środa, 21 listopada 2012

Bom Bom! 2

Bom Bom! 2 
Bom Bom!
za betę dziekuję A., i Sake (:

Może zjesz kolację? — zapytała Kushina, kiedy wrócił do domu. Był zziębnięty, zły i rzeczywiście głodny, więc, chociaż nie chciał dać tego po sobie poznać, ochoczo przystał na tę propozycję. — Jest już późno, ale nie mogę przecież pozwolić na to, żebyś poszedł głodny spać! — oznajmiła i uśmiechnęła się, zaczynając przygotowywać mu jedzenie.
Naruto, siedząc przy kuchennej ladzie i czekając na kolację, zaczął się zastanawiać, jak będą wyglądały jego relacje z nową rodziną. Swój uśmiech schował za kubkiem ciepłej herbaty.
Naprawdę chciało mu się śmiać, kiedy wyobraził sobie, jak rozwiną się jego stosunki z ojcem, przyrodnią siostrą, czy tym małym, plującym i przeklinającym gówniarzem. Wiedział, że wspólnymi siłami stworzą więź gorącą, silną i niezwykle prawdziwą — więź nienawiści, oczywiście. Nie zrozumcie tego źle, Naruto nie był jakimś rozgniewanym, wrogo nastawionym do świata frajerem. Po prostu nie lubił, kiedy ktoś traktował go jak wrzód na tyłku. A tak właśnie traktował go jego ojczym. Naruto podczas pobytu w poprawkaczaku nauczył się jednego — nigdy nie pozwoli sobą pomiatać. Często musiał udowadniać ludziom, ile był wart, ale to mu nie przeszkadzało. Przyzwyczaił się już do tego. Czasami tylko na jego drodze pojawiał się trudny, uparty przeciwnik. To tylko motywowało Uzumakiego do działania. Jakby na potwierdzenie, ojczym, udający, że czytał magazyn sportowy, rzucał mu raz za razem groźne spojrzenie.
Kolacja, którą podała mu Kushina, okazała się cholernie smaczna. Dużo lepsza od posiłków podawanych w poprawczaku. Zjadł tak łapczywie, że Kushina wybuchła głośnym śmiechem, rumieniąc się nieco, kiedy powiedział jej, że to jednak z najlepszych rzeczy, które w życiu jadł.
Twój ojciec też uwielbiał moją kuchnię — mruknęła do niego cicho, pochylając się nad nim, żeby jej mąż ich nie usłyszał. Naruto spiął się, słysząc to, ale uśmiechnął się sztucznie, udając, że ta informacja zrobiła na nim jakieś wrażenie. Podziękował za kolację i wstał od stołu. Nie był zmęczony po podróży, w samochodzie wystarczająco się wyspał, więc kiedy zdał sobie sprawę, że jeszcze nie ma tak późno, wpadł na pewien pomysł.
Chciałbym… — zaczął niepewnie, patrząc na swoją matkę, a kiedy ona uśmiechnęła się do niego zachęcająco, dokończył —… chciałbym się przejść.
Przejść? — zapytała, marszcząc brwi. Rysy jej twarzy stężały i teraz wyglądała na starszą niż w rzeczywistości. Zmarszczy wokół jej ust pogłębiły się i Naruto zaczął się zastanawiać, czy jego matka miała ciężkie życie.
Jest już późno — zaczęła Kushina, wyłamując nerwowo palce. — Może lepiej, żebyś został dzisiaj w domu, a jutro twoja siostra oprowadzi cię po miasteczku.
Dopiero dwudziesta — powiedział nagle jego ojczym, wprawiając Naruto w całkowite osłupienie. Bo jak racjonalnie można wytłumaczyć to, że ten facet się za nim wstawił? Coś tu śmierdziało… Może chciał się go pozbyć już teraz, chociaż na krótką chwilę? A może jest jakiś inny powód, który przyjdzie mu dopiero odkryć?
Nie wiem, czy to najlepszy pomysł — powiedziała Kushina, marząc brwi i zakładając ręce na piersi. — Naruto nie zna okolicy, co, jeśli się zgubi? Albo ktoś go napadnie? Jeśli jest tak samo pyskaty jak ja, od razu mu się dostanie.
Jej mąż parsknął śmiechem, obejmując ją od tyłu. Cały czas patrzył uważnie, wyzywająco na Naruto.
To bezpieczne miasto. Nie ma u nas jakichś chuliganów, a zresztą on jest już prawie dorosły. Poradzi sobie — oznajmił ojczym, uśmiechając się do niego lekko. Naruto przełknął ślinę, nie bardzo wiedząc, co powinien o tym sądzić. Może rzeczywiście źle ocenił tego faceta? Może nie jest on taki zły, kiedy się go bliżej pozna?
No dobra, niech będzie! — zadecydowała w końcu Kushina, marszcząc brwi i uśmiechając się jednocześnie. — Tylko nie wracaj zbyt późno! Dam ci mój numer telefonu, gdybyś się zgubił. A może chcesz pójść z siostrą?
Nie! — krzyknął szybko i zaśmiał się nerwowo, kiedy uświadomił sobie, że zaprzeczył trochę zbyt gwałtownie. — Nie — dodał już spokojnie, uśmiechając się nonszalancko.

*

Sasuke Uchiha był wściekły. Jechał samochodem szybciej, niż przewidywały to przepisy, ale to w obecnej chwili najmniej go interesowało. Zaciskał pięści na kierownicy, zastanawiając się, jakby mógł zemścić się na kumplach, którzy wkręcili go w ten syf. Zaklął siarczyście, kiedy rozległ się dźwięk jego komórki. Cholera, Sakura, pomyślał z rozdrażnieniem, wyjmując w telefon z kieszeni. Rzucił szybkie spojrzenie na drogę, zwalniając niego. Przez krótki moment zawahał się, ale w odblokował telefon i odczytał sms-a. Sakura informowała go, że spóźnij się kilka minut i Sasuke doskonale wiedział już dlaczego. W wyobraźni widział ją, jak przekopuje swoją wielką szafę w poszukiwaniu odpowiedniego ubrania na ich spotkanie. Mógłby niemal przysiąc, że każdy kolejny strój, który przymierzy, będzie coraz śmielszy. Wkurzało go to, że będzie musiał na nią czekać, jednak nie miał innego wyjścia. Znalazł się w sytuacji patowej. Stawką wczorajszego zakładu były naprawdę duże pieniądze i jego kumple musieli wymyślić takie zadanie, które mogłoby go zmusić do zrezygnowania z wygranej kwoty. Sasuke był jednak uparty. Z jednej strony wiedział, że jego nieustępliwość może doprowadzić go do samozagłady — zwłaszcza teraz, w końcu sprawa wiązała się z Haruno. Z drugiej musiał przecież odzyskać utracone w poprzednich zakładach pieniądze. Ale był jeszcze jeden bardzo ważny powód, dla którego podjął się tego zadania. Sportowiec taki jak on zrobi wszystko, żeby zrealizować swoje plany. Przegrana walkowerem była największą porażką, jaką można sobie wyobrazić, cholera, nawet nie wchodziła w grę! Nie mógł się poddać, nie mógł odpuścić, ponieważ to znaczyło, że był słaby. Ojciec zawsze powtarzał mu, że trzeba stawić czoła wyzwaniom i przeciwnością losu. Więc Sasuke właśnie tak chciał zrobić.
Wjechał na parking Centrum Sportu — rozbudowanego kompleksu budynków, w którym mieściły się zarówno baseny, czy siłownie, jak i lodowisko, czy sala do gier zespołowych. Na obszarze Centrum Sportu stworzono snowpark, pipe* oraz kilka stoków narciarskich. To właśnie tutaj Sasuke spędzał większość swojego czasu.
Wysiadł z samochodu, trzaskając mocno drzwiami. Na parkingu zostało już niewiele samochodów, co było mu na rękę. Nie chciał mieć zbędnych świadków. Skierował się na tyły budynku, gdzie umówił się z Sakurą. Liczył na to, że w nieoświetlonym, odludnym miejscu łatwiej mu będzie wykonać zadanie. Przeklął cicho, przypominając sobie wczorajszy wieczór.

Uchiha, podbijaj stawkę! — krzyknął, porządnie już wstawiony Kiba. Jego brązowe oczy błysnęły zaczepnie. To właśnie Inuzuka najbardziej cieszył się z zakładów do ich gry i to on wymyślał najgorsze zadania dla zwycięzców. Rzadko zdarzało się, że cokolwiek wygrywał.
Daję jeszcze stówę, na więcej nie liczcie. — Sasuke uniósł rękę z banknotem i zamachał nim od niechcenia.
Uuu! Tym razem będzie rekord! No dalej chłopacy, postawcie się! — zawołał Kiba, zwracając się do reszty ekipy, siedzącej na kanapie i popijającej piwo.
Niech wam będzie — skapitulował Neij, wykładając na okrągły stolik zielony banknot z wizerunkiem Benjamina Franklina. Shikamaru mruknął ze zrezygnowaniem. Oczy zamykały mu się, a głowa opadała na ramiona, choć starał się dzielnie trzymać. Liczyły się chęci, dlatego koledzy wybaczyli mu tę chwilową niedyspozycję, kiedy położył kasę na stół. Wtedy przyszła kolej na Rocka. Wszyscy spojrzeli na niego wyczekująco i nie zdziwili się, kiedy Lee kołysał się na krześle do przodu i do tyłu.
A ten znów na sterydach? — Kiba zaśmiał się złośliwie, machając ręką tuż przed twarzą Rocka, ale dopiero gdy uderzył go lekko w twarz, chłopak spojrzał na niego.
Wychodź z kasy.
Czemu?
Mamy zakład — mruknął Sasuke, rozmasowując skronie. Co za banda debili, pomyślał z rosnącą irytacją.
To super! — Lee uśmiechnął się radośnie, jakby dopiero teraz zresetował swój system.
Musisz wyskoczyć z kasy. Jeszcze stówa.
Lee spojrzał na nich z przerażeniem, szeroko otwartymi oczami. Zapadła pełna napięcia cisza. Sasuke był zbyt zmęczony, żeby nawet westchnąć cierpiętniczo. Cierpliwość — choć wielokrotnie zdobywana przy kumplach — nie była jego najmocniejszą stroną. Na całe szczęście Shikamaru zachował zimną krew.
Robimy rekordowe zakłady — wytłumaczył spokojnie.
Niech wygra lepszy! — Rock klasnął w dłonie i również wyszedł z kasy. Niestety jego szmal składał się z samych drobnych, które Kiba liczył dobre kilkanaście minut, co chwilę się przy tym myląc i zaczynając od nowa.
To jakie tym razem będzie zadanie? — zapytał, kiedy Kiba z niewielką pomocą Shikamaru doliczył się w końcu stówy w drobniakach Lee. Mogli więc zaczynać.
To rekordowy zakład, więc musi być coś trudnego! — zauważył Kiba i uśmiechnął się podstępnie. Sasuke mógł się założyć, że Inuzuka miał nadzieję na wygranie pieniędzy. Zapewne sądził, że dzisiaj szczęście mu dopisze. Płonne nadzieje.
Wymyślcie coś — zadecydował w końcu. Miał poważne zastrzeżenia co do tego, czy aby bezpiecznie powierzać pomysł tym kretynom. Ich kreatywność drastycznie wzrastała, gdy we krwi szalały procenty. Postanowił jednak zaryzykować. Alkohol przyćmił nieco jego instynkt samozachowawczy.

Gra nosiła nazwę Bom Bom!. Wymyślili ją, gdy byli jeszcze małymi gówniarzami, dopiero zaczynającymi swoją przygodę ze sportem. Na początku chodziło o wykonywanie niebezpiecznych zadań, wykazaniu się odwagą, czasami nawet brawurą, przede wszystkim zaimponowaniu kolegom. Dopiero po skończeniu magicznego wieku dwunastu lat, kiedy posiada się już tajemną wiedzę o kobiecym ciele i podkrada erotyczne magazyny tatusiów, Bom Bom! ewoluowało w hazard. Zakładali się o pieniądze, a zwycięzca, by zgarnąć wyznaczoną pulę kieszonkowego, musiał wykonać kolejne, finałowe zadanie.

Mam! — krzyknął niespodziewanie Kiba, podnosząc się gwałtownie i przewracając krzesło, na którym siedział. Niefortunnie potrącił również ręką miskę chipsów, które rozsypały się na zabrudzonej podłodze.
Sasuke skrzywił się, czując, że uradowana mina Kiby nie była zapowiedzią niczego dobrego. Kiedy spojrzał na resztę ekipy, zauważył, że oni również nie cieszą się z nagłego olśnienia Inuzuki. Lee mętnym wzrokiem wgapiał się w rozsypane na podłodze chipsy, Shikamaru drzemał na siedząco, a Neji oglądał wieczorne wiadomości sportowe, kompletnie nie zwracając na nich uwagi.
Uwaga... — zaczął Kiba pełnym napięcia głosem i dla zwiększenia efektu zadudnił rękami w blat stołu. — Wybierzemy się na Czarny Szczyt!
Dopiero teraz wszyscy zwrócili na Kibę uwagę.
Mówisz o tej trasie, na której w zeszłym sezonie zginął narciarz?
Właśnie o tej!
Sasuke warknął zirytowany, z głośnym trzaskiem odstawiając swoją butelkę piwa na stole.
To gówniany pomysł — stwierdził.
Zamknęli tamten stok. Wyobrażasz sobie, co by się stało, gdybyśmy tam poszli? — zapytał chłodno Neji i żeby zobrazować swoją teorię, zgniótł puszkę piwa w dłoni.
Przesadzasz! Wielokrotnie jeździliśmy poza wyznaczonymi trasami — prychnął nieprzekonany Kiba.
A jak myślisz, jak zareaguje Kakashi, gdy się o tym dowie?
Kiba, daj spokój — powiedział znudzony tą kłótnią Shikamaru. — To tak jakbyśmy oddali Sasuke tysiąc.
Frajerzy! — burknął urażony Kiba, robiąc przy tym dobrze znaną wszystkim minę, którą podpatrzył u Marlona Brando.
Ja wiem! — zawołał nagle Rock. — Ukradnijmy stanik Tsunade.
Wszyscy, włącznie z wciąż obrażonym Kibą, spojrzeli na Lee ze zdziwieniem. Sasuke zaśmiał się cicho, myśląc, że Lee na sterydach dodatkowo zakropionych piwem, był mieszanką wybuchową.
Że niby w szkole?
Tak, ten, który aktualnie będzie miała na sobie.
To już chyba wolę pomysł Kiby — mruknął Neji.
Sasuke nie mógł się z nim nie zgodzić. Starał się wyobrazić sobie, jak można by wykonać szalony plan Lee, ale po krótkiej chwili uznał, że to misja niemożliwa, a jej podjęcie się jej byłoby jak wyrok śmierci.
To genialny pomysł! — zawołał nagle Kiba, najwyraźniej zapominając, jaki był na nich zły. Uderzył pięścią w stół, chcąc zapewne zademonstrować swój entuzjazm dla pomysłu kolegi.
Dajcie spokój i przestańcie błaznować — warknął Sasuke, wstając od stołu.
W stawce jest tysiąc, więc to musi być coś trudnego! — bronił się Kiba.
Trudnego, ale nie niewykonalnego.
Tchórzysz? — zapytał Kiba, uśmiechając się przy tym bezczelnie. Jakby tego było mało, zagdakał kilka razy, udając kurczaka. Sasuke uśmiechnął się wrednie i pochylił się nad nim.
Tak bardzo chcesz czegoś niebezpiecznego? — zapytał cichym, złowieszczym głosem. Kiba wzdrygnął się pod jego spojrzeniem, ale pokiwał niepewnie głową. — Więc chodźmy do starej kopalni.
Do... kopalni?
Coś nie tak?
Ona może się zawalić.
I podobno tam starszy… — powiedział Lee.
Tylko mi nie mówcie, że się boicie — uśmiechnął się kpiąco.
Neji odchrząknął znacząco, starając się ukryć uśmiech na widok min Kiby i Rocka.
Więc niby co będziemy tam musieli zrobić?
Kto dojdzie do bazy robotników, wygrywa.
A jak się zawali?
To nikt nie dostanie tego patyka.


Sasuke nie przyznał się nikomu, że już wcześniej był w opuszczonej kopalni na skraju miasta. Kilka lat temu jego brat, Itachi, zabierał go tam wraz ze swoimi kumplami. Zapamiętał tamte przygody do końca życia, a wiedza, którą wtedy nabył, pozwoliła mu wygrać zakład. Najszybciej dotarł do wyznaczonego celu, a swoich kumpli, którzy zgubili się w gąszczu tuneli, zdołał szybko odnaleźć. W duchu gratulował sobie sprytu.
Bardzo dobrze, że nigdy wcześniej nie przyprowadziłem tutaj tych kretynów, pomyślał wtedy, gdy odbierał rekordową wygraną.
Nie uważajcie go za oszusta. Rzeczywiście, może stara kopalnia nie była zbyt sportowym zagraniem, ale dzięki temu mógł odzyskać utracone wcześniej pieniądze. Bom Bom! było grą pełną niespodzianek, nie zawsze można było wygrać, a Sasuke w ciągu ostatnich kilku miesięcy przegrał wystarczająco dużo, żeby móc pozwolić sobie na zagrania wątpliwej uczciwości. Może zmienia się już w podrzędnego hazardzistę?
Jak jednak widzicie, jego kumple nie potrafili przyjąć przegranej z godnością, dlatego właśnie teraz, żeby odebrać wygraną, musiał spotkać się z Sakurą Haruno.

Wychodząc z parkingu, zauważył stojące tuż przy wejściu do Centrum Sportu auto Nejiego. Oznaczało to, że jego kumple już na niego czekają, żeby upewnić się, że wykona swoje zadanie. Wiedział, że sprawdzą w jakiś sposób, czy się z niego wywiąże. Obawiał się tylko, jak to zrobią.
Skierował się na tyły Centrum Sportu w kierunku snowparku. Poczuł przyjemny dreszcz niecierpliwość, kiedy pomyślał, że sezon zimowy już wkrótce się rozpocznie, a on po raz kolejny będzie mógł pokazać, na co go stać. Znów da z siebie wszystko. Przyszłość zapowiadała się naprawdę świetnie, jeśliby oczywiście wyłączyć z niej nieistotny incydent, mogący ją skazić. Sasuke wiedział, że zadanie, z którym zaraz przyjdzie mu się zmierzyć, będzie miało lepkie jak pajęcza sieć, pachnące usta, a on sam zostanie umazany błyszczykiem Sakury Haruno.
Na tyłach Centrum Sportu panowała ciemność. Mógł dostrzec jedynie zarys drzew i nikłą biel łagodnego stoku rozciągającego się ponad nim. Trybuny obok Pipe’u rzucały złowrogi cień na łąkę pokrytą sztucznym śniegiem. Kilka metrów nad nim, na najwyższych piętrach Centrum Sportu, widać było żółte światło. Rozejrzał się w poszukiwaniu swoich kumpli. Znając głupotę Rocka, zakładał, że mogli być ukryci w krzakach. Jeśli przystaliby na brawurę Kiby, leżeliby na ziemi, ubrani w ciemne odcienie moro niczym żołnierze, aby nie było ich widać. Shikamaru i Neji woleliby zapewne zostać w Centrum Sportowym i nie naprzykrzać się zbytnio.
Piekło i szatani — szepnął cicho, przymykając na chwilę oczy i starając się rozluźnić. Jego żołądek ściskał się nieprzyjemnie na samą myśl o tym, co miał za chwilę zrobić. Wibracja w kieszeni spodni przywróciła go do rzeczywistości. Sakura musi już być na miejscu, pomyślał, a już po chwili ktoś w niego uderzył. Dziewczyna w tej ciemności był ślepa jak kura, dlatego mógł pozwolić sobie na brzydki grymas bezradności, kiedy odwrócił się do niej. Widział tylko zarys jej sylwetki, ale i tak zamknął oczy, żeby chociaż tak odgrodzić się od niej. Pomyślał, że będzie sobie wyobrażał, że ma przed sobą jakąś piosenkarkę. Tak było dużo łatwiej.
Cii — szepnął, przybliżając się do niej. Złapał jej twarz w dłonie i kciukiem przejechał po wargach, ze zdziwieniem zauważając, że tym razem są niepomalowane, ale za to dziwnie wąskie i przyjemnie twarde. Przedstawienie czas zacząć, pomyślał jeszcze, zanim ją pocałował. Sakura stała w szoku i nawet nie drgnęła, jakby zupełnie się tego nie spodziewała. Jasne! Przecież doskonale dałem jej do zrozumienia, czego oczekują po tym spotkaniu, pomyślał ze złością. Zrobił to oczywiście w taki sposób, że się nie zorientowała, że ma jedynie rozłożyć przed nim nogi, do niczego więcej nie będąc potrzebną. Położył ręce na jej pośladkach, ściskając je i ze zdziwieniem zauważając, że biodra Sakury są wąskie, a tyłek naprawdę twardy i umięśniony. Przyciągnął ją do siebie jeszcze bliżej, na co spięła się po raz kolejny. Kolejnym zaskoczeniem tego wieczoru był dotyk klatki piersiowej. Zupełnie płaskiej klatki piersiowej, trzeba dodać. Zawsze podejrzewał, że Sakura wypycha sobie stanik pończochami, ale na bogów!, nie wiedział, że aż w takim stopniu.
Teraz wszystkie skarpetki są w praniu?, pomyślał, bo jak inaczej można było to wytłumaczyć? Sakura miała duże, jędrne piersi i chociaż Sasuke nigdy nie miał z nimi bliższego randez vu, wiedział, że nie można się ich zupełnie pozbyć, nawet jeśli miała wypchany stanik prześcieradłem.
Spóźniłaś się — mruknął napiętym głosem, owiewając oddechem jej skórę. Czuł promieniujące od niej ciepło. Cierpki, mocny zapach, którym pachniała, sprawił, że postanowił posunąć się do czegoś więcej. Pocałował ją ponownie, wsuwając język między jej niepewne wargi. Sakura szarpnęła się mocno, ale nie miało to dla niego żadnego znaczenia. Usłyszał, jak otwierają się drzwi, obok których stali, a zaraz potem oślepiło go światło fleszu. Otworzył zaskoczony oczy, odrywając się od Sakury.
Sasuke, kto to jest? — Rozległ się zdumiony głos Kiby.
Jestem Naruto Uzumaki, zboczeńcy! — Rozległ się wściekły krzyk domniemanej Sakury Haruno.


__________________
* Pipe: Zazwyczaj wykonane są z drewna i zakończone copingiem. W sportach zimowych pipe'y uzyskuje się poprzez ułożenie śniegu na kształt litery U, jest on wtedy ukierunkowany pod niewielkim stopniem w dół zbocza, po to, aby sportowcy mogli wykorzystywać grawitację do rozpędzenia się. (źródło: Wikipedia)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę pisać komentarz pod najnowszą notką.