niedziela, 9 grudnia 2012

Freedom

Rozdział 5
betowała A., ;*

Kiedy Jiraiya wrócił do domu, Naruto nie poświęcił mu odrobiny uwagi. W hałasie i zamieszaniu, jakie towarzyszyło pojawieniu się opiekuna, Naruto siedział przy stole jak sparaliżowany. Nawet nie drgnął, wpatrując się w Uchihę szeroko otwartymi oczami. W jego spojrzeniu kryło się coś dziwnego. Coś, czego Sasuke nie potrafił rozpoznać.
Kiedy Uchiha wyczuł na swoim ramieniu dużą, ciężką rękę, odwrócił się w stronę Jiraiyi. Szeroką twarz mężczyzny wykrzywił uśmiech, pogłębiając zmarszczki wokół oczu. Znajdujące się w nieładzie, białe jak śnieg włosy sięgały połowy pleców.

— Ale wyrosłeś! — powiedział głośnym, huczącym głosem i poklepał Sasuke po plecach, zapierając mu dech w piersi. Uchiha uśmiechnął się z chłodną uprzejmością, ściskając dłoń mężczyzny w geście powitania. Jiraiya górował nad nim dobre dziesięć centymetrów, a jego potężne ramiona były prawie dwa razy szersze niż barki Sasuke.
— Naruto ciągle o tobie opowiadał. — Zaśmiał się donośnie i spojrzał przekornie na swojego podopiecznego. Twarz Naruto stężała.
— Spóźniłeś się dwadzieścia minut — zauważył Uzumaki, ignorując zawstydzający komentarz swojego opiekuna. Sasuke zmrużył oczy, kiedy blondyn spojrzał prosto na niego.
— Nasz indyk czeka w piecu prawie godzinę! — zasyczała poirytowana Tsunade i kazała usiąść wszystkim do stołu.
Sasuke odsunął krzesło i zajął miejsce naprzeciwko Naruto.
— Brakowało ci tego? — zapytał cicho blondyn, od niechcenia bawiąc się widelcem. Sasuke uśmiechnął się jedynie, nie odpowiadając.


— Kiba dostał wejściówki do Rube Skye — oznajmił Gaara, przekraczając próg mieszkania na Grove Street. Oparł mokry parasol o ścianę przy wejściu tuż pod wieszakiem na ubrania i ściągnął buty.
„Deszczowa zima za niedługo się skończy. To ostatnie miesiące tak intensywnych opadów”, pomyślał Naruto, po czym zapytał:
— Chcesz coś do picia?
Zauważył, jak Gaara rozgląda się po salonie świdrującym, uważnym spojrzeniem. Naruto miał wrażenie, że przyjaciel przenikał wzrokiem bałagan panujący w mieszkaniu i widział sportową bluzę Uchihy zsuwającą się z siedzenia kanapy albo japońskie gry na konsolę, które były schowane na półce pod telewizorem.
— Wodę mineralną — mruknął Gaara, odsuwając krzesło i siadając przy kuchennym stole.
— Nie chcesz piwa? — Naruto odwrócił się do niego z dwoma zielonymi butelkami w ręku, jednak Gaara przecząco pokręcił głową. — Na pewno?
— Na pewno.
— Nie wiesz, co tracisz — oznajmił Naruto, rzucając w stronę przyjaciela butelkę półlitrowej wody mineralnej. Sprawnie otworzył swoje piwo, celnie rzucając kapslem do kosza.
— Ino wciąż się nie odzywa?
Naruto pokręcił przecząco głową, upijając łyk chłodnego, przyjemnie orzeźwiającego piwa.
— Powiedziała, że po ślubie się do niego przeprowadzi i zostawi mi swojego mustanga.
Gaara uniósł brwi, zdziwiony tymi słowami.
— Przecież ona kocha ten samochód.
— Wiem. Rzęży tak samo jak ona. I trzeba do niego dopłacać kupę kasy, więc pod tym względem są do siebie bardzo podobni — powiedział Naruto i zaśmiał się, patrząc na nieporuszonego tym żartem Gaare.
— I trzeba w nią wlać tonę paliwa, żeby ruszyła.
Naruto zakrztusił się piwem, słysząc wypowiedziane niemal grobowym głosem słowa swojego przyjaciela. Musiał przyznać mu rację. Ino posiadała naprawdę mocną głowę, odporną na wysokoprocentowe napoje. Zazwyczaj musiała wypić najwięcej, żeby osiągnąć stan, w jakim oni byli już po pięciu piwach. I pomyśleć, że była jedyną kobietą w ich ekipie.
— Więc co z tą imprezą? — zapytał w końcu Naruto, dopijając swoje piwo.
— W sobotę o jedenastej, będziesz? — Gaara wstał, jasno dając do zrozumienia, że odpowiedź Naruto zakończy ich rozmowę.
— Jasne, że tak.


Ostatnie kilka dni Sasuke spędził na rozlatującej się kanapie w mieszkaniu Naruto. Nawał spraw związanych z przeprowadzką sprawił, że kiedy wracał do mieszkania Uzumakiego, był już późny wieczór. Obiecał, że gdy załatwi wszystkie sprawy związane z przeprowadzką Orochimaru, Itachiego, a w końcu swoją własną, wyniesie się.
— Gdzie? Zamieszkasz z Sakurą w Lowelly Hill? — zapytał go wtedy Naruto.
— Nie — odpowiedział twardym głosem, który jasno sugerował, że nie chce kontynuować tej rozmowy. Naruto doskonale to wyczuł, pomimo to brnął dalej.
— Wiec gdzie? Nie będziesz mieszkał ani ze swoją dziewczyną, ani z Orochimaru lub Itachim. Kupisz mieszkanie?
Sasuke doskonale wiedział, że za niedługo będzie musiał się wycofać. Wynagrodzi Naruto jego przyjaźń i usunie się w cień. Nie widział sensu w kupowaniu tutaj mieszkania. Nie chciał wiązać się z tym miastem. San Francisco nie było miejscem dla niego i doskonale o tym wiedział. W tym mieście kryło się za dużo wspomnień, przeszłości i Naruto. Jego podświadomość podpowiadała mu, że niedługo może nie dać rady wyjechać. A powinien.
Przez te osiem lat usamodzielnił się. Był silny. Nauczył się być silnym bez pomocy Naruto. A teraz znów za dużo polegał na swoim przyjacielu. Nie mógł pozwolić sobie na chwile słabości. Takie jak ta, gdy przyjechał do mieszkania Naruto zaraz po wizycie w Hotelu Świętego Franciszka.


Sakura położyła filiżankę z malinową herbatą przed Sai’em i zajęła miejsce naprzeciwko swojego przyjaciela.
— Dowiedziałaś się już, dlaczego od ciebie uciekł? — zapytał zgryźliwie Sai, sięgając po świeżo wyjęte z pieca, owocowe babeczki. Nigdy nie mógł odmówić sobie jej wypieków i Sakura doskonale o tym wiedziała. Często przychodziła do apartamentu Saia, żeby zaszyć się w jego kuchni i eksperymentować. Mieszkając w hotelu, nie musiała martwić się o posiłki. Specjalnie dla niej kucharz gotował dietetyczne, wyrafinowane potrawy. Często brakowało jej poczucia samodzielności.
— Już ci mówiłam, że nie uciekł! — warknęła poirytowana, marszcząc przy tym nos w zabawny sposób. — Już tysiąc razy powtarzałam ci, że jego brat i Orochimaru wrócili do San Francisco, a on musi zająć się ich całą przeprowadzką.
— Dlatego nie dzwonił do ciebie od kilku dni? — zapytał Sai, uśmiechając się złośliwie.
— Nie masz o nim żadnego pojęcia — prychnęła Sakura. — Nie znasz go. Nawet nie wiesz, co on musiał zrobić, żeby móc przeprowadzić się ze mną do San Francisco. Obiecał mi to. Jego opiekun jest ciężko chory, a brat... — Przerwała na chwilę, szukając odpowiedniego słowa, ale w końcu skapitulowała i westchnęła ze zrezygnowaniem. — To prawdziwy sukinsyn. Nie mam pojęcia, co Sasuke powiedział mu, żeby skłonić go do przyjazdu do San Francisco, ale mu się udało.
— Dlaczego więc nie wraca do ciebie na noc, skoro to taki dobry facet? Może w czasie wolnym od przeprowadzki testuje miastowe dziwki?
Sai z głuchym trzaskiem odłożył filiżankę na spód. Wiedział, że powinien uważać, ponieważ była to porcelana przywieziona prosto z Chin.
— Wiem, że go nie lubisz. — Sakura uśmiechnęła się łagodnie. — Na początku zawsze sprawia złe wrażenie.
— To gbur i prostak! — krzyknął poirytowany Sai. Bez przerwy słyszał usprawiedliwienia pod adresem wyidealizowanego w oczach Sakury Sasuke.
Poznał Uchihę. Dowiedział się, że nie lubi gejów, a nawet się nimi brzydzi. Zapewne nie lubił również masy innych rzeczy. I był głupkiem. Jego umiejętności łóżkowe nie zrobią z niego dobrego faceta!
— Dobrze wiesz, że go kocham. Czuję, że to ten facet i chcę założyć z nim rodzinę. Naprawdę, Sai. — powiedziała pewnym tonem, a na jej twarzy widać było zaciętość. Cienkie brwi zmarszczyły się groźnie, a pełne usta zacisnęły w geście determinacji. — On mi pomógł, kiedy nikt inny nie chciał tego zrobić.
— Co to znaczy?
Sakura zaczerwieniła się i uśmiechnęła lekko, odwracając wzrok na trzymaną w ręce filiżankę kawy.
— Czy ja nie pomogłem ci, kiedy tego potrzebowałaś?
— To nie o to chodzi, Sai. Nieważne zresztą. Chcesz czy nie, możliwe, że jestem z nim z nim w ciąży.


Naruto skrzywił się z niesmakiem, wkładając brudne naczynia do zlewu. Po raz pierwszy w życiu bałagan panujący w kuchni zaczął mu przeszkadzać. Przymknął oczy, wmawiając sobie, że nie czuje zapachu niedojedzonej zupki instant sprzed czterech dni. A może sprzed tygodnia? Zazwyczaj świeżość potrawy oceniał po tym, czy jej składniki się już ruszały. Teraz jednak reszki makaronu na dnie plastikowej miski nie wykonywały gwałtownych ruchów. W nadziei na to, że Sasuke nie przeszkadzają jego kulinarno—biologiczne eksperymenty, wrzucił zupkę do kosza.
Kiedy pozbył się nieprzyjemnego zapachu (pomijając smród tygodniowych naczyń piętrzących się w zlewie), odwrócił się do Sasuke z uśmiechem na ustach.
Na zewnątrz było już ciemno, dochodziła dwudziesta pierwsza.
— Sasuke — zaczął, odwracając uwagę bruneta od czytanej gazety. Kosmyki czarnych włosów opadały na błyszczące oczy Uchihy. Naruto przełknął ślinę, czując ciężkie, analitycznie spojrzenie Sasuke. Powoli zaczął się już do niego przyzwyczajać, ale teraz robiło na nim dwa razy większe wrażenie. Chciał zapytać się o coś ważnego. Denerwował się.
— Itachi znalazł już mieszkanie? — zaczął ostrożnie, ponieważ wiedział, że sprawy brata Sasuke nie są najbezpieczniejszym tematem do rozmów.
— Tak. — Sasuke niemal warknął. Jego spojrzenie się zmieniło. Stało się wrogie i nieufne. Naruto uśmiechnął się na myśl, że Sasuke nawet nie podejrzewa, jakiego pytania może się spodziewać.
— A Orochimaru?
— Jego mieszkanie nie jest jeszcze gotowe — mruknął Uchiha i odwrócił spojrzenie na czytaną wcześniej gazetę, zrywając tym samym kontakt wzrokowy z Naruto. — Musi być ono odpowiednio przygotowane, skoro Orochimaru chce mieszkać sam — wyjaśnił Sasuke spokojnie. — Jeżeli przeszkadza ci moja obecność, mogę się w każdej chwili wyprowadzić — powiedział, mierząc Naruto spojrzeniem spod czarnej grzywki.
— Nie. — Uśmiechnął się lekko. — Nie to miałem na myśli.
Oparł się o stół, pochylając się na wysokość twarzy Uchihy. Poczuł, że się czerwieni, kiedy jego przyjaciel zjechał wzrokiem na jego usta, oczekując odpowiedzi.
— Więc co miałeś na myśli?
Naruto zawahał się, ale szybko udało mu się odzyskać pewność siebie.
— Nie chcesz mieszkać ani ze swoją dziewczyną, ani z Orochimaru, ani z Itachim. Ino się wyprowadziła, więc możesz zostać tutaj — powiedział z uśmiechem na ustach.
— Chcesz, żebym z tobą zamieszkał? — Sasuke wydał się zaskoczony tą propozycją.
— Ktoś musi dorzucać się do czynszu.
Naruto zaśmiał się cicho, słysząc pogardliwe prychnięcie Uchihy.
— Więc jak, Sasuke? Wchodzisz w to?
Patrzył zaskoczony na Naruto, który stał przed nim otwarty i szczery. Zadał mu to pytanie tak zwyczajnie i radośnie, że Sasuke nie wiedział, co odpowiedzieć. Zmrużył jedynie oczy, chcąc ukryć w nich paniczny strach, jaki go w tym momencie ogarnął.
Nie chciał się zgadzać. Nie chciał ponownie budować z Naruto relacji takiej jak kiedyś, ponieważ wiedział, że gdy to zrobi, nie będzie już chciał wyjeżdżać.
Naruto był jego najlepszym przyjacielem, odkąd pamiętał. Odsunął cień przeszłości, jaki zawisł nad nim, kiedy jego matka postanowiła się zabić. To dzięki Naruto jego dzieciństwo nie było takie złe.
„Nie ma w tym stwierdzeniu nic sentymentalnego”, pomyślał ze złością Sasuke. Chciał przekonać sam siebie, że nie jest ckliwym, żałosnym facetem.
— Nie — powiedział w końcu przez zaciśnięte gardło. Przez chwilę zastanawiał się, czy nie lepiej byłoby zniszczyć tę przyjaźń. Może tak byłoby łatwiej dla nich obu?
— Dlaczego? — zapytał Naruto ze złością i Sasuke musiał przygryźć wargę, żeby się nie uśmiechnąć.
Jasne, mógł już wcześniej wpaść na to, że ma do czynienia ze zbyt upartym i zdeterminowanym facetem, żeby mieć jakiekolwiek szanse powodzenia. Naruto nigdy się nie poddawał, nienawidził porażek i Sasuke zaczął się obawiać, że jego plan może zejść na panewce.
— Dlaczego nie chcesz ze mną zamieszkać?
— Ponieważ mam dziewczynę — odpowiedział twardym głosem, przypominając sobie nagle o istnieniu Sakury, która stanowiła idealny argument.
Wstał, patrząc na zaskoczony wyraz twarzy Naruto.
— Od przyjazdu tutaj spotkałeś się z nią tylko raz! — wypalił nagle blondyn. — Nie jesteś aż tak bardzo zajęty, żeby się z nią nie zobaczyć, idioto! Myślisz, że jestem tak głupi, żeby nie zauważyć tego, jak ją spławiasz? Kiedy tylko wysyła do ciebie sms—a albo dzwoni, widzę, jaki masz wyraz twarzy. Znam cię zbyt dobrze, żebyś mnie mógł oszukać!
Sasuke nie mógł już powstrzymać łagodnego uśmiechu.
„Właśnie dlatego powinienem jak najszybciej się z tobą pożegnać”.
— Jeszcze się zastanowię, w porządku? — zapytał Sasuke, a w odpowiedzi otrzymał triumfalny uśmiech Naruto.
„On się chyba nigdy nie zmieni”, pomyślał jeszcze, zanim nie padła propozycja gry na konsoli, na którą bez wahania przystał.


Sasuke szedł Gougth Street, kierując się w stronę parku Jefferson Square, który oddalony był od mieszkania Naruto niecałe pięć minut drogi. Miał się tam spotkać z Sakurą. Kobieta zadzwoniła do niego z samego rana, oznajmiając, że musi powiedzieć mu o czymś ważnym. Nalegała, więc nie miał innego wyboru — musiał się zgodzić. Zwłaszcza, że całej rozmowie przysłuchiwał się Naruto. Sasuke widział błąkający się na jego ustach uśmieszek, kiedy udawał, że czyta gazetę. Nie mógł dać mu tej satysfakcji i ponownie odmówić Sakurze, wykręcając się czymś głupim. Nie chciał dawać mu kolejnego powodu do tego, żeby kpił z jego związku z Haruno. Zwłaszcza, jeżeli chciał ją zachować, jako dobry kontrargument w sprawie wspólnego mieszkania z Naruto.
Zbliżało się południe. Niebiesko—szare niebo poprzecinane było puszystymi, białymi chmurami, przez które przedostawały się promienie słońca. Wiał chłodny, rześki wiatr i Sasuke wiedział, że tylko kwestią czasu jest nadejście gwałtownej ulewy.
„Ale już wkrótce zrobi się ciepło”, pomyślał. Minie deszczowa zima i rozpocznie się suche lato. Przez najbliższe miesiące nad zachodnią stroną miasta wisieć będzie gęsta mgła. W centralnej części San Francisco, w której mieszkali, utrzyma się do późnego poranka.
Kamienice po obu stronach ulicy były wyremontowane i odnowione. Mijając drugą przecznicę, na końcu ulicy zobaczył podobny do waszyngtońskiego Kapitolu wielki, biały gmach. Znajdowało się w nim muzeum sądownictwa.
Mijał rzędy zielonych, wykrzywionych drzew o twardych, mięsistych liściach. Będąc już prawie u celu, zobaczył czerwony, niski szeregowiec wyróżniający się na tle wysokich, zadbanych kamienic. Zbudowany był w duchu lat dziewięćdziesiątych. Widział kremowe, ciężkie zasłony, które przysłaniały większość okien w budynku. Kiedy dotarł na miejsce, przeszedł przez pożółkłe, zdarte pasy, znajdujące się na załatanej drodze.
Sakura już na niego czekała. Siedziała na drewnianej ławce pod drzewem. Uśmiechnęła się lekko na jego widok, odgarniając bladoróżowe włosy za ucho. Zafarbowała je na taki kolor, ponieważ chciała udowodnić sobie i reszcie modowego świata, że ma prawo do własnego ciała. Nie była maszyną albo raczej manekinem, który nadaje się tylko do reklamowania ubrań. Udało się jej to. Zyskała szacunek i zwróciła na siebie większą uwagę. Teraz było jej pięć minut, które starała się ze wszystkich sił wykorzystać.
— Cześć — przywitał się i zmrużył oczy, patrząc na elegancką, modnie ubraną kobietę, która podniosła się z ławki, pochylając w jego stronę. Objął ją w pasie, całując krótko w usta. Pachniała kobiecymi perfumami. Nie wiedział, czym dokładnie, może jaśminem, piżmem, albo lawendą? Nie znał się na zapach, nie potrafił rozpoznać tak wyrafinowanej mieszanki. Może jego zmysł węchu stępiły umiejętności kulinarne Naruto? To było bardzo prawdopodobne. W mieszkaniu jego przyjaciela często było czuć wiele nieprzyjemnych zapachów. Naruto nie przywykł do dbania o porządek.
— Załatwiłeś już mieszkanie dla Orochimaru i swojego brata? — zapytała z łagodnym uśmiechem, siadając ponownie na ławce. Nigdy nie używała imienia Itachiego. Pogardzała i nienawidziła jego brata tak bardzo, że gdyby tylko mogła, wymazałaby go ze swojego życia. Powiedziała to kiedyś Sasuke, że chciałaby udawać, że Itachiego w ogóle nie ma. Twierdziła, że tak byłoby lepiej.
— Nie. Powiedziałem ci, że gdy skończę, zadzwonię do ciebie — warknął nieprzyjemnym głosem. Wiedział, że Sakura już dawno przyzwyczaiła się do jego humorów. Uważała go za gbura, ale uwielbiała to, jaki był. Sasuke od zawsze podejrzewał ją o skłonności masochistyczne.
— Za tydzień lecę do Brazylii — powiedziała nagle, patrząc na swoją dłoń. Bawiła się pierścionkami, które miała na palcach. — Będę miała sesję zdjęciową na plaży Alter do Chao.
— W porządku.
Zapadła chwila ciszy. Sasuke z uporem obserwował kremowy mur oddzielający park od ulicy.
— Twój przyjaciel... Dobrze ci się u niego mieszka?
Sasuke, nie odrywając wzroku od muru, uśmiechnął się. Ciekawe, co powiedziałaby Sakura, gdyby dowiedziała się o propozycji Naruto?
— Tak — odpowiedział i z zaskoczeniem stwierdził, że dużo lepiej mieszkało mu się w małym, zagraconym mieszkaniu Uzumakiego. Tam nie musiał przejmować się zachowaniem idealnego porządku, bo sam właściciel go nagminnie nie przestrzegał. Bez ekstrawaganckich, drogich rzeczy, sprzątaczki i kucharza, wielkiej szafy pełnej ubrań Haruno oraz obcych ludzi, który ich co chwilę odwiedzali, czuł się swobodnie. Wcześniej mieszkał już z Haruno w jej apartamencie w Japonii.
— To dobrze. Może w końcu mnie z nim poznasz? — zapytała, uśmiechając się do niego przyjaźnie. Sasuke nie powiedział jej, że przyjacielem, u którego aktualnie mieszka, jest znerwicowany, nieokrzesany blondyn, którego miała przyjemność poznać na lotnisku.
— Sasuke? — zapytała, wsuwając mu rękę we włosy. Przysunęła się do niego, starając się odwrócić jego głowę w swoją stronę. — Tęsknię za tobą. Już dawno tego nie robiliśmy — przygryzła wargę, mrugając gwałtownie.
Sasuke zmrużył oczy, patrząc na jej pełne, zmysłowe usta.
— Idę dzisiaj do klubu, chodź ze mną. Poznasz moich znajomych, zobaczysz, jak bawi się San Francisco — zaproponowała na pozór z beztroskim, zaczepnym uśmiechem, ale Sasuke wiedział, że niecierpliwi się, czekając na odpowiedź. Chciała przedstawić go swoim znajomym, pochwalić się nim. Zawsze to robiła, a on zawsze zastanawiał się dlaczego. Nie był jakimś pieprzonym, ósmym cudem świata. Może tak jej imponował przez dzielącą ich różnicę wieku? Nie, to niemożliwe, Sakura mogła mieć każdego. Czasami zastanawiał się, dlaczego wciąż z nim jest. Nie był dla niej ani miły, ani nie okazywał jej miłości. Był zimnym, zamkniętym w sobie draniem, nikim więcej.
— Może być? — zapytała w końcu, zniecierpliwiona milczeniem Sasuke, który tylko z cichym westchnieniem, skinął głową. Przyda mu się trochę rozrywki. Musiał odreagować.
— Ja już pójdę — powiedział, uznając, że rozmowa jest już zakończona.
— Nie, zaczekaj — zatrzymała go szybko Sakura, łapiąc za nadgarstek. — Sasuke, czy ty... Ty nie masz nikogo, prawda?
Sasuke spojrzał na z góry, zaskoczony i rozbawiony tym pytaniem. Haruno uwielbiała być o niego zazdrosna. Czasami mówiła mu, że kręci ją, jak inne dziewczyny pożerają go wzrokiem, jak z nim flirtują.
— Oczywiście, że nie.
— To dobrze — wyszeptała, uśmiechając się jakoś inaczej niż zwykle. — To do zobaczenia?
— Tak, do zobaczenia. — Zdołał burknąć tylko Sasuke, kiedy Sakura wstała z ławki, pocałowała go krótko w usta i wyszła z parku.


— Cześć — przywitał się Naruto, kiedy tylko jego przyszły współlokator wszedł do mieszkania. Uśmiechnął się radośnie, zauważając pochmurny wyraz twarzy Uchihy.
Naruto był w doskonałym humorze, od kiedy przeprowadził z Sasuke poważną rozmowę na temat ich wspólnego mieszkania. Już wiedział, że wygrał. Jeśli Uchiha mówi, że się zastanowi, znaczy to, że tak naprawdę się zgodzi. Prędzej czy później ulegnie namowom i niezłomnemu uporowi Naruto. On wiedział najlepiej, jak rozgryźć Sasuke.
— Jak ci minął dzień? — zapytał nonszalancko.
— Do dupy — burknął Uchiha, nawet na niego nie patrząc. Pochylił się nad oparciem sofy, szukając pilota.
— Może chcesz zupki? — zaproponował i uśmiechnął się złośliwie. Sasuke spojrzał na niego groźnie, ale nie skomentował tej prowokacji. — Nie to nie — mruknął Naruto, odwracając się w stronę czajnika.
— Chcesz mnie otruć tym chemicznym gównem? — zapytał nagle Sasuke, pojawiając się tuż obok niego. Naruto zaśmiał się cicho i wyłączył czajnik, zalewając zupkę.
— Przejrzałeś mnie. Będę cię powoli truł zupkami instant, aż uznasz, że nie jesteś w stanie jeść nic innego.
Sasuke prychnął głośno, obserwując podejrzliwie plastikową miseczkę z zupką.
— Lepsze to niż zwęglenie od środka, gdybym jadł wszystkie twoje przypalone dania.
— Jeśli ci nie pasuje, sam możesz zacząć gotować — zripostował Naruto, dziwiąc się, że Sasuke jeszcze nigdy tego nie zrobił. Czy naprawdę mógł być gorszym kucharzem od niego? — Ty chyba potrafisz gotować, co?
Sasuke nie odpowiedział. Otworzył lodówkę i wsadził do niej potarganą, czarną czuprynę. Naruto wiedział, że wraz ze zniknięciem z mieszkania Ino, stan ich lodówki uległ drastycznej zmianie. Sasuke nie miał w niej czego szukać, chyba że gustował w nieświeżej wędlinie, albo gnijących warzywach.
— Czyli nie umiesz gotować — westchnął w końcu Naruto, siadając przy stole. Jego zupka pachniała przyjemnie, a nad jej powierzchnią unosiła się para.
„Gdyby nie gotowe dania, zginęlibyśmy na miejscu”, pomyślał, zaczynając jeść. Starał się ukryć uśmiech, kiedy zobaczył, jak Uchiha zamyka lodówkę, ostatecznie kapitulując i sięgając na półkę po zupkę instant.
— Szczerzysz się jak głupi — powiedział Uchiha, siadając do stołu z gotową już, parującą zupką.
— A ty strasznie głośno siorbiesz — zauważył Naruto, unosząc brwi do góry. Nigdy nie podejrzewał Uchihę o taki brak manier. Może jego przyjaciel był tak głodny, że nie był w stanie zachować się odpowiednio przy stole?
— Tak się je w Japonii — powiedział złowrogim, cichym tonem Sasuke, mrużąc przy tym groźnie oczy, jakby siorbanie było niezbędne, kiedy bywało się na tokijskich salonach. Naruto wyobraził sobie cesarza i jego żonę, którzy siedząc na wykwintnej kolacji wraz z prezydentem, siorbią zupę tak głośno, że mogłaby to słyszeć nawet Królowa Elżbieta siedząca w pałacu Buckingham, popijając popołudniową herbatkę.
Nie wytrzymał i roześmiał się głośno, aż musiał złapać się za brzuch. Uspokoił się dopiero, kiedy Sasuke rzucił w niego gazetą.
— Och, zamknij się już, młotku.
„Młotku?”, powtórzył Naruto w myślach i ze zdziwienia aż uniósł brwi. Sasuke mówił tak do niego w dzieciństwie.
Nagle uśmiechnął się do siebie, zdając sobie sprawę, że tak naprawdę pomimo że tak bardzo się zmienili i wydorośleli, jakaś część tego, co ich kiedyś łączyło przetrwała. Naruto pomyślał, że to musi być naprawdę zabawne. Tak długo się z Sasuke nie widział, a wciąż uważał go za swojego najlepszego przyjaciela. Uświadomił sobie to dopiero niedawno. Wiedział, że na Gaare zawsze może liczyć, że może się mu zwierzyć, ale to w towarzystwie Uchihy czuł, jakby wszystko było na właściwym miejscu. Był spokojny, nawet jeśli dostawał gazetą w twarz.


Wyszedł z sypialni, całą uwagę skupiając na podwijaniu mankietów swojej koszuli. Odkąd Ino wyprowadziła się do swojego szalonego narzeczonego, miał całą sypialnię wyłącznie dla siebie. Nie musiał się już gnieździć na niewygodnej, skrzypiącej kanapie, którą oddał Sasuke.
Uśmiechnął się pod nosem, kiedy przypomniał sobie, jak zastanawiał się, ile Uchiha wytrzyma, śpiąc na rozlatującym się meblu. Sasuke okazał się jednak twardym zawodnikiem. Wytrzymał na kanapie dłużej, niż zakładał.
„Jego japońska dupa potrafi znieść naprawdę dużo”, myślał ze złością, kiedy przez ostatnie dni widział, jak Sasuke krzywi się, starając rozmasować obolałe mięśnie. Naruto był niemal pewien, że to doskonały dowód na to, że jego przyjaciel naprawdę chce tutaj zamieszkać. Nikt mając wybór, nie śpi dobrowolnie na tej kanapie. Może kiedy Sasuke oficjalnie zostanie jego współlokatorem, pomyślą nad kupnem nowej, wygodniejszej sofy?
— Sasuke? — Naruto spojrzał na mężczyznę, który szykował się do wyjścia. — Wychodzisz dzisiaj?
— Tak — odburknął brunet, sznurując buty.
— Na randkę z tą twoją modelką? — zapytał wprost, widząc, jak Sasuke dobrze wygląda. Nigdy nie zastanawiał się nad tym, jak bardzo jego przyjaciel jest przystojny. Pamiętał, że nawet kiedy byli dziećmi, ich koleżanki zabiegały o względy Uchihy. Ale dopiero, kiedy zobaczył go po raz pierwszy od ośmiu lat na lotnisku, zdał sobie sprawę, że Sasuke wyprzystojniał. Ostatnio jednak nie zwracał na to uwagi. Uchiha często miał cienie pod oczami, wyglądał na zmęczonego i wyczerpanego, jego blada cera czasami miała ziemisty, niezdrowy kolor. Każdego ranka zastanawiał się, czy w czarną czuprynę na głowie Uchihy nie uderzył jakiś piorun.
Tego wieczoru, musiał przyznać, Sasuke wyglądał naprawdę dobrze. Mając na sobie tak zwyczajne klasyczne, sprane dżinsy i czarny, bawełniany podkoszulek, prezentował się nonszalancko i naturalnie.
— Nie wiem, czy dzisiaj wrócę na noc — odpowiedział mu Sasuke, prostując się. Zabrał z wieszaka sportową bluzę.
— Jasne, nie ma problemu. Mnie też nie będzie.
Sasuke spojrzał na niego zaskoczony, mierząc go uważnym, taksującym spojrzeniem, ale gdy Naruto nawet nie drgnął, odpuścił.
— W porządku — oznajmił lakonicznym tonem i wyszedł z mieszkania, głośno trzaskając za sobą drzwiami.
Naruto westchnął ciężko, zabierając z szafki kluczę i ściągnął z wieszaka kurtkę. Gdy miał już wychodzić, odwrócił się jeszcze za siebie, patrząc na znajdujący się w chaosie salon. Wkurzało go to, że Uchiha poszedł się zobaczyć ze swoją dziewczyną. Bał się, że może go ona namówić do zmiany decyzji w sprawie ich wspólnego mieszkania.

2 komentarze:

  1. Bardzo mi się podoba to opowiadanie i jestem ciekawa czy będzie ono kontynuowane. Bardzo mnie ciekawi czy czasem Naruto i Sasuke nie wylądują przez przypadek na jednej imprezie. No i Gaara, nurtuje mnie czy to zwykły przyjaciel Naru czy może kryje się za tym coś więcej. Czekam z niecierpliwością na kolejny wpis i życzę weny.

    OdpowiedzUsuń
  2. Czytam to opowiadanie i uważam że jest świetne mam taką cichą nadzieję że je kiedyś zakończysz

    OdpowiedzUsuń

Proszę pisać komentarz pod najnowszą notką.