sobota, 20 października 2012

Rozdział 3 (CUM)

betowała A., :* 

Jesteśmy w Kairze. Nie mam pojęcia, jak, do cholery, udało nam się przeżyć i dotrzeć cało do stolicy. Podejrzewam, że mogła się do tego przyczynić klątwa jakiegoś zbzikowanego faraona, ponieważ w drodze ucieczki nie natknęliśmy się na ani jednego najemnika. Sasuke oczywiście wykpił moją przewrotną teorię, ale ja podejrzewałem, że sam miał podobne przypuszczenia. Albo wymyślił coś jeszcze bardziej nieprawdopodobnego, tylko wstydzi się do tego przyznać. To jest w jego stylu.

niedziela, 14 października 2012

3. Bar

3.
Zack siedział przy barze i popijał mocny alkohol. Chyba było już późno, może, nie wiedział. Stracił poczucie czasu po piątym kieliszku. Uśmiechnął się szelmowsko do barmanki i odpalił papierosa, zaciągając się nim mocno. Był już pijany, szumiało mu w głowie, a jego świadomość płynęła przyjemnie, zupełnie jakby pochłonął go Strumień Życia. Sephirot go zabije. Cóż, może dzięki temu uchroni go również przed jutrzejszym kacem.
Ciężki dzień? — zagadnęła go barmanka, polerując kieliszki. Kiwnął głową, gasząc papierosa.
Za kilka dni wyjeżdżam do North Corel — zdradził.
Jesteś SOLDIER? — zapytała zaskoczona, mierząc go uważnym spojrzeniem jasnobrązowych, błyszczących oczu. Zack sięgnął po kieliszek, ukrywając uśmiech.
Druga klasa — dodał po chwili, wypinając dumnie pierś i stukając się po niej kciukiem. Po alkoholu stawał się bardziej arogancki. — Wkrótce awansuje do pierwszej. Jeszcze nie raz o mnie usłyszysz!
Pragnął zostać bohaterem. Chciał, żeby świat się o nim dowiedział, żeby go podziwiał — za siłę i odwagę, za brawurę, którą już zresztą miał aż w nadmiarze. Przeszedł ciężką drogę, by znaleźć się w oddziałach Shinry. Musiał walczyć, nieustannie próbując zwiększyć swoją siłę. Już wkrótce stanie wśród najlepszych, będzie jednym z legendarnych żołnierzy pierwszej klasy. Właśnie dlatego, dla marzeń i ambicji, musiał przeżyć. Wiedział, co go czeka na przyszłej misji w North Corel. Dyrekcja określała to mianem szkolenia. Tak naprawdę jednak były to eksperymenty. Niebezpieczne i zagrażające jego życiu doświadczenia, które przeprowadzali na nim szaleni, przerażający ludzie. Nie lubił ich, nie lubił profesora Hojo, jego głosu i spojrzenia. Zimnych dłoni, kiedy podpinał go do aparatury. Nie lubił paraliżującego uczucia, gdy doktor wstrzykiwał mu do żył komórki Jenovy. Gdy go nimi zarażał.
Wgapił się w jasnobrązowe oczy barmanki. Fascynowały go, nie mógł oderwać od ich oczu i kobieta zapewne pomyślała, że ją podrywa. Pieprzenie. Nie podobała mu się. Przyciągało go tylko jej spojrzenie. Kiedyś jego oczy były szare, jak zachmurzone, poranne niebo, jeśli miałby się silić na jakieś poetyckie sformułowania. Może nawet w głębi czuł jakąś potrzebę artystycznego wyładowania się? Wszystkie podobne dzikie popędy budziły się w nim po odpowiedniej dawce alkoholu.
Lubił oczy Aeris ¬— ciemnozielone i głębokie — albo Clouda, w których czaiła się ta niesamowita niewinność. Jakby ten chłopak był jeszcze dzieckiem, które nie zostało skalane brudem panującym na tym świecie. Chciał wierzyć w to, że Shinra nie zaraziła go swoją ideologią. Wyobrażał sobie, że Cloud stoi ponad tym, ponad nimi i że nie chce zostać bohaterem. Nie pragnie stać się taki jak Sephirot. Niestety — cholerny fałsz. Cloud przesiąkł całym syfem, który serwowała Shinra. Chciał zostać SOLDIER pierwszej klasy. Oczy Clouda były ciemnobłękitne, spokojne i uważne. Będzie dobrym żołnierzem — wytrwałym i silnym. Osiągnie znacznie więcej niż Zack czy nawet Sephirot.
Zack wstał, rzucając na ladę więcej pieniędzy, niż wynosił jego rachunek. Zignorował uśmiech barmanki, która przeliczyła banknoty, orientując się, że właśnie dostała dość spory napiwek. Był w końcu SOLDIER, mógł sobie pozwolić na takie rzeczy.
Zachwiał się, kiedy wychodził w baru. Tylko dzięki pomocnej ręce jakiegoś klienta, nie upadł jak długi, co skompromitowałoby go zapewne na wieki. Na zewnątrz było już ciemno. Chłodne, nocne powietrze uderzyło w niego, trochę go otrzeźwiając. Wytoczył się na ulicę, nawet nie patrząc, czy coś jedzie. Zignorował trąbienie samochodów, pokazując kierowcom środkowy palec. Bar, w którym się zatrzymał, znajdował się w piątym sektorze, więc został mu spory kawałek drogi do mieszkania. Wcześniej myślał, że mógłby się zatrzymać u Aeris, ale uznał ten pomysł za absurdalny. Nie znali się na tyle dobrze, żeby mógł u niej nocować.
Ulice rozbłysły zielonym światłem i Zack spojrzał w górę, widząc, jak reaktory Mako zaczynają pracować. Zmrużył oczy, przystając na środku ulicy i patrząc na siedzibę Shinry. Niektórzy ludzie twierdzili, że energia czerpana z reaktorów zabija planetę.

Zatrzymał się na chwilę, opierając się o witrynę jakiegoś sklepu. Zaczął wgapiać się tępym wzrokiem w produkty na wystawie — pistolety, karabiny i granaty. Trafił chyba w obszar Shinry. Cholera, nawet się nie zorientował, kiedy tam zaszedł. Zacisnął wargi, powstrzymując mdłości. Dzisiaj chyba przesadził. Ale musiał dojść do domu. Władze Shinry zabiłyby go, gdyby zasnął na ulicy. Dziennikarze nie przepuściliby takiego skandalu. Byłby skończony jako żołnierz i mógłby pożegnać się z byciem bohaterem.
Pieprzeni bohaterowie — wywarczał, obserwując własne odbicie.

2. Kwiaciarnia

2.
Midgar było zatłoczone. Śmierdziało w nim oparami z reaktorów, w powietrzu unosił się specyficzny, ciężki zapach samochodowych spalin. Jedynie w niewielkiej kwiaciarni na krańcu drugiego sektora można było odetchnąć świeżym powietrzem. Kwiaty były sprowadzane aż z Wutai. Pachniały intensywnie i orzeźwiająco.
Czekasz na Sephirota? — zapytała Aeris, uśmiechając się lekko. Miała na sobie zwiewną, bawełnianą sukienkę, której ramiączko zsunęło się, kiedy pochylała się, pracując przy kwiatach. Zarumieniła się, poprawiając je szybko.

1. Gabinet prezydenta Shinry

Rufus był zazdrosny. Dawał jak najwięcej misji Sephirotowi, robił wszystko, żeby jego najlepszy żołnierz zostawał dłużej w biurze, ale koniec końców on i tak wracał do swojego mieszkania. Prezydent nie lubił jego współlokatorów. Zack Fair, żołnierz drugiej klasy, którego mentorem był Angeal i młody kadet, Cloud Strife nie byli warci kogoś takiego jak Sephirot.
Wychodzi już? — zapytał, udając zaskoczenie, kiedy jego najlepszy SOLDIER przyniósł mu teczkę z papierami. Mężczyzna skinął głową, uśmiechając się kpiąco. Rufus nie był pewien, czy nie został przejrzany i jego cicha fascynacja Generałem, nie została zauważona. Zmrużył oczy, odchrząkując znacząco.

Wyspa kobiet

 prequel do Cum, chociaż tą miniaturkę można traktować jako samodzielny tekst. Znajomość Cum nie jest wymagana. Pisane dla mechalice.

— Chyba zwariowałeś!
— Nie chcesz jechać tylko dlatego, że tam jest zimno — mówi spokojnie Neji, nawet na niego nie patrząc. Całą uwagę skupia na papierach, znajdujących się na biurku. Obok, w kieliszku z grubego kryształu, znajduje się końcówka La Fontaine de La Pouyade, koniaku, pochodzącego z obszaru Grande Champagne. Neji sięga po nią, upijając łyk.
— Bzdura — zaprzecza Sasuke, odkładając stare, pożółkłe wydanie Parzivala na bok. Nie może znaleźć żadnej wartościowej informacji, żadnej wskazówki, gdzie powinni szukać. Tylko suche, wybiórcze informacje, nikłe wskazówki, które nic im nie mówią. Klnie, ściągając na siebie zaskoczone spojrzenie Hyuugi.

Rozdział 2 (CUM)

za betację dziękuję A., :*

*
— Muszę jechać do Kairu.
— Do Kairu? Po co?
— Tam znajduje się drugi skarabeusz — mówi Sasuke, kiedy wychodzę z łazienki. Jest tak gorąco, że mam ochotę zamieszkać na najbliższe godziny pod prysznicem. Uchiha stoi przy oknie, badając skarabeusza. Nawet nie zwraca uwagi na to, że jestem cały mokry, a ręcznik pasający moje biodra zaraz spadnie.
— Jadę z tobą.
— Nie.
— Oczywiście, że tak! — krzyczę poirytowany. — Nie wiem, czy pamiętasz, ale ten skarabeusz należy do mnie. To ja go znalazłem. — Uderzam palcem w klatkę. — Nie pozbędziesz się mnie tak łatwo!

Rozdział 1 (CUM)

za betację dziękuję A., :*

— Cholerny piasek!
— Gorąco ci nie przeszkadza?
— Do licha, jasne, że tak — mówię i uśmiecham się nonszalancko. Koszulka przylepia mi się do spoconych pleców. Jest tak duszno, że nie ma czym oddychać. Potrafię myśleć jedynie o pragnieniu utonięcia w chłodnej, orzeźwiającej wodzie.
— Przyzwyczajaj się — rechocze mój towarzysz, a ja mam ochotę zrobić pożytek z pistoletu, który trzymam w kaburze. Upał wyzwala we mnie najdziksze instynkty.
— Kiedy znajdę węża Kleopatry, wsadzę ci go w gacie, Kiba — obiecuję mu.
— Jednego pytona już w spodniach mam. Obawiam się, że przy dwóch gadach panie nie wyrobią — odpowiada mi bezczelnie i tym razem mam ochotę sięgnąć po strzelbę. Jeszcze jeden komentarz Inuzuki i zainwestuję w bazukę.