wroga, myśląc, że ten naprawdę ładnie pachnie.
Schodzili więc, radośni i szczęśliwi, gdy Naruto niespodziewanie ujechał na śliskim śniegu, ciągnąc jednocześnie za sobą Uchihe. Brunet wypuścił snowboard Naruto z ręki, lecąc w dół z naszym uroczym kalifornijskim surferem.
Niestety, Uzumakiemu nie udało się utworzyć wielkiej śnieżnej kuli, turlając się w dół, jak to często bywa w kreskówkach. Zamiast tego zatrzymał się kilka metrów niżej, a na nim wylądował Uchiha, którego oczy naprawdę ładnie błyszczały z czystej, niepohamowanej wściekłości. Naruto momentalnie poczuł, jak robi mu się gorąco. Uśmiechnął się do Sasuke przepraszająco, jednocześnie czując, jak jego pewność siebie pokoziołkowała w dół, zostawiając go sam na sam z pewnym przystojnym, złośliwym i niebezpiecznie seksownym brunetem. Naruto spiął się w sobie, czując ciało Uchihy na sobie, jego niesamowity, wręcz uzależniający zapach, świeży i męski.
- Sasuke – mruknął całkowicie tracąc nad sobą panowanie. Chciał zrobić coś, czego by później na pewno żałował, coś naprawdę niegrzecznego, wręcz zabronionego. Usta bruneta tak kusiły… zwłaszcza, gdy Uchiha uśmiechał się w ten niesamowity sposób. Blondyn prowokacyjnie oblizał wargi, z satysfakcją zauważając, że Sasuke również nie pozostaje obojętny na widok Uzumakiego. W końcu, co się dziwić? Naruto był naprawdę przystojnym, seksownym i niezwykle pociągającym ciachem, które Sasuke mógł w każdej chwili schrupać…
Już, jeszcze chwila, a…
Snowboard Naruto uderzył w nich mocno, wywołując dwa barwne przekleństwa. Naruto zaczerwienił się mocno, kiedy Uchiha odwrócił głowę w bok, co oznaczało, że dzisiaj jednak nie będzie miziania. I dobrze! pomyślał Uzumaki z jakąś gorzką wściekłością. Odepchnął od siebie bruneta i nie odzywając się już do niego ani słowem, uważnie zaczął schodzić na dół. Przed nimi rozciągał się poważny kawałek do przejścia.

Półtora tygodnia później Sakura organizowała ekskluzywny halloween w swoim domu. Zaprosiła wszystkich, oprócz Naruto, jednak chłopak otrzymał specjalne zaproszenie od Uchihy, więc nie mógł odmówić, prawda?

sobota, 4 grudnia 2010

Bom Bom! 22

agii-chan, kochanie, nie chodzi o to, żeby czytelnicy mi komplementowali, to wcale nie jest ważne. Najważniejsze jest, żeby mówili swoje zdanie, to co im się podoba, a co im się nie podoba, jakie błędy robię, jak mogę je poprawić. W blogowaniu chodzi o to, żeby się rozwijać przez pokazanie światu swojej twórczości :) Jeśli chodzi o plan Naruto, nie znam się na tym za bardzo, ale benzyna jest łatwopalna, dlatego można ją podpalić ^^'' nie umiem ci tego inaczej wytłumaczyć. No ale nie widziałaś tego na filmach? Jak np. wybuchają stacje benzynowe? A to, co będzie się działo w domu Naruto przekonasz się już teraz.


Zapraszam na nowy blog, link macie tam na górze, fajnie by było, jakby dużo osób zagłosowało na nim. Dziękuję również tym, którzy już zagłosowali.

I to chyba tyle. W następnym rozdziale będzie nieco więcej akcji :) Teraz będę już pilnowała, żeby się nie rozwlekało.



Naruto obudziły krzyki dobiegające z piętra. Nie miał pojęcia, kto krzyczy, i tak naprawdę, niewiele go to obchodziło. Zależało mu tylko na jednym – żeby ta cholerna, patologiczna rodzina się w końcu zamknęła i dała mu spokój. Zwłaszcza, że należał mu się szczególny odpoczynek po wczorajszej gehennie. Bolało go wszystko, począwszy od głowy, przez wielką i barwną śliwę pod okiem – prezent od ojczyma, a skończywszy na kopniętej dumie Uzumakiego, która wczorajszego wieczoru poważnie ucierpiała.
- Niech to szlag – syknął, przecierając zaspane oczy. Krzyki z dołu były coraz głośniejsze, dlatego Naruto skapitulował i zwlekł się z łóżka z ciężkim sercem. Z okna uderzyła w niego biel zimowego miasteczka, otulonego miękkim, puszystym śniegiem. Podszedł do oszronionej szyby, mrużąc oczy. Był jedenasty października, a w tym cholernym miasteczku już spadł śnieg. Naruto nie wiedział, czy to normalne, nigdy nie interesował sie jakimiś górskimi kurortami, więc skąd miał niby wiedzieć, czy nie ma aktualnie jakichś anomalii pogodowych, skutkiem których, za kilka chwil będzie się można spodziewać jakiejś lawiny. A lawina będzie tak duża, że przykryje całe miasteczko! Albo przyjdą wielkie mrozy i będzie jak w epoce lodowcowej. Albo…
Naruto westchnął ciężko, głowa rozbolała go jeszcze bardziej od tych wszystkich apokaliptycznych myśli. Spojrzał na ubrania Uchihy, rzucone w kąt. Gdzieś tam, w gąszczu czarnych, pożyczonych gaci i za dużych, sportowych bluz, ukrywał się jego telefon komórkowy, który niestety nie przeżył wczorajszego zamachu na osobę Naruto. Ale blondyn jakoś mało przejął się tym faktem. Przecież, kto miałby dzwonić do Uzumakiego? Iruka, kiedy nie dodzwoni się na prywatny telefon chłopaka, zawsze może zadzwonić do jego matki. Hinata, z pewnością będzie leczyła gigantycznego kaca po wczorajszych szaleństwach, a reszta zainteresowanych nie miała jego numeru. Czym się więc, przejmować? Naruto zmarszczył nagle brwi. W sumie jest jedna osoba, która z pewnością chciałaby do niego zadzwonić. Sasuke? nie, raczej Itachi. Uzumaki dawał mu swój numer, jednak w sumie, brat snowboardowej gwiazdy będzie miał zbyt dużo rzeczy na głowie, żeby przejmować się jakimś wyrostkiem.
Naruto po raz kolejny westchnął. Mimowolnie przypomniał sobie wczorajszą imprezę. To był chyba najdziwniejszy dzień w jego życiu. Zagrał w to słynne Bom Bom!, poznał pewną mroczną tajemnicę, uchronił Haruno przed kompromitacją, o mało nie został utopiony, no i przeżył pełne uniesień chwile z Uchihą. A na koniec dostał w pysk od swojego zbzikowanego ojczyma. Żyć, nie umierać!
Och, za co dostał w pysk od ojczyma zapytacie?
Jego mała, wstrętna, zakompleksiona siostra przyrodnia poskarżyła się, że Naruto nazwał ją pucołowatą ropuchą. Z pewnością dodała jeszcze kilka barwnych epitetów i proszę! Mamy wściekłego ojczyma, który pała chęcią zemsty i rozhisteryzowaną matkę, która jest rozdarta między swoimi dziećmi. A na deser mamy prawy sierpowy pana domu. Czego chcieć więcej? Idealne zwieńczenie siedemnastych urodzin Naruto.
Naruto westchnął ciężko po raz trzeci, odpędzając od siebie wizję wczorajszego dnia i rozglądając się po pokoju. Kiedy jego wzrok natrafił na stary komputer na biurku, uśmiechnął się po raz pierwszy dzisiejszego dnia. Jego uśmiech był niebywale przebiegły i oznaczał tylko jedno: Naruto miał plan. Plan awaryjny dla ścisłości, który był planem zemszczenia się na Sasuke. Miał nadzieję, że ten gruchot go nie zawiedzie i jednak będzie mógł wprowadzić w życie swoje diaboliczne pomysły. Już miał zabierać się do realizacji niecnych zamiarów, jednak knowania przerwało mu głośne burczenie w żołądku, dlatego też, chcąc nie chcąc, musiał zejść na śniadanie. A trzeba dodać, że bardzo nie chciał schodzić na nieodzowne spotkania z jego pseudo rodziną.

W domu panowała ciężka atmosfera. Kushina nie odzywała się do swojego męża, pan domu chodził dumny jak paw, a dzieci kłóciły się z matką o to, że trzyma stronę Naruto. Całe szczęście, że blondyn wstał grubo po oficjalnym śniadaniu, dlatego też nie musiał siedzieć przy stole z tymi burakami, których z dnia na dzień coraz bardziej nienawidził. Jego matka była jeszcze bardziej wypłoszona, niż kiedy ją poznał i teraz nawet najmniejszy szelest wprowadzał ją w panikę; myślała, że jej mąż się zbliża. Co było jednak najdziwniejsze to to, że Kushina nie rozmawiała z Naruto. Nie traktowała go jak powietrza, jednak od wczorajszego dnia nie uraczyła go, chociaż burknięciem ze swojej strony. Panu Uzumakiemu naturalnie to nie przeszkadzało, jednak zaistniała sytuacja coraz bardziej zaczynała go irytować. Nikt z domowników nie wiedział o tym, że Naruto wczoraj o mało nie został małą syrenką, topiony przez zbzikowanych nastolatków, nikt też nie wiedział, że był bohaterem, który uratował honor Sakury Haruno. No i, że blondyn wiedział coś, co było naprawdę straszną tajemnicą. Naruto w domu jego matki traktowany był po prostu jak intruz, pasożyt, którego nikt nie chce tutaj oglądać. Dlatego też chłopak postanowił, że swój genialny plan odłoży na wieczór. Bądź, co bądź, jeszcze za wcześnie na jego realizacje, Sasuke mógłby się coś podejrzewać, a nawet mógłby domyśleć się całej prawdy. Naruto nie mógł na to pozwolić. Nie zrealizował swojego szatańskiego planu numer jeden, jednak to nie znaczyło, że w ogóle zrezygnuje z możliwości zemszczenia się na tym snobistycznym draniu. W sumie nie musi się spieszyć, a skoro już śnieg postanowił zawitać do górskiego miasteczka, czemu nie wykorzystać sposobności poćwiczenia na tym cholernym snowboardzie? Lepsze to niż nic, prawda?
Już miał wychodzić, przebrany w swój najnowszy zimowy strój, gdy niespodziewanie go ktoś zatrzymał. Kto? Naturalnie pan domu, ojczym we własnej, złowrogiej osobie.
- Nie pozwoliłem ci wychodzić! – Warknął w stronę Naruto, który zrobił najbardziej niewinną i zaskoczoną minę, na jaką było go stać. Po chwili zwątpił jednak w dobre serce swojego ojczyma i uśmiechnął się złośliwie.
- Nie potrzebuję twojego pozwolenia – warknął niezbyt uprzejmie, chociaż wiedział, że to nie szczyt jego możliwości, jeśli chodzi o umiejętności pyskowania. Gdzież by znowu! Cięty język Naruto nie zna granic.
- Coś ty powiedział, gówniarzu! – W jednej chwili Naruto uderzył plecami o ścianę, a nad nim, niczym rozjuszony byk stał ojczym, trzymając go za poły jego pięknej, nowej, pomarańczowej kurtki. Naruto odepchnął go najmocniej, jak umiał.
Wczorajszej nocy, gdy wrócił do domu, ojczym zaatakował go z zaskoczenia. Kiedy tylko blondyn przekroczył próg domu, facet rzucił się na niego i spektakularny prawy sierpowy zatrzymał się na twarzy Uzumakiego. Chłopak był zbyt pijany, zbyt zdezorientowany i zaskoczony, by móc odpowiednio zareagować. Dostał drugi raz, tym razem w brzuch.
Najzabawniejsze jest to, że w salonie była cała rodzina. Matka stała koło kominka z wystraszonym wyrazem twarzy, przyrodnia zapłakana siostra uśmiechała się teraz zawistnie, a mała apokalipsa, kilkuletni brat, spał na kanapie, jednak, gdy tylko jego ojciec stanął do walki, momentalne się obudził. Dlatego też cała familia z uwagą śledziła ten nierówny pojedynek.
Naruto udało się jeden raz uderzyć ojczyma, na tyle mocno, by ten przerwał walkę i zatoczył się niebezpiecznie do tyłu. Z ust popłynęła mu trochę krwi, którą szybko wytarł. A później Naruto dostał ostatni raz w brzuch, na tyle mocno, żeby upaść na kolana.
Wtedy, kiedy straszny pan domu poszedł spać, razem ze swoimi uradowanymi dziećmi, Kushina pomogła swojemu pierworodnemu dojść do pokoju na poddaszu. Wtedy właśnie, Uzumaki przyrzekł sobie, że ten stary pryk już nigdy, ale to przenigdy, nie podniesie na niego ręki.
Właśnie dlatego Naruto postanowił skorzystać z okazji, którą podsunął mu los.
- Odwal się ode mnie ty stary kutasie! – I nie czekając na reakcję swoje ojczyma, uderzył go z całej siły w szczękę.


Sasuke nie był dzisiaj w najlepszym nastroju, co odbiło się adekwatnie na jego treningu. Nie to, żeby wielkiego pana Uchihe męczył kac, z którym nie potrafił sobie poradzić. Kac był aktualnie najmniejszym problemem bruneta.
- Co jest, kurwa?! – Kakashi stał przy wielkiej skoczni - Big Air, i z niedowierzaniem patrzył na Sasuke, który po nieudanym skoku wspinał się na górę, by go powtórzyć. Chłopak zignorował uwagę mężczyzny, postanawiając, że teraz pokaże wszystko, na co go stać. Niestety Kakashi nie czytał w myślał snowboardowej gwiazdy i zatrzymał go agresywnie.
- Tak, trenerze? – Warknął Sasuke, z doświadczenia wiedząc, że teraz nie będzie miło. Wściekły Hatake był wyjątkowo twardym zawodnikiem, z którym nawet Sasuke nie mógł sobie poradzić. Cóż… pewnie dlatego też trenował Uchihe.
- Co to, kurwa, ma być, wytłumacz mi, do jasnej cholery! – Krzyknął poważnie wkurzony, jednak na pewno nie oczekiwał od Sasuke wyjaśnień. – Nie będę marnował czasu na takie gówno. Zjeżdżaj na dół i trenuj na rampie. Może na Half Pipe się w końcu obudzisz, a jeśli nie… - Zbliżył się do bruneta z niebezpiecznym błyskiem w oku. – Nie dożyjesz jutra, jasne? Za niedługo zaczyna się sezon i masz na nim wypaść bezbłędnie. Każdy twój konkurs będzie brany pod uwagę, podczas wybierania kadry na olimpiadę, rozumiesz?
- Tak jest, trenerze – burknął urażony Sasuke, w myślach złorzecząc Uzumakiemu. Bo to głównie przez niego nie mógł się skupić. Wciąż i wciąż analizował wczorajszy wieczór, z najdrobniejszymi nawet szczegółami przypominając sobie gesty, miny, słowa blondyna. Naruto po prostu nie mógł wyjść mu z głowy i to właśnie najbardziej irytowało naszą snowboardową gwiazdę. Dlaczego zapytanie? Sasuke zawsze był skupiony, skoncentrowany bardziej, niż ktokolwiek, perfekcyjny w każdym calu, a teraz jeździł jak najzwyklejszy nowicjusz. Podświadomie wiedział jednak, że w dzisiejszym dniu nic z niego nie będzie. Nie odzywając się już wcale, ubrał snowboard i postanowił zapewnić sobie zjazd z lodowca, wśród świeżego puchu.

Sasuke nie lubił sobót przede wszystkim dlatego, że do centrum sportowego złaziło się całe miasteczko - wszystkie dzieciaki, słodkie nastolatki i mięśniacy, którzy chcieli z nim konkurować. Całe, wielkie mrowisko, wśród którego Sasuke musiał trenować. Zwykle Uchiha weekendy spędzał na lodowcu, z dala od natrętnego tłumu, dlatego też Kakashi nie mógł sobie wymyśleć lepszej kary, niż zesłanie snowboardowej gwiazdy do pospólstwa, wśród którego był zmuszony ćwiczyć.
Sasuke stał u podnóża stoku, uważnie obserwując ludzi. Opierał się o jakiś kontener, który nie był seksowny, jednak Uchiha w tym momencie wyglądał jak najbardziej pociągająco. Ciemne włosy opadające pasmami na czoło, czarne, przenikliwe oczy – obrazek, który każda fanka Uchihy miała zapisany głęboko w sercu, teraz był wzbogacony o jego deskę snowboardową znajdującą się obok chłopaka, która udowadniała, że nie mają do czynienia z byle kim. To prawdziwy, autentyczny król zimowego szaleństwa. Szkoda tylko, że ten król wolał podpierać kontener, zamiast pokazać tej zgrai idiotów, jak sie jeździ.
- To prawda?
Sasuke spojrzał w bok, gdzie stała słodka i niewinna dziewczyna Uzumakiego, Hinata Hyuuga. Rzucił jej wrogie spojrzenie, dzięki czemu brunetka speszyła się nieco. Na jej bladych policzkach pojawił się znak firmowy – ognisty rumieniec. Sasuke uśmiechnął się kpiąco.
- Co? – Mruknął, jednak w jego głosie nie było już wrogości. Była w nim druga potężna broń, jaką Uchiha dysponował – była obojętność. Och, i to nawet bardziej działało na młodą Hyuugę, niż potencjalna nienawiść.
- To… Neji i Kiba, czy to prawda? – Zapytała w końcu, tuląc jednocześnie parę swoich nart.
- A jakbyś wolała?
- Wolałabym, żeby to nie była prawda – odpowiedziała zdecydowanym tonem, marszcząc jednocześnie brwi. Sasuke oderwał sie od podpieranego kontenera i zabrał snowboard. Odszedł kilka kroków, całkowicie ignorując dziewczynę, gdy ta niespodziewanie krzyknęła za brunetem. Chłopak westchnął ciężko i w końcu spojrzał na młodą Hyuugę przez ramię.
- Masz pecha – powiedział tylko, po czym skierował się na stok. W końcu namierzył Uzumakiego.


Naruto z siłą pocisku przekoziołkował przez połowę stoku, potrącając w między czasie zgraję jakichś dzieciaków. Śnieg, który wzbił się w powietrze przed jego spektakularną wywrotkę, opadł powoli na ziemię. Blondyn oddychał ciężko, ignorując krzyki rodziców, którzy pobiegli ratować swoje staranowane pociechy.
- Jestem w tym coraz lepszy! – Zaśmiał się do siebie, jednak już po chwili krzywił się, łapiąc za brzuch. Za każdym razem, gdy się śmiał, lub gdy wykonywał jakiś gwałtowny ruch, odzywały się siniaki autorstwa jego kochanego ojczyma. Wiedział z doświadczenia, że jeszcze kilka dobrych dni będzie musiał zmagać się z pozostałościami wczorajszej konfrontacji z tym capem. A najgorsze w tym wszystkim było to, że za niedługo zaczną się niewygodne pytania. Hinata już go dorwała, jednak jej łatwo można było wcisnąć jakiś kit. Dużo gorzej będzie z Uchihą. On na pewno nie nabierze się na byle kłamstwo.
- Dzień dobry – rozległ się spokojny, głęboki i jakże hipnotyzujący głos tuż nad leżącym Naruto. Chłopak poderwał się momentalnie do siadu i skrzywił po raz wtórny. Kiedy zobaczył, z kim ma teraz do czynienia, ponownie położył się na śniegu, zakrywając jednocześnie przedramieniem oczy.
Dlatego akurat teraz musiał spotkać tego cholernego dupka? Życie naprawdę jest niesprawiedliwe!
- Jak się czujemy? – Zapytał go Sasuke i jak na ironię pochylił się nad leżącym blondynem. Naruto burknął coś niezrozumiale. W głosie tego drania słychać było nutkę, może nawet i dwie, ironii, czystej złośliwości, z którą Uzumaki będzie się musiał teraz zmierzyć. Chłopak nie wiedział, czy znajdzie w sobie na to siły. Wszystkie pokłady jego energii zostały wypompowane wczorajszego wieczoru.
- Gorzej, kiedy ty pojawiłeś się na horyzoncie! – Syknął, po czym, w przypływie diabolicznego natchnienia dodał. – Odwal się ode mnie, okej?
- Przyszedłem porozmawiać – padła odpowiedź, której Naruto sie zupełnie nie spodziewał. Zabrał rękę sprzed twarzy, żeby móc spojrzeć na Sasuke. Uchiha uśmiechnął się do niego niebezpiecznie, och, jakże cholernie niebezpiecznie. I właśnie wtedy czarne oczy dostrzegły barwną, kolorową i soczystą śliwę na twarzy blondyna. Sasuke zmarszczył brwi i teraz wyglądał naprawdę groźnie. - Rusz dupę, idziemy! – Syknął po chwili głębokiej konsternacji i odszedł kilka kroków, jednak gdy zorientował się, że Naruto wciąż siedzi na tyłku, nie mogąc się podnieść, podszedł do chłopaka i pomógł mu.
Naruto wyczuł, że Uchiha był inny, że jego dotyk był inny. Coś się między nimi zmieniło po wczorajszej rozmowie, jednak to coś niekoniecznie musiało być dobre. Oczywiście nie, żeby Uzumaki zabiegał o sympatię tej snobistycznej sportowej gwiazdy, ale…
Naruto przymknął oczy, naprawdę już nie wiedząc, co ma o tym wszystkim myśleć. Relacje, jakie łączyły Sasuke i jego były naprawdę skomplikowane.


- No więc? – Naruto zmrużył podejrzliwie oczy i pozwolił sobie usiąść na jednym z foteli. Sasuke westchnął ciężko i zajął miejsce obok Uzumakiego. Znajdowali się w jednym z przytulnych pokoi z kominkiem, gdzie ogień trzaskał radośnie i atmosfera była naprawdę sielankowa. Znajdowali się w bibliotece, do której rzadko kto zaglądał.
- Skąd to masz? – Ruchem głowy wskazał sińca na twarzy Uzumakiego. Cały czas obserwował uważnie chłopaka i najzabawniejsze w tym wszystkim był to, że Naruto również go obserwował. W tym momencie przypominali dwa drapieżniki, które chociaż chcąc się zaatakować, tak naprawdę nie wiedzą jak to zrobić, może nawet się boją.
- To prezent od Kiby – padła odpowiedź, na którą Sasuke zaśmiał się bezgłośnie. Teraz, tak naprawdę toczyła sie prawdziwa walka między nimi. Bez żadnych planów, bez żadnych tarcz, byli tylko oni. Mogli być jakkolwiek okrutni, jakkolwiek podstępni.
- Nie wierzę ci, mały diable.
- Mały? – Brew Naruto uniosła się w górę. Wyglądał zabawnie z wyrazem cynizmu na twarzy, na której jednocześnie gościła barwy siniec, bynajmniej niedodający mu powagi.
- Chcesz coś do picia? – Zapytał nagle Sasuke, uśmiechając się lekko. Wstał i podszedł do małego, okrągłego stolika, gdzie znajdowały się dwie butelki. Słońce odbijało się w ich zielonym szkle. Naruto jak zaczarowany obserwował ruchy bruneta, który powoli nalał alkoholu do dwóch kieliszków.
Ta biblioteka przeznaczona była dla najważniejszych gości, elitę nad elity, dlatego też nie powinien dziwić taki drobiazg jak alkohol na stoliku.
- Mam nadzieję, że nie dosypiesz mi czegoś do niego – mruknął Naruto, kiedy Sasuke już podawał mu szklankę z whisky. Uchiha nigdy nie lubił tego rodzaju alkoholu, jednak każdy napój procentowy jest dobry na rozluźnienie atmosfery, prawda?
- Tylko tabletkę gwałtu – odpowiedział i ponownie zajął swoje miejsce. Wypił łyk złotego napoju, ani na chwilę nie spuszczając wzroku z Naruto. Chłopak westchnął ciężko.
- Skoro nie chcesz ze mną rozmawiać, chociaż daj mi jakieś pierniki, żebym mógł sobie zagryzać.
- Ależ chcę z tobą rozmawiać. Czekam tylko, aż tabletka gwałtu zacznie działać – uśmiechnął się zniewalająco, na co Naruto zmrużył tylko wściekle oczy. Blondyn prychnął cicho pod nosem.
- Chcesz się dowiedzieć, jaką znam tajemnicę, mam rację?
- Poniekąd. Chcę jeszcze wiedzieć, na czym polegał twój plan. Chciałeś podpalić ludzi?
Naruto słysząc to pytanie zadławił się, pitym właśnie alkoholem. Jego szalenie niebieskie oczy zaszły łzami. Blondyn kaszlał głośno i dopiero po chwili doszedł do siebie. Uchiha nie dał mu jednak ani chwili wytchnienia, po raz kolejny atakując:
– Jesteś piromanem?
Na szczęście, tym razem Naruto już nic nie pił. Spiorunował tylko Sasuke spojrzeniem, co miało z pewnością znaczyć, że blondyn jednak nie ma chorobliwej skłonności do zabawy z ogniem.
- Jezu, Uchiha! – Warknął w końcu, stanowczo odkładając szklankę z alkoholem i mierząc bruneta groźnym spojrzeniem. – Gdybym był piromanem, pierwszym, co bym podpalił, byłbyś z pewnością ty.
- Jestem tak gorący, że nie można mnie już zapalić – Sasuke uśmiechnął się triumfująco, jednak czekało go zdziwienie.
- Gdyby nie ja, byłbyś zimny jak sopel lodu, więc sobie nie pochlebiaj.
- Chyba wolałem, jak się dławiłeś – mruknął po dłuższej chwili, gdy w małym, przytulnym pokoiku zapanowała nieprzyjemna cisza. Ale potrzeba było również kilku minut, żeby i Naruto się odezwał.
- To taka gra. Benzyna wyznaczała ścieżkę, pewnego rodzaju znak. Wygrywał ten, który najdłużej utrzymał się wewnątrz kręgu.
Sasuke zamrugał kilkakrotnie i nawet zapomniał o oddychaniu. To, co mówił ten kretyn było… No cóż, Bom Bom! przy kalifornijskim surferze na pewno wymięka.
- Jesteś porypany, Naruto – skwitował cały plan Naruto z uśmiechem na ustach. – Ale nie wygrałeś.
- Niby dlaczego?! – oburzył się Uzumaki.
- Trzeba było rzucić tę zapałką i wszystkich popalić – Sasuke wzruszył ramionami, jakby nigdy nic. - Wtedy byś wygrał, a tak… - Uchiha pochylił się lekko, patrząc przenikliwie na Naruto, który cały czas mrużył rozkosznie oczy i… Nie! Stop! – A teraz, powiedz mi, co wiesz od Itachiego! – Warknął zupełnie innym tonem. Uzumaki spojrzał na bruneta zaskoczony.
- Niby dlaczego miałbym ci to powiedzieć?
Sasuke zacisnął mocno usta, w cienką linię i wstał. Naruto instynktownie wbił się głębiej w fotel.
- Bo nie masz innego wyboru – pochylił się nad chłopakiem, opierając dłonie o łokietniki. Jego twarz dzieliły dosłownie centymetry od poobijanego oblicza Naruto. Chłopak przełknął głośno ślinę.
- Nie mogę ci tego powiedzieć, obiecałem komuś, że nie powiem – wzruszył nonszalancko ramionami, jednak było widać, że się denerwuje.
- Obiecałeś Itachiemu! – Syknął Sasuke, coraz bardziej wściekły.
- Skąd niby wiesz? - W niebieskich oczach czaił się strach, przez który Uchiha uśmiechnął się lekko.
- Powiedział mi.
Zapadła chwila ciszy. Naruto przybliżył się o centymetr do Sasuke.
Byli tak blisko, tak blisko…
- Pamiętasz Madare?


Kiedy tylko Sasuke i Naruto wrócili do szkoły, rozpoczął się cyrk, ciąg dalszy pseudo związków, w których Sasuke obejmował swoją dziewczynę tylko wtedy, gdy był w pobliżu Naruto. Pan Uzumaki zachowywał się nieco lepiej w stosunku do Hinaty, jednak wciąż był dla niej nad wyraz oschły. Publicznie pozwalał sobie na dużo więcej, niż gdy byli z młodą Hyuugą sam na sam. Jej kuzyn oraz jego zbzikowany kolega nawet jednym słowem nie obrazili Naruto, z czego chłopak bardzo się cieszył. A Naruto… no właśnie. Naruto wprowadził swój plan awaryjny w życie.