sobota, 20 czerwca 2009

1. Refuge

Zaczynało już świtać, kiedy Sasuke wrócił do miasta. Nocna społeczność Nowego Jorku zaczynała się powoli ulatniać, a na jej miejsce wracali normalni mieszkańcy metropolii.
Sasuke skręcił w jedną z najczarniejszych dzielnic. Tam ludzie żyli tak, jakby wciąż jeszcze była noc. Nawet policja bała się zapuszczać w te strony. Mężczyzna jakby nigdy nic zaparkował na chodniku i wyszedł z mercedesa. Ukradł go pewnej bogatej dziewczynie, gdy się z nią przespał. Niektórzy spojrzeli na niego wrogo, ale gdy ten odwzajemnił spojrzenie szybko odwrócili wzrok. Nikt nawet nie myślał, by zwinąć mu brykę. Wszyscy wiedzieli do czego brunet jest zdolny się posunąć.
W drzwiach do siedziby mafii najpierw pojawiła się para świńskich oczek i pucołowata twarz. Dopiero później cała reszta tłuszczu zasłoniła wejście.
- Wejdź – Goryl przepuścił Sasuke, który skierował się na najwyższe piętro budynku. Do swojego dowódcy.
- Masz pieniądze? – Starszy mężczyzna nawet nie spojrzał na gościa.
- Tak. – Uchiha podszedł do biurka i położył na nim skórzaną walizkę.
- Możesz być z siebie dumny – Facet z uśmiechem spojrzał do środka.
- Mogę iść?
- Mmm… Tak. Tylko czekaj! Boss cię wzywał. Idź do niego, najlepiej zaraz.
- Boss? – Sasuke spojrzał na dowódcę nic nie rozumiejąc.
- Noo – Tamten mruknął tylko, wracając do liczenia pieniędzy.
Dopiero od niedawna tu pracował i już go wzywają na dywanik. Pewnie dadzą mu kolejny cel. Od miesiąca nic tylko zabijał. Nie powinno go to dziwić. W końcu uczył go Orochimaru. Skrzywił się na samo wspomnienie mentora. Ale czegoś go w końcu nauczył. Ciekawe czy robaki już zeżarły jego ciało?
Westchnął cicho, kiedy znalazł się przed najważniejszymi drzwiami w budynku mafii. Zapukał z wahaniem.
- Wejść!
Gabinet Bossa był zupełnie inny niż biuro dowódcy. Błyszczące drewno, skórzane obicia i nawet złote zdobienia! Dawały znać o pozycji ich szefa, który siedział rozwalony na krześle i oglądał telewizor. Kiedy Sasuke wszedł, spojrzał na niego leniwie.
- Dobrze, że jesteś Uchiha. Słyszałem o twojej misji. Jesteś jednym z naszych najlepszych ludzi. Hmm… jak nie najlepszym .Przez miesiąc zarobiłeś więcej, niż niektórzy w rok. Jeśli nadal tak pójdzie wróżę ci niezłą karierę. – Powiedział Boss mierząc bruneta uważnym spojrzeniem.- Mam nadzieję, że chcesz się rozwijać?
- Oczywiście.
- To świetnie – Mężczyzna klasnął w dłonie – Jest zadanie specjalnie dla ciebie. Widzisz, jest taki gość, który mnie wyjątkowo drażni. Może zagrozić naszej uhm… instytucji i trzeba go, jakby to ładnie powiedzieć: wyeliminować. To jak piszesz się na to? Bo wiesz, jeśli ci się uda to na pewno wskoczysz kilka stopni wyżej.
- Kim on jest?
- To właściciel jednego z kasyn w Las Vegas. – Sasuke uśmiechnął się pobłażliwie. Zabijał już gorsze typki. Zabił Orochimaru. Jakiś staruch z kupą kasy nie będzie przeszkodą.
- Kiedy trzeba go zabić?
- Dzisiaj.
- Dzisiaj. – Powtórzył głucho Sasuke, unosząc lekko brwi ku górze. W myślach dodał tylko zajebiście.
~***~
Cały ranek pracował jak ta pszczoła, by zdążyć na czas. Obejrzał nawet film o włamywaniu się do kasyn. O swoim celu wiedział już wszystko. Znał nawet adresy jego kochanek. Teraz wystarczyło tylko pojechać do Las Vegas. Pojechać. O przelocie nawet nie marzył. Władze jakby zorientowały się kto siedzi w samolocie, chyba same by go rozbiły.
- Kurwa.
Miał stanowczo za mało czasu. Kilka godzin, a do przejechania ponad pół kraju.
Wpakował się do samochodu i ruszył w trasę. Z doświadczenia wiedział, że najlepsze są pustynne drogi. Tam dużo łatwiej jest „pozbyć” się jakiejś przeszkody. Dużo łatwiej…
Nie inaczej było i tym razem. Był zły, że ktokolwiek go zatrzymał, ale jednak już lepiej stanąć i porozmawiać sobie z władzami, niż mieć pół policji na karku.

- Proszę pokazać dokumenty. – Po samochodu podszedł policjant z drogówki.
- Nie mam.
- Słucham?
- Nie mam, ogłuchł pan? – Sasuke spojrzał na mężczyznę, który zmarszczył groźnie brwi. Brunet uśmiechnął się ironicznie. Na pierwszy rzut oka widać, że nowy. Prawie zrobiło mu się go żal. Wyszedł z samochodu i spojrzał z góry na policjanta. Sasuke nie miał w prawdzie wzrostu koszykarza, ale zazwyczaj górował nad większością społeczeństwa.
- Ręce na maskę!
- Co tak ostro panie władzo? – Zapytał patrząc na wymierzoną w niego broń.
- Powiedziałem!
Z radiowozu wyszedł drugi policjant.
- Jakiś problem?
- Oczywiście, że nie – Sasuke przymknął oczy i znów się uśmiechnął.
- Proszę wykonać polecenie kolegi.
- A jeśli nie, to co? – Zapytał, wciąż nie otwierając oczu.
- Będziemy musieli pana skuć i zawieść na komendę.
- Jak mnie niby skujecie, skoro nie pozwolę wam się dotknąć?
- Zatem będziemy musieli pana ostrzec bronią.
- Naprawdę? – Sasuke w końcu otworzył oczy i spojrzał na policjantów. Uśmiechnął się kiedy usłyszał ich krzyk. Gdy upadli wsiadł do samochodu i odjechał.
~***~
.
Do Las Vegas dojechał po dwunastu godzinach. Żadne inne „incydenty” podczas jazdy nie miały już miejsca. Był przyzwyczajony do ciężkich warunków, więc bolący kark i plecy nie sprawiały jakichś znaczących trudności. Pod kasynem znalazł się, gdy największy ruch już minął, a w mieście hazardu rozpoczęła się nocna gorączka. Swojego mercedesa zaparkował na parkingu dla gości, żeby czasem nie było wątpliwości, że taki wóz podjeżdża na tyły budynku. Sam udał się właśnie w tamtą stronę.

Po niecałej godzinie przemierzał już prywatne korytarze właściciela. Oprócz kasyna w budynku znajdował się także olbrzymi hotel.
- Chciałbym osobiście porozmawiać z kazekage. – Sasuke usłyszał kroki za zakrętu.
- Kazekage został niedawno zamordowany. Teraz władzę sprawuje jego syn.
Rozejrzał się po korytarzu, ale zobaczył tylko rzędy drzwi. Nacisnął na klamkę pierwszych lepszych, ale jak się spodziewał były zamknięte. Wyciągnął szybko jakiś drut i już po kilku sekundach znajdował się w luksusowym pokoju. Przybysze przeszli nawet nie zdając sobie sprawy, co się stało chwilę temu. Odetchnął z ulgą. Jedną z bardziej pożytecznych rzeczy jakich nauczył się na ulicy było właśnie włamywanie się do domów. W swoim dwudziesto jedno letnim życiu otworzył już wystarczająco wiele drzwi, by dość do mistrzostwa.
Rozejrzał się uważnie po pomieszczeniu, zastanawiając się jak może dostać się do pokoju tej szychy. Kazekage został zabity jak powiedzieli jego ludzie, więc jego celem był brat? A może ktoś go uprzedził? Ale przecież nie zwlekał długo.
Wszedł do łazienki i spojrzał na sufit. Stalowa krata od przewodów wentylacyjnych nie rzucała się w oczy, by nie burzyć idealnego wystroju łazienki. Jak widać nikt nie mieszkał w pokoju, do którego włamał się Sasuke.
Brunet stanął na skraju wielkiej wanny i nożem odkręcił śruby, by później ściągnąć zabezpieczenie i wejść do przewodu. Starając się wywołać jak najmniej hałasu skierował się w kierunku, w którym przypuszczalnie mógł znajdować się jego cel. Już po kilku metrach usłyszał głosy:
- Pańska rodzina ma coś, czego zakon potrzebuje.
- I co w związku z tym? - Kiedy doszedł do kraty zobaczył dwóch mężczyzn. Byli w pokoju sami - tak jak chciał gość. Gościem okazał się młody blond-włosy chłopak w ciemnej pelerynie. Miał on dość dziecinny głos, a jego twarz była taka niewinna… Mogłoby się wydawać, że przybył tutaj z innego świata, nawet galaktyki. Sasuke zmarszczył brwi. Skądś go pamiętał. Nie można, po prostu nie można zapomnieć kogoś takiego. Chłopak był łudząco podobny do… nie to niemożliwe. Uchiha roześmiał się w duchu patrząc na gościa swojej ofiary. A nawet jeśli jego przypuszczanie były prawdą to teraz nie jest już tylko, kim był kilka lat temu. Teraz jest jednym z najsilniejszych. Nikt nie jest w stanie go pokonać.
- Kiedyś klasztor wam pomógł. Nie spłaciliście jeszcze długu wdzięczności, a teraz jest najlepsza do tego okazja.
- Powiedz mi…
- Naruto.
- Powiedz mi Naruto, dlaczego Shaolin wysłało właśnie ciebie? Rozmawiając z tobą nie czuję się nic, a nic przekonany.
- Dlaczego?
- Hmm… Jesteś za młody. Czuję się jakbym rozmawiał jeszcze z dzieckiem. Przywykłem do bardziej kontrowersyjnej wymiany zdań – Oczy starszego mężczyzny błysnęły groźnie, ale blondyn wciąż stał bez ruchu, słuchając jego słów z uśmiechem na ustach.
- Zatem dziecko nie jest w stanie cię oszukać. – Nie ruszył się nawet, kiedy mężczyzna podszedł do niego i dotknął wielką ręką jego policzka. Blondyn przekrzywił głowę patrząc na jego tatuaże na policzkach.
- Dam ci to czego szukasz pod jednym warunkiem… - Szepnął przybliżając się jeszcze bardziej do Naruto.
- Panie Kankuro to niestosowne.
Sasuke wykorzystał ten moment by wkroczyć. Podczas ich rozmowy podważył kratkę i czekał na odpowiednią chwilę. Ta była wprost wymarzona.
- Kim ty do cholery…?! – Darzył tylko krzyknąć, gdy Sasuke spojrzał na niego. Mężczyzna krzyknął przeraźliwie.
- Nie! Zostaw go! Zostaw! – Chłopak jakby wiedział, popchnął mężczyznę na podłogę i zasłonił mu oczy. Jakby wiedział…
- Puść go – Syknął brunet i podszedł do Naruto. Spojrzał w jego twarz i zaniemówił. To rzeczywiście był on. Przez niego o mało nie wylądował w pierdlu! Syknął wściekle i zamachnął się uderzając chłopaka w twarz. Było to na tyle mocne uderzenie, że blondyn został odepchnięty od mężczyzny. Zatrzymał się gdzieś w pobliżu sofy, ale Sasuke nie przejmował się nim zbytnio. Podniósł szefa kasyna za poły ubrań i przymknął oczy dosłownie na sekundę. Nie ma teraz czasu na zbieranie mocy, a i tak wystarczy krótkie spojrzenie by go dobić.
- Prezent od Bossa.
- Proszę nie… - Usłyszał jeszcze szept Naruto, gdy przeraźliwy krzyk rozniósł się po całym kasynie.
- Przykro mi, takie miałem rozkazy – Spojrzał na blondyna, który próbował wstać, jednak nie za bardzo mu to wychodziło. Sasuke sam sobie nie wierząc postanowił mu pomóc. W końcu to była jego wina, że go tak urządził.
Nagle drzwi otwarły się z hukiem. Do środka wbiegło kilkunastu ochroniarzy z bronią w ręku. Spojrzało najpierw na Naruto, który obejmował bruneta i próbował wstać, później na zmasakrowane ciało swojego szefa.
- Co wy mu zrobiliście? – Szepnął jeszcze ktoś, gdy reszta z krzykiem zaczęła strzelać w ich stronę. Sasuke z trudem wyminął kule. Jedna drasnęła go w ramię, gdy osłaniał ciało blondyna. Doprawdy sam siebie nie poznawał… Jakaś irracjonalna myśl mówiła mu, że przecież on jest taki niewinny, zginąłby, gdyby Sasuke mu nie pomógł. Że brunet stanie się bohaterem, chociaż dla niego.
Wybuch sprowadził go do rzeczywistości. Spojrzał najpierw na Naruto, a później na ochroniarzy, a raczej to co z nich zostało.
- Chodźmy mamy mało czasu – Mruknął niewyraźnie blondyn ciągnąć Sasuke za rękaw. Brunet podtrzymał go, gdy ten zaczął się chwiać.
- Mocno oberwałeś.
Naruto uśmiechnął się.
- Jesteś znacznie silniejszy, niż trzy lata temu.
- A więc mnie pamiętasz. Wiesz, że gdy cię stąd wyprowadzę, to już nie będę taki miły?
- Zdaję sobie z tego sprawę. Naruto – Jeszcze raz się uśmiechnął. Tym razem zrobił to tak uroczo, że Sasuke nie był pewny, czy aby nie specjalnie. Złapał go mocniej w talii.
- Tam są! – Zanim przeciwnicy zdołali zrobić jakikolwiek ruch, brunet wolną ręką wyciągnął pistolet i bezbłędnie wystrzelił w stronę goryli, zabijając każdego z nich. Kiedy się obrócił ktoś stęknął z wysiłku.
- Naruto – Sasuke niewiele myśląc wziął no na ręce.
- To… z-zaraz przejdzie. Tylko teraz… się….. goi.
Brunet nic nie odpowiedział. Pobiegł schodami w dół. Stwierdził, że będzie to najlepsze rozwiązanie. Ochroniarze pewnie pomyślą, że pojechali windą.
- Ej…
- Hm?
- Przestawiłem ci się.
- Słyszałem już wcześniej jak masz na imię.
- A ty?
- Po co ci to wiedzieć? – Sasuke już dobiegał do parteru.
- Jak? – Naciskał Naruto coraz bardziej przytomny.
- Sasuke.
- Dziękuję, Sasuke.
- Za co?
- Za to, że mnie nie zostawiłeś.
Brunet również się uśmiechnął. Gdy to zrobił poczuł się jakoś dziwnie. Przecież już tak dawno nie używał tych mięśni twarzy …
- Możesz mnie postawić.
- Jesteś pewien?
- Mhy, już wszystko w porządku. Sądz...- Przerwał, gdy usłyszeli dźwięk u szczytu schodów. – Chodź do głównej Sali, tam nie będą do nas strzelać. Później przejdziemy głównym wejściem. Nikt nas nie zauważy. – Mruknął ciągnąc za sobą Sasuke, który cudem uniknął kuli pistoletu.
Gdy wystrzelił brunet wszyscy leżeli martwi. Razem wyszli na korytarz.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę pisać komentarz pod najnowszą notką.