środa, 21 listopada 2012

Bom Bom! 1

Bom Bom! 1 
Goodbye California

podziękowania za betację dla A., i Sake:)

Naruto Uzumaki siedział właśnie w samochodzie i ze smutkiem patrzył na zmieniający się za oknem krajobraz. Z każdym kolejnym kilometrem oddalającym go od Los Angeles, był coraz bardziej wściekły na kierowcę. Właśnie dlatego mierzył go raz za razem gniewnym spojrzeniem, ale mężczyzna zdawał się tego nie zauważać. Przed każdym zakrętem zatrzymywał się i patrzył uważnie na mapę, nie chcąc zabłądzić. Naruto nie rozumiał, jak można zgubić się na prostej drodze, ale nie komentował zachowania kierowcy.
Wiedział, że spędzi z nim naprawdę długie godziny. Ostatnie wspólne godziny. Później przywita go nowy, obcy świat, w którym będzie musiał się zaklimatyzować. Jechali do Utah, gdzie nie wiadomo, czego miał się spodziewać. Czytał w Internecie, że nazwa pochodzi od indiańskiego słowa Ute, czyli ludzie gór.
A co, jeśli tam wciąż wierzą w magię?, przemknęło mu przez myśl.
Spójrz, góry! — krzyknął rozentuzjazmowany Iruka i nieświadomie zjechał na przeciwległy pas, podziwiając majestatyczne, pokryte śniegiem szczyty. Uzumaki nawet na nie nie spojrzał. Zerknął po raz kolejny na kierowcę, a w spojrzeniu chciał zawrzeć całą nienawiść, jaką właśnie czuł.
Iruka Umino był wychowawcą w poprawczaku, do którego Naruto trafił dokładnie sześć lat temu, kiedy miał jedenaście lat. Mężczyzna stał się dla niego jak ojciec, którego nigdy nie poznał. To dzięki Iruce nie trafił do więzienia i wyszedł na ludzi. Zdał do kolejnej klasy z dość dobrą, jak na chłopaka z poprawczaka, średnią. Czekał go ostatni rok nauki w liceum, a później — co było największym marzeniem Umino — miał pójść do koledżu.
Ale Naruto nie chciał studiować! Chciał wracać do Los Angeles, do miasta, w którym się wychował, gdzie miał kolegów, nawet dziewczynę! Przede wszystkim miał jednak pasję, której nie będzie mógł kontynuować, nie będzie mógł się, kurwa, oddawać w tej zatęchłej dziurze — górskiej mieścinie. I to wkurzało najbardziej. Surfował, odkąd trafił do poprawczaka i, trzeba przyznać, był w tym naprawdę dobry. Kilka miesięcy wcześniej wygrał nawet zawody, a za własnoręcznie zarobione pieniądze kupił deskę, którą zabrał ze sobą. Nie miał serca ani jej sprzedać, ani zostawić na pastwę kumplom. Z pewnością opchnęliby ją jakiemuś frajerowi za kilka marnych groszy i poszli na panienki albo schlaliby się tak, że zapomnieliby nawet o Uzumakim. Nie miał pojęcia, jak wytrzyma bez surfowania, bez pływania, plaży, oceanu, pięknych i tych mniej pięknych ciał w kostiumach kąpielowych. Każdy, nawet najdrobniejszy szczegół składał się na jego ukochane miasto. Los Angeles kojarzyło mu się z wolnością i swobodą. Będąc w Mieście Aniołów, miało się wrażenie, że cały świat leży u naszych stóp. A miejsce, do którego zmierzał, na pewno nie mógł nazwać stolicą wyzwolenia. Westchnął ciężko, gdy wjechali na górski teren.
Granica piekła, pomyślał ponuro i ze zmrużonymi oczami patrzył podejrzliwie na ciemny las, otaczający ich z dwóch stron. Duże, czarne drzewa poruszały się leniwie pod naciskiem wiatru i przypominały Naruto demony ze starych, indiańskich opowiadań. W nocy z pewnością po niego przyjdą i zaciągną do Króla Piekieł. Wzdrygnął się, momentalnie odganiając głupie, dziecinne myśli. Czasami zachowywał się jeszcze jak gówniarz, ale na ogół traktował się i uważał za dorosłego. W końcu miał już siedemnaście lat.
Przymknął oczy, opierając czoło o chłodną szybę, tak przyjemnie kontrastującą z jego gorącą skórą. Zimno, pomyślał z ulgą. Jest tak zimno, jakbym leżał w śniegu...
Jezu, nie! Żadnego śniegu! On nienawidził śniegu i wszystkiego, co się z nim wiązało. Nienawidził mrozu, słabego słońca, zamarzniętej wody i obumarłych roślin. To wszystko było takie smutne, takie… zupełnie inne od tego, do czego się przyzwyczaił.
Dla uspokojenia myśli zaczął wspominać swoją ulubioną zatokę w Los Angeles. Jeszcze wczoraj spędził w niej cały dzień, surfując do upadłego. Ciepłe słońce grzejące jego opalone ciało, orzeźwiająca bryza, zdobyte fale…

Zasnął i obudził się dopiero, gdy ktoś mocno szturchnął go w ramię. Odepchnął natrętną rękę, nie otwierając oczu. Zbyt dobrze mu się spało, żeby wracać do rzeczywistości. Zamruczał i z uśmiechem na ustach mocniej wtulił w oparcie fotela.
Już jesteśmy! — krzyknął pełen entuzjazmu, radosny głos Iruki, sprowadzając go na ziemię. Dopiero teraz zorientował się, że jego przyjemna drzemka była ostatnią dobrą rzeczą przed wejściem do lodowego piekła. W następnych dniach, miesiącach, może nawet latach, czekać go będzie seria wstrętnych koszmarów lub szereg nieprzespanych nocy. Wiedział, że tylko takie były jego perspektywy na przyszłość. Westchnął cierpiętniczo, przecierając zaspane oczy.
Boże, nawet nie chcę ich otwierać, przemknęło mu przez myśl. Zaraz zobaczę jakieś stare, spróchniałe chaty, zakopane w śniegu po sam czubek dachu. Przywitają mnie Eskimosi w niedźwiedzich futrach. Będę do mnie machać ostrymi dzidami i prędzej czy później mnie na nie nabiją.
No wstaję już! — syknął cicho, gdy wychowawca potrząsnął nim mocno. Uchylił powieki i jakie było jego zdziwienie, gdy zamiast igla zobaczył ładny, dość duży dom. Ściany pokryte były drewnem i cegłą, co odbierało budynkowi barbarzyńskiego, niehumanitarnego wyglądu. Przełknął głośno ślinę i wyszedł z samochodu. Znajdowali się na początku stromej uliczki, a sąsiednie budynki, otaczające go ze wszystkich stron, były niemal identyczne jak ten, pod którym się zatrzymali. Ulica nie należała do najładniejszych, nie było na niej ani jednej latarni i jedynie dzięki dużym oknom, przez które wypadało światło z wnętrza domów, nie panowały na drodze egipskie ciemności. Naruto spojrzał na szczyt góry, który znajdował się za domami i skrzywił się. Naprawdę mu się tu nie podobało.
Drzwi wejściowe domu, pod którym stali, otworzyły się i serce Naruto zaczęło walić tak, jakby miało zamiar wyskoczyć mu z piersi. Krew szumiała mu w uszach i przez jeden krótki moment poczuł się jak na oceanie. W ostatniej chwili powstrzymał cisnący się na usta jęk, kiedy uświadomił sobie, że od ukochanego Pacyfiku dzielą go trzy stany. Kolana zmiękły mu i gdyby nie oparł się o samochód, bardzo możliwe, że mógłby się przewrócić. Zimne powietrze sprawiało, że czuł się jeszcze bardziej nieswojo.
Dobry wieczór! — zawołał Umino i pomachał energicznie w kierunku rodziny, która pojawiła się w drzwiach domu. Jedynie rudowłosa kobieta ucieszyła się na ich widok, reszta domowników przybrała podobny wyraz zastygłej złości, co Naruto.
Dobry wieczór! — usłyszeli w odpowiedzi głośny kobiety głos.
Stąd nie ma ucieczki, pomyślał ponuro i przymknął oczy, ponieważ czuł, że jego koniec był coraz bliżej . Zrobił pierwszy, niepewny krok w stronę swojego nowego domu. Zdawało mu się, że śnieg skrzypiał mu pod butami — zwykłymi, letnimi adidasami, ale gdy spojrzał w dół, zobaczył jedynie czarny asfalt.
Przeżegnał się w myślach, chociaż nie był katolikiem. Nieco pewniej zrobił kolejny krok, który miał przybliżyć go do nowej rodziny. Nie można ukryć, że „nieco” było takie jak „wcale”. Kobieta pomachała mu na zachętę.
Chodź Naruto, chodź! No, nie wstydź się! — zawołał Iruka, jakby tego jeszcze było mało. Szczęśliwy wyraz twarzy opiekuna sprawił, że skapitulował i z krzywym uśmiechem podszedł bliżej. W końcu nie mógł zawieść Iruki, który tak się starał, żeby zapewnić mu dom. To dzięki niemu otrzymał drugą szansę. To Iruka odnalazł jego matkę... Co jednak nie zmienia faktu, że wciąż był na niego wściekły.
Dzień dobry — przywitał się, ignorując fakt, że był wieczór. Rudowłosa kobieta spojrzała na niego z dziwną mieszanką przerażenia, fascynacji i wzruszenia, chociaż Naruto miał wrażenie, że w jej spojrzeniu kryje się również cień rozpaczy. Wiedział, że musi to być jego matka.
Och, Naruto! Jesteś taki podobny do ojca! — Nie czekając na reakcję syna, rzuciła mu się na szyję, obejmując bardzo mocno. Naruto z desperacją starał się złapać powietrze. Nie wiedział, co zrobić z rękami, dlatego jak idiota trzymał jej przez chwilę w powietrzu, żeby w końcu położyć je na ramionach matki. Chciał ją delikatnie odsunąć, ale ona nie zrozumiała jego sugestii.
Nazywała się Kushina Uzumaki i zaraz po urodzeniu go, zostawiła go w przytułku. Nigdy nie dowiedział się, dlaczego to zrobiła. O ojcu nie wiedział nic, ale niespecjalnie był spragniony tej wiedzy. Do jedenastego roku życia pałętał się niczym bezdomny pies po rodzinach zastępczych. Od jednej do drugiej, nigdzie nie zagrzał miejsca na dłużej niż rok. W końcu wpadł w nienajlepsze towarzystwo. Punkt zwrotny w jego życiu nastąpił, kiedy pewnego wieczoru wraz z kolegami ukradli auto i pojechali na wzgórza Los Angeles, żeby się trochę zabawić. Jego brygada zaczęła się z niego śmiać. Nawet nie pamiętał, z jakiego powodu. Zadawał się z chłopcami, którzy byli od niego starsi o kilka lat i naprawdę, kiedy teraz o tym myślał, nie miał pojęcia, jak zdołał ich pobić. I to bardzo dotkliwie. Tylko jednemu udało się wyjść z tej przygody cało, bez konieczności wizyty w szpitalu. Przez ten... incydent trafił do poprawczaka, gdzie szybko udało mu się zyskać sympatię kolegów. Dobrze się z nimi rozumiał, ponieważ większość przeszła przez podobne rzeczy co on. W poprawczaku poznał Irukę, który zajął się jego edukacją. Miał przyszywanego ojca, grono kolegów i ukochany sport. Był naprawdę szczęśliwy, jednak, jak to w życiu bywa, nic, co dobre, nie trwa wiecznie. Kochany wychowawca postanowił odnaleźć jego matkę, ponieważ chciał zapewnić mu prawdziwy dom i rodzinne ciepło. Był to oczywiście gest z jego strony, ale Iruka zapomniał go o tym pomyśle poinformować, uznając, że będzie to dla niego wspaniała niespodzianka. Och, i była oczywiście, lecz ze skutkiem odwrotnym do zamierzonego. A matka tak ucieszyła się z „odnalezionej zguby”, że już nie było mowy o odwołaniu czegokolwiek. Tym właśnie sposobem znalazł się w górskiej mieścinie, gdzie nie liczyło się nic prócz śniegu. Iruka pocieszał go wprawdzie, że miasteczko było ekskluzywnym zimowym kurortem, gdzie często przyjeżdżają gwiazdy, no i trenują tutaj najlepsi. Ale Naruto wiedział, że to przecież nie zastąpi mu ukochanego oceanu!
Powoli przygasającą siłą woli zmusił się do uśmiechu, ale jego oczy pozostawały w takiej samej rozpaczy, co serce.
Miło mi cię poznać… — wyjąkał, zdając sobie sprawę, jak idiotycznie musi teraz wyglądać. Nie wyobrażał sobie, że miały ją teraz nazwać matką. To była dla niego praktycznie obca kobieta.
Naruto, poznaj mojego męża — powiedziała zakłopotana Kushina i wskazała na postawnego mężczyznę stojącego za nią, który kiwnął mu sztywno głową. Wyraz jego oczu krzyczał jedno: Jesteś intruzem!. Naruto uśmiechnął się krzywo i wyciągnął do swojego ojczyma dłoń, która została uściśnięta mocniej niż powinna.
Mam nadzieję, że zastąpi ci ojca, którego nigdy nie miałeś.
Iruka jest dla mnie jak ojciec – powiedział, z odwagą patrząc na tężejącą twarz swojego ojczyma. Sprawiał on wrażenie człowieka, który raczej nie używał bezstresowych metod wychowawczych, a swoją siłę lubił uzewnętrzniać w bardzo prosty sposób.
Kushina uśmiechnęła się nienaturalnie, starając się zamaskować swoje zmieszanie.
To jest moja córka, tylko dwa lata młodsza od ciebie, więc mam nadzieję, że się polubicie. Pewnie nadajecie na tych samych falach! — Wskazała nastolatkę o ognistych włosach, dziwnych, mętnych oczach i bladej, zaróżowionej jak u prosiaka skórze. Naruto musiał przygryźć wargę, żeby się nie roześmiać z własnych skojarzeń. Jego matka uznała to chyba za dobry znak, ponieważ na jej ustach pojawił się już dużo pewniejszy uśmiech.
Cześć — burknęła dziewczyna, najwyraźniej nie podzielając entuzjazmu Kushiny.
A oto najmłodszy członek naszej rodziny. — Kobieta złapała za rękę już uciekającego chłopca i odwróciła go w stronę Naruto. Dziecko naburmuszyło się, zaczerwieniło i splunęło prosto na jego jasne dżinsy. Jego ślina była dziwnie zielona i Naruto starał się ukryć grymas obrzydzenia.
Cześć, mały — przywitał się.
Jaki mały, kutasie?! — Chłopiec wyrwał się z uścisku matki i z całej siły kopnął go w piszczel.
Jak ja nienawidzę dzieci! Co za wstrętny bachor!, pomyślał z wściekłością Naruto, rozmasowując sobie obolałą nogę. Klął w myślach, używając przy tym wszystkich znanych przekleństw.
Kushina skrzyczała niesfornego syna i kazała mu iść do pokoju, żeby się uspokoił. Poklepała Naruto po plecach.
Wybacz, nauczył się tego wszystkiego w przedszkolu. Wiesz, jakie teraz są dzieci — oznajmiła i machnęła przy tym lekceważąco dłonią, jakby Naruto cały czas miał styczność z kilkuletnimi potworami i takie rzeczy były dla niego chlebem powszednim.
On z pewnością wie —warknął groźnie mąż Kushiny.
Przestań! — syknęła speszona. — To… — zawahała się. — Może wejdziemy do środka? Kubek ciepłej herbaty dobrze wam zrobi.
Wpuściła go pierwszego, za nim weszła jego przyrodnia siostra, później Iruka, a na końcu radosne małżeństwo.
Znaleźli się w dużym, wykończonym drewnem salonie. W kamiennym, staroświeckim kominku palił się ogień, a radosne trzaski drewna podziałały na niego dziwnie odprężająco. Lubił ogień, a w tym momencie poczuł do niego szczególną sympatię, ponieważ wyobraził sobie, że wspaniale wypolerowana, błyszcząca podłoga pokrywa się płomieniami. Gdyby tak się stało, ukradłby pierwszy lepszy samochód i odjechał do swojego ukochanego Los Angeles. Nie zrozumcie tego źle, Naruto nie był jakimś piromanem czy innego typu degeneratem. Po prostu czasami przychodziły mu do głowy głupie myśli, a pomysł ucieczki z tego zapyziałego miasteczka naprawdę nie był zły. Niestety miał on pozostać jedynie w sferze niemożliwych do zrealizowania marzeń, tych z półki „Chcę zostać astronautą, albo gwiazdą rocka”.
Kobieta oprowadziła go po parterze, tłumacząc zdenerwowana, jak wygląda życie w jej domu. Co chwila ojczym dodawał jakiś jadowity, dwuznaczny komentarz.
Będziesz miał pokój na samej górze, na poddaszu. Nawet nie wyobrażasz sobie, jaki tam jest piękny widok — oznajmiła w końcu, kończąc swoją wycieczkę krajoznawczą w kuchni.
Świetnie — burknął w odpowiedzi i usiadł przy kuchennej ladzie. Kushina podała im gorącą, słodką herbatę.
A jak wygląda sytuacja z nową szkołą? — zapytał Iruka, rozglądając się po pomieszczeniu z przesadnym, źle ukrywanym zaciekawieniem. Naruto był pewien, że gdyby mógł, otworzyłby nawet lodówkę.
To renomowana placówka na bardzo wysokim poziomie. Dyrektorką szkoły jest moja dawna przyjaciółka, więc nie ma się pan o co martwić. Siostra Naruto chodzi do pierwszej klasy, więc będą się zawsze pilnować. Rok szkolny się już zaczął, ale jestem pewna, że Naruto szybko nadrobi zaległości.
Skrzywił się z niesmakiem, słysząc to. Nowa szkoła, nowi „koledzy”, będzie z pewnością dużo wrażeń.
I mam nadzieję, że koleżanki też mu się spodobają. — Kushina puściła do niego oko, uśmiechając się przy tym szelmowsko. Naruto od razu poprawił się humor. Oczywiście nie miał nadziei na spotkanie tutaj kobiet podobnych do tych z plaż Los Angeles, ale może znajdzie się przynajmniej jedna, na której będzie mógł zawiesić oko.
Był już późny wieczór, kiedy Iruka zdecydował się na powrót do Los Angeles. Nie przystał na nieśmiałą propozycję Kushiny zostania na noc. Wykręcił się jakimiś mało przekonywującymi argumentami, a nowa rodzina Naruto odetchnęła z wyraźną ulgą. Chyba zdawali sobie sprawę, że będą mieli znacznie poważniejszy problem na głowie niż jednodniowy gość. Naruto westchnął ze smutkiem, odbierając od wychowawcy swoją deskę surfingową.
Wyglądają na porządnych ludzi, w końcu będziesz miał to, na co zasługujesz. — Umino ze łzami w oczach stał przed swoim samochodem i miętosił w rękach zielony szalik w groszki.
Mogłeś zostać tutaj, a tak będziesz spał w jakimś podrzędnym motelu — powiedział ze złością Naruto, marszcząc brwi. Z Los Angeles do górskiego miasteczka w stanie Utah dzieliło ich dziesięć godzin jazdy. Jakby ktoś chciał wiedzieć, po drodze mijali Las Vegas, w którym Iruka, cholera jasna, nie chciał się zatrzymać.
To dla mnie żaden problem! — odpowiedział ze śmiechem mężczyzna, mrużąc oczy. — I tak mam jeszcze dużo sił na jazdę.
Przyjedziesz? — zapytał niespodziewanie Naruto, patrząc uważnie na swojego opiekuna. Bał się, że Iruka powie, że nie ma czasu, że może później, że wymyśli jakieś głupie kłamstwo. Nic takiego jednak się nie stało. Mężczyzna skinął głową i uśmiechnął się szeroko, a potem zapanowała między nimi nerwowa cisza. Żaden z nich nie chciał się żegnać.
Kiedy będziesz chciał pogadać, możesz dzwonić o każdej porze, pamiętaj.
Wiem.
Nie czekając na ruch Iruki, przytulił się do niego mocno. Nie chciał, żeby wychowawca widział, że tak bardzo chce mu się płakać. Czuł się jak jakaś baba.Cholera, jak ja nienawidzę pożegnań, pomyślał, żałośnie pociągając nosem. Rzeczywiście, pożegnania były naprawdę dołujące.
Pilnuj szkoły, to ostatnia klasa — pouczył go. Iruka był jedyną osobą, która interesowała się jego przyszłością i do bardzo wiele dla niego znaczyło.
Dzięki, Iruka. Za wszystko — powiedział w końcu, kiedy jego wychowawca już pakował się do samochodu. Umino spojrzał na niego z zaskoczeniem, ale po chwili uśmiechnął się promiennie.
Nie musisz za nic dziękować, Naruto. Powodzenia.
Kiedy samochód wyjechał na ulicę i zniknął za zakrętem, Naruto jeszcze kilka dobrych minut stał na drodze, wgapiając się w miejsce, w którym po raz ostatni widział auto Iruki. Nagle poczuł się dziwnie samotny. Nie pamiętał już tego uczucia, bo przez kilka ostatnich lat, odkąd był w poprawczaku, otaczało go grono świetnych ludzi, z którymi się zaprzyjaźnił. Czuł jednak, że teraz będzie się musiał przyzwyczaić do samotności. Zimny podmuch wiatru sprowadził go do rzeczywistości. Jeszcze chwila i się rozryczę. Jestem facetem, do cholery!, powiedział sobie w myślach. Muszę być silny. To zimowe miasteczko na pewno mnie nie złamie.
Kurwa! — zaklął siarczyście, kiedy poczuł na skórze pierwszy płatek śniegu. Dotknął mokrego policzka. — No to się zaczęło — mruknął do siebie i z niechęcią skierował się w stronę swojego nowego domu. Domu? Raczej więzienia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę pisać komentarz pod najnowszą notką.