czwartek, 8 listopada 2012

Freedom

Rozdział 3
betowała A. :D

Para wydobywająca się z białego kubka, odznaczała się na migającym tle telewizora. Na kanale NBC leciały wiadomości krajowe. Spikerka mówiła o wizycie Baraka Obamy w jakimś niewielkim miasteczku w Wirginii. „Rajd autokarowy prezydenta jest promocją ustawy o nowych miejscach pracy”, powiedziała. „Bezrobocie w Ameryce sięga dziewięciu procent” , tłumaczył później dziennikarz, który stworzył materiał.
— Jakbym tego nie wiedział! — warknął poirytowany Naruto, rzucając pustą, plastikową butelką Coca-Coli w ekran telewizora. Irytowało go dosłownie wszystko.
Od wycia bezpańskiego psa za oknem, po telewizyjne bloki reklamowe, tykanie zegara, czy nieziemski bałagan panujący na podłodze. Skotłowane bluzy walające się po niej były niedawną przyczyną jego bolesnego upadku.
Godzinę temu wraz z Ino wrócili z lotnika. Nie odzywali się do siebie przez całą drogę i Yamakana, jakby chciała zrobić na złość Naruto, wyszła na randkę z kolejnym parszywym idiotą, którego jedynym interesem był szybki seks na tylnym siedzeniu jej starego Mustanga. Nie wiedział, kiedy jego współlokatorka wróci, ale jedno było pewne — pijana i wściekła na swoją niedoszłą miłość, będzie waliła w drzwi, aż Naruto jej nie otworzy. Później, jak po każdej nieudanej randce, da mu w twarz, oznajmiając przy tym niewyraźnym, bełkocącym głosem, że faceci to świnie. Oskarży go o bezczelność, egoizm i impertynencję, którą odznaczał się jako przedstawiciel rodzaju męskiego. Naruto nigdy nie grzeszył cierpliwością, ale w przypadku załamanej Ino był w stanie znieść wyjątkowo wiele. Problem tkwił tylko w tym, że dzisiaj nie miał ani nastroju, ani sił na jej przedstawienia.
Ze skwaszonym wyrazem twarzy sięgnął po kawę, która ostygła już wystarczająco, żeby mógł ją spokojnie wypić. Nie była mocna, za to wystarczająco słodka, by skrzywił się ze wstrętem już po pierwszym łyku. Przesadził ze śmietanką i cukrem.
— Kurwa!
Już miał rzucić kubkiem w najbliższą ścianę, dając upust swojej złości, ale niespodziewane pukanie do drzwi odwiodło go od tego zamiaru. Spojrzał z zaskoczeniem na niewielki, elektryczny zegar stojący na telewizorze. Jedenaście po ósmej.
„Randka musiała być wyjątkowo nieudana”, pomyślał Naruto, podnosząc się z kanapy. Jego usta wygięły się w złośliwym uśmiechu. „Albo Ino ogarnęły wyrzuty sumienia i wróciła wcześniej.”
Siorbnął kolejny łyk okropnie słodkiej kawy, tym razem sprawnie omijając porozrzucane po podłodze bluzy. Przez myśl przeszło mu, że za drzwiami zamiast jego współlokatorki może stać ktoś inny, wobec czego lepiej byłoby zarzucić coś ramiona. Miał na sobie jedynie sprane, mocno znoszone dżinsy.
Seria kolejnych uderzeń, pozbawiła go wątpliwości. Znał tylko jedną osobę, której pukanie do drzwi przywodziło na myśl szarżującego słonia.
— Zaraz, do cholery! — krzyknął poirytowany. Chwila nieuwagi wystarczyła, żeby bosą stopą stanął na coś ostrego, ukrywającego się pod jedną z rozrzuconych bluz.
Rozdrażniony przykuśtykał do drzwi i, nawet nie patrząc przez judasza, zdjął zasuwkę, otwierając je na oścież. Chłodne powietrze owiało jego półnagą sylwetkę, a drażniący zapach starych desek i kurzu wpadł do mieszkania wraz z żółtym, mrugającym światłem starej jarzeniówki.
Naruto stał jak sparaliżowany, patrząc na gościa szeroko otwartymi oczyma. Uchylił lekko usta, wypuszczając głośno powietrze. Niespodziewany, tępy ból zapulsował w jego skroniach, przechodząc gwałtowną falą w okolice zatok. Żeby nie stracić rezonu, zacisnął mocno palce na klamce. Gdyby tylko chciał, mógłby zatrzasnąć drzwi przed nosem przybysza i zamknąć się na cztery spusty. Palce lewej dłoni zacisnął na kubku z kawą, przez co napój zafalował lekko. Zimny dreszcz przeszedł po jego plecach.
— Sasuke?
Ciemne oczy mężczyzny lśniły żarem, a jego oddech był szybki i urywany, jakby przed chwilą biegł. „Może pomylił adres?”, pomyślał Naruto z wahaniem, zaskoczony tą nagłą wizytą. W spojrzeniu Uchihy kryło się coś... nie potrafił tego zinterpretować, ale wiedział, że to jakaś niebezpieczna emocja. Sposób, w jaki mężczyzna na niego patrzył, również był niepokojący. Wiedział, że coś jest nie tak. Teraz Sasuke już nie przypominał sprzed dwóch godzin, gdy spotkali się na lotnisku. Bez maski obojętnej nonszalancji wydał się jeszcze bardziej obcy.
— Naruto — powiedział cichym, zdławionym głosem, jakby bał się, że złamie się on pod wpływem większej ilości słów.
„Co się stało?”, pomyślał Uzumaki, również nie będąc w stanie wydać z siebie żadnego dźwięku. Wielka gula zaległa mu w gardle. Nie wiedział, czy to za jej przyczyną jego serce biło tak strasznie szybko. Ciszę między nimi przerywały stłumione dźwięki reklam dobiegające z głośników telewizora. Przełknął ciężko ślinę, zmuszając do ruchu swoje napięte do granic możliwości ciało. Zrobił niepewny krok w tył, dając tym samym sygnał Sasuke, że może wejść do środka.
Uchiha spojrzał na niego jeszcze raz przeszywającym wzrokiem. Jego dolna, pełniejsza warga drgnęła lekko, jakby chciał coś powiedzieć, ale zacisnął mocno usta, zmarszczył brwi i przestąpił próg mieszkania. Kiedy mijał Uzumakiego, ramieniem szturchnął jego nagą klatkę piersiową. Dotyk skórzanej, chłodnej kurtki otrzeźwił Naruto, który zamknął z głośnym trzaskiem drzwi, nie zasuwając ich z powrotem na rygiel.

*

Stał na środku, obserwując uważnie ruchy Uzumakiego. Bałagan panujący w mieszkaniu, wydał mu się zupełnie naturalny. W pokoju tego kretyna, kiedy jeszcze mieszkali na Valencia Street, panowało istne pobojowisko, które ciężko było porównać z czymkolwiek innym.
— Co się stało? — zapytał Naruto rzeczowym, chłodnym tonem. Sasuke uśmiechnął się kpiąco, zamykając oczy. Naprawdę sądził, że po tym, co miało miejsce na lotnisku, Uzumaki przyjmie go z otwartymi ramionami? — Sasuke, co się stało?
Kiedy uchylił powieki, Naruto znajdował się przed nim. Drgnął, czując dotyk jego ręki. Chciał się odsunąć, ale silne palce zacisnęły się na jego ramieniu, uniemożliwiając mu ucieczkę. Ucieczkę? Dławiący śmiech zadźwięczał w jego głowie, ale na jego twarzy nie zagościł nawet cień uśmiechu. Była tylko jedna rzecz na świecie, przed którą był w stanie uciec. "Nie domyślasz się Naruto, co by to mogło być?"
— Byłem w Hotelu Świętego Franciszka. — Nie poznał własnego głosu, jakby ktoś inny mówił za niego cichym, stłumionym szeptem, a on sam czuł tylko wibracje strun głosowych w gardle. Spojrzał na Naruto szeroko otwartymi, przerażonymi oczyma. Poczuł, jak oblewa go zimny pot, a pulsujący, uporczywy ból zalewa mu głowę. Oddychał głęboko i powoli, ale irytujące dźwięczenie w uszach od nagromadzonych emocji nie ustępowało.
Naruto na początku nie rozumiał. Stał w bezruchu, patrząc na Uchihę z napięciem wypisanym na twarzy, jakby oczekiwał, że wyjaśni on swoje słowa. Stłumione głosy i śmiechy dobiegające z głośników telewizora burzyły ciszę wokół nich. Wpatrywali się w siebie uporczywie, aż w końcu źrenice Uzumakiego rozszerzyły się, a on uchylił lekko usta.

*

Mieszkanie Naruto urządzone było dość zwyczajnie, można nawet powiedzieć, że w typowym, amerykańskim stylu. Spory jak na takie warunki salon połączony był z niewielką kuchnią, na środku której stał duży, okrągły stół. Zajmował on większą część pomieszczenia, dlatego znajdowała się na nim masa rzeczy — od nieumytych talerzy ze śniadania, rachunków za czynsz, telefon i wodę, po grube, opasłe tomiszcza o historii polityki USA.
— Chcesz kawy, herbaty? Mam jeszcze piwo — mruknął Naruto, zaglądając do lodówki, której boczne drzwi wypchane były butelkami Heinekena. Sasuke uśmiechnął się delikatnie, wyobrażając sobie styl życia Naruto.
— Piwo — powiedział w odpowiedzi, siadając na jednym z sześciu krzeseł przy stole. Każde z nich było inne, jednak najwyraźniej ktoś usilnie starał się je do siebie dopasować — wszystkie pomalowane tą samą orzechowo—miodową farbą posiadały identyczne pasiaste poduszki.
Czuł się nieswojo w mieszkaniu Uzumakiego, co chciał za wszelką cenę ukryć. Kiedy tylko powiedział Naruto o hotelu na Power Street, on tego nie skomentował. Spojrzał na niego nieodgadnionym spojrzeniem, po czym zapytał się po prostu, czy Sasuke chciał coś do picia.
— Studiujesz? — zapytał, kiedy Naruto postawił przed nim butelkę piwa. Mężczyzna spojrzał w zamyśleniu na książki rozrzucone na stole i skinął powoli głową.
— Politologię.
Zapanowało milczenie, które przerywały stłumione śmiechy dobiegające z głośników telewizora. Leciał jakiś durny talk-show. Naruto dopijał kawę, nie patrząc na gościa. Uważnie obserwował swoje ręce, marszcząc przy tym co chwilę brwi, jakby się nad czymś uporczywie zastanawiał. Sasuke podejrzewał, że w końcu Naruto zacznie z nim rozmawiać. Zapyta się go, co było takiego w Hotelu Świętego Franciszka, że aż tak się wystraszył. Na pewno nie pamiętał tego, co zdarzyło się czternaście lat temu, i dlatego teraz nie rozumiał jego strachu. A może w ogóle go nie zauważył? W końcu Sasuke przez całe życie zdążył wypracować sobie tak wiele masek, że w obliczu zagrożenia nieświadomie zakładał jedną z nich, nieustannie ukrywając swoje prawdziwe uczucia.
— Przez te wszystkie lata nie dałeś znaku życia. — Jego rozmyślania przerwał cichy, mocno zachrypnięty głos Naruto. Spojrzał na niego, ale mężczyzna nie odwrócił wzroku od swoich dłoni, wciąż bardziej zaabsorbowany nimi, niż swoim gościem.
Dłonie Naruto były duże, silne i męskie. Sasuke podejrzewał, że dzięki nim Uzumaki ma kontrolę nad sytuacją.
— Nie miałem nawet twojego cholernego numeru, Uchiha. A ty nigdy nie dzwoniłeś. Dopiero teraz, kiedy przyjechałeś do San Francisco, postanowiłeś się ze mną skontaktować. Dlaczego? Przez te cholerne osiem lat zupełnie o mnie zapomniałeś. Ja nie jestem twoją zabawką, Uchiha, nie dam sobą manipulować. Myślisz, że kiedy tylko przyjedziesz, wszystko będzie jak dawniej? — Spojrzał na niego twardym, nieustępliwym wzrokiem. Jego twarz tężała, kiedy patrzył na Uchihę. Sasuke milczał.
— Pamiętasz, co zdarzyło się w hotelu Świętego Franciszka? — zapytał spokojnie, ignorując wcześniejsze słowa Naruto. Mężczyzna westchnął ciężko, przecierając ze zmęczeniem twarz.
— Wiem, co stało się na Lowelly Hill.
Sasuke patrzył na niego z zaskoczeniem. Uzumaki mówił to z takim spokojem, jakby w ogóle nie zrozumiał znaczenia tych słów. Może rzeczywiście nie pamiętał, co się tam zdarzyło, a teraz kłamie? Pamiętał, jak zachowywał się Naruto, kiedy opowiadał mu o tamtej nocy pierwszy raz. Byli jeszcze dziećmi. Naruto już wcześniej słyszał o tragedii na Power Street — czternaście lat temu było o niej głośno. Wtedy zareagował zupełnie inaczej. Krzyczał, żeby Sasuke się nie martwił, że on będzie przy nim w każdej chwili i zniesie jego wszystkie humory. Są w końcu przyjaciółmi, wtedy Uzumaki powiedział, że na zawsze. To zabawne, jak teraz karykaturalne wydawały się te słowa.
— Sakura mieszka w tym hotelu trzy piętra niżej od... — Przerwał, zdając sobie sprawę, że po raz pierwszy w życiu mówił to tak spokojnie, jakby wszystko dotyczyło nieważnego już wspomnienia.
„To przez Naruto”, pomyślał. Kiedyś to on był tym opanowanym i pewnym siebie. Naruto zawsze pakował się w kłopoty, był głośnym i lekkomyślnym dzieciakiem z bezinteresownym, naiwnym sercem. Teraz dorósł, stał się mężczyzną.
— Ta kobieta, Sakura, ona mieszka w San Francisco? — zapytał nagle Naruto. Sasuke skinął głową, marszcząc brwi w geście konsternacji. Wiedział już, do czego zmierza Naruto.
— Nie było mnie w Stanach od ośmiu lat — odpowiedział na niezadane jeszcze pytanie.
— Dlaczego wróciłeś? Powiedz mi, dlaczego wróciłeś!
Sasuke przymknął oczy, oddychając głęboko. Nie wiedział, co ma odpowiedzieć.
— Orochimaru i Itachi przylecą za trzy dni. Zamknęliśmy już wszystkie sprawy w Japonii.
Rozumiał, dlaczego Naruto był zły. Przez długi czas wszyscy ukrywali prawdziwy powód wyjazdu Sasuke.
— Jak on się czuje?
Sasuke wzruszył ramionami. Do Japonii wyjechali przez problemy zdrowotne Orochimaru, który od śmierci jego rodziców, stał się opiekunem jego i Itachiego. Westchnął cicho i dodał:
— Lepiej. Choroba ma jeszcze swoje nawroty, ale nie jest już tak poważna jak kiedyś.
Naruto skinął powoli głową.
— A Itachi?
Sasuke uśmiechnął się ironicznie.
— Żyje.
— Tylko tyle?
— Więcej raczej nie trzeba.
Kolejny raz zapanowało milczenie. Naruto z zamyśleniem patrzył na książki rozrzucone na stole, usilnie starając się ignorować obserwującego go uważnie Sasuke. Uchiha wiedział, co teraz zrobi Naruto. Jego wyraz twarzy nie wróżył niczego dobrego.
— Byłeś moim najlepszym przyjacielem, wiesz?
Oczywiście, że wiedział, nawet teraz. Wierzył, że wciąż nim był. Naruto westchnął ciężko i przeczesał ręką swoje jasne, przydługie włosy, wciąż miały ten sam przyjemny słoneczny kolor. Sasuke wstał gwałtownie, tylko cudem nie przewracając przy tym krzesła i Uzumaki spojrzał na niego zaskoczony, lecz nie doczekał się wyjaśnień. Sasuke bez słowa okrążył stół i skierował się w stronę drzwi, gdzie na wieszaku zawiesił swoją kurtka. Już po nią sięgał, gdy usłyszał głos Naruto.
— Czekaj!
Zamarł, w oczekiwaniu na kolejny ruch Uzumakiego.
— Nie idź.
— Spotkamy się kiedy indziej — odpowiedział cicho, sięgając po kurtkę.
— Nie, nie spotkamy się kiedy indziej.
Sasuke w końcu na niego spojrzał i cień uśmiechu pojawił się na jego ustach. Cóż, wyglądało na to, że będzie musiał się z nim pożegnać już teraz. Zmarszczył brwi. Naruto stał na środku pokoju, a na jego twarzy wypisany był ten sam upór, jaki Sasuke widział u niego od początku wieczoru.
„Przyjechałem tutaj specjalnie dla ciebie, Naruto”, pomyślał. „ Miałem spłacić dług wobec ciebie, wobec twojej przyjaźni.”
— Zostaniesz tutaj. Skoro przyszedłeś do mnie, znaczy, że nie masz dokąd iść. W San Francisco zostałem ci tylko ja — stwierdził. — Czekałem na ciebie osiem cholernych lat. Nie pozwolę ci już odejść, idioto!
Podszedł do niego szybko i zanim Sasuke zdążył zareagować, przytulił go.
— Co robisz? — zapytał, zaskoczony nagłą bliskością chłoapak. Dziwnie było czuć jego dotyk — męski i zdecydowany. Wcześniej Naruto był jeszcze dzieckiem, jego ciało było miękkie i delikatne. Teraz przytulał go dorosły już przyjaciel.
— Jesteś idiotą, Uchiha. Cholernym idiotą — powiedział powiedział w jego ramię, przez co jego głos był wyraźnie stłumiony. — A w dodatku śmierdzisz. Chcesz się wykapać?
Sasuke zamrugał zaskoczony tym, co usłyszał. Przez kilka chwil myślał, że naprawdę się przesłyszał. Wątpliwości opuściły go, kiedy Naruto odsunął się od niego ze skwaszonym wyrazem twarzy. — Tam jest łazienka. Ręczniki znajdziesz w szafce — wskazał ręką na drzwi i dopiero wtedy uśmiechnął się szeroko, tak jak robił to dawniej.

*

— Kupiłem niedawno najnowszy model — powiedział podekscytowany, przyciskając szybko niewielkie guziczki na joysticku. Sasuke okazał się godnym przeciwnikiem. Jak zdradził, w Japonii dużo grał i do tego znał masę tytułów, z którymi Naruto nigdy się nawet nie zetknął. Studiował inżynierię, ale jego znajomości gwarantowały mu dostęp do najlepszych gier konsolowych. To zabawne, że mieli te same pasje, żyjąc tak daleko od siebie.
— Zrobić coś do żarcia? — zapytał, patrząc przez ułamek sekundy na Uchihę . To wystarczyło — Sasuke wykorzystał okazję i zabił postać, którą grał Naruto.
— Cholera! Chcesz coś do jedzenia, czy nie? — zapytał wkurzony, rzucając joystick obok siebie.
— Nie jestem głodny.
— Przyznaj, że nie chcesz nic ode mnie.
Naruto uśmiechnął się lekko. Sasuke niewiele się zmienił przez te osiem lat. Wciąż był tym samym aroganckim, złośliwym i wyniosłym dupkiem co kiedyś.
Moment, w którym Naruto przytulił Sasuke można uznać za punkt zgody między nimi.
— I tak wiem, że jesteś głodny. Pozwolę ci patrzeć, jak będę jadł obiad od Tsunade. — roześmiał się, widząc zmianę na twarzy Uchihy.

*

Ino zaśmiała się do siebie, wchodząc po schodach chwiejnym krokiem. Było grubo po trzeciej w nocy, dlatego musiała uważać, żeby nie obudzić właściciela niewielkiej kamienicy mieszkającego zaraz przy schodach, na pierwszym piętrze. Lata praktyki nauczyły ją, które stopienie najmniej trzeszczą, a których ze względu na starą konstrukcję trzeba raczej unikać ... Chciało jej się z tego strasznie śmiać, ale musiała się teraz powstrzymać.
— Głupi Naruto pewnie już śpi — mruknęła do siebie, kiedy była już na drugim piętrze. Oparła się o framugę pierwszych z brzegu drzwi i zaczęła szperać w torebce. Mieszkanie było nieczynne z powodu zepsutej instalacji od niepamiętnych lat, dlatego nie musiała się obawiać, że może obudzić jego lokatorów. Przywaliła w drzwi łokciem, starając się złapać równowagę. Udało się jej dotrzeć do drzwi ich mieszkania i z najwyższym skupieniem włożyła klucz do dziurki. Trafiła po siódmej próbie.
W mieszkaniu było ciemno, ciepło i pachniało jagodowym ciastem Tsunade. Zaśmiała się do siebie najciszej, jak umiała.
— Naruto, Naruto, Naruto — mruczała, podchodząc do kanapy. Kiedy wychyliła się ponad oparciem, żeby złośliwie obudzić współlokatora, zamarła. Dwóch mężczyzn spała obok siebie, starając się zmieścić na wąskim posłaniu. Przyjaciel Naruto, Sasuke, o mało nie spadł, balansując na jej kancie. Uzumaki zajmował niemal całą szerokość niewielkiego łóżka, spychając bruneta w stronę podłogi. Na stoliku do kawy udało się jej dostrzec kilka opróżnionych butelek po piwie.
Ino nie umiała pozbyć się głupiego uśmieszku, kiedy chwiejnym krokiem szła w kierunku swojej sypialni.

*

Naruto obudził się wcześniej niż zazwyczaj. Coś uciskało nieprzyjemnie jego żołądek. Otworzył oczy, krzywiąc się. Jasne światło wpadające przez okno mieszkania oślepiło go. Westchnął ciężko, czując nieprzyjemne pulsowanie pod powiekami. Dopiero po minucie był w stanie otworzyć oczy i spojrzeć w dół.
— O kurwa — wyrwało mu się, kiedy patrzył na czarną czuprynę, spoczywającą w okolicy jego mostka. Głowa Sasuke unosiła się lekko wraz z klatką piersiową Naruto, a jego ciepły oddech aż parzył. „Wciąż nie mam na sobie koszulki”, olśniło go. Noga Sasuke przerzucona była przez jego własną, a ręka znajdowała się niebezpiecznie blisko rozporka. Naruto zaczerwienił się ze wstydu, zastanawiając się, czy Ino wróciła już z imprezy.
„Jak to się stało, że wylądowaliśmy w takiej pozycji?”, myślał gorączkowo, z najwyższą ostrożnością starając się wyplątać z uścisku Uchihy. Nie chciał go obudzić. Zawstydzające sytuacje zdarzały mu się naprawdę rzadko, ale nawet z tak niewielkiego doświadczenia, jakie zebrał w swoim życiu wiedział, że lepiej ostrożnie wywinąć się z takiej sytuacji, a później po prostu udawać, że nic się nie stało. Kiedy był już naprawdę blisko opuszczenia kanapy, Sasuke poruszył się niespodziewanie. Naruto zastygł w oczekiwaniu, ale gdy Uchiha przesunął się tylko na środek kanapy, odetchnął z ulgą. Wstając, cudem nie przewrócił się o butelki po piwie. „Jakoś udało się przeżyć poranną pobudkę z Uchihą”, pomyślał, ze skwaszonym wyrazem twarzy. Ciekawe, jaką minę zrobiłby jego przyjaciel, gdyby dowiedział się, w jakiej pozycji spali przez całą noc.

*

Sasuke obudził natarczywy, nieprzyjemny zapach spalenizny. Nie miał pojęcia, która mogła być teraz godzina. Jego zegar biologiczny podpowiadał, że jest środek nocy, a on powinien wciąż spać. W głowie dudniło mu nieprzyjemnie, a tępy, uporczywy ból pulsował w skroniach. Dopiero po chwili dotarło do niego, że nie był w swoim mieszkaniu w Tokio, a w San Francisco. Następna myśl spowodowała, że momentalnie się rozbudził. Podniósł się raptownie do siadu.
Był u Naruto.
Właściciel zapyziałego mieszkania stał w kuchni odwrócony do niego tyłem. Nieświadomy obserwatora, z serią cichych przekleństw, czyścił właśnie swoją ciemnopomarańczową koszulkę — już zdążył ją ubrudzić.
Sasuke zmrużył oczy, przypominając sobie, dlaczego się tutaj znalazł.
— Niech to szlag! — wykrzyknął nagle Naruto, zupełnie się zapominając. Rzucił zdjętą z pieca patelnię prosto do zlewu, a potem spojrzał w stronę kanapy, jakby uświadamiając sobie, że tym wybuchem mógł obudzić Sasuke.
— Smród twojej kucharskiej ambicji nie pozwolił mi spać — przywitał się, z lekkim uśmiechem patrząc na malujące się na twarzy Naruto zaskoczenie.
— Dzisiaj nie będzie śniadania — mruknął ponuro mężczyzna, odwracając się z powrotem tyłem do Uchihy. Zapewne tylko po to, by Sasuke nie mógł zauważyć uśmiechu na jego twarzy.
Butelki po piwie wciąż leżały rozwalone na stole i podłodze. Tak samo jak brudne talerze i paczki po chipsach. W mieszkaniu nie zmieniło się nic, oprócz tego, że przez jedno z krzeseł przewieszony był kobiecy, satynowy szlafrok. Dopiero kiedy wstał, zauważył parę szpilek, leżących na jednej z bluz Naruto. Spojrzał na przyjaciela, który ze skwaszonym wyrazem twarzy mył przypaloną patelnię.
„Naruto ma dziewczynę”, przemknęło mu przez myśl. „Jest dorosły, to oczywiste, że kogoś ma”. Uśmiechnął się krzywo do własnych myśli. Strasznie zabawne wydawało mu się, że tak ciężko przychodziło mu pogodzenie się z dorosłością Naruto. „Zapewne jego dziewczyna śpi teraz w sypialni”. Nie wiedział, czy przyszła wcześnie rano czy w nocy, kiedy spał na kanapie. Wieczorem na pewno nie było jej w mieszkaniu Naruto.
Usiadł przy stole, naprzeciwko krzesła, na którym powieszony był błękitny szlafrok. Spojrzał na Uzumakiego.
— Kawy raczej nie mogłem spieprzyć. Chcesz? — Blondyn wyjął z ekspresu szklany dzbanek, w którym czarny płyn zafalował. Sasuke skinął powoli głową.
Zastanawiać, jak może wyglądać dziewczyna Naruto, jaki miał gust. Kiedy wyjeżdżał osiem lat temu, byli jeszcze dziećmi. Wtedy dziewczyny były dla nich zupełnie nieistotne — tylko drażniły niezrozumiałym wtedy zachowaniem. Uśmiechami, rumieńcami i głupimi komentarzami, kiedy chciały zwrócić na siebie uwagę. Pamiętał, że Naruto śmiał się z nich i cały czas im dokuczał. Nie byli już jednak nastoletnimi chłopcami, a mężczyznami — mieli swoje ambicje i potrzeby.
— Mogę zrobić jeszcze tosty. Jeśli się przypalą, będzie to wina tostera — powiedział Naruto, nieświadomy myśli Uchihy; uśmiechnął się do niego radośnie.
Sasuke wziął kubek z kawą, pijąc niepewnie. Na stole leżał mały karton ze śmietanką oraz cukierniczka. Nie skorzystał ani z jednego, ani z drugiego. Kawa okazała się dość dobra, jak na standardy ekspresu Uzumakiego — mocna i aromatyczna. Obserwował, jak Naruto pracuje nad drugą wersją śniadania.
— Co teraz będziesz robił? Chcesz kontynuować studia w San Francisco? — zapytał chłopak, kiedy kwadratowe, białe kawałki tostowego chleba znalazły się już w urządzeniu. Odwrócił się do niego, wycierając dłonie w brudną ścierkę, którą po chwili rzucił mu prosto w twarz. Zaśmiał się, kiedy Sasuke spiorunował go wzrokiem. Uchiha zignorował jego pytania, całą swoją uwagę poświęcając pitej właśnie kawie. Jego wzrok mimowolnie wędrował w stronę przeciwległego krzesła, na którym zawieszony był szlafrok. Naruto westchnął ciężko, kiedy zorientował się, że Sasuke nie wykazuje specjalnej ochoty do konwersacji. Kilkuminutową ciszę przerwał w końcu wystrzał w tostera, który wyrzucił z siebie opieczone tosty. Naruto postawił na stole talerz z grzankami i dżemem, siadając obok Uchihy.
— Mam tylko to — mruknął, biorąc jednego tosta do ręki.
Naruto był spięty do granic możliwości. Atmosfera między nimi była niepewna, drażliwa i nienaturalna. Zniknęła dawna swoboda wczorajszego wieczoru, kiedy grali na konsoli, zapominając o dystansie, jaki stworzył się między nimi przez osiem lat nieobecności Sasuke w San Francisco. Teraz znów można było wyczuć między nimi drażniące uczucie powściągliwości.
Jedli w milczeniu. Naruto obserwował uważnie swój talerz, jakby oczekiwał, że może pojawić się na nim coś nieprzewidzianego, Sasuke przeglądał poranną gazetę. Drażniła go świadomość, że dziewczyna Naruto śpi teraz w sypialni. Czuł się jak nieproszony gość. W pewnym stopniu nim był.
— Orochimaru wróci na Valencia Street? — zapytał nagle Naruto, odrywając wzrok od stołu. Spojrzał w wyczekiwaniu na Sasuke. Jego spojrzenie sugerowało, że jeśli Uchiha nie odpowie na to pytanie, Naruto straci cierpliwość.
„Nigdy nie posiadał jej zbyt wiele”, pomyślał Sasuke z przekąsem.
— Nie, ale znalazł wolne mieszkanie kilka przecznic dalej.
— A Itachi?
Twarz Sasuke stężała, a palce zacisnęła się mocniej na kubku. Dlaczego Naruto wciąż wypytuje o jego brata? Itachi był nieistotny i nie miał zamiaru o nim rozmawiać.
— A ty, Sasuke, gdzie będziesz mieszkał?
Spojrzał zaskoczony na Naruto, a jego usta wygięły się w niekontrolowanym, ironicznym uśmiechu. Przez jedną, przerażającą chwilę chciał powiedzieć, że w Hotelu Świętego Franciszka na Power Street. Nie miał pojęcia, skąd wzięło się u niego tak żałosne, czarne poczucie humoru. Był skłonny podejrzewać, że wszystkiemu winny był czas, jaki spędził z Naruto.
— Nie wiem — powiedział cicho, patrząc uważnie na niego. Naruto zapewne domyślił się, że Sasuke miał zamieszkać z Sakurą. Orochimaru i tak zbyt wiele dla nich zrobił, żeby jeszcze teraz przygarnąć dorosłego Sasuke pod swój dach, bądź co bądź niewielkiej kawalerki. O mieszkaniu z Itachim nie było mowy. Uchiha całą uwagę skupił na przeglądanej właśnie gazecie, jakby w tej chwili nie istniało nic ważniejszego od rozgrywek footballowych lokalnej drużyny. Może czytanie o sukcesach sportowców rzeczywiście było lepszym rozwiązaniem niż rozmowa z Uzumakim?
— Nie wiesz — powtórzył głucho Naruto, najwyraźniej nieusatysfakcjonowany taką odpowiedzią. Już miał coś dodać, gdy nagle głośny rumor dochodzący z pokoju obok łazienki, odwrócił jego uwagę.
„Dziewczyna Naruto?”, pomyślał Sasuke. „Tak samo głośna i nieokrzesana jak ten kretyn. Trafił swój na swego”, dodał w myślach. Uśmiechnął się złośliwie, kiedy pewna myśl przeszła mu przez głowę. Poczuł się zagrożony, co wydało mu się bardziej zabawne, niż niepokojące.
Obserwował, jak Naruto przewraca oczami, patrząc z irytacją w stronę sypialni, której drzwi otworzyły się gwałtownie.
— Naruto! — wykrzyknęła kobieta, która się w nich pojawiła. Sasuke rozpoznał w niej dziewczynę, towarzyszącą Naruto na lotnisku.
„To jest jego dziewczyna? Nie, ona nie zachowuje się, jakby nią była. Naruto nie zachowuje się, jakby łączyło go z nią jakieś głębsze uczucie”, myślał gorączkowo. Z dziwną satysfakcją zauważył, że Naruto nie zwrócił najmniejszej uwagi na kusy strój swojej współlokatorki. Kobieta miała na sobie jedynie krótką, satynową koszulę nocną. Zupełnie nie przejmowała się faktem, że obcy mężczyzna może ją bez skrępowania oglądać. Przemaszerowała dumnym krokiem przez salon.
— Mogłabyś się ubrać, cholerna ladacznico — mruknął Naruto, nie ukrywając swojego rozbawienia zachowaniem kobiety. Jego twarz rozjaśniła się w pogodnym uśmiechu, nie zwracał żadnej uwagi na kobiece krągłości, które ciężko było ukryć pod tak cienkim materiałem. Rzucił do niej szlafrokiem. Spojrzenie Naruto nie posiadało nawet grama nieprzyzwoitości, jakby wciąż był jeszcze małym, nieświadomym chłopcem.
— Patrz i podziwiaj — powiedziała kobieta, wyciągając w jego stronę rękę. Na serdecznym palcu znajdował się złoty pierścionek, na którym błyszczał niewielki, zielony kamień. Naruto uniósł pytająco brwi.
— Oświadczył mi się, kretynie, wyobrażasz to sobie?
— Nie znasz go.
Kobieta spiorunowała go wzrokiem.
— Przez kilka miesięcy pisałam z nim przez Internet. W końcu postanowiliśmy się spotkać — powiedziała radośnie, patrząc na swoją dłoń.
— I ci się oświadczył — prychnął Naruto, wstając. Był o głowę wyższy od kobiety, dlatego jego spojrzenie wydawało się jeszcze bardziej zdecydowane. Sasuke uśmiechnął się lekko. — Kolejna miłość twojego życia?! W końcu się na nich wszystkich przejedziesz, ale wtedy będzie już za późno!
— Gówno wiesz, Uzumaki! — wykrzyknęła z wściekłością. — Hidan jest zupełnie inny. Inny od was wszystkich! — Szybkim krokiem skierowała się w stronę sypialni. Drzwi zatrzasnęły się za nią z głośnym hukiem.
Hidan? Skąd on znał to imię?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę pisać komentarz pod najnowszą notką.