poniedziałek, 18 lutego 2013

Bom Bom 10! — Dwóch snowboardzistów i jeden pyskaty surfer


Pierwszą wersję betowała Kuroneko
Drugą na razie nikt :D


Sasuke stał na szczycie Pipu, ze spokojem wymalowanym na twarzy obserwując naśnieżoną rampę. Niebo przybierało coraz ciemniejszą barwę, przez co reflektory nad stokiem powoli zaczynały się rozgrzewać, rzucając na niego żółty blask. Wiał chłodny, wieczorny wiatr, przez który robiło się coraz bardziej nieprzyjemnie i Sasuke zerknął na tłum gapiów gromadzący się na dole. Z tej odległości wydawali się śmiesznie mali, a ich krzyki docierały do niego jako zniekształcony, niewyraźny huk. Na jego treningach pojawiały się głównie zakochane w nim nastolatki, amatorzy snowboardu, czy dzieciaki, które kiedyś chciały być takie jak on.
Zmrużył oczy, szukając wśród gapiów jasnej czupryny, łudząc się, że Naruto będzie się wyróżniał. Niemal warknął, przypominając sobie, że ostatni raz widział go przecież, kiedy wyjeżdżał na rampę.
Naruto rozmawiał z Hinatą Hyuugą, która, ku niezadowoleniu Sasuke, przeżyła wcześniejszą snowboardową kolizję z Uzumakim. Sasuke nigdy jej nie lubił, rzadko, nie, inaczej nigdy jej nie zauważał. Zamknięta w sobie, chorobliwie nieśmiała kuzynka Nejiego nawet nie zwróciła jego uwagi. Aż do dzisiaj.  Był pewny, że Naruto celowo rozmawiał z Hinatą, z całkowitą premedytacją chcąc ich sprowokować.
Głośny gong wyrwał Sasuke z zamyślenia. Zsunął się odrobinę w dół, na linię startową. Dopiął zapięcia, po czym obrócił się na desce bokiem do stoku, wprawiając ją w ruch. Rozpoczął swój zjazd. Skupił się tylko na nim, zupełnie zapominając o wszystkim, nawet o Naruto i tym, czy ten oglądał jego trening. 

Sasuke był młodą gwiazdą snowboardingu, cudownym odkryciem ostatnich sezonów i sportowcem z ogromnymi możliwościami. W branży tego sportu nikt nie miał wątpliwości, że był w stanie osiągnąć naprawdę wiele. Niektórzy sądzili nawet, że w przeciągu dwóch lat może osiągnąć więcej, niż czołowi zawodnicy w ciągu całego swojego życia. Sasuke w zeszłym sezonie udało się ustanowić nowy rekord świata w trzech konkurencjach snowboardowych, czym wywołał sensację w świecie sportów zimowych.
Konkurencją, w której Sasuke był niekwestionowanym mistrzem był Halfpipe, nazywana królewską dyscypliną, chociaż powstał stosunkowo niedawno i członkowie żadnych dynastii bynajmniej nie mieli o nim żadnego pojęcia. Krótko mówiąc HalfPipe polegał na zjeździe po śnieżnej rynnie, wykonując akrobatyczne ewolucje w powietrzu, po wybiciu się z niej. Sędziowie oceniali każdy zjazd, przede wszystkim biorąc pod uwagę wysokość skoku, trudność oraz złożoność ewolucje, a na końcu — wiadomo — lądowanie.
Zjazd nie trwał dłużej niż dwie minuty, więc Sasuke miał naprawdę niewiele czasu na zademonstrowanie szerokiego wachlarzu swoich umiejętności. Dzisiejszego ranka ustalił ze swoim trenerem, że wprowadzi do swojego zjazdu nowy skok, nad którym procował już przeszło od kilku tygodni. Miał go zaprezentować na otwierających sezon zawodach w Ohio.
Sasuke czuł chłód uderzającego w niego powietrza, kiedy wyskoczył ponad Pipe, odchylając się mocno do tyłu i siłą ramią okręcając się wokół własnej osi. Czuł krew pulsującą w skroniach i gorąco na policzkach, kiedy przybliżał się do rynny. Widział niebieską linię wymalowaną na krańcach Pipu i obrócił się najszybciej jak mógł do pionu, żeby stabilnie wylądować. Uderzył deską w skraj śnieżnej ściany, cudem zachowując równowagę. Oddychał ciężko, jadąc na przeciwną część rampy i wykonując kolejną, tym razem niezbyt skomplikowaną ewolucję. Jak przez mgłę słyszał brawa i krzyki, adrenalina niemal rozsadzała mu głowę.
Przejechał czerwoną linię wymalowaną na dole Pipu i zatrzymał się tuż przed widownią. Pochylił się, żeby odpiąć zapięcia i zdjąć snowboard, powoli się uspokajał.
— Dobra robota — usłyszał i odwrócił się do Kakashiego, swojego trenera, który zapisywał coś w notatniku. — Teraz Neji — dodał tamten, a Sasuke odwrócił się w stronę Pipu, widząc na jego szczycie znajomą sylwetkę.
Neji Hyuuga, starszy o rok od Sasuke bratanek właściciela większości kurortów w Utah również był jednym z najlepiej zapowiadających się snowboardzistów młodego pokolenia. Swoją karierę zaczął wcześniej niż Sasuke, brał udział w licznych zawodach juniorów, na którym wypatrzył go manager kadry USA. Neji był dużo bardziej medialny od Sasuke i siłą rzeczy zdobył lepszych sponsorów. Konsekwencją czego musiał brać udział w masie wydarzeń, które dla Uchihy były zupełnie zbędne, a i tak, koniec końców, jego popularność niewiele na tym cierpiała. Podstawową różnicą między nimi było podejście do sławy. Neji ze stoickim spokojem znosił wszystkie następstwa wiążące się z byciem popularnym sportowcem, Sasuke najbardziej jak mógł odgradzał się od medialnego świata, całą swoją uwagę skupiając na jednym celu — sporcie. Skutki tych odmiennych decyzji były znaczące — Sasuke był z pewnością czołowym zawodnikiem młodego pokolenia, jednak nie posiadał sponsorów, dzięki którym mógł liczyć na udział w większej ilości zawodów. Nejiego producenci angażowali w dużo więcej medialnych wydarzeń, konsekwencją czego cierpiały na tym jego treningi i czołowa pozycja w zawodach.
Nadchodzący sezon miał okazać się jednak jednym z najważniejszych dla nich obu. Jeśli pokażą formę, zakwalifikują się do przyszłorocznej olimpiady, a olimpiada jak wiadomo, jest dla sportowca najważniejszym wydarzeniem.

Sasuke z uwagą śledził każdą ewolucję Nejiego, wyłapując najmniejsze błędy. Ich układy były do siebie dość podobne pod względem technicznym, ale przez ich różny styl jazdy, nie sposób porównywać do siebie ich zjazdów.
Trzy punkty mniej, pomyślał Sasuke, kiedy Neji zahaczył o krawędź Pipu przy lądowaniu po jednym ze skoków. Już z przyzwyczajenia kalkulował, jakiego wyniku mógłby spodziewać się Hyuuga po tym zjeździe.
— Jest za sztywny, źle się wybił — mruknął stojący obok Sasuke trener i zapisał coś w notesie. — Ty też musisz trochę dopracować wybicie — zwrócił się do niego — w ostatnim sezonie wybijałeś się mocno.
—I prędkość — mruknął Sasuke, nawet nie patrząc na mężczyznę.
— Zwłaszcza Method Air. — Kakashi bezwzględnie zauważył najsłabszy punkt Sasuke.
— Na Big Air jakoś nie mam z tym problemu — odpowiedział, słusznie zauważając, że na skoczni nie miał problemu z tą ewolucją.
— Nie na Big Airu będziesz występował w zawodach! — Trener spojrzał na niego surowo, co oznaczało koniec dyskusji.
Kakashi był trenerem Sasuke już od dobrych pięciu lat. Nieco flegmatyczny, często zaniedbujący swoje obowiązki mężczyzna na pierwszy rzut oka nie nadawał się na dobry materiał na nauczyciela dla snowboardowej gwiazdy. Pozory mogą jednak mylić, ponieważ Sasuke uważał go za jednego z najlepszych trenerów w USA. Nie przystał nawet na propozycję ojca, który chciał sprowadzić byłego mistrza olimpijskiego z Kanady. Z Kakashi zawsze dobrze się dogadywał i wierzył, że poprowadzi go on do zwycięstwa.
Sasuke westchnął, podnosząc snowboard ze śniegu. Postanowił w końcu zlokalizować Naruto. Zaczekał jeszcze na Nejiego, ponieważ podejrzewał, że może znaleźć Hinatę w towarzystwie Uzumakiego. Będzie zabawniej. 

*
— W Los Angeles ciągle brałem udział w jakichś zawodach surfingowych — pochwalił się Naruto, nieco koloryzując. Uśmiechnął się rozbrajająco do Hinaty, która pokiwała głową, z uporem godnym lepszej sprawy wpatrując się w swoje buty. Rumieniec na jej twarzy był ogniście czerwony i wciąż nie znikał. — Dobrze się czujesz, Hinata? — zapytał w końcu zaniepokojony Naruto, dotykając jej ramienia. Zwyczajnie nie zauważyłby tego drobiazgu, jednak na bladej skórze Hinaty rumieniec odznaczał się niczym ekologiczne warzywa w KFC.— Jesteś chora?
— Nn..nie — wyjąkała z trudem Hinata, czerwieniąc się jeszcze bardziej — o ile było to w ogóle możliwe. Wierzchem dłoni starła wilgoć z czoła, a Naruto pomyślał ze zdziwieniem, że dziewczyna pociła się jak świnia.
— Byłem naprawdę dobry w surfingu, miałem nawet wyjechać do Australii na międzynarodowe zawody — fantazjował bez zahamowań, wiedząc, że może sobie na to pozwolić. Nikt w końcu nie będzie mógł sprawdzić, jak było w rzeczywistości.
— Naprawdę? — usłyszał niski, głęboki głos i odwrócił się momentalnie w stronę Sasuke, który uśmiechał się do niego kpiąco. Naruto zaklął w duchu, czerwieniąc się prawie tak jak Hinata, przez co uśmiech na ustach Uchihy się poszerzył. 
— Naprawdę! — wysyczał przez zaciśnięte zęby, rzucając Sasuke wyzywające spojrzenie. Ten prychnął, mrużąc rozbawiony oczy. Podparł się na desce, obserwując chłopaka.
— Skoro byłeś taki dobry, czemu przyjechałaś do Utah? — zapytał, a Naruto zmarszczył brwi, otwierając usta. Po chwili zamknął je jednak.
— Nie twoja sprawa — warknął w końcu i już chciał się odwrócić, gdy zauważył ponad ramieniem Sasuke wściekłe spojrzenie Nejiego. Zamrugał, uśmiechając się głupio. — Idziemy, Hinata? — zapytał, podchodząc do dziewczyny, która po raz kolejny tego dnia spłonęła ognistym rumieńcem. Czerwieni na jej policzkach mógł pozazdrościć nawet dziewiąty krąg piekła.
Neji zareagował momentalnie. Odepchnął Sasuke i dopadł Naruto, uderzając go mocno w szczękę.
— Neji!— pisnęła Hinata, zasłaniając usta dłonią. Cofnęła się przerażona kilka kroków, a rumieniec momentalnie zniknął z jej twarzy. Sasuke zmarszczył brwi, chcąc interweniować, ale Naruto uprzedził go, z niespodziewaną siła popychając Nejiego, który nie zdążył utrzymać równowagi i poleciał jak długi w tył.
— Odwal się ode mnie, pojebany bucu! — krzyknął i splunął czerwoną śliną prosto na snowboardowe buty Hyuugi.
— Uspokój się — syknął Sasuke, łapiąc rozjuszonego Uzumakiego za ramię i ciągnąć w swoją stronę. Ludzie rzucali im zaciekawione, czasami zaniepokojone spojrzenia, ale nikt nie zareagował. Kilka dziewczyn zebrało się wokół nich, zwabionych awanturą, w której brał udział Sasuke.
— Powiedz mu, żeby się ode mnie odwalił! — krzyknął Naruto, wymierzając w Nejiego oskarżycielsko palcem. — Raz a dobrze! — dodał, starając się wyrwać z żelaznego uścisku Sasuke.
— Jeszcze słowo, obdartusie, a pożałujesz! — syknął Neji, starając się zebrać z ziemi.
— Jak mnie nazwałeś?! — Naruto aż otworzył szerzej oczy, niedowierzając. Niestety na niekorzyść Nejiego wpływało to, że miał na sobie snowboardowe, niezbyt wygodne buty, więc nie mógł ruszać się tak szybko jak Naruto. — Zaraz ci pokażę, jak się w Los Angeles traktuje takich aroganckich buraków jak ty!
— Uzumaki! — Sasuke w ostatniej chwili złapał wyrywającego się chłopaka i przyciągnął go do siebie, wykręcając mocno rękę. — Jaki z ciebie dzikus — szepnął, pochylając się nad szarpiącym się Naruto.
— C-co? — Ten zamarł, czując na karku gorący oddech przeciwnika. Przeszedł go mimowolny dreszcz, kiedy zdał sobie sprawę, jak blisko niego znalazł się Uchiha.
— Ogłuchłeś? — Sasuke mocniej wykręcił ręce Naruto, wyrywając z jego ust siarczyste przekleństwo.  — Zachowujesz się jak dzikus. W Los Angeles byłeś chyba marginesem, co?
— Wal się! — warknął Naruto, bezskutecznie starając się wyrwać. — Cholerny Uchiha, myślisz że… — zanim zdążył dokończyć, Neji uderzył go mocno w brzuch. Ani Naruto, ani Sasuke nie zdążyli zauważyć, kiedy Hyuuga w końcu się ogarnął i wstał z ziemi — byli zbyt zajęci kłótnią ze sobą.
— Nie waż się zbliżać do Hinaty — zagroził Neji, wskazując palcem swoją kuzynkę — albo tego pożałujesz.
Naruto sapnął, starając się złapać oddech. Sasuke wciąż mocno go trzymał i niemal czuł ciepło emanujące od niego. Ponownie szarpnął się agresywnie.
— Nie groź mi, Hyuuga, bo się jeszcze spocisz — zaszydził z niego, uśmiechając się kpiąco i bezczelnie prosto w wykrzywioną twarz Nejiego.
— Nie prowokuj go — usłyszał tuż przy uchu niski, wibrujący głos Sasuke i spiął się zaskoczony, odwracając szybko głowę w stronę pochylającego się nad nim Uchihy.
— Sam mnie prowokuje — prychnął, patrząc z bliska na twarz Sasuke. Dopiero po chwili Naruto zdał sobie sprawę, że nocny chłód nie robił na nim żadnego wrażenia. Oddychał szybko i płytko, jakby właśnie przebiegł kilka mil.
— Wystarczy, Hyuuga — warknął Sasuke, odwracając głowę w stronę Hyuugi i błyskawicznie blokując cios, który chłopak kolejny raz chciał zadać Uzumakiemu. —  Uspokój się, do cholery.
Naruto dopiero po dłuższej chwili zdał sobie sprawę, że jego ręce są już wolne. Sasuke odsunął się od niego.
  Masz się teraz za bohatera, Uchiha? —  prychnął, rozcierając obolałe nadgarstki. — Gdybyś mnie nie  trzymał, sam bym sobie poradził z tym kretynem.
Zanim jednak którykolwiek z nich zdążył zareagować, Kakashi przepchał się przez tłum, przerywając kłótnie między dwójką snowboardzistów i pyskatym surferem.
— Co tu się, do cholery, dzieje? — zapytał groźnie mężczyzna, patrząc surowo na swoich wychowanków. — Czy was już do reszty powaliło?
Neji nie odpowiedział, nawet nie spojrzał na trenera, zbyt zajęty piorunowaniem Naruto wzrokiem. Sasuke zmrużył oczy, również nie spuszczając spojrzenia z Uzumakiego.
— Nic — mruknął, podchodząc do swojego snowboardu i zabierając go z ziemi. — Drobny problem z namolnym fanem.
Naruto aż otworzył usta, nie wierząc w to, co usłyszał. Kilka dziewczyn obserwujących całe zajście zaśmiało się, a Neji pokazał mu pięść, jakby ona była najlepszym dowodem na to, co miało czekać Naruto.
— Do magazynu. Teraz! — warknął Kakashi nieprzyjemnym tonem, rzucając dłuższe, badawcze spojrzenie Naruto. — Nigdy cię tu nie widziałem.
— Dopiero się sprowadziłem — odpowiedział Uzumaki, wzruszając ramionami. Wierzchem dłoni wytarł brodę, mierząc snowboardzistów obrażonym wzrokiem.
Kakashi zanim odszedł, rzucił jeszcze Sasuke sugestywne spojrzenie.
— Nie żyjesz, Uzumaki — warknął Neji, a Naruto prychnął, pokazując mu środkowy palec.
— Możesz mnie cmoknąć w dupę, jeśli bardzo chcesz — oznajmił prowokacyjnie. Neji zaczerwienił się, już chcąc ponownie zaatakować Uzumakiego, ale Sasuke stanął między nimi.
— Odpuść.
— Właśnie, Hyuuga! — prychnął Naruto, wychylając się zza pleców Sasuke. Jego twarz promieniała, rozjaśniona złośliwym uśmiechem. Sasuke pokręcił głową, kiedy Neji zacisnął pięści, robiąc krok w ich stronę.
— Idę do magazynu — burknął w końcu, odwracając się na pięcie i kierując w ślady za Kakashim. Tłum powoli zaczynał się już rozrzedzać.
Sasuke odwrócił się do Naruto, który zaśmiał się głośno i radośnie. Jego niebieskie oczy błyszczały zaczepnie i w Sasuke niemal zagotowało się na ten widok.
— W końcu się doigrasz, idioto — ostrzegł go, ale Naruto nie tylko roześmiał mu się w twarz. Przybliżył się do niego o krok i zadarł lekko głowę, żeby spojrzeć na Sasuke z nieskrywaną pewnością siebie.
— Nie myśl sobie, że mnie uratowałeś królewiczu z bożej łaski. — Stuknął go palcem w pierś. Jedyne, co dostał w zamian to jego chłodne, pogardliwe spojrzenie. Węsząc w tym swoją wygraną, Naruto chciał dodać coś jeszcze, ostatecznie — jak myślał — przybić gwóźdź do trumny swojego rywala, ale niespodziewanie wtrąciła się Hinata.
— Naruto, chodźmy już — powiedziała, kładąc dłoń na jego ramieniu, a Naruto aż zastygł, nie wiedząc, czy był bardziej wściekły na Uchihę — za wszystko, co mu zrobił ten dupek, czy na Hinatę, która przerwała mu konfrontację z nim. Naruto czuł, że był bliski sprowokowania go!
Sasuke odsunął się i mierząc Naruto ostatnim nienawistnym spojrzeniem, odszedł, ostatecznie kończąc przedstawienie.
Naruto zaklął, z nieświadomą irytacją strącając z ramienia dłoń Hinaty.

*
— Tęsknisz za Los Angeles? — zapytała Hinata, kiedy jechali już do domu. Naruto czuł się dziwnie, kiedy dziewczyna zaproponowała mu, że zawiezie go do domu , jednak ostatecznie zgodził się na to. Przemoczony, poobijany i sfrustrowany nie miał najmniejszej ochoty na samotny spacer późnym wieczorem. Zwłaszcza, że temperatura przyprawiała go o palpitację serca.
— Miałeś tam pewnie dużo znajomych, prawda? — zapytała Hinata, wyjeżdżając z parkingu Centrum Sportu.
— Znajomych? Jasne, całą masę! Nie to co tutaj — burknął, rozsiadając się wygodniej na skórzanych fotelach w terenowym samochodzie Hinaty. — Niezły wóz — zauważył, uśmiechając się do niej obezwładniająco.
— Dzięki — powiedziała szybko Hinata, aż się na niego nieco zagapiając.
— Ej, ostrożnie! — Naruto w ostatniej chwili złapał za kierownicę, ratując ich przed wylądowaniem w rowie. Hinata pisnęła przerażona, czując, jak jej serce przyśpiesza. Krew szumiała jej w głowie, kiedy uświadomiła sobie, że Naruto znajduje się w jej samochodzie. Że właśnie odwodzi go do domu! Zaczęła się zastanawiać, czy gdyby Naruto chciał ją pocałował na pożegnanie, powinna na to pozwolić. Nie chciała wyjść na łatwą, spaliłaby się ze wstydu, gdyby Naruto tak o niej pomyślał. Co jednak, gdy Naruto zainteresuje się kimś innym? Musi pokazać, że jej zależy! I działać szybko, bo ktoś tak przystojny jak Uzumaki nie pozostanie długo sam.
— Może… jutro? — zapytała, odpalając na nowo silnik. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że samochód jej zgasł. Naruto musiał mieć ją za idiotkę. Co za wstyd! Spojrzała na niego szybko, czując jak zwykle ciepło na policzkach.
— Co jutro? — zapytał Naruto bez zrozumienia. Niewiele zdawał sobie również sprawę ze stanu emocjonalnego Hinaty. Beztrosko siedział w samochodzie, podziwiając rozbudowaną deskę rozdzielczą i mimowolnie zastanawiając się, czy Sasuke miał równie luksusowy wóz. Może kiedyś zakradnie się na szkolny parking, żeby to sprawdzić? Chociaż nie, nie poniży się do tego poziomu. Za niedługo Uchiha będzie go prosił, żeby go podwieźć.  
— Chciałbyś się ze mną… s-spotkać?
— W szkole? Jasne, i tak nikt oprócz ciebie nie chce ze mną gadać. — Naruto uśmiechnął się wesoło i jakby Hinata nie miała dość, przeczesał ręką swoje jasne włosy, wyglądając przy tym jak model z reklamy.
— Tak, w szkole — odpowiedziała w końcu Hinata zgaszona. Przeklinała się w myślach, że nie była tak odważna jak na przykład Sakura. Naruto pewnie właśnie takie dziewczyny jak Haruno się podobały.
Hinata przygryzła wargę, myśląc gorączkowo, jak powinna zapytać, czy Naruto ma dziewczynę.
— Teraz tu w lewo — powiedział, wskazując jej ręką na boczną drogę. Dziewczyna skręciła tak gwałtownie, że Naruto poleciał prosto na nią, a kierowca samochodu jadącego za nimi zatrąbił, w ostatniej chwili hamując.
— Długo masz prawo jazdy? — zapytał niepewnie Naruto, a na jego twarzy nie można było już zauważyć tej pewności siebie co zwykle. — Wiesz, może wysadź mnie tutaj i się przejdę? Nie mam daleko.
— Nie! — zaprzeczyła gwałtownie Hinata, głośniej i agresywniej niż miała w zwyczaju. — Odwiozę cię — dodała po chwili zawstydzona swoim zachowaniem.
Naruto zaśmiał się nerwowo, wiercąc na fotelu. Jakoś przestał się czuć tak komfortowo w tym wielkim, ekskluzywnym terenowym wozie jak zanim do niego wsiadł.
— Przepraszam, normalnie tak nie prowadzę — starała się wytłumaczyć Hinata. — Więc — podjęła po chwili, kiedy Naruto powiedział, że już dojeżdżają — w Los Angeles… powodzenie… u… masz dziewczynę? — Udało się jej w końcu wydukać. Pomyślała, że zaraz serce wyskoczy jej z piersi prosto na deskę rozdzielczą.
— Co? — Naruto spojrzał na nią bez zrozumienia i trzeba było przyznać, że Hinata nie wybrała sobie odpowiedniego obiektu westchnień. Wziąwszy pod uwagę jej wrodzoną nieśmiałość i równie wrodzoną niedomyślność Naruto nie mogło z tego wyjść nic dobrego.
— Chciałam zapytać, czy masz…
— Jesteśmy — przerwał jej nagle Naruto. — Czy nie mam czego?
— Nie, już nieważne. Dobranoc — Hinata rzuciła mu pośpieszne spojrzenie, zauważając jedynie szeroki uśmiech na ustach chłopaka.
Śmieje się ze mnie!, pomyślała z przerażeniem.
— Dzięki za podwiezienie, do jutra! — zawołał niczego nieświadomy Naruto, wychodząc – a raczej wyskakując – z samochodu. Był szczęśliwy, że udało mu się dotrzeć do domu w jednym kawałku. — Co za dziewczyna — mruknął jeszcze do siebie, kiedy machał do odjeżdżającej Hinaty. — Kobiety jednak nie umieją prowadzić — uznał, jakby sam potrafił.

*

Sasuke zaparkował przed wejściem do pensjonatu. O tej porze roku nie było w nim jeszcze wielu turystów, tłumy zaczną się dopiero wraz z rozpoczęciem sezonu zimowego.
Jego ojciec powinien już wrócić do domu z delegacji i teraz, podejrzewał Sasuke, wraz z matką jadł kolację, obawiając sprawy biznesowe — jak zwykle zresztą.
Wszedł do pensjonatu przez duże, oszklone drzwi. Miał nadzieję, że po drodze do pokoju nie natknie się na nikogo. Być może szczęście mu dopisze? Ostatnio — to znaczy odkąd poznał Uzumakiego — rodzice byli tak zajęci, że nie zauważyli jego siniaków. Jeśli mu się uda i tym razem przejdzie niezauważony. W swoich rozmyślaniach nie wziął pod uwagę jeszcze jednej osoby, której bądź co bądź nie spodziewał się w pensjonacie akurat teraz.
— Cześć mały, naiwny braciszku — usłyszał.

4 komentarze:

  1. Uwaga!
    Kompania Ocenowa od teraz działa wspólnie z Ławą Przysięgłych jako Kompania Przysięgłych pod adresem www.kompania-przysieglych.blogspot.com. Uprzejmie prosimy o zmianę linku, a także zapraszamy do rozejrzenia się po nowej siedzibie niegdysiejszych dwóch ocenialni.
    Pozdrawiam ciepło,

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeśli mam być szczera, to chyba bardziej wolałam poprzednią wersję BOM BOM, no ale już takie ryzyko zmieniania całej historii- jednym podoba się bardziej innym mniej, jestem pewna, że się z tym liczyłam. Nie mówię, że ta wersja mi sie nie podoba - po prostu tamta chyba bardziej przypadła mi do gustu. Irytuje mnie fakt, ze przerwałam pisanie na takim momencie, że ktoś ich przyłapał, bo teraz sie tylko zastanawiam kto to był i co miało się dalej wydarzyć ;D z niecierpliwością czekam na następny rozdział i mam nadzieję, że uda Ci się go szybko dodać :) pozdrawiam i oczywiście życzę weny i czasu :)
    Cherie

    OdpowiedzUsuń
  3. Mam świadomość, że między dwoma wersjami jest dość duża rozbieżność. Rozumiem też, czemu poprzednia podobała ci się bardziej :) ja mam spory fun z pisania BB od nowa, bo świetnie się przy tym bawię :)
    następny rozdział za niedługo powinien się pojawić :)
    dzięki za komentarz i pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Witaj.
    Maera Fey, w której kolejce znajduje się Twój blog, nie jest w stanie na razie angażować się w Gaol. Rozważa nawet odejście z ocenialnii. Proszę, abyś w miarę możliwości wybrała inną oceniającą - obiecuję, że zostaniesz przeniesiona zgodnie z datą zgłoszenia (pomijając blog, którym oceniająca obecnie się zajmuje).

    Pozdrawiam,
    Idariale, naczelniczka Fair Gaola
    (wybacz, że piszę z Anonimowego, ale nie mam specjalnie czasu na logowanie)

    OdpowiedzUsuń

Proszę pisać komentarz pod najnowszą notką.